/ i mądrość i światobliwość ku zatraceniu/ tak i nam ten jego odrodek nie ku wielkiemu cielesnemu i dusznemu pożytkowi. Chrystonoscamić się oni/ Prawdolubcami/ Bogolubcami/ i Prawosławcami ponazywali/ ale prawdziwiej/ według spraw swych/ Krzywosłowcami są i Lżełubcami. My jak niemowlątko za cackę/ niedbając choć to ona skole/ choć oparzy/ choć oberznie/ za piękne te nazwiska porwawszy się/ zrozumielismy/ że oni takowi są i wewnątrz/ jakowi zwierzchu: ano pokrzywa im nazieleniejsza/ tym nagórętsza. Dobrzeć postąpił w tej mierze Zyzani/ który nam o sobie/ co by był/ rzetelnie dał wiedzieć. My jednak nie uważywszy/ że według nazwiska
/ y mądrość y świátobliwość ku zátráceniu/ ták y nam ten iego odrodek nie ku wielkiemu cielesnemu y duszne^v^ pożytkowi. Christonoscámić sie oni/ Prawdolubcámi/ Bogolubcámi/ y Práwosławcámi ponázywáli/ ále prawdźiwiey/ według spraw swych/ Krzywosłowcámi są y Lżełubcámi. My iák niemowlątko zá cackę/ niedbáiąc choć to oná skole/ choć opárzy/ choć oberznie/ zá piękne te názwiská porwawszy sie/ zrozumielismy/ że oni tákowi są y wewnątrz/ iákowi zwierzchu: áno pokrzywá im naźielenieysza/ tym nagorętsza. Dobrzeć postąpił w tey mierze Zyzáni/ ktory nam o sobie/ co by był/ rzetelnie dał wiedźieć. My iednák nie vważywszy/ że według názwiská
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 81
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Czarnego chleba z plew, otrąb i ości. Sąsiedztwo takie, gdy się wychylicie Za prog z chałupy, zaraz usłyszycie, Czegoście pono nigdy nie słyszały, Lubo i w domu wczas i pokoj mały. Dzieci gwałt nagich, brzuchy jako lutnie, Wszytkoby jadły a płaczą okrutnie. Jedno się stłucze a drugie oparzy, Wrzask, krzyk, a czeladź ustawnie się swarzy. Druga zaś państwo okradszy uciecze, Tak się za jedną druga bieda wlecze. Aż pan małżonek: a jamci szalony! Zachciało mi się w takie czasy żony. At kiedy człowiek biedy sobie szuka, Lepiej było gdzie służyć za hajduka I krwawie robić na tę sztukę
Czarnego chleba z plew, otrąb i ości. Sąsiedztwo takie, gdy się wychylicie Za prog z chałupy, zaraz usłyszycie, Czegoście pono nigdy nie słyszały, Lubo i w domu wczas i pokoj mały. Dzieci gwałt nagich, brzuchy jako lutnie, Wszytkoby jadły a płaczą okrutnie. Jedno się stłucze a drugie oparzy, Wrzask, krzyk, a czeladź ustawnie się swarzy. Druga zaś państwo okradszy uciecze, Tak się za jedną druga bieda wlecze. Aż pan małżonek: a jamci szalony! Zachciało mi się w takie czasy żony. At kiedy człowiek biedy sobie szuka, Lepiej było gdzie służyć za hajduka I krwawie robić na tę sztukę
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 457
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
waleczna Pallas, gdy w Atenie Alternatę zasiada, świetna tarcz na ścienie Wisi i srogi oszczep w kącie gdzieś wakuje, Wtenczas, gdy młodź w koncepty mądre poleruje. Apollo gdy z muzami śpiewa na Parnasie, Lutnia w ręku, a sajdak leży gdzieś w szałasie. Wtąż myśliwa Diana, gdy w Endymionie Pasie oczy, oparzy gonią gdzieś na stronie Bez myśliwca i szczwacza; jak rożna zabawa Pole i miłość, tak je złączyć trudna sprawa. I żaden z ludzi, z bogów nie dokazał tego, By jedno czyniąc nie miał porzucić drugiego. Lecz sam Mars władobronny tak jest galant homo, Że wojny i miłości dzieło mu wiadomo. Gdy jedną
waleczna Pallas, gdy w Atenie Alternatę zasiada, świetna tarcz na ścienie Wisi i srogi oszczep w kącie gdzieś wakuje, Wtenczas, gdy młodź w koncepty mądre poleruje. Apollo gdy z muzami śpiewa na Parnasie, Lutnia w ręku, a sajdak leży gdzieś w szałasie. Wtąż myśliwa Dyana, gdy w Endymionie Pasie oczy, oparzy gonią gdzieś na stronie Bez myśliwca i szczwacza; jak rożna zabawa Pole i miłość, tak je złączyć trudna sprawa. I żaden z ludzi, z bogow nie dokazał tego, By jedno czyniąc nie miał porzucić drugiego. Lecz sam Mars władobronny tak jest galant homo, Że wojny i miłości dzieło mu wiadomo. Gdy jedną
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 272
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
które przez samo zamieszanie jednej z drugą zapalają się, tak jako siano wilgotne w stodołach. Do szklanki od piwa zawierającej trzy drachmy oleiku terpentynowego (im świeższy tym skuteczniejszy) lej powoli i przerywając drachmę wodki saletrowej zmieszanej z drachmą jedną olejku koperwasowego, ze szklanki do kija na 3 stopy długiego przyprawionej, abyś ręku nieoparzył. W momencie z likworów burzących się dym gruby z płomieniem do wysokości 15, lub 18 calów podnoszącym się ujrzysz wypadający.
