Mci pannie Zofiej z Szpanowa Czaplicownie od Imci pana Zbygniewa z Raciborska Morsztyna, miecznika mozyrskiego
.
Hejnał, panie serca mego, Leżąc między miękkim puchem, Ockni się ze snu smacznego. Słuchaj mię łaskawym uchem. Już twój sługa nieospały Już pewne o dniu otuchy, Zaczynać nowe hejnały. Pieją marsowe posłuchy, A choć jeszcze ociężałe Już i jaskołki latają, Snem, twe oczy są wspaniałe. Gdy się zorze zapalają.
Już skowronek wykrzykając Dzień nastający witając Pod obłoki wylatuje, Biedne ptaszę radość czuje.
Już na zielonej murawie Krzyczą zamorscy żorawie, Rącze loty wysmukują, Już od ziemie podlatują.
Zaczynają zamierzone Loty swe w daleką stronę. Już ci to
Mci pannie Zofiej z Szpanowa Czaplicownie od Imci pana Zbygniewa z Raciborska Morstyna, miecznika mozyrskiego
.
Hejnał, panie serca mego, Leżąc między miękkim puchem, Ockni się ze snu smacznego. Słuchaj mię łaskawym uchem. Już twoj sługa nieospały Już pewne o dniu otuchy, Zaczynać nowe hejnały. Pieją marsowe posłuchy, A choć jeszcze ociężałe Już i jaskołki latają, Snem, twe oczy są wspaniałe. Gdy się zorze zapalają.
Już skowronek wykrzykając Dzień nastający witając Pod obłoki wylatuje, Biedne ptaszę radość czuje.
Już na zielonej murawie Krzyczą zamorscy żorawie, Rącze loty wysmukują, Już od ziemie podlatują.
Zaczynają zamierzone Loty swe w daleką stronę. Już ci to
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 376
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, ze wszego Stworzenia najświetniejszy. Człowiecze, który i w niebie Masz cząstkę, wstań z barłogu, Nie leż w tym brzydkim pogrzebie Gnoju, wspomni o Bogu. Wiedz, czegoś ty jest dziedzicem Czyjeś ty pokolenie? Obróć się ku Bogu licem, Pojrzy na gwiazd płomienie. Prosty ciałem a schylony W niż duchem ociężałym, Żebyś nie był naleziony Nie człek pod człeczym ciałem 9. Paks bone mentis.
Vis fusiore luxu Spularier superbe, Vis tecta, vis lacunar, Etegales apparatus? Vis floreant in horto Vireta laurearum, Fruceta cum rosetis Et alba lilieta, Vis affluat voluptas, Absit metus dolorque? Convivium perenne est, Palatium est
, ze wszego Stworzenia najświetniejszy. Człowiecze, ktory i w niebie Masz cząstkę, wstań z barłogu, Nie leż w tym brzydkim pogrzebie Gnoju, wspomni o Bogu. Wiedz, czegoś ty jest dziedzicem Czyjeś ty pokolenie? Obroć się ku Bogu licem, Pojrzy na gwiazd płomienie. Prosty ciałem a schylony W niż duchem ociężałym, Żebyś nie był naleziony Nie człek pod człeczym ciałem 9. Pax bonae mentis.
Vis fusiore luxu Spularier superbe, Vis tecta, vis lacunar, Etegales apparatus? Vis floreant in horto Vireta laurearum, Fruceta cum rosetis Et alba lilieta, Vis affluat voluptas, Absit metus dolorque? Convivium perenne est, Palatium est
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 417
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
od siebie ręką odepchnęła I wszytka się na pięknej twarzy zapłonęła.
XLVIII.
Pustelnik nie mieszkając, sięgnął wtem do taszki I dobył z niej natychmiast jednej małej flaszki I w oczy, z których miłość swych ogniów dosięga I w których nagorętsze pochodnie zażega, Z lekka jednę z niej puścił kroplę takiej mocy, Że sen na ociężałe zaraz kładzie oczy. Padła na wznak na suchem piasku Angelika Na wszytkie zgrzybiałego wole rozbójnika.
XLIX.
Obłapia ją i wszędzie, na grzech odważony, Maca, gdzie chce: ona śpi i nie ma obrony. Czasem w piersi, a czasem w usta ją całuje: Żywy człowiek nie widzi. Ale koń szwankuje,
od siebie ręką odepchnęła I wszytka się na pięknej twarzy zapłonęła.
