w portkach morzy.
Zląkłem się i już piórko moje tchorzy, Bo jeśli płacze twój kuś zawiesisty I deszczyk z niego przepryskuje mglisty, Podobno i mnie dopną się doktorzy,
Chociaż na jawi, chociaż też i w śpiączki, Bo mię pociągniesz w kompaniją miją. Lub troczkiem idzie, lub się cedzi w sączki,
Oberwałeś co, taj to wszytką siłą, I jak się prędko przyznasz do rzeżączki, I ja się przyznam, żem już w targu z kiłą. NA TRAF DWORSKI WOŁOWICZ POSŁAŁ ŚWINKĘ PO PODSTOLSTWO
Wół, i niechudy, wzgardziwszy swą strawę Z siana, na pańską kasał się potrawę; Nie dosyć na tym (ba
w portkach morzy.
Zląkłem się i już piórko moje tchorzy, Bo jeśli płacze twój kuś zawiesisty I deszczyk z niego przepryskuje mglisty, Podobno i mnie dopną się doktorzy,
Chociaż na jawi, chociaż też i w śpiączki, Bo mię pociągniesz w kompaniją miią. Lub troczkiem idzie, lub się cedzi w sączki,
Oberwałeś co, taj to wszytką siłą, I jak się prędko przyznasz do rzeżączki, I ja się przyznam, żem już w targu z kiłą. NA TRAF DWORSKI WOŁOWICZ POSŁAŁ ŚWINKĘ PO PODSTOLSTWO
Wół, i niechudy, wzgardziwszy swą strawę Z siana, na pańską kasał się potrawę; Nie dosyć na tym (ba
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 334
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
synów się gromada starcowi dziwuje. Nie wie, skąd go pod wieczór taka myśl napada, Choć widzą, że cały dzień mało bardzo jada. Zdybało go raz kilka, a on w krzaku dyszy, A zielone jagody bierze sobie w ciszy. Potem też sami sobie tych jagód szukali I gdzie tatuchnik nie był, oni oberwali. Aż też i do nas doszło, potomków Noego, Że i na ziemi roście sok smaku takiego. Boć podobno prostacy zrazu rozumieli, Że to łzy ludzi świętych, gdy wino widzieli — I więc. żeby go nie pić. Ja go głupim zowę, Ktokolwiek by śmiał przyjąć inszą myśl w swą głowę.
synów się gromada starcowi dziwuje. Nie wie, skąd go pod wieczór taka myśl napada, Choć widzą, że cały dzień mało bardzo jada. Zdybało go raz kilka, a on w krzaku dyszy, A zielone jagody bierze sobie w ciszy. Potem też sami sobie tych jagód szukali I gdzie tatuchnik nie był, oni oberwali. Aż też i do nas doszło, potomków Noego, Że i na ziemi roście sok smaku takiego. Boć podobno prostacy zrazu rozumieli, Że to łzy ludzi świętych, gdy wino widzieli — I więc. żeby go nie pić. Ja go głupim zowę, Ktokolwiek by śmiał przyjąć inszą myśl w swą głowę.
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 259
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
zrobić chce chłopa, Bo mu nudno, że się rodzi W równi, choć sam wart snopa. A ty tego nie pojmując, Przecie swoje klistorzysz, Wszytkim rzeczy wielkie psując, Sobie licha przysporzysz, Bo kiedy się rzecz zupełna Na twym pysku rozerwie, Wybacz, torbo nieczci pełna, Żeć się też weń oberwie. Że cię strawią w własnych dobrach Cudzoziemskie harpije Alboć flintą da po ziobrach Rajtar, gdy się opije. Wybacz, że ci rząd odbierze W całej własnej chałupie I z pluder się swych rozbierze, Choć przy córek twych kupie. Że zamokłe w kale gdziesi Za babami po trecieW głowach żony twej zawiesi Przy gazowym
zrobić chce chłopa, Bo mu nudno, że się rodzi W równi, choć sam wart snopa. A ty tego nie pojmując, Przecie swoje klistorzysz, Wszytkim rzeczy wielkie psując, Sobie licha przysporzysz, Bo kiedy się rzecz zupełna Na twym pysku rozerwie, Wybacz, torbo nieczci pełna, Żeć się też weń oberwie. Że cię strawią w własnych dobrach Cudzoziemskie harpije Alboć flintą da po ziobrach Rajtar, gdy się opije. Wybacz, że ci rząd odbierze W całej własnej chałupie I z pluder się swych rozbierze, Choć przy córek twych kupie. Że zamokłe w kale gdziesi Za babami po trecieW głowach żony twej zawiesi Przy gazowym
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 196
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
podobieństwo twoje. Sejmy, zjazdy, rady i tam insze publiczne i sekretne akty są to ich niejakie teatra, albo raczej targowiska, kędy jak się to oni uwijają, ubiegają, zginają, trudno bez przygany opowiedzieć. Ten za uszy, tamten za usta, ów za nogi, za ręce, chcąc co na respekcie oberwać, jako złaja niedźwiedzia, Pana łatwego rozbierają, potrzebie swojej bez wstydu oczywiście naskakują, póty słudzy in omne nefas ochotni, póki skarb nieubogi.
