znas w domu swym gości. Lirycorum Polskich
Widząc Wdowa Mazurka Ze Migdał niełupiony/ Na nim Szczekocka burka Koń ostrogą zbodziony.
Rzecze Drużynie owej Owszem to szczęściem kładę Ze tak młodzi Marsowej/ Mam wdomu mym gromadę.
Da głodnej jest Drużynie Jak jedni Wilcy trawią Aż z suchych jagód w Winie Gębę aż po nos pławią.
Wtym jeden grzeczny wielce Spód tej Towarzysz Roty Wziął kurę na widelce/ Znak dając swej ochoty.
Wdowa ze błazen zgadła Chce go spracy wypuścić Wtym kura pod stół spadła/ On/ nie chcąc rąk utłuścić.
Uchodzi Rycerz w nogi Trafunku zartem zbywa Mając u nóg ostrogi Oraz obrus porywa.
Ci się śmieją nieźmiernie Tak
znas w domu swym gośći. Lyricorum Polskich
Widząc Wdowá Mázurká Ze Migdał niełupiony/ Ná nim Sczekocká burká Koń ostrogą zbodźiony.
Rzecze Druzynie owey Owszem to szczęśćiem kłádę Ze ták młodźi Mársowey/ Mąm wdomu mym gromádę.
Da głodney iest Druzynie Iák iedni Wilcy trawią Aż z suchych iagod w Winie Gębę aż po nos płáwią.
Wtym ieden grzeczny wielce Zpod tey Towárzysz Roty Wziął kurę ná widelce/ Znák dáiąc swey ochoty.
Wdowá ze błazen zgádłá Chce go spracy wypuśćić Wtym kurá pod stoł spádłá/ On/ nie chcąc rąk vtłuśćić.
Vchodźi Rycerz w nogi Tráfunku zártem zbywa Máiąc v nog ostrogi Oraz obrus porywa.
Ci się śmieią nieźmiernie Ták
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 206
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
pod Kielcami Sandomierzem, o srebrnym kruszcu, miedzi, żelaznej rudzie świadczy Starowolski: Pod Chęcinami o miedzi i kamieniu Lazurowym: Długosz. Pod Sączem i Bożęcinem o miedzi: Starowolski. Rudy żelazne znajdują się pod Wąchockiem, Szydłowcem, Bożęcinem, Odrowążem, Końskiem, Samsonowem, Grzegorzewicami. Pod Staszowem Hamernie Stalowe, gdzie Szable pławią. Pod Solcem, Kunowem, Szydłowcem, o marmurze różnego koloru świadczy Pretorius. Pod Chęcinami z marmuru tamecznego kolumna wyrobiona Zygmunta Króla w Warszawie stoi. Pod Sandomierzem Kamińska góra marmuru i Alabastru ma znaki. Grunta ma po wielkiej części pszeniczne, dlaczego najwięcej z tąd do Gdańska pszenicy idzie. WojewództWO LUBELSKIE.
XCIII. HErb
pod Kielcami Sandomirzem, o srebrnym kruszcu, miedzi, żelazney rudzie świadczy Starowolski: Pod Chęcinami o miedzi y kámieniu Lazurowym: Dlugosz. Pod Sączem y Bożęcinem o miedzi: Starowolski. Rudy żelázne znayduią się pod Wąchockiem, Szydłowcem, Bożęcinem, Odrowążem, Końskiem, Samsonowem, Grzegorzewicámi. Pod Staszowem Hámernie Stálowe, gdzie Száble płáwią. Pod Solcem, Kunowem, Szydłowcem, o mármurze rożnego koloru świádczy Praetorius. Pod Chęcinami z mármuru tamecznego kolumna wyrobioná Zygmunta Krolá w Wárszáwie stoi. Pod Sandomirzem Kamińska gora marmuru y Alabastru má znaki. Grunta má po wielkiey części pszeniczne, dlaczego naywięcey z tąd do Gdańská pszenicy idzie. WOIEWODZTWO LUBELSKIE.
XCIII. HErb
Skrót tekstu: BystrzInfGeogr
Strona: H3v
Tytuł:
Informacja geograficzna
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia lubelska Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
.
O Barwiej i znakach każdej Kompleksji. Każdy humor z tych czterech farbę własną swoję/ Ma/ którą na piętnuje lice i twarz twoję. Flegma z białością braci/ doda czerwoności/ Krew/ w żółtości cholerą/ ziemie znak w czarności.
