nie widząc pomocy: „Jestem exemptus, nikt nade mną mocy Mieć tu nie może. O zakonu mego Honor protestor! nie ustąpię tego! W ostatku o wasz obiad nic nie stoję, Gniewów się waszych bynajmniej nie boję.” Tak diabeł — dziwy! — niech kto chce, co gada, Brata Leona pozbawił obiada.
Jest on i w czubach — powiem rzecz nienową – Wiózł na mszą stangret panią podsędkową. Ta woła: „Stangret, trzaskaj biczem silnie, Z drogi nie zstępuj, daj baczenie pilnie,
By się kłaniano. Niech wiedzą, kto jedzie!” Wtem przy kościele z kolaski wysiędzie. Tu ktoś znać daje,
nie widząc pomocy: „Jestem exemptus, nikt nade mną mocy Mieć tu nie może. O zakonu mego Honor protestor! nie ustąpię tego! W ostatku o wasz obiad nic nie stoję, Gniewów się waszych bynajmniej nie boję.” Tak diabeł — dziwy! — niech kto chce, co gada, Brata Leona pozbawił obiada.
Jest on i w czubach — powiem rzecz nienową – Wiózł na mszą stangret panią podsędkową. Ta woła: „Stangret, trzaskaj biczem silnie, Z drogi nie zstępuj, daj baczenie pilnie,
By się kłaniano. Niech wiedzą, kto jedzie!” Wtem przy kościele z kolaski wysiędzie. Tu ktoś znać daje,
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 478
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
twardy los między wszytkiemi, Które beły z twarzami co najpiękniejszemi, Że na każdy dzień jednę Proteowi niosą, Aż go tą, która mu się spodoba, przeproszą. Pierwsza, druga i insze wszytkie zbyły garła, Bo je łakoma orka zjadła i pożarła, Która, gdy insze straszne odchadzają stada, U portu zwyczajnego wygląda obiada.
LVIII.
Ja nie wiem, czy to prawda, czy to tylko bają, Co o tem Proteusie ludzie powiadają; Toli na białegłowy w tamtem kraju stary Zwyczaj i na niezbożne zostawia ofiary, Że orka, co każdy dzień do portu przychodzi, Obkarmiona ich ciały pięknemi odchodzi; Acz się dziewką urodzić jest po
twardy los między wszytkiemi, Które beły z twarzami co najpiękniejszemi, Że na każdy dzień jednę Proteowi niosą, Aż go tą, która mu się spodoba, przeproszą. Pierwsza, druga i insze wszytkie zbyły garła, Bo je łakoma orka zjadła i pożarła, Która, gdy insze straszne odchadzają stada, U portu zwyczajnego wygląda obiada.
LVIII.
Ja nie wiem, czy to prawda, czy to tylko bają, Co o tem Proteusie ludzie powiadają; Toli na białegłowy w tamtem kraju stary Zwyczaj i na niezbożne zostawia ofiary, Że orka, co każdy dzień do portu przychodzi, Obkarmiona ich ciały pięknemi odchodzi; Acz się dziewką urodzić jest po
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 161
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
miała, Tyle drugie także tarcz na sobie trzymała. Ci nań z prawej, ci z lewej strony nacierają, Ci go z przodku, a tamci z tyłu go sięgają; Ale on niestrwożony i broni tak wiele I obrócone na się wraz nieprzyjaciele Tak waży, jako owiec by najwiętsze stada Wilk, szukając głodnemu brzuchowi obiada.
LXXIX.
Trzymał w potężnej ręce straszliwy miecz goły, Którem na głowę wszytkie bił nieprzyjacioły, Że ktoby porachować i liczbę chciał wiedzieć Pobitych, długo nad tem musiałby posiedzieć. Krew ciecze strumieniami po drodze pełnemi, Pola się okrywają trupami gęstemi; Bo żadne zbroje, tarcze, szyszaki, kaftany Nie mogą Orlandowej
miała, Tyle drugie także tarcz na sobie trzymała. Ci nań z prawej, ci z lewej strony nacierają, Ci go z przodku, a tamci z tyłu go sięgają; Ale on niestrwożony i broni tak wiele I obrócone na się wraz nieprzyjaciele Tak waży, jako owiec by najwiętsze stada Wilk, szukając głodnemu brzuchowi obiada.
LXXIX.
