Starszeństwo Tu od Boga miało. Zawsze im Chleba Jako potrzeba Dosyć wystarczało. Na co mi skarby Wszytkie Hiarby/ Na co mi Paktole. Pozór we Złocie A myśl wkłopocie/ Troska serce kole. Fraszka India Pers/ Japonia/ Meksyk/ i Rataja. Intratą złotą Ale nie Cnotą/ Przewyszają GAJA. Lub się ochłodzić/ Lubo przechodzić/ Lubo na rozmowy. Do gęstej W sośnie Co blisko rośnie/ Możesz pość Dąmbrowy. Tam chłodne stoki Bystre potoki/ Zimnej wody dają. Skąd pełność biorą Sadzawki sporą/ I wskroś zalewają. Lub też kto zechce Nawiedzić miejsce/ Drzewem ZYĆIA sławne. Aż GAJ pobliżu Przy świętym KRZYŻU. Zyści Vota
Stárszenstwo Tu od Bogá miáło. Záwsze im Chlebá Iáko potrzebá Dosyć wystárczáło. Ná co mi skárby Wszytkie Hyárby/ Ná co mi Páktole. Pozor we Złoćie A myśl wkłopoćie/ Troská serce kole. Frászká Indya Pers/ Iáponia/ Mexyk/ y Rátháiá. Intratą złotą Ale nie Cnotą/ Przewyszáią GAIA. Lub się ochłodźić/ Lubo przechodźić/ Lubo ná rozmowy. Do gęstey W sośnie Co blisko rośnie/ Mozesz pość Dąmbrowy. Tám chłodne stoki Bystre potoki/ Zimney wody dáią. Zkąd pełność biorą Sadzawki sporą/ Y wskroś zálewáią. Lub też kto zechce Náwiedźić mieysce/ Drzewem ZYĆIA sławne. Aż GAY poblizu Przy świętym KRZYŻU. Zyśći Votá
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 194
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
/ pism swych capite 73. tak w tej materyj mówi/ ogień jest pod ziemią zachowany od Stworzyciela na męki niezbożników: który i Gehenną Pismo święte nazywać zwykło: w którym nie miłosierny on Bogacz (słuchać go tu miał Zyzani) skwarząc się/ prosił Patriarchi Abrahama/ aby posłał do niego ubogiego Lazarza/ żeby ochłodził wodą język jego/ skwarzący się w połomieniu podziemnego nieugaszającego ognia. A że ten ogień jest podziemny/ niech cię w tym przemoże ogień góry Etny/ zespodu ziemskich przepaści w wierzch wynurzający się: i tych niezbożników/ którzy się tam męczą/ głosy i wrzaski straszliwe. Abo nie słyszysz Zbawiciela mówiącego/ umarł też i
/ pism swych capite 73. ták w tey máteriy mowi/ ogien iest pod źiemią záchowány od Stworzycielá ná męki niezbożnikow: ktory y Gehenną Pismo świete názywáć zwykło: w ktorym nie miłośierny on Bogacz (słucháć go tu miał Zyzáni) skwárząc sie/ prośił Patryárchi Abráhámá/ áby posłał do niego vbogiego Lázárzá/ żeby ochłodźił wodą ięzyk iego/ skwárzący sie w połomieniu podźiemnego nieugászáiącego ogniá. A że ten ogień iest podźiemny/ niech ćię w tym przemoże ogień gory Aethny/ zespodu źiemskich przepáśći w wierzch wynurzáiący sie: y tych niezbożnikow/ ktorzy sie tám męczą/ głosy y wrzaski straszliwe. Abo nie słyszysz Zbáwicielá mowiącego/ vmarł też y
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 37
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie; Teraz czas, letnie nawiedzając wody, Składać brud z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje
, cieszy się skwapliwy Żeniec, okryte podcinając niwy I snopy znosząc w liczne kopy sporze, W czas ma nadzieję o gdańskim fryjorze. Teraz czas, Jago, przy skończonym żniwie, Wyskoczyć w chłodnym cieniu nieleniwie; Teraz czas, letnie nawiedzając wody, Składać brud z znojem i szukać ochłody. Ale-ć mnie możesz ochłodzić na suszy, Jeśli cię prośba moja dawna ruszy; Siądź tylko ze mną na bujnym trawniku A uważ sobie, że i w niewolniku Kto sobie życzy zysku i posługi, Zatnie raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje przyszyły się letnie, Skąd, jeśli z ogniów tych co nie odetnie Łaskawa twoja baczność, w oka mgnieniu Stopię się jak wosk przy hojnym płomieniu; Ale jeśli mię przyjaźń twa ochłodzi — Niech kanikuła jako chce dowodzi. Mam-li też zginąć gwałtem w ogniu, proszę, Niechaj swą zgubę z oczu twych ponoszę I niech się lato słońcem swym nie chlubi, Że nad twą wolą sługi twoje gubi. Tyś jest me lato i dla ciebie cierpnie Serce, czując twe pełne ognia sierpnie; Oczy
raz jeden, a pogłaszcze drugi. Ty-ć mnie już dawmo palisz na potasze: Palić a pałać — to są działy nasze, A jeszcze znoje przyszyły się letnie, Skąd, jeśli z ogniów tych co nie odetnie Łaskawa twoja baczność, w oka mgnieniu Stopię się jak wosk przy hojnym płomieniu; Ale jeśli mię przyjaźń twa ochłodzi — Niech kanikuła jako chce dowodzi. Mam-li też zginąć gwałtem w ogniu, proszę, Niechaj swą zgubę z oczu twych ponoszę I niech się lato słońcem swym nie chlubi, Że nad twą wolą sługi twoje gubi. Tyś jest me lato i dla ciebie cierpnie Serce, czując twe pełne ognia sierpnie; Oczy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 256
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
jest łożnica, Gdzie oblubienica.
Resp.: Dobra to moda i już zażywana, Niech od nas światu dziś będzie podana. Niech nikt nie sądzi; co chcesz, niech się stanie. Na twoje siebie całą daję zdanie.
Spać z sobą nie bronię, Od łóżka nie stronię; Potem ślub weźmiemy, Gdy się ochłodzimy.
Kwest.: Więc przez to czary, gusła mogą minąć; Przyjdzie w miłości razem się ochynąć.
Niech kto chce prawi, a co było dawno, Niechaj świat widzi, a niech widzi jawno
My się z sobą cieszmy, Nie bawiąc pospieszmy, A ksiądz trafi prawie Po małżeńskiej sprawie.
Chorus: I tak
jest łożnica, Gdzie oblubienica.
Resp.: Dobra to moda i już zażywana, Niech od nas światu dziś będzie podana. Niech nikt nie sądzi; co chcesz, niech się stanie. Na twoje siebie całą daję zdanie.
Spać z sobą nie bronię, Od łóżka nie stronię; Potem ślub weźmiemy, Gdy się ochłodzimy.
Kwest.: Więc przez to czary, gusła mogą minąć; Przyjdzie w miłości razem się ochynąć.
Niech kto chce prawi, a co było dawno, Niechaj świat widzi, a niech widzi jawno
My się z sobą cieszmy, Nie bawiąc pospieszmy, A ksiądz trafi prawie Po małżeńskiej sprawie.
Chorus: I tak
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 337
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
...o;
Ksiądz też zawsze na prawie; niemasz wikarego, Co by go absolwował z grzechu śmierdzącego. 837. Mądrość dziewek gdańskich.