XLVIII.
Pustelnik nie mieszkając, sięgnął wtem do taszki I dobył z niej natychmiast jednej małej flaszki I w oczy, z których miłość swych ogniów dosięga I w których nagorętsze pochodnie zażega, Z lekka jednę z niej puścił kroplę takiej mocy, Że sen na ociężałe zaraz kładzie oczy. Padła na wznak na suchem piasku Angelika Na wszytkie zgrzybiałego wole rozbójnika.
XLIX.
Obłapia ją i wszędzie, na grzech odważony, Maca, gdzie chce: ona śpi i nie ma obrony. Czasem w piersi, a czasem w usta ją całuje: Żywy człowiek nie widzi. Ale koń szwankuje,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 159
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nieszczęściem dawnem urażona, Ani śpiąc, ani czując, rękę wyprawiła Po to, aby Birena swego obłapiła.
XXI.
Ale próżno: nikogo ręka nie najduje, Wraca ją wzad i zasię znowu wyprawuje, Wszytko darmo; obiema potem i rękoma I z obu stron go maca bez skutku nogoma. Naostatek otwiera oczy ociężałe, Lecz nikogo nie widzi; zaczem owdowiałe Pierze, skoczywszy z łoża lękliwa, opuszcza I wypadszy z namiotu, do brzegu się puszcza.
XXII.
Bieżąc do morza, drapie wybladłe jagody, Będąc już pewną wieszczką swojej przyszłej szkody; Włosy niewinne rwała, piersi pięścią biła, Patrzy - bo pełnem ogniem Cyntia świeciła
nieszczęściem dawnem urażona, Ani śpiąc, ani czując, rękę wyprawiła Po to, aby Birena swego obłapiła.
XXI.
Ale próżno: nikogo ręka nie najduje, Wraca ją wzad i zasię znowu wyprawuje, Wszytko darmo; obiema potem i rękoma I z obu stron go maca bez skutku nogoma. Naostatek otwiera oczy ociężałe, Lecz nikogo nie widzi; zaczem owdowiałe Pierze, skoczywszy z łoża lękliwa, opuszcza I wypadszy z namiotu, do brzegu się puszcza.
XXII.
Bieżąc do morza, drapie wybladłe jagody, Będąc już pewną wieszczką swojej przyszłej szkody; Włosy niewinne rwała, piersi pięścią biła, Patrzy - bo pełnem ogniem Cyntya świeciła
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 201
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
kole. Tu się targają żyły/ tu się łamią kości: Gryzą/ od miejsca swego urwane wnętrzności. Nad żebrami się pada skora wyciągniona/ Kruszą się w stawiech barki/ skrzypają ramiona; Męki Pańskiej.
Miejsca przebicia gwoździ sto bólów przydają: Wszytek usilny ciężar na sobie dźwigają. Mdłość po żyłach/ na serce ociężałe padnie: Głowa ku ziemi skłonna już sobą nie władnie. Ostatka szczupły rozum zmysłami swojemi Nie pojmie/ ani rozum język słowy niepłodnemi: Wymówić tego może/ co Zbawiciel miły Cierpiał/ wszytkie wylawszy na zbawienie siły. Jeszcze na więtszą hańbę z obudwu stron/ one Pokrzyżowano łotry z nim przyprowadzone. A to aby się pismo
kole. Tu się tárgáią żyły/ tu się łamią kośći: Gryzą/ od mieyscá swego vrwáne wnętrznośći. Nád żebrámi się páda skorá wyćiągnioná/ Kruszą się w stáwiech bárki/ skrzypáią rámioná; Męki Páńskiey.