Znak obfitującej krwie. Jeżeli w twoim ciele krew zbytkiem zgrzeszyła/ Po wierzchu pławi oko/ twarz zarumieniła. Jagody wzdęte/ ciało ciężkie/ i bijące/ Mocno a prędko pusty/ bólem czoło wrzące. Acz też i insze członki/ pełnia wszędzie ciała/ Bez trudności/ tymże krew wnątrze sztypowała. Język suchy/ pragnienie/ pełno czerwoności/ Ślina im słodka/ w słodkich potrawach gorzkości. Znak
.
O Bárwiey y znákách kázdey Komplexiey. Káżdy chumor z tych czterech fárbę własną swoię/ Ma/ ktorą ná piętnuie lice y twarz twoię. Phlegmá z białośćią bráći/ doda czerwonośći/ Krew/ w żołtośći cholerą/ źiemie znák w czarnośći.
Znák obfituiącey krwie. Ieżeli w twoim ćiele krew zbytkiem zgrzeszyłá/ Po wierzchu pławi oko/ twarz zárumieniłá. Iágody wzdęte/ ćiáło ciężkie/ y biiące/ Mocno á prędko pusty/ bolem czoło wrzące. Acz też y insze członki/ pełnia wszędźie ćiáłá/ Bez trudnośći/ tymże krew wnątrze sztypowáłá. Ięzyk suchy/ prágnienie/ pełno czerwonośći/ Sliná im słodka/ w słodkich potráwách gorzkośći. Znák
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: Ev
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
A zaraz pobudzając niedyskretnych owych, Żeby w czym szczodrobliwą rękę tę przebrali, Nad jego niedostatki się ulitowali. Jakożeś to sprawił w nich oną słów gładkością, Czegoby nikt furią i prawą ostrością. Za co wrócić przez dzięki mieli i z niewoli, Do pańskiej i powszechnej skłonili się woli. Jako gdy siedmiorogi Nilus Egipt pławi, Więcej swą łaskawością i milczeniem sprawi, Pola sobie przyległe błotem zwożąc drogiem, A niż Dniepr albo Dunaj z trzaskiem lecąc srogim, Brzegi tylko, a góry sadzone rwie z wieku. Tak w sercach puburzonych, gdy z nimi po lekku I jakoby ze wrzodem w delikackiem ciele, Wdzięk i słodkość języka sprawuje więc
A zaraz pobudzając niedyskretnych owych, Żeby w czym szczodrobliwą rękę tę przebrali, Nad jego niedostatki się ulitowali. Jakożeś to sprawił w nich oną słów gładkością, Czegoby nikt furyą i prawą ostrością. Za co wrócić przez dzięki mieli i z niewoli, Do pańskiej i powszechnej skłonili się woli. Jako gdy siedmiorogi Nilus Egipt pławi, Więcej swą łaskawością i milczeniem sprawi, Pola sobie przyległe błotem zwożąc drogiem, A niż Dniepr albo Dunaj z trzaskiem lecąc srogim, Brzegi tylko, a góry sadzone rwie z wieku. Tak w sercach puburzonych, gdy z nimi po lekku I jakoby ze wrzodem w delikackiem ciele, Wdzięk i słodkość języka sprawuje więc
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 130
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
towar — łaski twoje. A Wenus, z morskiej porodzona piany, Na wicher prawie pchnęła mię zbłąkany. Żądza — mój okręt, serce me w nim płynie, Port mój — chęć twoja, która gdy mię minie, Przyjdzie mi tonąć w głębokich łzach, a ty Co masz za korzyść z zdrowia mego straty? Pławisz mię, pławisz w niestałej powodzi, Serce me trapisz, a strach — kto nagrodzi? Płynę ja przecię, lub tam odwieźć duszę, Gdzie ciało ciągnie, choćbym nierad, muszę. Chcąc swej, podniósszy żagle, uprzejmości Dopłynąć skutkiem portu twej miłości, Wiosłem prace swej, gdy się rozigrały U portu swego,
towar — łaski twoje. A Wenus, z morskiej porodzona piany, Na wicher prawie pchnęła mię zbłąkany. Żądza — mój okręt, serce me w nim płynie, Port mój — chęć twoja, która gdy mię minie, Przyjdzie mi tonąć w głębokich łzach, a ty Co masz za korzyść z zdrowia mego straty? Pławisz mię, pławisz w niestałej powodzi, Serce me trapisz, a strach — kto nagrodzi? Płynę ja przecię, lub tam odwieźć duszę, Gdzie ciało ciągnie, choćbym nierad, muszę. Chcąc swej, podniósszy żagle, uprzejmości Dopłynąć skutkiem portu twej miłości, Wiosłem prace swej, gdy się rozigrały U portu swego,
