, Którym bez miary będąc rozpalony I z sił i wszytkich zmysłów wysmażony, Padłem podle niej i to w śliczne usta, To w piersi, których nie kryła już chusta, I w kształtną szyję, prawie bez przestania Nieuprzykrzone daję całowania, I już mię zła myśl na coś podwodziła, Ale się wśród tych pieszczot obudziła I z mych się węzłów wywikławszy, rzecze: „A tak-że mi to, niewdzięczny człowiecze, Chęć moję płacisz? A zła-żem ci była, Kiedym ci służyć sobie pozwoliła? Ale mnie służyć trzeba z powolnością, Ja panem chcę być, ja chcę być jejmością, Inaczej wnet cię wypuszczę z posługi, Bom
, Którym bez miary będąc rozpalony I z sił i wszytkich zmysłów wysmażony, Padłem podle niej i to w śliczne usta, To w piersi, których nie kryła już chusta, I w kształtną szyję, prawie bez przestania Nieuprzykrzone daję całowania, I już mię zła myśl na coś podwodziła, Ale się wśród tych pieszczot obudziła I z mych się węzłów wywikławszy, rzecze: „A tak-że mi to, niewdzięczny człowiecze, Chęć moję płacisz? A zła-żem ci była, Kiedym ci służyć sobie pozwoliła? Ale mnie służyć trzeba z powolnością, Ja panem chcę być, ja chcę być jejmością, Inaczej wnet cię wypuszczę z posługi, Bom
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 160
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
m ją o mojej wiecznej przyjaźni. Ścisnęłam ją. J więcejm nie przemogła. Tym czasem przyszedł jej mąż, chcąc ją z rąk moich wydrzeć. Nie, nie pozwolę, zakrzyknęłam, Marianna nie jest żoną, Marianna rodzoną jest WMPana siostrą. W tym momencie Marianna się wywróciła, jam się nad tym obudziła, jakoby z niespokojnego snu. Ja i mój Mąż naprzód do siebie przyszliśmy. Zaprowadziliśmy Mariannę na łoże, którą jedna opuściła mdłość, na to szczególnie, żeby w drugą wpadła. Przez cały dzień nie było jej można otrzezwić. HRABINY SZWEDZKIEJ G** Część I. PRZYPADKI HRABINY SZWEDZKIEJ G** PRZYPADKI HRABINY SZWEDZKIEJ G**
m ią o moiey wieczney przyiazni. Scisnęłam ią. J więceym nie przemogła. Tym czasem przyszedł iey mąż, chcąc ią z rąk moich wydrzeć. Nie, nie pozwolę, zakrzyknęłam, Maryanna nie iest żoną, Maryanna rodzoną iest WMPana siostrą. W tym momencie Maryanna się wywrociła, iam śię nad tym obudziła, iakoby z niespokoynego snu. Ja i moy Mąż naprzod do siebie przyszliśmy. Zaprowadziliśmy Maryannę na łoże, ktorą iedna opuściła mdłość, na to szczegulnie, żeby w drugą wpadła. Przez cały dzień nie było iey można otrzezwić. HRABINY SZWEDZKIEY G** Część I. PRZYPADKI HRABINY SZWEDZKIEY G** PRZYPADKI HRABINY SZWEDZKIEY G**
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 53
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
odprawiła swój wczas. Qualitates Wydry.
Druga stróz taki wnocy Panie zachowaj do Łoszka przystąpić, chłopcu ledwie pozwoliła z botów z zuć, a potym już nie ukazuj się bo narobiła wrzasku takiego, że się musiał obudzić choć by najtęzej spał. A kiedym był pijany to ona po piersiach deptała wrzeszcząc tak długo że obudziła gdy się kto koło łóżka przechodził, a w dzień spała tak rozwaliwszy się gdzie kolwiek że choć ją na ręce wziął to oczów nierozdziwiła Tak bestia konfidowała człowiekowi. Surowej ryby surowego mięsa nichciała jeść. Nawet kiedy w piątek albo wpost uwarzono jej kurczę Lubo gołębię a niewłozono piętruszki. należy to niechciała jeść rozumiała
odprawiła swoy wczas. Qualitates Wydry.
