duki, Wzgardziwszy, drażniłeś mu za uszami suki? Znajże, panie, Zająca, któryć w oczach stoi, Ani się ciebie, ani twoich chartów boi. Raz mi ginąć w ostatku, jakom raz z macierze Na świat wyszedł. Kto mi chleb, niech i zęby bierze.” Tylko go ma okurzyć, nim słudzy z ustronia Przypadną, a mój książę, jako nie był, z konia, Widząc rezolucyją, naprzód prosi pięknie, Potem przed nim, złożywszy palce na krzyż, klęknie I przysięże szkaradnie, na żywego Boga, Że tu do śmierci jego nie postoi noga, Że myślistwo porzuci, że w czym go
duki, Wzgardziwszy, drażniłeś mu za uszami suki? Znajże, panie, Zająca, któryć w oczach stoi, Ani się ciebie, ani twoich chartów boi. Raz mi ginąć w ostatku, jakom raz z macierze Na świat wyszedł. Kto mi chleb, niech i zęby bierze.” Tylko go ma okurzyć, nim słudzy z ustronia Przypadną, a mój książę, jako nie był, z konia, Widząc rezolucyją, naprzód prosi pięknie, Potem przed nim, złożywszy palce na krzyż, klęknie I przysięże szkaradnie, na żywego Boga, Że tu do śmierci jego nie postoi noga, Że myślistwo porzuci, że w czym go
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 208
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ś mu na oku: Twe zwiedzieć, chce progi, I Polskie wspomnieć uśmierzone trwogi. Bo gdzież Port mielszy CZARNIECKIEGO Narwie, Którego wiecznej ten Wiersz sprzyja Sławie; Lub w-pław przez Odre za triumfy goni, Lub mu Holsacki Neptun się nie schroni? Pomni go Wrangiel, i Frydryzód Danów. Lub gdy okurzył ogniem Pomorzanów! Zna go Starogród, i Wareckie pola, Gdzie Zuartyeru zachciał lud KAROLA! I nie okryty lezdziec Moskwy powie, lak mu CZARNIEC KI dobrze dał po głowie, Na Dołboruka gdy jak piorun zleciał, A Chowańskiego chybki strach obleciał. Więc że triumfy na cię Dziada twego Ze krwią spływają z prawa Dziedzicznego,
ś mu ná oku: Twe zwiedźieć, chce progi, I Polskie wspomniec uśmierzone trwogi. Bo gdźiesz Port mielszy CZARNIECKIEGO Narwie, Ktorego wieczney ten Wiersz sprzyia Sławie; Lub w-pław przez Odre zá tryumfy goni, Lub mu Holsacki Neptun sie nie schroni? Pomni go Wrángiel, i Frydryzod Danow. Lub gdy okurzył ogniem Pomorzánow! Zna go Stárogrod, i Wáreckie polá, Gdźie Zuartyeru zachćiał lud KAROLA! I nie okryty lezdźiec Moskwy powie, lák mu CZARNIEC KI dobrze dał po głowie, Ná Dołboruká gdy iak piorun zlećiał, A Chowanskiego chybki strách oblećiał. Więc że tryumfy ná ćie Dźiádá twego Ze krwią spływáią z práwá Dźiedźicznego,
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 4
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, w-takim swym porządku Na merzu i na Ziemi. A dzieł ich dawniejszych Tu nie licząc, Co mogło naszych lat późniejszych Turkom być straszniejszego? jako kiedy dali Nad tysiąc mil w-Azją same zajezdzali? Wyścinali Trapezunt, Synop zgrunt u znieśli, I pod Konstantynopol nie raz sam podeśli, Pretkością niesłychaną mury okurzywszy; Ale nie mniej i ziemią bywali szczęśliwszy. Nadewszystko z-Ossmanem, gdy nam w wszytko Czoła I przed mur wytrzymali. Wiele by około Tego mówić. Co pierwsza była za przyczyna Teraz ich rebelii? Czyli? (która wina Gminu jest przyrodzona) że się nigdy w sobie Ukołysać nie może, ani o sposobie,
, w-takim swym porządku Na merzu i ná Ziemi. A dźieł ich dawnieyszych Tu nie licząc, Co mogło nászych lat poźnieyszych Turkom bydź strasznieyszego? iako kiedy dali Nad tysiąc mil w-Azyą same zaiezdzali? Wyśćinali Trapezunt, Synop zgrunt u znieśli, I pod Konstantynopol nie raz sam podeśli, Pretkośćią niesłychaną mury okurzywszy; Ale nie mniey i źiemią bywali szczęśliwszy. Nádewszystko z-Ossmanem, gdy nam w wszytko Czoła I przed mur wytrzymali. Wiele by około Tego mowić. Co pierwsza była zá przyczyna Teraz ich rebelliey? Czyli? (ktora winá Gminu iest przyrodzoná) że sie nigdy w sobie Ukołysać nie może, áni o sposobie,
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 4
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Moskwie w Blokauzach piechoty: Nad brzegiem Dniepra/ dosyć narąbali: Dział parę wzięli. po tym się udali.