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 274
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
twoje. A Wenus, z morskiej porodzona piany, Na wicher prawie pchnęła mię zbłąkany. Żądza — mój okręt, serce me w nim płynie, Port mój — chęć twoja, która gdy mię minie, Przyjdzie mi tonąć w głębokich łzach, a ty Co masz za korzyść z zdrowia mego straty? Pławisz mię, pławisz w niestałej powodzi, Serce me trapisz, a strach — kto nagrodzi? Płynę ja przecię, lub tam odwieźć duszę, Gdzie ciało ciągnie, choćbym nierad, muszę. Chcąc swej, podniósszy żagle, uprzejmości Dopłynąć skutkiem portu twej miłości, Wiosłem prace swej, gdy się rozigrały U portu swego, rozcinałem wały
twoje. A Wenus, z morskiej porodzona piany, Na wicher prawie pchnęła mię zbłąkany. Żądza — mój okręt, serce me w nim płynie, Port mój — chęć twoja, która gdy mię minie, Przyjdzie mi tonąć w głębokich łzach, a ty Co masz za korzyść z zdrowia mego straty? Pławisz mię, pławisz w niestałej powodzi, Serce me trapisz, a strach — kto nagrodzi? Płynę ja przecię, lub tam odwieźć duszę, Gdzie ciało ciągnie, choćbym nierad, muszę. Chcąc swej, podniósszy żagle, uprzejmości Dopłynąć skutkiem portu twej miłości, Wiosłem prace swej, gdy się rozigrały U portu swego, rozcinałem wały
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 274
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
i na wodzie; Z tego drzewa robili Argonauci łodzie, Z tego, precz wyrzuciwszy i buki, i graby, Robił Noe na potop budowne koraby. Aleć i na Śreniawie, wierę, z nią nie szpetnie: Co dalej, to piękniejsza, choć tak długoletnie, Jako naród i orzeł sarmacki jest stary, Pławi w niebo dzieł i cnót rycerskich towary. Takim i teraz handlem ładowna bogatem, Skąd się sączy Sreniawa, pełnym wchodzi batem Do Sącza; aleć w dalszą drogę ma paszporty: Nie tu, nie tu fortuna naznaczyła porty. Nie tak i o Śreniawie, i o jej okręcie Lipowym radzi Neptun, lecz jako w
i na wodzie; Z tego drzewa robili Argonauci łodzie, Z tego, precz wyrzuciwszy i buki, i graby, Robił Noe na potop budowne koraby. Aleć i na Śreniawie, wierę, z nią nie szpetnie: Co dalej, to piękniejsza, choć tak długoletnie, Jako naród i orzeł sarmacki jest stary, Pławi w niebo dzieł i cnót rycerskich towary. Takim i teraz handlem ładowna bogatem, Skąd się sączy Sreniawa, pełnym wchodzi batem Do Sącza; aleć w dalszą drogę ma paszporty: Nie tu, nie tu fortuna naznaczyła porty. Nie tak i o Śreniawie, i o jej okręcie Lipowym radzi Neptun, lecz jako w
Skrót tekstu: PotSielKuk_I
Strona: 116
Tytuł:
Sielanka
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z lichem, błaźnie, kiedyć się podoba.
Ba, już ci czołem bije, po ziemi się tara, na komplementa wy wnętrza, nogi całuje i liże, z trzewika brud żłopie, na wągiel się pali, sztafiruje, umizga i oblizuje, z godzinami w zawody jak zagorzały kot lata, pod zorze się pławi, w nocy nie sypia, ustawicznie wzdycha, nudzi, melancholizuje i od siebie, jakby konał, odchodzi. Już na upominki ojca kradnie, na fortunę sekretnie zaciąga, trębaczów, muzyki, moczywąsów, darmostojów okrywa, chłopców na kozaki, na błazny i różne cudotwory strzyże, układa i przerabia. Już im od amorów
z lichem, błaźnie, kiedyć się podoba.