Druga stroz taki wnocy Panie zachoway do Łoszka przystąpić, chłopcu ledwie pozwoliła z botow z zuć, a potym iuz nie ukazuy się bo narobiła wrzasku takiego, że się musiał obudzić choc by naytęzey spał. A kiedym był piiany to ona po piersiach deptała wrzeszcząc tak długo że obudziła gdy się kto koło łoszka przechodził, a w dzięn spała tak rozwaliwszy się gdzie kolwiek że choc ią na ręce wziął to oczow nierozdziwiła Tak bestya konfidowała człowiekowi. Surowey ryby surowego mięsa nichciała ieść. Nawet kiedy w piątek albo wpost uwarzono iey kurczę Lubo gołębię a niewłozono piętruszki. nalezy to niechciała ieść rozumiała
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 252
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
jednak obadwa okna doskoczywszy/ spuścili się/ ani ich więcej było nocy onej widać. Toż właśnie temuż stadłu wedwie lecie potym przydało się: przy córce niedawno narodzonej. Tę abowiem/ gdy dwa wielcy ktowie jeden morątowaty a drugi biały z czarnymi płatami/ podczas z pania rodziców jej/ wnocy napadli/ obudziła rodziców wielkiem płaczem: Którzy obaczywszy że koci złoża skoczyli żeby ich pojmali/ ale nic nie spra- wili. Abowiem jako pierwej/ tak i na ten czas łatwo rąk ich uszły oknem się nadół spuściwszy/ a panienka ona po dwu dniach wyższechszy umarła Inszych potym nocy bieganie wielu kotów czuha jacych na insze dzieci/ i
iednák obádwá okná doskoczywszy/ spuśćili sie/ áni ich więcey było nocy oney widáć. Toż własnie temuż stádłu wedwie lećie potym przydáło sie: przy corce niedawno národzoney. Tę ábowiem/ gdy dwa wielcy ktowie ieden morątowáty á drugi biały z czarnymi płátami/ podczás z pánia rodźicow iey/ wnocy nápádli/ obudźiłá rodźicow wielkiem płáczem: Ktorzy obaczywszy że koći złożá skoczyli żeby ich poimáli/ ále nic nie sprá- wili. Abowiem iáko pierwey/ ták y ná ten czas łátwo rąk ich vszły oknem sie nádoł spuśćiwszy/ á pánienká oná po dwu dniách wyzszechszy vmárłá Inszych potym nocy biegánie wielu kotow czuhá iacych ná insze dźieći/ y
Skrót tekstu: SpInZąbMłot
Strona: 100
Tytuł:
Młot na czarownice
Autor:
Jacob Sprenger, Heinrich Institor
Tłumacz:
Stanisław Ząbkowic
Drukarnia:
Szymon Kempini
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
magia, obyczajowość, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Grocie, Sen mu te własne pokazywał twarzy, Jaki miał zawód, na płonnej ochocie, Niechcąc, dać wiary, że się to w śnie marzy, Wspomniał głos, kiedy leżał na murawie, Ze te piękności, miał widzieć na jawie. Ale tu jeszcze jednej nie dostaje, Z tych najpiękniejszej, co mnie obudziła, Przysiągłbym śmiele i teraz wyznaję, Ze do mnie strzałą z łuku wymierzyła, Dla tegom skoczył, jak sparzony z trawy, Czując raz w sercu ostry, choć nie krwawy. Długo się oko ADOLFOWE pasło, Miłym widokiem Dam, piękności zbiorem, Ktoś nagle krzyknoł, niby im dał hasło, W punkt
Grocie, Sen mu te własne pokázywał twárzy, Jáki miał záwod, ná płonney ochoćie, Niechcąc, dać wiáry, że się to w śnie márzy, Wspomniał głos, kiedy leżał ná muráwie, Ze te piękności, miał widzieć ná iáwie. Ale tu ieszcze iedney nie dostaie, Z tych náypięknieyszey, co mnie obudziła, Przysiągłbym śmiele y teraz wyznaię, Ze do mnie strzáłą z łuku wymierzyła, Dla tegom skoczył, iák spárzony z tráwy, Czuiąc ráz w sercu ostry, choć nie krwáwy. Długo się oko ADOLFOWE pásło, Miłym widokiem Dam, piękności zbiorem, Ktoś nágle krzyknoł, niby im dał hasło, W punkt