Ku Ostrogowi Wielkiemu zdrugiemi: Ku tej Pokrowskiej gorze/ Wojski swymi. Gdzie ile inszych moc przepomagała/ Tyle ochota się ich domagała.
Haniebnym grzmotem w Moskwę uderzyli/ Z obu stron prochem wszcząt się okurzyli: Wszakze/ iż jeszcze godziny nie było: Moskwy z Ostrogów onych się nie zbiło.
Wytchnęło Wojsko w tym po bitwie onej. Toż gmin nie maly rzesze oblężonej/ Do Pana swego radosnie przybywa. z Niskim poklonem do nóg upadywa.
Co K. J. M. za rzecz wdzięczną mając: Wielu calował
Moskwie w Blokauzach piechoty: Nad brzegiem Dniepra/ dosyć narąbáli: Dział parę wźieli. po tym się událi.
Ku Ostrogowi Wielkiemu zdrugiemi: Ku tey Pokrowskiey gorze/ Woiski swymi. Gdźie ile inszych moc przepomagáła/ Tyle ochota się ich domagáła.
Hániebnym grzmotem w Moskwę uderzyli/ Z obu stron prochem wszcżąt się okurzyli: Wszakze/ iż ieszcże godźiny nie było: Moskwy z Ostrogow onych się nie zbiło.
Wytchnęło Woisko w tym po bitwie oney. Toż gmin nie mály rzesze oblężoney/ Do Páná swego rádosnie przybywa. z Niskim poklonem do nog upadywa.
Co K. J. M. zá rzecż wdźięcżną máiąc: Wielu calował
Skrót tekstu: ChełHWieść
Strona: C
Tytuł:
Wieść z Moskwy
Autor:
Henryk Chełchowski
Drukarnia:
Franciszek Schnellboltz
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
poematy epickie, relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1634
Data wydania (nie wcześniej niż):
1634
Data wydania (nie później niż):
1634
się dziwuję I owemu się dzbanu przypatruję Pilnemi oczy; bo był pozłacany Częścią, a częścią pięknie rysowany. I gdym tak prawie źrzenice weń wlepił Chyląc się k niemu, alić mię zaślepił Dym, który się jął nagle z niego kurzyć, Żem musiał przed nim swe powieki mrużyć, Bo jadowito wszytkich nas okurzył, A jako chmara czarna się zaburzył. Potym zaś znowu pszczoły wyleciały; Jak z ula brzęcząc szeroko latały Około masztu często zawijając A w moję głowę żądła swe wtykając, Skąd miałem przez sen niemały ból głowy; Nie chciałbym tego we dnie cierpieć zdrowy. Lecz się nade mną owa zmiłowała Nadobna panna,
się dziwuję I owemu się dzbanu przypatruję Pilnemi oczy; bo był pozłacany Częścią, a częścią pieknie rysowany. I gdym tak prawie źrzenice weń wlepił Chyląc się k niemu, alić mię zaślepił Dym, który się jął nagle z niego kurzyć, Żem musiał przed nim swe powieki mrużyć, Bo jadowito wszytkich nas okurzył, A jako chmara czarna się zaburzył. Potym zaś znowu pszczoły wyleciały; Jak z ula brzęcząc szeroko latały Około masztu często zawijając A w moję głowę żądła swe wtykając, Skąd miałem przez sen niemały ból głowy; Nie chciałbym tego we dnie cierpieć zdrowy. Lecz się nade mną owa zmiłowała Nadobna panna,
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 91
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, że swoim humorem, Swoją grzecznością i marsowym czołem, Strojem, rynsztunkiem — i stu przechodzili, Gdy się tak pięknie we wszytkim stawili. Tu też już miasto na wjazd bliskich gości Oświadczając swe z murów uprzejmości Komisarzowi natenczas polskiemu, Względem traktatów z Szwedem jadącemu — Ogromne działa z rumorem puścili, Tak aże słońce fumy okurzyli I ziemia sama, gdy huk usłyszała, Z radości raczej, nie z strachu, zadrżała Ciesząc się z tego, iż cni z Europy Ludzie prowadzą po niej swoje stopy. Nawet się Echo samo igrać zdało, Gdy się kilkakroć sobie odzywało. Cóż w ludziach widzieć! Jakie gotowości W sercach pałały, jakie ich nowości