Trzy dzieweczki się były na szpacyr wybrały Ze Gdańska, a gdy z onej uciechy wracały Nazad do domów, niżli miały się rozchodzić, Wstąpiły do winiarza, chcący się ochłodzić. Kazały sobie halbę dać wina ryńskiego, Jedna o drugiej będąc rozumienia tego, Że miała mieć co groszów; lecz się myłka stała, Bo żadna z nich (jak na złość) pieniędzy nie miała. Wypiwszy wino, Anken cicho Lisken ruszy I szepnie: Moja złota, nie mam ci przy duszy I pfeniga;
...o;
Ksiądz też zawsze na prawie; niemasz wikarego, Co by go absolwował z grzechu śmierdzącego. 837. Mądrość dziewek gdańskich.
Trzy dzieweczki się były na szpacyr wybrały Ze Gdańska, a gdy z onej uciechy wracały Nazad do domow, niżli miały się rozchodzić, Wstąpiły do winiarza, chcący się ochłodzić. Kazały sobie halbę dać wina ryńskiego, Jedna o drugiej będąc rozumienia tego, Że miała mieć co groszow; lecz się myłka stała, Bo żadna z nich (jak na złość) pieniędzy nie miała. Wypiwszy wino, Anken cicho Lisken ruszy I szepnie: Moja złota, nie mam ci przy duszy I pfeniga;
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 301
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
memu Afektowi w-tej mierze ku wam Ojcowskiemu. Bo na cóż się oglądać i chować już mamy? Kiedy i tu pochwili się nie otrzymamy Pod Koroną mieszkając? Czego będziem chwytać Wiatry lekkie? i Zbiegów co raz o to pytać Co się dzieje z-Obozem? Podźmy Dzieci, podźmy, A tym nie ugaszone przynamniej ochłodźmy, Ządze nasze; kiedy je, albo nasyciemy Krwią tego to bowadu, albo wylejemy Swoje nawet. Ponieważ nie zostawa tracić, Nam już więcej. a ten hołd ozdobniej zapłacić Przy Grobach, przy Ołtarzach, i Pokładach drogich Braci naszych. Niechże Hydr i Cerberów srogich Rusza piekło; niech Hultaj, nad te jeszcze
memu Affektowi w-tey mierze ku wam Oycowskiemu. Bo na coż sie oglądáć i chowáć iuż mamy? Kiedy i tu pochwili sie nie otrzymamy Pod Koroną mieszkáiąc? Czego bedźiem chwytać Wiatry lekkie? i Zbiegow co raz o to pytać Co sie dźieie z-Obozem? Podźmy Dźieći, podźmy, A tym nie ugaszone przynamniey ochłodźmy, Ządze nasze; kiedy ie, álbo nasyćiemy Krwią tego to bowadu, albo wyleiemy Swoie nawet. Poniewasz nie zostawa tráćić, Nam iuż wiecey. a ten hołd ozdobniey zapłaćić Przy Grobach, przy Ołtarzach, i Pokładach drogich Braći naszych. Niechże Hydr i Cerberow srogich Rusza piekło; niech Hultay, nad te ieszcze
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 54
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
m też Jego cieniów pragnęła w upale. Rzekł: „Wiem, dokąd i w które puściłaś się strony, jak cię omyli często ratunek proszony. Ciągniesz w dalekie kraje nieba wysokiego, żywot tuteczny pewnym gościńcem do niego, a widzę, że-ć się trudy podróżne sprzykrzyły, chcesz, by cię jabłonijowe cienie ochłodziły. Owoż ja na ochłodę tobie moje cienie przynaszam i w jabłoń się rozłożystą mienię. Obacz ręce do drzewa srodze przykowane, w nogach rany okrutne goźdźmi poorane. Obacz, jak śmiertelnymi skatowane ciało ranami, że nie ciałem, lecz cieniem się zdało. Ten cień wdzięczną ochłodą na twe spracowanie, ta jabłoń w twych
