? Sama to, sama przyzna, która ludzi Tyka umarłych i po śmierci budzi. Czułością jego Hordyniec zrażony, Próżno ciekawe rozpuszcza zagony. Owszem, gdy ziewa, i najwięcej chciwy, Zmiatane na wiatr porzuca cięciwy. Nim Ukrainy suche zakwitają, Nowe pałanki, nowe miasta wstają, I które przedtem nie uznały kosy, Płowieją pola rzęsistemi kłosy. O! jako w świetnym ludzi swych obłoku Widzieć go było, przy szumnym widoku, W strojną niedawuo elekcją onę, Komu na głowie było mieć koronę? Widziały tedy narody, widziały, I nie bez jakiej zazdrości przyznały, Że po ostatnie świata Kaledony, Nikt nam i srogi i niezwyciężony. Że
? Sama to, sama przyzna, która ludzi Tyka umarłych i po śmierci budzi. Czułością jego Hordyniec zrażony, Próżno ciekawe rozpuszcza zagony. Owszem, gdy ziewa, i najwięcej chciwy, Zmiatane na wiatr porzuca cięciwy. Nim Ukrainy suche zakwitają, Nowe pałanki, nowe miasta wstają, I które przedtem nie uznały kosy, Płowieją pola rzęsistemi kłosy. O! jako w świetnym ludzi swych obłoku Widzieć go było, przy szumnym widoku, W strojną niedawuo elekcyą onę, Komu na głowie było mieć koronę? Widziały tedy narody, widziały, I nie bez jakiej zazdrości przyznały, Że po ostatnie świata Kaledony, Nikt nam i srogi i niezwyciężony. Że
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 55
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
i poziomki po górach roztące; I jagody głogowe/ i jeżyny tkwiące Na ostrych krzach/ zbierali/ i żołądź dojźrzały/ Co Jowiszowe drzewa z siebie go miotały. Wiosna bez końca trwała/ zioła się rodzieły Bez siania/ bo je wiatry zachodnie pieścieły Swym ciepłym powiewaniem: zaraz przynaszała Zboża choć nie orana ziemia/ i płowiała Nieuprawiona rola/ ważnymi kłosami. Już mleka/ już i słodkie wina szły rzekami/ I bogate dostatki żółtych miodów miały Lasy/ które z zielonych Jasionów kapały. A Złoty naprzód wiek nastał. Te odmiany wieków dla tego wprowadzili Poëtowie, aby daliznać, że taki jest stan ludzki, i rzeczy świeckich, że za postępkiem
y poźiomki po gorách rostące; Y iágody głogowe/ y ieżyny tkwiące Ná ostrych krzách/ zbieráli/ y żołądź doyźrzáły/ Co Iowiszowe drzewá z śiebie go miotáły. Wiosná bez końcá trwáłá/ źiołá się rodźieły Bez śiania/ bo ie wiátry zachodnie pieśćieły Swym ćiepłym powiewániem: záraz przynaszáłá Zbożá choć nie orána źiemiá/ y płowiałá Nieupráwiona rola/ ważnymi kłosámi. Iuż mleká/ iuż y słodkie winá szły rzekámi/ Y bogáte dostátki żołtych miodow miáły Lásy/ ktore z źielonych Iáśionow kápáły. A Złoty naprzod wiek nástał. Te odmiány wiekow dla tego wprowádźili Poëtowie, áby dáliznáć, że táki iest stan ludzki, y rzeczy świeckich, że zá postępkiem
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 9
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
chwalić, in Laudibut solis nulla alia celebrantur Persis luminaria. U nas godzi się i przy Najjaśniejszym Horyzontu Polskiego słońcu, od którego decus omne ab uno, godzi na sławnych by czas pozwolił Familij zapatrować się planetów, a niech mnie Satyryczny Poeta nie pyta, Stemmata quid faciunt? Bo to tam tylko owe krwi Domów Pańskich płowiały purpury, tam drogo świetne mało ważyły herbów odważnie nabytych Klejnoty, gdzie oni tylko sobie Augusti, angusti drugim panujący Monarchowie nieustannie pomniejsze gasili światła. Wydają się u nas wszystkie luminaria i na otwartym Monarchy Polskiego Polu, i samym już godzi się popisować gwiazdom. Wyprowadza tu zacny Dom Ichmościów PP. Krasickich ex utraq, linea