Zygmunt: Ach sromoto osób!
Wacław: Raczej obelgo narodu, w którym spekulując hipocrizis cudzoziemska notuje i urąga się z humoru podłego, uważając, jak to pierwsze jego osoby szarzają
podobieństwo twoje. Sejmy, zjazdy, rady i tam insze publiczne i sekretne akty są to ich niejakie teatra, albo raczej targowiska, kędy jak się to oni uwijają, ubiegają, zginają, trudno bez przygany opowiedzieć. Ten za uszy, tamten za usta, ów za nogi, za ręce, chcąc co na respekcie oberwać, jako złaja niedźwiedzia, Pana łatwego rozbierają, potrzebie swojej bez wstydu oczywiście naskakują, póty słudzy in omne nefas ochotni, póki skarb nieubogi.
Zygmunt: Ach sromoto osób!
Wacław: Raczej obelgo narodu, w którym spekulując hipocrizis cudzoziemska notuje i urąga się z humoru podłego, uważając, jak to pierwsze jego osoby szarzają
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 273
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
; ile bowiem jest ko- O Ekonomice, mianowicie o Drzewach.
lanek, tyle lat ma gałązka. Ucina się w samę pełnią Księżyca, albo zaraz po niej, ale aż w dni kilka się szczepi, tym czasem na zimnie, lub w ziemię koniec ów ucięty zatknowszy wilgotną. Jeśli szczep roku zakwitnie drugiego, kwiat oberwać należy, bo przyszedłszy drzewo do swojej pory, mniej będzie fruktów wydawało. Szczep z jabłoni, zbyt słodkiej, w płonce winnej słodkie, przyjemniejsze i niby słodkowinne owoce sprawuje. Zbytnie także kwaśne latorośli wsłodkich płonkach albo pniakach słodnieją. W sadzeniu płonek obserwują; aby nie głębiej były w ziemię wsadzone, niż przedtym były.
; ile bowiem iest ko- O Ekonomice, mianowicie o Drzewach.
lanek, tyle lat ma gałązka. Ucina się w samę pełnią Xiężyca, albo zaraz po niey, ale aż w dni kilka się szczepi, tym czasem na zimnie, lub w ziemię koniec ow ucięty zatknowszy wilgotną. Iezli szczep roku zakwitnie drugiego, kwiat oberwać należy, bo przyszedłszy drzewo do swoiey pory, mniey będzie fruktow wydawało. Szczep z iabłoni, zbyt słodkiey, w płonce winney słodkie, przyiemnieysze y niby słodkowinne owoce sprawuie. Zbytnie także kwaśne latorosli wsłodkich płonkach albo pniakach słodnieią. W sadzeniu płonek obserwuią; aby nie głębiey były w ziemię wsadzone, niż przedtym były.
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 375
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
takiej rzeczy Żydowskim Krajom, czyli z Boskiej dyspozycyj, aby z przenosinami maleńkiego JEZUSA, i te drzewko pełne odoru i zdrowia w Egipski Kraj przeniosło się, jakoż tam najobficjej krzewi się. Równa się winu wzrostem a listkami perpetuò zielonemi, rucie zielu. Sok jego zbierają pod Wschód Słońca (nie innego czasu) aliàs listki oberwawszy, ten sok czysty płynie cudnie pachnący, z miejsc zerwanych listków, który w szklanne zbierają naczynia, tak na świat magnô pretiô rozwożą.