m też Jego cieniów pragnęła w upale. Rzekł: „Wiem, dokąd i w które puściłaś się strony, jak cię omyli często ratunek proszony. Ciągniesz w dalekie kraje nieba wysokiego, żywot tuteczny pewnym gościńcem do niego, a widzę, że-ć się trudy podróżne sprzykrzyły, chcesz, by cię jabłonijowe cienie ochłodziły. Owoż ja na ochłodę tobie moje cienie przynaszam i w jabłoń się rozłożystą mienię. Obacz ręce do drzewa srodze przykowane, w nogach rany okrutne goźdźmi poorane. Obacz, jak śmiertelnymi skatowane ciało ranami, że nie ciałem, lecz cieniem się zdało. Ten cień wdzięczną ochłodą na twe spracowanie, ta jabłoń w twych
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 119
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
jabłoń w twych frasunkach da ufolgowanie”. Rzekł Pan, aż pierwsze siły nazad się wracają, słowa Pańskie rzeźwości i mocy dodają. Spojrzę i w mym Kochanku trzymam wzrok wlepiony – ach, mnie wisiał na krzyżu Chrystus umęczony! Rzekę: „Cóż to, me Światło, za postać tak smutna? Czy mię cieniem ochłodzi jabłoń tak okrutna? Mnie-ż to w krwawym spoczynek cieniu zgotowany, gdy do krzyża okrutnie Jezus przykowany? O jabłoni, nieszczęsna, która cię szczepiła ręka, znać że tyrańska, a nie ludzka była! Jednak, lub przykra, jabłoń gałęzie ucieśne rodzi, cień chorym daje i wytchnienia wcześne. Cień i łóżka pozwoli,
jabłoń w twych frasunkach da ufolgowanie”. Rzekł Pan, aż pierwsze siły nazad się wracają, słowa Pańskie rzeźwości i mocy dodają. Spojrzę i w mym Kochanku trzymam wzrok wlepiony – ach, mnie wisiał na krzyżu Chrystus umęczony! Rzekę: „Cóż to, me Światło, za postać tak smutna? Czy mię cieniem ochłodzi jabłoń tak okrutna? Mnie-ż to w krwawym spoczynek cieniu zgotowany, gdy do krzyża okrutnie Jezus przykowany? O jabłoni, nieszczęsna, która cię szczepiła ręka, znać że tyrańska, a nie ludzka była! Jednak, lub przykra, jabłoń gałęzie ucieśne rodzi, cień chorym daje i wytchnienia wcześne. Cień i łóżka pozwoli,
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 119
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
Jak jabłoń szkarłatnymi ściężała fruktami chełpi się, uśmierzając pragnienie jabłkami, obfitym towarzyszki dostatkiem celuje, frukty dla gości, cienie zemdlonym gotuje, takąś mi zawsze bywał w upałach ochłodą, w pokarmach i w pragnieniu stawałeś wygodą. Ach, ilekroć, Kochanku, wołając prosiła, bym choć raz w Twoim cieniu głowę ochłodziła! Rzekszy, tu jeśli można – siądę na wzdychanie, jak gołębica, kiedy sierotą zostanie. Wzniecą w sercu mym treny krwią włosy zbroczałe, pobudzą do lamentów wargi poczerniałe, oczy zapadłe, czoło i szyja zwiśniona, usta i święta głowa krwią spiekłą zmoczona. O jak często, na bok ten patrząc, będę mdlała
Jak jabłoń szkarłatnymi ściężała fruktami chełpi się, uśmierzając pragnienie jabłkami, obfitym towarzyszki dostatkiem celuje, frukty dla gości, cienie zemdlonym gotuje, takąś mi zawsze bywał w upałach ochłodą, w pokarmach i w pragnieniu stawałeś wygodą. Ach, ilekroć, Kochanku, wołając prosiła, bym choć raz w Twoim cieniu głowę ochłodziła! Rzekszy, tu jeśli można – siądę na wzdychanie, jak gołębica, kiedy sierotą zostanie. Wzniecą w sercu mym treny krwią włosy zbroczałe, pobudzą do lamentów wargi poczerniałe, oczy zapadłe, czoło i szyja zwiśniona, usta i święta głowa krwią spiekłą zmoczona. O jak często, na bok ten patrząc, będę mdlała
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 120
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997