chwalić, in Laudibut solis nulla alia celebrantur Persis luminaria. U nas godźi się y przy Náyiáśnieyszym Horyzontu Polskiego słońcu, od ktorego decus omne ab uno, godźi na sławnych by czas pozwolił Familiy zapatrować się planetow, á niech mie Satyryczny Poeta nie pytá, Stemmata quid faciunt? Bo to tam tylko owe krwi Domow Páńskich płowiáły purpury, tam drogo świetne mało ważyły herbow odważnie nabytych Kleynoty, gdźie oni tylko sobie Augusti, angusti drugim panuiący Monarchowie nieustannie pomnieysze gasili światłá. Wydaią się u nas wszystkie luminaria y na otwartym Monárchy Polskiego Polu, y samym iuż godźi się popisować gwiázdom. Wyprowadza tu zácny Dom Ichmośćiow PP. Krasickich ex utraq, linea
Skrót tekstu: DanOstSwada
Strona: 22
Tytuł:
Swada polska i łacińska t. 1, vol. 2
Autor:
Jan Danejkowicz-Ostrowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1745
Data wydania (nie wcześniej niż):
1745
Data wydania (nie później niż):
1745
pastwi, komu się zabaży. We mnie masz, nie szukając daleko przykładu, Com do takiego przyszedł na starość upadu: Przenosząc przed kilką lat oganiste brzozy, Dziś na pochyłe drzewo biedne skaczą kozy. Nic to, choć zęby lecą, ręce drżą, na głowie I brodzie włos, jako list mrozem zdjęty, płowie, Nogi dygocą, nie znać przed karbami skóry, Garb na karku; miałem dwa na starość kostury, Aż śmierć, od piorunowych okrutniejsza klinów, Wydziera z garści laski: córkę i dwu synów. Nie masz się na czym wesprzeć: nie psu, biednej gęsi Nie masz czym ognać, kiedy w nogę mię
pastwi, komu się zabaży. We mnie masz, nie szukając daleko przykładu, Com do takiego przyszedł na starość upadu: Przenosząc przed kilką lat oganiste brzozy, Dziś na pochyłe drzewo biedne skaczą kozy. Nic to, choć zęby lecą, ręce drżą, na głowie I brodzie włos, jako list mrozem zdjęty, płowie, Nogi dygocą, nie znać przed karbami skóry, Garb na karku; miałem dwa na starość kostury, Aż śmierć, od piorunowych okrutniejsza klinów, Wydziera z garści laski: córkę i dwu synów. Nie masz się na czym wesprzeć: nie psu, biednej gęsi Nie masz czym ognać, kiedy w nogę mię
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 220
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
chełpi że ma piękną wełnę, Ufarbowane sukna w świat wysyła, Pienią się w Węgrzech Wina beczki pełne, Z szumu nadzieja sporządzona była, Ródzą się w Konchach nowe pereł krople, Co pracowicie ludzka chciwość zbiera, W północych krajach gdzie są śniegi sople, Futer szukamy, Peru skarb otwiera, Z drobnych ziarn żyta już płowieją pola, Tak iż dojrzały kłos się z wiatru chwieje, W tym wesoł mówi, otoż moja rola, Zupełną w żniwie złota da nadzieję, Gdy gwałtem sobie chce zniewolić nieba, Ognistą chęcią układa nadgrody, Tak jakby kamień chciał przemienić w chleba, Lub roże w złoto, w klejnoty ogrody, Nietak się
chełpi że ma piękną wełnę, Ufarbowane sukna w świat wysyła, Pienią się w Węgrzech Wina beczki pełne, Z szumu nádzieja sporządzona była, Rodzą się w Konchach nowe pereł krople, Co prácowicie ludzka chćiwość zbiera, W pułnocnych krajach gdzie są śniegi sople, Futer szukamy, Peru skárb otwiera, Z drobnych ziarn żyta iuż płowieią pola, Ták iż doyrzały kłos się z wiatru chwieie, W tym wesoł mowi, otoż moia rola, Zupełną w żniwie złota da nádzieję, Gdy gwałtem sobie chce zniewolić nieba, Ognistą chęcią ukłáda nádgrody, Ták iakby kamień chciał przemienić w chleba, Lub roże w złoto, w kleynoty ogrody, Nietak się
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 167
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
wszytkich rzek patronem, W pełni nastawszy, w pełni idzie po przestronem Sarmackim firmamencie, dobrze sobie wróży Drużyna: bo jej źrzodła, da Bóg, nie zuboży; Ale skoro ją z wierzchem łaską swą nasypie, I naszej się dostanie wilgotności Lipie, PRZYPISANIE
Która na jej pobrzeżu zielony wierzch dźwiga. Żaden jej mróz nie płowi, żaden nie ostrzyga; Wieczny cień podróżnemu, wiecznym listem kwitnie; Przeto jej wiecznie żadna siekiera nie wytnie.