Trzymał w potężnej ręce straszliwy miecz goły, Którem na głowę wszytkie bił nieprzyjacioły, Że ktoby porachować i liczbę chciał wiedzieć Pobitych, długo nad tem musiałby posiedzieć. Krew ciecze strumieniami po drodze pełnemi, Pola się okrywają trupami gęstemi; Bo żadne zbroje, tarcze, szyszaki, kaftany Nie mogą Orlandowej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 268
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
cnotliwe, Gdy się o was dowiedzą, przybędą chętliwe,
I pieśni swych wdzięcznością wesela dodadzą. Gdy słodkobrzmiące głosy na chóry rozsadzą. A ty, chłopcze, do kuchni skocz, mów kuchmistrzowi Niech wszytkiego dostatkiem doda kucharzowi! Ty też, moja Zosieńku, bądź mi gościom rada, Pobież sama do kuchni, a przyjrzyj obiada! Każ kurcząt, gęsi, prosiąt i kapłonów napiec, Do wszytkiego cybulki drobniusieńko nasiec, Więc też do żółtej juchy karz kurę uwarzyć. Drugą tak słodziusieńko z pietruszką usmażyć. Możesz też jaki kąsek borowej zwierzyny Nagotować smaczniuchno dla miłej drużyny. W ostatku możesz sama potrafić wybornie. Tylko przyjrzyj swym okiem wszytkiego dozornie. A
cnotliwe, Gdy się o was dowiedzą, przybędą chętliwe,
I pieśni swych wdzięcznością wesela dodadzą. Gdy słodkobrzmiące głosy na chóry rozsadzą. A ty, chłopcze, do kuchni skocz, mów kuchmistrzowi Niech wszytkiego dostatkiem doda kucharzowi! Ty też, moja Zosieńku, bądź mi gościom rada, Pobież sama do kuchni, a przyjrzyj obiada! Każ kurcząt, gęsi, prosiąt i kapłonów napiec, Do wszytkiego cybulki drobniusieńko nasiec, Więc też do żółtej juchy karz kurę uwarzyć. Drugą tak słodziusieńko z pietruszką usmażyć. Możesz też jaki kąsek borowej zwierzyny Nagotować smaczniuchno dla miłej drużyny. W ostatku możesz sama potrafić wybornie. Tylko przyjrzyj swym okiem wszytkiego dozornie. A
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 254
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Przestrzegać aby do góry bojno w wierzchołek szczep nie rósł, leczby się krzewił, wierzchołki obcinać. Szczep aż we trzy lata obcinaj, chyba by latorośli inne puściły się, odejmujące wilgoć wierzchołkowi. Jeśli gałązki wszystkie do góry rosną, wierzchołki im obsiekaj; tedy puszczą z boków gałązki. Bydło też, kozy, owoce obiadając, gałęzie, są okazją że drzewo krzesłowato nie urosnie. Wilki alias pod drzewem rosnące latorośli, albo odziomki, obcinać potrzeba; bo wilgoć odejmują samemu drzewu, i rosnieniu owoców: a dopieroż suche obcinać gałęzie. Aby drzewa urodzaju nie chybiły, przed Z. Janem Chrzcicielem, dniem jednym, albo dwiema oskrób,
Przestrzegać aby do gory boyno w wierzchołek szczep nie rosł, leczby się krzewił, wierzchołki obcinać. Szczep aż we trzy lata obcinay, chyba by latorosli inne pusciły się, odeymuiące wilgoć wierzchołkowi. Iezli gałązki wszystkie do gory rosną, wierzchołki im obsiekay; tedy puszczą z bokow gałązki. Bydło też, kozy, owoce obiadaiąc, gałęzie, są okazyą że drzewo krzesłowato nie urosnie. Wilki alias pod drzewem rosnące latorosli, albo odziomki, obcinać potrzeba; bo wilgoć odeymuią samemu drzewu, y rosnieniu owocow: á dopieroż suche obcinać gałęzie. Aby drzewa urodzaiu nie chybiły, przed S. Ianem Chrzcicielem, dniem iednym, albo dwiema oskrob,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 375
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
utrząsł się z kurnika, To teraz się śpiewaniem ustawnie zabawia, Jednoż przecie słów wszytkich dobrze nie wymawia. Złożył jakąsi dumę na Michalską notę, Jako się mężnie z kurmi potykał w sobotę, Jako do szturmu chodził do kurnika śmiele, Jednoż przedsię słów jeszcze nie domawia wiele. Coś strony sobotnego chce śpiewać obiada, To nie może wymówić, tylko jedno: ,,biada". Co chce śpiewać: ,,0, moje kokoszy, pasztety", To on śpiewa: ,,0, moje rozkoszy, niestety". Wspomina też sam często Szwana Samuela, Aby mu pomógł zażyć takiego wesela. To takie zacne szczęście
utrząsł się z kurnika, To teraz się śpiewaniem ustawnie zabawia, Jednoż przecie słów wszytkich dobrze nie wymawia. Złożył jakąsi dumę na Michalską notę, Jako się mężnie z kurmi potykał w sobotę, Jako do szturmu chodził do kurnika śmiele, Jednoż przedsię słów jeszcze nie domawia wiele. Coś strony sobotnego chce śpiewać obiada, To nie może wymówić, tylko jedno: ,,biada". Co chce śpiewać: ,,0, moje kokoszy, pasztety", To on śpiewa: ,,0, moje rozkoszy, niestety". Wspomina też sam często Szwana Samuela, Aby mu pomógł zażyć takiego wesela. To takie zacne szczęście
Skrót tekstu: ChądzJRelKontr
Strona: 300
Tytuł:
Relacja
Autor:
Jan Chądzyński
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
łoty. Rozpuścić na wolnym ogniu Terpentynę/ Wosk z Olejkiem Fiołkowego korzenia/ potym popioły wmieszać/ i Gałban w winie rozpuszczony. To mięszać/ aż ochłodnie/ i plastować ciepło na Wolą/ i na twarde Gruczoły zołzowate. Zołzom. Wolom. Gruczołom twardym. Chrobactwu/ które psuje winne latoro
Chrobactwo/ które winne latorośli obiada/ albo kwiat/ także gronka młode/ zatraca/ podkurzając je tym Sokiem. Dymienicom twardym.