, że swoim humorem, Swoją grzecznością i marsowym czołem, Strojem, rynsztunkiem — i stu przechodzili, Gdy się tak pięknie we wszytkim stawili. Tu też już miasto na wjazd bliskich gości Oświadczając swe z murów uprzejmości Komisarzowi natenczas polskiemu, Względem traktatów z Szwedem jadącemu — Ogromne działa z rumorem puścili, Tak aże słońce fumy okurzyli I ziemia sama, gdy huk usłyszała, Z radości raczej, nie z strachu, zadrżała Ciesząc się z tego, iż cni z Europy Ludzie prowadzą po niej swoje stopy. Nawet się Echo samo igrać zdało, Gdy się kilkakroć sobie odzywało. Cóż w ludziach widzieć! Jakie gotowości W sercach pałały, jakie ich nowości
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 149
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kto rozstrzelił niektórzy w domach posiadali pozenili się widząc Ingratitudinem Insi tez co byli dobrzy Żołnierze z niewieścieli porospijało się to aże strach. aże wstrach. Poszedł tedy król już in persona sua za Dniepr już fortuna insza, serce insze i dyspozycja insza nie ta co przed związkiem. Nieprzyjaciel się zmocnił, nicesmy dobrego niesprawili. Okurzywszy tylko kilka kurników które byśmy byli przed związkiem całkiem zjedli kompanijej zacnej pod nimi natraciwszy wrócilismy się do Domu z niszczym. A tak uznawszy znaczną Fortuny Rewolucyją albo verius mówiąc awersyją Łaski Boskiej od naszych Akcyj oczywistą skończylismy ten Rok. Roku pańskiego 1664
Stawiska okazja była i koło tej nie masz co pisać i niemasz tez
kto rozstrzelił niektorzy w domach posiadali pozenili się widząc Ingratitudinem Insi tez co byli dobrzy Zołnierze z niewiescieli porospiiało się to aze strach. aże wstrach. Poszedł tedy krol iuz in persona sua za Dniepr iuz fortuna insza, serce insze y dyspozycyia insza nie ta co przed związkiem. Nieprzyiaciel się zmocnił, nicesmy dobrego niesprawili. Okurzywszy tylko kilka kurnikow ktore bysmy byli przed związkięm całkiem ziedli kompaniiey zacney pod nimi natraciwszy wrocilismy się do Domu z niszczym. A tak uznawszy znaczną Fortuny Rewolucyią albo verius mowiąc awersyią Łaski Boskiey od naszych Akcyy oczywistą skonczylismy ten Rok. Roku pańskiego 1664
Stawiska okazyia była y koło tey nie masz co pisac y niemasz tez
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 187v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
widomy), temu się same otwierają bromy, wszytkie żywioły stawają do trąby jako do ręki ćwiczone jastrząby. Tyś w ten czas, kiedy wywróciwszy nicem wolność szlachecką, Księżyc przed Księżycem krył się i z Orłem pod gołębie puchy, w które Kamieniec wzięto nam rozruchy i Kapłan, co mu szpiklerze wyzobał, Lwów okurzywszy, bez pomsty uskrobał, bywszy hetmanem, tyleś czynieł z siebie, jaki by tryjumf tylko znalazł w niebie. Gdy w tobie sroga niewdzięczność gniew męski, ojczyste szkody i sromotne klęski, do pomsty budzi, w tej bywszy niedoli, gdzie jako mówią: tu żal, a tu boli, obojeś jednem uciął
widomy), temu się same otwierają bromy, wszytkie żywioły stawają do trąby jako do ręki ćwiczone jastrząby. Tyś w ten czas, kiedy wywróciwszy nicem wolność szlachecką, Księżyc przed Księżycem krył się i z Orłem pod gołębie puchy, w które Kamieniec wzięto nam rozruchy i Kapłan, co mu szpiklerze wyzobał, Lwów okurzywszy, bez pomsty uskrobał, bywszy hetmanem, tyleś czynieł z siebie, jaki by tryjumf tylko znalazł w niebie. Gdy w tobie sroga niewdzięczność gniew męski, ojczyste szkody i sromotne klęski, do pomsty budzi, w tej bywszy niedoli, gdzie jako mówią: tu żal, a tu boli, obojeś jednem uciął