W tymże Heliopolu był Kościół ONION dla Żydów, równy Jerozolimskiemu, ale od Tytusa zrujnowany. Tu Miasto TARAMUDA, olim Rhinoco-rura na granicy Palestyny i Egiptu, gdzie jest grób Pompejusza
takiey rzeczy Zydowskim Kraiom, czyli z Boskiey dyspozycyi, aby z przenosinami maleńkiego IEZUSA, y te drzewko pełne odoru y zdrowiá w Egypski Kray przeniosło się, iakoż tam nayobficiey krzewi się. Rowna się winu wzrostem a listkami perpetuò zielonemi, rucie zielu. Sok iego zbieraią pod Wschód Słońcá (nie innego czasu) aliàs listki oberwawszy, ten sok czysty płynie cudnie pachnący, z mieysc zerwanych listkow, który w szklanne zbieraią naczynia, tak na świat magnô pretiô rozwożą.
W tymże Heliopolu był Kościoł ONION dla Zydow, rowny Ierozolimskiemu, ale od Tytusa zruynowany. Tu Miasto TARAMUDA, olim Rhinoco-rura na granicy Palestyny y Egyptu, gdzie iest grób Pompeiusza
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 556
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
/ z skoczenia/ abo dla inszej jakiej przyczyny powierzchownej: a rozprzestrzeniają się/ abo dla swej rzadkości/ abo za jakim we wnętrznym zamąceniem zmysłów. Rozerwanie błon poznasz/ dla tego iż przez nie skok dostatek i hurmem woda wychodzi/ rozszerzenie zaś tychże błon/ gdy potrosze i powoli: ktemu gdy się związki płodu oberwą/ zawżdy poronienie następuje/ za inszemi przyczynami nie bywa. Ciekywa woda krom przyczyn wyliczonych częstokroć/ a to z niemocnych chorych białychgłów/ i przy brzemieniu wtąż/ ale wilgotność niejaka zbytnia z białych macicznych odchodów/ a za takową przyczyną pospolicie w siódmym Księżycu rodzą; drugim ropistego coś/ i krwawego jakoby jaka wilgotność się dobywa
/ z skoczenia/ ábo dla inszey iakiey przyczyny powierzchowney: á rosprzestrzeniáią się/ ábo dla swey rzadkośći/ ábo zá iákim we wnętrznym zámąceniem zmysłow. Rozerwánie błon poznasz/ dla tego iż przez nie skok dostátek y hurmem wodá wychodźi/ rozszerzenie záś tychże błon/ gdy potrosze y powoli: ktemu gdy się zwiąski płodu oberwą/ záwżdy poronienie nástępuie/ zá inszemi przyczynámi nie bywa. Ciekywa wodá krom przyczyn wyliczonych częstokroć/ á to z niemocnych chorych białychgłow/ y przy brzemieniu wtąż/ ále wilgotność nieiáka zbytnia z białych máćicznych odchodow/ á zá tákową przyczyną pospolićie w śiodmym Kśiężycu rodzą; drugim ropistego coś/ y krwáwego iakoby iáka wilgotność się dobywa
Skrót tekstu: CiachPrzyp
Strona: E4
Tytuł:
O przypadkach białychgłów brzemiennych
Autor:
Piotr Ciachowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
poradniki, traktaty
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
miejsca nie miewają? Ale ty to w śmiech sobie obracasz szybało, Co się ustawić dobrze kościołowi zdało. Wara, nie tykaj chłopie kapłańskiej korony, By-ć na drahulcu plesza nie wyskubły wrony. I żony się bój, by cię o nas nie skarała, Miałbyś duży plesz, gdyby-ć łbisko oberwała. II
Samuel, dusz zwodziciel, w łysogórskim zborze Niedawno swym słuchaczom w luterskiej oborze Taką naukę podał, że kapłany Boże Balwierz święci, kiedy im plesz na głowie zrzeże. Ba, patrz nowy nauki z tej misternej głowy, Skądeś tak prędko zmędrzał, sowizdrzale nowy? Musi być cię rogaty duch z nagła
miejsca nie miewają? Ale ty to w śmiech sobie obracasz szybało, Co się ustawić dobrze kościołowi zdało. Wara, nie tykaj chłopie kapłańskiej korony, By-ć na drahulcu plesza nie wyskubły wrony. I żony się bój, by cię o nas nie skarała, Miałbyś duży plesz, gdyby-ć łbisko oberwała. II