Ba, już ci czołem bije, po ziemi się tara, na komplementa wy wnętrza, nogi całuje i liże, z trzewika brud żłopie, na wągiel się pali, sztafiruje, umizga i oblizuje, z godzinami w zawody jak zagorzały kot lata, pod zorze się pławi, w nocy nie sypia, ustawicznie wzdycha, nudzi, melancholizuje i od siebie, jakby konał, odchodzi. Już na upominki ojca kradnie, na fortunę sekretnie zaciąga, trębaczów, muzyki, moczywąsów, darmostojów okrywa, chłopców na kozaki, na błazny i różne cudotwory strzyże, układa i przerabia. Już im od amorów
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 255
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
wtenczas przypadała jako wyszedłszy P. Jezus z granic Tyru, przeszedł przez Sydon do morza Galilejskiego, pośrodkiem granic Dekapolskich, iż i przy tej przeprawie był z wojskiem Elearskiem, ono wszech niebezpieczeństw zbawiając, choć ich niemało wpław się od wyspy do wyspy puszczając przebywało, a niemal wszystkie konie (wyborniejsze tylko wyjąwszy) podle promów pławiono. Między którymi w pław przebywającymi, znalazł się jeden, który stojąc na koniu Ren przepłynął; a drugi konia za którym płynął, (ogona się według zwyczaju trzymając) chcący w pół Renu upuściwszy, a sam nurkiem za nim aż blisko brzegu płynąwszy, naprzód żal i wzdychanie z mniemanego utopienia, a potem wielki śmiech
wtenczas przypadała jako wyszedłszy P. Jezus z granic Tyru, przeszedł przez Sydon do morza Galilejskiego, pośrodkiem granic Dekapolskich, iż i przy tej przeprawie był z wojskiem Elearskiem, ono wszech niebezpieczeństw zbawiając, choć ich niemało wpław się od wyspy do wyspy puszczając przebywało, a niemal wszystkie konie (wyborniejsze tylko wyjąwszy) podle promów pławiono. Między którymi w pław przebywającymi, znalazł się jeden, który stojąc na koniu Ren przepłynął; a drugi konia za którym płynął, (ogona się według zwyczaju trzymając) chcący w pół Renu upuściwszy, a sam nurkiem za nim aż blisko brzegu płynąwszy, naprzód żal i wzdychanie z mniemanego utopienia, a potem wielki śmiech
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 93
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
; ale żeby nie miał człowiek baczny i mądry/ wyrozumiawszy przyrodzenie onej materii z którą woda jest pomieszana dojśdź władzej i mocy wody na które choroby jest pożyteczna/ tego baczny żaden nie może przeć. Wiele abowiem jest Cieplic/ które abo bydło chore/ abo ludzie z trafunku onę wodę pijąc/ abo też wniej się pławiąc/ choroby swe uleczali: i przeto potym do wiadomości ludzkiej i do sławy przychodziły. Tak abowiem u Brandule woły/ które czasu swego krwią mokrzyły/ a chorobę tę jakoby przyrzutną wszytkie w tamtym kraju miały: a to się działo roku Pańskiego 1448. które napiwszy się onej wody/ zaraz ozdrowiały: a które woły opodal
; ále żeby nie miał cżłowiek bácżny y mądry/ wyrozumiawszy przyrodzenie oney máteriey z ktorą wodá iest pomieszána doyśdź władzey y mocy wody na ktore choroby iest pożytecżna/ tego bácżny żaden nie może przeć. Wiele abowiem iest Cieplic/ ktore ábo bydło chore/ ábo ludźie z trafunku onę wodę piiąc/ ábo też wniey się pławiąc/ choroby swe vlecżali: y przeto potym do wiádomośći ludzkiey y do sławy przychodźiły. Tak ábowiem v Brándule woły/ ktore cżásu swego krwią mokrzyły/ á chorobę tę iákoby przyrzutną wszytkie w támtym kráiu miáły: á to się dźiało roku Pańskiego 1448. ktore nápiwszy się oney wody/ záraz ozdrowiáły: á ktore woły opodal
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 131.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617