Lecz gdy się i ten prędko w swoim zaćmi kole, A na jego Janina miejscu w polu Pole, Wszytkie rzeki koronne; wszytkie wlewa, które Od korzenia sarmacka sława wznosi w górę, Tamte swoje szczęśliwe
wszytkich rzek patronem, W pełni nastawszy, w pełni idzie po przestronem Sarmackim firmamencie, dobrze sobie wróży Drużyna: bo jej źrzodła, da Bóg, nie zuboży; Ale skoro ją z wierzchem łaską swą nasypie, I naszej się dostanie wilgotności Lipie, PRZYPISANIE
Która na jej pobrzeżu zielony wierzch dźwiga. Żaden jej mróz nie płowi, żaden nie ostrzyga; Wieczny cień podróżnemu, wiecznym listem kwitnie; Przeto jej wiecznie żadna siekiera nie wytnie.
Lecz gdy się i ten prędko w swoim zaćmi kole, A na jego Janina miejscu w polu Pole, Wszytkie rzeki koronne; wszytkie wlewa, które Od korzenia sarmacka sława wznosi w górę, Tamte swoje szczęśliwe
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 350
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
jak się wykłosi, nie tknie więcej, rzecz pewna. Osoka jesienna.
Skończywszy tedy letnią osokę, zaczynam jesienną, poczynającą się od septembra do nowembra, która w sobie tę zawira uwagę dla osocznika. Ma tedy wiedzieć tenże, że niedźwiedź w dojrzałym nigdy lub rzadko bywa owsie, lecz mu najgustowniejszy ten, co płowieć zaczyna. W którym gdy był, ta jest poznaka. Pirwsza po rosie, jak wyżej wyrażono. Po wtóre, gdy naruszony i pomięty tenże owies. Na suchą zaś porę tym się świża od nieświżej dystyngwuje osoka. Ścisnąć palcami ziarna tknięte, w których gdy białość wilgotną wyciśnie - świży, - gdy zaś z
jak się wykłosi, nie tknie więcej, rzecz pewna. Osoka jesienna.
Skończywszy tedy letnią osokę, zaczynam jesienną, poczynającą się od septembra do nowembra, która w sobie tę zawira uwagę dla osocznika. Ma tedy wiedzieć tenże, że niedźwiedź w dojrzałym nigdy lub rzadko bywa owsie, lecz mu najgustowniejszy ten, co płowieć zaczyna. W którym gdy był, ta jest poznaka. Pirwsza po rosie, jak wyżej wyrażono. Po wtóre, gdy naruszony i pomięty tenże owies. Na suchą zaś porę tym się świża od nieświżej dystyngwuje osoka. Ścisnąć palcami ziarna tknięte, w których gdy białość wilgotną wyciśnie - świży, - gdy zaś ź
Skrót tekstu: RadziwHDiar
Strona: 209
Tytuł:
Diariusze
Autor:
Hieronim Radziwiłł
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1747 a 1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1747
Data wydania (nie później niż):
1756
Tekst uwspółcześniony:
tak