Dymienice twarde zmiękcza i goi/ wziąwszy Gałbanu/ Żywice Sosnowej/ Wosku/ Liścia Biełunowego/ Wieprzowego sadła świeżego bez soli. To spuścić przy węglistym ogniu/ wespół z Biełunowym liściem utłuczonym a mięszać/ że będzie maść/ którą
łoty. Rospuśćić ná wolnym ogniu Terpentynę/ Wosk z Oleykiem Fiołkowego korzeniá/ potym popioły wmieszáć/ y Gáłban w winie rospusczony. To mięszáć/ áż ochłodnie/ y plastowáć ćiepło ná Wolą/ y ná twárde Gruczoły zołzowáte. Zołzom. Wolom. Gruczołom twárdjm. Chrobáctwu/ ktore psuie winne látoro
Chrobáctwo/ ktore winne látorośli obiada/ álbo kwiát/ tákże gronká młode/ zátráca/ podkurzáiąc ie tym Sokiem. Dymienicom twárdym.
Dymienice twárde zmiękcza y goi/ wźiąwszy Gáłbanu/ Zywice Sosnowey/ Wosku/ Liśćia Biełunoweg^o^/ Wieprzowego sádłá świeżego bez soli. To spuśćić przy węglistym ogniu/ wespoł z Biełunowym liśćiem vtłuczonym á mięszáć/ że będźie máść/ ktorą
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 213
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
to zaś pląsa, chociaj jej już głowa Osiwiała, właśnie jak i druga owa. A przecię z każdej miary złości w niej dostaje, Bo, choćby to nie stało za fraszki, za jaje. To łaje, to się swarzy, to kijem i dziada, Że dziad tnknie od niej z domu, nie czeka obiada. A co większa, ze klępy nie chcą rychło zdychać, Ale wolą młodymi cmentarze zatykać. Ale nalepiej dmuchnąć którą w łeb szragami, Abo kijem obalić, aże drgnie nogami. To tak ich koniec będzie, bo gdy zejdą z świata, Pewnie się jeszcze do nas wrócą dobre lata. Bo najbardziej na świecie baby
to zaś pląsa, chociaj jej już głowa Osiwiała, właśnie jak i druga owa. A przecię z każdej miary złości w niej dostaje, Bo, choćby to nie stało za fraszki, za jaje. To łaje, to się swarzy, to kijem i dziada, Że dziad tnknie od niej z domu, nie czeka obiada. A co większa, ze klępy nie chcą rychło zdychać, Ale wolą młodymi cmyntarze zatykać. Ale nalepiej dmuchnąć którą w łeb szragami, Abo kijem obalić, aże drgnie nogami. To tak ich koniec będzie, bo gdy zejdą z świata, Pewnie się jeszcze do nas wrócą dobre lata. Bo najbardziej na świecie baby
Skrót tekstu: WierszForBad
Strona: 172
Tytuł:
Wiersz o fortelach i obyczajach białogłowskich
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
jest tych potraw służebnica. Ba dobry też i ser z chlebem, prędka potrawa pod niebem. 37. Item
.
Dobra jest Włochom żaba a do niej sałat Polakom sztuka mięsa zawsze bywa grata. Dobra gęś z czarną juchą, nadziewane prosię, Może to mieć i każdy, kto jedno dba o się. Ostatek zaś obiada z odłużanym grochem Weźmi diable kasztany pospołu i z Włochem. 38. Item.
Górno-sieczna a z wołu sztuka do pieczenia, Gdy ją rożen obrotny wypuści z więzienia, Ciepło-krwawą juszycą z wierzchu pokropiona, Drobno-krasną cebulką wkoło potrząśniona Głodnemu żołądkowi apetyt naprawi, Boków mężnie podeprze, sił w człeku nadstawi
jest tych potraw służebnica. Ba dobry też i ser z chlebem, prędka potrawa pod niebem. 37. Item
.
Dobra jest Włochom żaba a do niej sałat Polakom sztuka mięsa zawsze bywa grata. Dobra gęś z czarną juchą, nadziewane prosię, Może to mieć i każdy, kto jedno dba o się. Ostatek zaś obiada z odłużanym grochem Weźmi diable kasztany pospołu i z Włochem. 38. Item.
Gorno-sieczna a z wołu sztuka do pieczenia, Gdy ją rożen obrotny wypuści z więzienia, Ciepło-krwawą juszycą z wierzchu pokropiona, Drobno-krasną cebulką wkoło potrząśniona Głodnemu żołądkowi apetyt naprawi, Bokow mężnie podeprze, sił w człeku nadstawi
Skrót tekstu: ZbierDrużWir_I
Strona: 25
Tytuł:
Collectanea...
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1675 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910