Samuel, dusz zwodziciel, w łysogórskim zborze Niedawno swym słuchaczom w luterskiej oborze Taką naukę podał, że kapłany Boże Balwierz święci, kiedy im plesz na głowie zrzeże. Ba, patrz nowy nauki z tej misternej głowy, Skądeś tak prędko zmędrzał, sowizdrzale nowy? Musi być cię rogaty duch z nagła
Skrót tekstu: RamMKolKontr
Strona: 266
Tytuł:
Kolenda
Autor:
Mikołaj Aleksander Ramułt
Drukarnia:
Jan Wolrab
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
wiem w jakim lochu cości robi. I dlatego Wielką Noc, ba, i wielkie piątki, I Narodzenie Pańskie i Zielone Świątki, Lubi takowe święta i barzo smakuje, Bo w te dni znaczny przybysz w swoim mieszku czuje. W wielki czwartek mało mu dybsak się nie przerwał Od talerów i ortów, które był oberwał. Tak się tu już naszarpał, trzysta kop w tkanicę Dziewczynie wepchnął, z pereł sprawił jej przyłbicę. Sama chodzi jako paw jedwabiem upstrzona, Mniema, że ona sama ministrowska żona. Złoto świeci na szyi, błyszczy się na rękach, Lecz się boję za czasem być wam wszystkim w pętach. Więc kiedy się oboje
wiem w jakim lochu cości robi. I dlatego Wielką Noc, ba, i wielkie piątki, I Narodzenie Pańskie i Zielone Świątki, Lubi takowe święta i barzo smakuje, Bo w te dni znaczny przybysz w swoim mieszku czuje. W wielki czwartek mało mu dybsak się nie przerwał Od talerów i ortów, które był oberwał. Tak się tu już naszarpał, trzysta kop w tkanicę Dziewczynie wepchnął, z pereł sprawił jej przyłbicę. Sama chodzi jako paw jedwabiem upstrzona, Mniema, że ona sama ministrowska żona. Złoto świeci na szyi, błyszczy się na rękach, Lecz się boję za czasem być wam wszystkim w pętach. Więc kiedy się oboje
Skrót tekstu: TajRadKontr
Strona: 274
Tytuł:
Tajemna rada
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
kupy większej, Właśnie w południe pod Kamieniec przyszedł, Myśliszewski k nim w pole pieszo wyszedł Swoją piechotą tudzież z ochotnikiem, Lub na potęgę było z onym likiem. Przez kilka godzin z nimi herce zwodził Nie uszczerbiony, ni Turkom zaszkodził, Lub kilkunastu Turków postrzelano, Tych w swoje wojska chyżo pochwytano. Jego też jeden oberwał po głowie Niosąc przy onym na tamten szańc zdrowie. Wezyr osobą swoją w tamte czasy Był pod Kamieńcem, gdy byli hałasy, Upatrujący miejsca obozowi, Gdzie by namioty stawić cesarzowi I szańce skąd by rzucić ku zamkowi. Inżynierowie z nim byli gotowi Na przepatrzenie miejsca sposobnego, A forsować się do zamku naszego. ..
kupy większej, Właśnie w południe pod Kamieniec przyszedł, Myśliszewski k nim w pole pieszo wyszedł Swoją piechotą tudzież z ochotnikiem, Lub na potęgę było z onym likiem. Przez kilka godzin z nimi herce zwodził Nie uszczerbiony, ni Turkom zaszkodził, Lub kilkunastu Turków postrzelano, Tych w swoje wojska chyżo pochwytano. Jego też jeden oberwał po głowie Niosąc przy onym na tamten szańc zdrowie. Wezyr osobą swoją w tamte czasy Był pod Kamieńcem, gdy byli hałasy, Upatrujący miejsca obozowi, Gdzie by namioty stawić cesarzowi I szańce skąd by rzucić ku zamkowi. Indzinierowie z nim byli gotowi Na przepatrzenie miejsca sposobnego, A forsować się do zamku naszego. ..
Skrót tekstu: MakSRelBar_II
Strona: 178
Tytuł:
Relacja Kamieńca wziętego przez Turków w roku 1672 ...
Autor:
Stanisław Makowiecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965