Miasto olejku terpentynowego używając balsamu białego z Meki Tureckiej płomień z wystrzeleniem podobnym do ślinty dobrze nabitej wybuchnie.
Półuncij balsamu, z Kopaj zmieszanej z pewną miarą olejku koperwasowego, i wodki saletrowej wydaje płomień rzadki
ktore przez samo zamieszanie iedney z drugą zapalaią się, tak iako siano wilgotne w stodołach. Do szklanki od piwa zawieraiącey trzy drachmy oleiku terpentynowego (im świeższy tym skutecznieyszy) ley powoli y przerywaiąc drachmę wodki saletrowey zmieszaney z drachmą iedną oleyku koperwasowego, ze szklanki do kiia na 3 stopy długiego przyprawioney, abyś ręku nieoparzył. W momencie z likworow burzących się dym gruby z płomieniem do wysokości 15, lub 18 calow podnoszącym się uyrzysz wypadaiący.
Miasto oleyku terpentynowego używaiąc balsamu białego z Meki Tureckiey płomień z wystrzeleniem podobnym do slinty dobrze nabitey wybuchnie.
Półunciy balsamu, z Kopay zmieszaney z pewną miarą oleyku koperwasowego, y wodki saletrowey wydaie płomień rzadki
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 257
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
, choć nieprędko, ruszył do Prus, ale barzo powolnym z Kowna marszem ani szedł prosto, ale koła na Balbierzyszki nałożył.
Jeszcze przed ruszeniem się jego z Kowna jechałem do Wilna. Z Grodna ruszywszy się ku Wilnowi widziałem wszędzie Kałmuków dzikich, którzy same padło, to jest zdechłe konie, tylko trochę ukropem oparzywszy bez soli jedli, kiedy zaś tłustego konia zdechłego mieli, za wielki specjał jedli. I tak gdy w Datnowie koń rosły i spasły Zabiełły, marszałka kowieńskiego, uderzywszy się głową o parkan pod kościołem bernardyńskim zabił się, tedy tego konia zaraz na sztuki rozerwali i za wielki specjał mieli.
Gdy zatem przyjechałem do Wilna
, choć nieprędko, ruszył do Prus, ale barzo powolnym z Kowna marszem ani szedł prosto, ale koła na Balbierzyszki nałożył.
Jeszcze przed ruszeniem się jego z Kowna jechałem do Wilna. Z Grodna ruszywszy się ku Wilnowi widziałem wszędzie Kałmuków dzikich, którzy same padło, to jest zdechłe konie, tylko trochę ukropem oparzywszy bez soli jedli, kiedy zaś tłustego konia zdechłego mieli, za wielki specjał jedli. I tak gdy w Datnowie koń rosły i spasły Zabiełły, marszałka kowieńskiego, uderzywszy się głową o parkan pod kościołem bernardyńskim zabił się, tedy tego konia zaraz na sztuki rozerwali i za wielki specjał mieli.
Gdy zatem przyjechałem do Wilna
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 822
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
by mu Węglarz wyznaczył. SZTUKA WĘGLARSKA.