Mieyscá przebićia goźdźi sto bolów przydáią: Wszytek vśilny ćiężar ná sobie dźwigáią. Mdłość po żyłách/ ná serce oćiężáłe pádnie: Głowá ku źiemi skłonna iuż sobą nie władnie. Ostátká szczupły rozum zmysłámi swoiemi Nie poymie/ áni rozum ięzyk słowy niepłodnemi: Wymowić tego może/ co Zbáwićiel miły Cierpiał/ wszytkie wylawszy ná zbáwienie śiły. Ieszcze ná więtszą háńbę z obudwu stron/ one Pokrzyżowano łotry z nim przyprowádzone. A to áby się pismo
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 77.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
znaki, Wydały ze mnie żar nie ladajaki. Aż się odkryły jawne wkrótce noty Panieństwa, oraz naruszonej cnoty; I żywot począł grubieć mi zelżony, Ciężar piastując słodko ukradziony. O jakie leki, sposoby, i zioła, Dla mnie znajdować Ochmistrzyni zdoła! Czego mi ręką nie przykłada śmiałą, Widząc i znając być mię ociężałą! Aby czegośmy taili przed tobą, Mogliśmy pozbyć jakąkolwiek probą; I z rosnącego rozwiązać się płodu , Prze wstyd zwykłego nie czekając rodu. Lecz niesłychanie czerstwy był i zdolny, I nic płód niedbał na zioła swywolny; Albowiem własną zmocniony naturą, Jako za murem, drgał sobie za skurą. Tym czasem
znáki, Wydáły ze mnie żar nie ládáiáki. Aż się odkryły iáwne wkrotce noty Pánieństwá, oraz náruszoney cnoty; Y żywot począł grubieć mi zelżony, Ciężar piástuiąc słodko ukrádźiony. O iákie leki, sposoby, y źiołá, Dla mnie znáydowáć Ochmistrzyni zdołá! Czego mi ręką nie przykłáda śmiáłą, Widząc y znáiąc bydź mię oćiężáłą! Aby czegośmy táili przed tobą, Mogliśmy pozbyć iákąkolwiek probą; Y z rosnącego rozwiązáć się płodu , Prze wstyd zwykłego nie czekáiąc rodu. Lecz niesłychánie czerstwy był y zdolny, Y nic płod niedbał ná źiołá swywolny; Albowiem własną zmocniony náturą, Iáko zá murem, drgał sobie zá skurą. Tym czásem
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 144
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, potem mu kazała Przyść w ten czas, gdy w pierwospy dusza każda spała; Jako drzwi otworzywszy miał postąpić sobie, Którędy przyść do łóżka, uczy w onej dobie. Grek czuły według nauki mistrzyni kochanej Godziny, jak posnęli wszyscy, pożądanej Dopatrzy, idzie cicho, drzwi otwiera małe, Dybie pomału, kroki włócząc ociężałe.
LXIII.
Stopy szeroko kładzie, a zadnią się wspiera, Nos ściska, gębę dłonią dla tchnienia zawiera; Tak więc ostrożnie chodzić w pociemku pragniemy, Gdy goździa lub szkła zdeptać ostrego nie chcemy. Rękę przed sobą niesie, ślepej drogi maca, Chód, jako zawieszony, do łóżka obraca. Nalazł je, a
, potem mu kazała Przyść w ten czas, gdy w pierwospy dusza każda spała; Jako drzwi otworzywszy miał postąpić sobie, Którędy przyść do łóżka, uczy w onej dobie. Grek czuły według nauki mistrzyni kochanej Godziny, jak posnęli wszyscy, pożądanej Dopatrzy, idzie cicho, drzwi otwiera małe, Dybie pomału, kroki włócząc ociężałe.
LXIII.
Stopy szeroko kładzie, a zadnią się wspiera, Nos ściska, gębę dłonią dla tchnienia zawiera; Tak więc ostrożnie chodzić w pociemku pragniemy, Gdy goździa lub śkła zdeptać ostrego nie chcemy. Rękę przed sobą niesie, ślepej drogi maca, Chód, jako zawieszony, do łóżka obraca. Nalazł je, a
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 372
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dziedziczą, Nie jeden Ociec, znaczne summy daje W nadzieję pociech, że Syna wyćwiczą, Lecz częsty zawód, w Cudzoziemskim Pośle Wyjechał cugiem, powrócił na ośle. Teraz nie trzeba trudzić się nikomu, Złoto Ojczyste w obce słać granice, Greckie Ateny w Polskim mamy Domu Też nam tu świecą Gwiazdy i Księżyce,
Też ociężałe snem Polaków głowy Wzbudzą do nauk, co Ateńskie sowy. Nie trzeba będzie świecy, ni pochodnie Szukać człowieka, w Sarmackim sałaszu, Znajdzie czas wielu, co poradzą godnie, I tych, co wolność ocalą w pałaszu, Postronne oko, gdzie tylko cel zmierzy Ujźrzy w Sarmatach, Legistów Żołnierzy Prochy Alfonsów Aragońskich wskrzesza Polska
dziedziczą, Nie ieden Oćiec, znáczne summy daie W nádzieię pociech, że Syna wyćwiczą, Lecz częsty záwod, w Cudzoziemskim Pośle Wyiechał cugiem, powrocił ná ośle. Teraz nie trzeba trudzić się nikomu, Złoto Oyczyste w obce słać gránice, Greckie Ateny w Polskim mamy Domu Też nam tu świecą Gwiazdy y Xiężyce,
Też ociężałe snem Polákow głowy Wzbudzą do náuk, co Ateńskie sowy. Nie trzeba będzie świecy, ni pochodnie Szukać człowieka, w Sarmackim sałaszu, Znáydzie czás wielu, co porádzą godnie, Y tych, co wolność ocálą w páłaszu, Postronne oko, gdzie tylko cel zmierzy Uyźrzy w Sarmatach, Legistow Zołnierzy Prochy Alfonsow Aragońskich wskrzesza Polska
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 295
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
swojem Dawał pomoc, jeśli mdleć będą Marsem trojem.