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 55
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
obudziły? jako rzecze, Klaryna; jam podle was leżała, jako zawsze, słyszę tedy aż ciężko stękacie, a potym wam w piersiach skrzypieć poczęło. i w gardle, jakoby was kto dusił; Zawołałam na was dwa abo trzy razy; a widząc że mi nie odpowiadacie, z łożkam się porwała, obudziłam Chryzeidę, nie mogąc wam sama radzić i ledwo ognia wskrzesawszy, wam na pomoc przyszłyśmy; niech będzie Bóg pochwalony (złożywszy ręce) żeście do siebie przyszli. A miałam że womit, rzecze staruszka; jako rzecze Klaryna, czy mieliżeście womit? pewnie nie inaczej, i w dobrą godzinę, gdyby
obudźiły? iáko rzecze, Kláryná; iam podle was leżała, iáko zawsze, słyszę tedy aż ćięszko stękáćie, á potym wam w pierśiach skrzypieć poczęło. y w gardle, iakoby was kto duśił; Zawołałam na was dwa ábo trzy razy; a widząc że mi nie odpowiádaćie, z łożkam się porwała, obudźiłam Chryzeidę, nie mogąc wam sama radźić y ledwo ognia wskrzesawszy, wam na pomoc przyszłyśmy; niech będźie Bog pochwalony (złożywszy ręce) żeśćie do śiebie przyszli. A miałam że womit, rzecze staruszka; iako rzecze Klaryna, czy mieliżeśćie womit? pewnie nie inaczey, y w dobrą godźinę, gdyby
Skrót tekstu: UrfeRubJanAwan
Strona: 45
Tytuł:
Awantura albo Historia światowe rewolucje i niestatecznego alternatę szczęścia zamykająca
Autor:
Honoré d'Urfé
Tłumacz:
Jan Karol Rubinkowski
Drukarnia:
Jan Ludwik Nicolai
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1741
Data wydania (nie wcześniej niż):
1741
Data wydania (nie później niż):
1741
tobą tropy Iść po strząśnionej rosie szukając twej stopy, Zbieżałem cię, a tyś snem pod gruszką zmorzona, Usnąwszy rozłożyła zapocone łona. Przypadnę na kolana, a Wenus kazała, Aby koniec w tej sprawie tam chęć moja miała. I tak mi się łaskawie fortuna stawiła, Żeś się za trzecim ledwie razem obudziła. Ledwiem się co i tykał z wielkiej chęci ciebie, A bywało jak kura zarznął po potrzebie. Jeśliś smaku miłości mej we śnie nie miała, Spróbuj na jawi, kiedy żywnie będziesz chciała. Jam gotów, bo ukradkiem wszytko mi się działo, Czegoby się powoli wżdy powetowało. 368. Dworska
tobą tropy Iść po strząśnionej rosie szukając twej stopy, Zbieżałem cię, a tyś snem pod gruszką zmorzona, Usnąwszy rozłożyła zapocone łona. Przypadnę na kolana, a Wenus kazała, Aby koniec w tej sprawie tam chęć moja miała. I tak mi się łaskawie fortuna stawiła, Żeś się za trzecim ledwie razem obudziła. Ledwiem się co i tykał z wielkiej chęci ciebie, A bywało jak kura zarznął po potrzebie. Jeśliś smaku miłości mej we śnie nie miała, Spróbuj na jawi, kiedy żywnie będziesz chciała. Jam gotow, bo ukradkiem wszytko mi się działo, Czegoby się powoli wżdy powetowało. 368. Dworska
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 174
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910