Gdy już Węglarz ze znaków któreśmy wymienili, tudzież z zmniejszenia się niejakiegoś pieca, osądzi, że już jest czas zamknięcia otworzystości gurnej p. p. (Fig. 4); włazi po drabince jako widzieć można na figurze trzeciej: nie masz niebezpieczeństwa, a żeby się oparzył, ponieważ powierzchowność pieca jest prawie jeszcze zimna, osobliwie przy dole pieca: rzuca kilka koszyków węgla w piec, dla ucrymania żaru, który się powinien znajdować w samym jesgo srzodku, napełnia próżne miejsce które się robi we srzodku pieca, nie dopuszcza a żeby piec prędzej jak potrzeba opadł na ziemię, i daje podpory na
by mu Węglarz wyznaczył. SZTUKA WĘGLARSKA.
Gdy iuż Węglarz ze znakow ktoreśmy wymienili, tudzież z zmnieyszenia się nieiakiegoś pieca, osądzi, że iuż iest czas zamknięcia otworzystosci gurney p. p. (Fig. 4); włazi po drabince iako widzieć można na figurze trzeciey: nie masz niebespieczeństwa, á żeby sie oparzył, ponieważ powierzchowność pieca iest prawie ieszcze zimna, osobliwie przy dole pieca: rzuca kilka koszykow węgla w piec, dla utzrymania żaru, ktory sie powinien znaydować w samym iesgo srzodku, napełnia prożne mieysce ktore się robi we srzodku pieca, nie dopuszcza á żeby piec prędzey iak potrzeba opadł na ziemię, i daie podpory na
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 25
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
trochę gąszczu; Limonią wkraj; daj Wina; Octu dobrego; słodkości; Pieprzu; Cynamonu; Oliwy; przywarz; a daj na Stół. XVII, Ryby biało z Migdałami.
Okonie; albo Szczupaka oczesawszy w kocieł; Cebule w kostkę; Pietruszki w kostkę i wzdłuż zasol według smaku; odwarz/ Migdałów oparzywszy uwierć; rozpuść; wlej w rybę; daj kwiatu/ Oliwy; przywarz a daj na stół. XVIII. Tak Plajtazy i Stokwisz gotuj, lubo niżej będziesz miał inszy sposób opisany, gotowania stokwiszu. XIX. Ryby biało, słodko bez Migdałów.
Ogoloną Rybę; zrusuj; Cebule i Pietruszki niemało drobno wkraj; włóż
trochę gąszczu; Limonią wkray; day Winá; Octu dobrego; słodkośći; Pieprzu; Cynamonu; Oliwy; przywarz; a day ná Stoł. XVII, Ryby biało z Migdałámi.
Okonie; albo Szczupaká oczesáwszy w koćieł; Cebule w kostkę; Pietruszki w kostkę y wzdłuż zásol według smaku; odwarz/ Migdałow oparzywszy vwierć; rospuść; wley w rybę; day kwiátu/ Oliwy; przywarz á day na stoł. XVIII. Tak Pláytázy y Stokwisz gotuy, lubo niżey będźiesz miał inszy sposob opisány, gotowánia stokwiszu. XIX. Ryby biało, słodko bez Migdałow.
Ogoloną Rybę; zrusuy; Cebule y Pietruszki niemáło drobno wkray; włoż
Skrót tekstu: CzerComp
Strona: 50
Tytuł:
Compendium ferculorum albo zebranie potraw
Autor:
Stanisław Czerniecki
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
kulinaria
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1682
Data wydania (nie wcześniej niż):
1682
Data wydania (nie później niż):
1682
putrefactionem, potym weźmi jarych psczoł/ rozetrzy/ maż tą maścią/ by był jako dłoń poroście. O Ślinogorzu.
NA Ślinogorz/ mało co więdzą Myśliwcy/ krom złotowierzbowej witki/ którą na szyję psu kładą.
Dobrze też i przepalić miedzy oczyma jako na wścieklinę. Na sparzelinę psią
KIedy się trafi że się pies ukropem oparzy/ na to trudne lekarstwo żeby nie ostało goło/ ale przecię/ olej lniany ciepły częstokroć tego dobrze ratuje/ oparzone miejsca im maząc. Na stracenie głosu
NA stracenie głosu napierwsze lekarstwo/ psa na pole niebrać póki go znowu mieć nie pocznie.
Dobrze też wziąć żółci bydlęcej/ i wlać wgardło psu.
putrefactionem, potym weźmi iárych pscżoł/ rozetrzy/ maż tą máśćią/ by był iako dłoń porośćie. O Slinogorzu.
NA Slinogorz/ máło co więdzą Myśliwcy/ krom złotowierzbowey witki/ ktorą ná szyię psu kłádą.