Skrót tekstu: PotPocztaKarp
Strona: 72
Tytuł:
Poczta
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Muza polska: na tryjumfalny wjazd najaśniejszego Jana III
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996
ręką posadzon na tronie, Który najpierwszy jest w Septentryjonie, On swej Ojczyzny Ojcem i obroną, Strachem pogaństwa, chrześcijan zasłoną. Gdzie siedmiorogi Nil swe nurty kryje I kędy Czarne Morze Dunaj pije, Tak imię jego straszne i wgrożone, Jako po całym świecie jest wsławione. I już czas blisko, gdy krwią zlawszy pole Okurzy dymem Konstantynopole. Już drży, już brzydkie meczety padają, Już mu się wieże z daleka kłaniają, Już mu się świetne otwierają bramy I tam go, da Bóg, wrychle oglądamy W zbroczonym we krwi pogańskiej szarłacie Na Konstantynów wielkich majestacie. A kiedy będzie w zwycięskiej koronie Wjeżdżał, nie sprzęgłe pociągną go konie, Ale
ręką posadzon na tronie, Który najpierwszy jest w Septentryjonie, On swej Ojczyzny Ojcem i obroną, Strachem pogaństwa, chrześcijan zasłoną. Gdzie siedmiorogi Nil swe nurty kryje I kędy Czarne Morze Dunaj pije, Tak imię jego straszne i wgrożone, Jako po całym świecie jest wsławione. I już czas blisko, gdy krwią zlawszy pole Okurzy dymem Konstantynopole. Już drży, już brzydkie meczety padają, Już mu się wieże z daleka kłaniają, Już mu się świetne otwierają bramy I tam go, da Bóg, wrychle oglądamy W zbroczonym we krwi pogańskiej szarłacie Na Konstantynów wielkich majestacie. A kiedy będzie w zwycięskiej koronie Wjeżdżał, nie sprzęgłe pociągną go konie, Ale
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 278
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
ziemi i w wodzie nie żyje, Saletry tam i gęste przetapiają kleje; Ale frukty najwięcej w tak pięknym kolorze Wabią odważnych ludzi przez smrodliwe morze. Gdyby wewnątrz, jak z wierzchu, nie żal by odwadze; Ukąsisz — same w gębie jadowite sadze. Język ci drutem stanie, potrętwieją zęby, Nos i oczy piekielne okurzą otręby I jeśli nie masz wody, tak szkarade gusty Wymyć, pojedziesz nazad z zaprawnymi usty. Teć to są, te jabłuszka, tynkowane damy, Farbiczką przyrodzone pokrywając plamy; Ale skoro ją poczniesz, a farbiczka zlezie, Swarząc się język stanie, czupryna oblezie. TERPSYCHORE
Komu dały być pięknym z przyrodzenia nieba,
ziemi i w wodzie nie żyje, Saletry tam i gęste przetapiają klije; Ale frukty najwięcej w tak pięknym kolorze Wabią odważnych ludzi przez smrodliwe morze. Gdyby wewnątrz, jak z wierzchu, nie żal by odwadze; Ukąsisz — same w gębie jadowite sadze. Język ci drutem stanie, potrętwieją zęby, Nos i oczy piekielne okurzą otręby I jeśli nie masz wody, tak szkarade gusty Wymyć, pojedziesz nazad z zaprawnymi usty. Teć to są, te jabłuszka, tynkowane damy, Farbiczką przyrodzone pokrywając plamy; Ale skoro ją poczniesz, a farbiczka zlezie, Swarząc się język stanie, czupryna oblezie. TERPSYCHORE
Komu dały być pięknym z przyrodzenia nieba,
Skrót tekstu: PotLibKuk_I
Strona: 104
Tytuł:
Libusza
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987