LXXXI
Gdy tem kształtem straszliwa bitwa się toczyła, Sobryn, co go na ziemi już krew uchodziła, Po małej chwili z lekka przychodzi do siebie, Trzyma oczy z stłuczonem czołem w jasnem niebie. Potem to w ten, to w ów bok patrzy mglistem wzrokiem I ociężałem z ziemie podnosi się krokiem, Widzi, iż w onej bitwie słabszy jest król jego; Zaczem przybiega milczkiem na pomoc do niego.
LXXX
Przybiega i markieza, co ma oczy swoje W Agramancie, gdy srogie z sobą wiedli boje, Obala surowy dziad gwałtem w onej dobie, Swą przeciąwszy koniowi szablą nogi obie.
swojem Dawał pomoc, jeśli mdleć będą Marsem trojem.
LXXXI
Gdy tem kształtem straszliwa bitwa się toczyła, Sobryn, co go na ziemi już krew uchodziła, Po małej chwili z lekka przychodzi do siebie, Trzyma oczy z stłuczonem czołem w jasnem niebie. Potem to w ten, to w ów bok patrzy mglistem wzrokiem I ociężałem z ziemie podnosi się krokiem, Widzi, iż w onej bitwie słabszy jest król jego; Zaczem przybiega milczkiem na pomoc do niego.
LXXX
Przybiega i markieza, co ma oczy swoje W Agramancie, gdy srogie z sobą wiedli boje, Obala surowy dziad gwałtem w onej dobie, Swą przeciąwszy koniowi szablą nogi obie.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 248
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
leje rycerz ubłagany; Otrzeźwia go i cieszy lubemi słowami, Ten przychodzi do siebie, obraca źrzeńcami. Wiedział Orland o cnotach starca roztropnego, Wiedział, iż pragnął zawsze pokoju lubego. To sprawiwszy, trupom wziął szable, konie, zbroje, A inszy sprzęt rozdzielił miedzy sługi swoje.
XX.
Potem podniósł ku morzu oczy ociężałe I ujźrzał łódź z daleka, co ma żagle małe, Łódź lżejszą; oczywiste ta znaki dawała, Iż w porcie onej pustej wyspy stanąć chciała. Kto beł w niej, skąd ją pędzi wiatr, wiedzieć będziecie Niedługo; lecz wprzód ze mną do Karła pójdziecie, Abyśmy zrozumieli, jeśli jest wesoły, Wyrzuciwszy z
leje rycerz ubłagany; Otrzeźwia go i cieszy lubemi słowami, Ten przychodzi do siebie, obraca źrzeńcami. Wiedział Orland o cnotach starca roztropnego, Wiedział, iż pragnął zawsze pokoju lubego. To sprawiwszy, trupom wziął szable, konie, zbroje, A inszy sprzęt rozdzielił miedzy sługi swoje.
XX.
Potem podniósł ku morzu oczy ociężałe I ujźrzał łódź z daleka, co ma żagle małe, Łódź lżejszą; oczywiste ta znaki dawała, Iż w porcie onej pustej wyspy stanąć chciała. Kto beł w niej, skąd ją pędzi wiatr, wiedzieć będziecie Niedługo; lecz wprzód ze mną do Karła pójdziecie, Abyśmy zrozumieli, jeśli jest wesoły, Wyrzuciwszy z
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 258
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905