Dobrze też y przepalić miedzy ocżyma iáko ná wśćieklinę. Na sparzelinę pśią
KIedy sie tráfi że sie pies vkropem opárzy/ ná to trudne lekárstwo zeby nie ostáło goło/ ále przećię/ oley lniány ćiepły cżęstokroć tego dobrze rátuie/ opárzone mieyscá im máząc. Ná strácenie głosu
NA strácenie głosu napierwsze lekárstwo/ psá ná pole niebráć poki go znowu mieć nie pocżnie.
Dobrze też wźiąć żołći bydlęcey/ y wlać wgárdło psu.
Skrót tekstu: OstrorMyśl1618
Strona: 24
Tytuł:
Myślistwo z ogary
Autor:
Jan Ostroróg
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
myślistwo, zoologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Ciebiem się przecie nigdy nie zaparła. Nie śmiem już więcej zażywać śmiałości, W kąt przysionkowy poszłam, zacznę wzdychać: Całego życia przyidą na myśl złości, Jakoż mię Kościół nie ma precz odpychać?
Com i na Boskie i Jego przykazy Nie dbając, owszem szukałam obrazy. Jak by mię wrzącym oparzył ukropem, Tak wielka boleść spadła na mnie nagle, Nie utrzymane łzy płyną potopem, Wzdychanie swoje rozpuściło żagle; Wszystkam się prawie rozpłyneła w morze, Gdy żal do gruntu, serce Rudlem porze. Nie wiem co czynić, do kogo o radę Udać się? nędznej, obrzydłej niewieście; Któż ze mnie zdejmie tak ciężką
Ciebiem się przecie nigdy nie záparła. Nie śmiem iuż więcey zażywać śmiałości, W kąt przysionkowy poszłam, zácznę wzdychać: Cáłego życia przyidą ná myśl złości, Jákoż mię Kościoł nie ma precz odpycháć?
Com y ná Boskie y Jego przykazy Nie dbaiąc, owszem szukáłam obrazy. Jak by mię wrzącym oparzył ukropem, Tak wielka boleść spadła na mnie nagle, Nie utrzymane łzy płyną potopem, Wzdychanie swoie rozpuściło żagle; Wszystkam się prawie rozpłyneła w morze, Gdy żal do gruntu, serce Rudlem porze. Nie wiem co czynić, do kogo o radę Udać się? nędzney, obrzydłey niewieście; Ktoż ze mnie zdeymie tak cięszką
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 174
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
Pieprzu łotów sześć/ miodu łotów ośm/ Rozynków wielkich wyjąwszy jąderka łotów ośmnaście/ Migdałów obłupionych drugie tyle/ zmieszaj wespół stłucz/ a z tej materii biorąc łotów 4. zmieszaj z półkwartą wina/ a z łotami trzema oliwy dawaj na raz koniowi lejąc przez gardło. Insze.
Prosiątko młode/ które jeszcze się świnię/ oparzywszy z jęczmienną mąką/ warz w wodzie tak długo aż mięso od kości odewre/ a tę juchę dawaj koniowi pić po trzy dni. Insze.
Warz w winie starym garść Ruty/ Mirry łotów cztery/ bobków pod liczbą piętnaście/ stłukszy je miałko/ Kminu łotów sześć/ oliwy świeżej łotów ośm/ dawajże mu także
Pieprzu łotow sześć/ miodu łotow ośm/ Rozynkow wielkich wyiąwszy iąderká łotow ośmnaśćie/ Migdałow obłupionych drugie tyle/ zmieszay wespoł stłucz/ á z tey máteriey biorąc łotow 4. zmieszay z pułkwartą winá/ á z łotámi trzemá oliwy daway ná raz koniowi leiąc przez gárdło. Insze.
Prośiątko młode/ ktore ieszcze śie świnię/ opárzywszy z ięczmienną mąką/ warz w wodźie ták długo áż mięso od kośći odewre/ á tę iuchę daway koniowi pić po trzy dni. Insze.
Warz w winie stárym garść Ruty/ Mirrhy łotow cztery/ bobkow pod liczbą piętnaśćie/ stłukszy ie miáłko/ Kminu łotow sześć/ oliwy świeżey łotow ośm/ dawayże mu tákże
Skrót tekstu: DorHip_II
Strona: Qiijv
Tytuł:
Hippica to iest o koniach księgi_II
Autor:
Krzysztof Dorohostajski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1603
Data wydania (nie wcześniej niż):
1603
Data wydania (nie później niż):
1603