urodziwszy Natychmiast umarł, bo czyj rozum dociekł tego, Żeby zgadł, jaki będzie koniec życia jego? Abo kto tak na ziemi żyje nieprzeżyty, By nakoniec nie umarł, zbyt długich lat syty, Nie inszą korzyść z wieku odniosszy długiego, Że im dłużej żył, więcej nacierpiał się złego. A choćby w szczęściu pływał, to niemylna proba, Że nawet sama zeszła starość jest choroba. Ten tedy u mnie szczęśliw, kto dobrze umiera, Nie ten, co w długim wieku szczęście swe zawiera. 771.
Zawsze nam grozisz, że masz myśl gotową, Oblubienicą zostać Chrystusową. I przyznam prawdę, czynisz nie od rzeczy, Że Boga
urodziwszy Natychmiast umarł, bo czyj rozum dociekł tego, Żeby zgadł, jaki będzie koniec życia jego? Abo kto tak na ziemi żyje nieprzeżyty, By nakoniec nie umarł, zbyt długich lat syty, Nie inszą korzyść z wieku odniosszy długiego, Że im dłużej żył, więcej nacierpiał się złego. A choćby w szczęściu pływał, to niemylna proba, Że nawet sama zeszła starość jest choroba. Ten tedy u mnie szczęśliw, kto dobrze umiera, Nie ten, co w długim wieku szczęście swe zawiera. 771.
Zawsze nam grozisz, że masz myśl gotową, Oblubienicą zostać Chrystusową. I przyznam prawdę, czynisz nie od rzeczy, Że Boga
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 261
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
zapały wymiata do góry.
XXXV.
A wtem się Angelika w swą drogę udawa Przy morzu, które mężne Gaszkony napawa, I po brzegu przy samej wodzie konia wiedzie I gdzie wilgotność twardszą drogę dawa, jedzie. A wtem jej konia szatan, co się w niem zakrywał, Gwałtem wciągnął do wody, że rad nierad pływał. Nie wie, co rzec, lękliwa dziewka, tylko w ręku Siodło ściska i mocno trzyma się u łęku.
XXXVI.
Chce nazad, ale im go barziej wodzą wściąga, Uporniej w głębią idzie i szyję wyciąga. Szatę swoję, żeby jej nie zmaczać, zebrała I nóg, strzegąc się wody, wzgórę umykała
zapały wymiata do góry.
XXXV.
A wtem się Angelika w swą drogę udawa Przy morzu, które mężne Gaszkony napawa, I po brzegu przy samej wodzie konia wiedzie I gdzie wilgotność twardszą drogę dawa, jedzie. A wtem jej konia szatan, co się w niem zakrywał, Gwałtem wciągnął do wody, że rad nierad pływał. Nie wie, co rzec, lękliwa dziewka, tylko w ręku Siodło ściska i mocno trzyma się u łęku.
XXXVI.
Chce nazad, ale im go barziej wodzą wściąga, Uporniej w głębią idzie i szyję wyciąga. Szatę swoję, żeby jej nie zmaczać, zebrała I nóg, strzegąc się wody, wzgórę umykała
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 156
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
puszczone; Więtsze wiatry ucichły i cicho milczały I z morzem się tak pięknej twarzy dziwowały.
XXXVII.
Ona na zad do ziemie mdłe obraca oczy, A gęstemi łzami twarz i zanadrze moczy. Patrzy na brzegi, ale brzegi uciekają I coraz mniejsze wszytkie, nakoniec znikają. Koń, który z nią tam i sam pływał między wały, Na ostatek ją wyniósł na wyspę, gdzie skały I ciemne jamy beły i straszne jaskinie, O tej, kiedy się zmierzkać poczyna, godzinie.
XXXVIII.
Skoro się w tej pustelniej sama obaczyła, Co z samego wejźrzenia strach wielki czyniła, O tem czasie, kiedy już w ocean głęboki Febus wchodził i
puszczone; Więtsze wiatry ucichły i cicho milczały I z morzem się tak pięknej twarzy dziwowały.
XXXVII.
Ona na zad do ziemie mdłe obraca oczy, A gęstemi łzami twarz i zanadrze moczy. Patrzy na brzegi, ale brzegi uciekają I coraz mniejsze wszytkie, nakoniec znikają. Koń, który z nią tam i sam pływał między wały, Na ostatek ją wyniósł na wyspę, gdzie skały I ciemne jamy beły i straszne jaskinie, O tej, kiedy się zmierzkać poczyna, godzinie.
XXXVIII.
Skoro się w tej pustelniej sama obaczyła, Co z samego wejźrzenia strach wielki czyniła, O tem czasie, kiedy już w ocean głęboki Febus wchodził i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 156
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, On się darmo ogania i macha ogonem I kłapa zębem próżno; ale jednem razem, Gdy jej dopadnie, wszytko płaci mu zarazem.
CVI.
Tak mocno wody bije srogi dziw, że wały, Uderzone ogonem, pod niebo pryskały I że Rugier nie wiedział, jeśli polatywał, Jeśli po morzu z swojem hipogryfem pływał. Barzo mu się do ziemie i do brzegu chciało, Bo gdyby długo ono pryskanie trwać miało, Takby hipogryfowi pióra zwilgotniały, Żeby nakoniec zostać musiał między wały.
CVII.
Wziął przed się lepszą radę, inszej broni użyć Myśli, kiedy mu pierwsza nie chciała posłużyć, I chce nań blask z puklerza
, On się darmo ogania i macha ogonem I kłapa zębem próżno; ale jednem razem, Gdy jej dopadnie, wszytko płaci mu zarazem.
CVI.
Tak mocno wody bije srogi dziw, że wały, Uderzone ogonem, pod niebo pryskały I że Rugier nie wiedział, jeśli polatywał, Jeśli po morzu z swojem hipogryfem pływał. Barzo mu się do ziemie i do brzegu chciało, Bo gdyby długo ono pryskanie trwać miało, Takby hipogryfowi pióra zwilgotniały, Żeby nakoniec zostać musiał między wały.
CVII.
Wziął przed się lepszą radę, inszej broni użyć Myśli, kiedy mu pierwsza nie chciała posłużyć, I chce nań blask z puklerza
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 223
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
niechciał go złożyć/ drudzy dawali mu złoty za to/ on się z tego naśmiewając nosił az do śmierci swojej/ gdzie się potym pokazało że ten krzyż Drewniany był jakoby znajlepszego Arabskiego złota. VI. Podobieństwo. O Jednym Baranku który wielkiej Rybie wszystkie Zęby wyłamał.
OKret jeden wielki nakształt Domu jakiego/ pływał po jednym wielkim Morzu na którym Okręcie było siła Owiec i Baranów/ w tak wielkiej Wodzie/ była jedna Ryba bardzo wielka nakształt tej która Jonasza połknęła/ ta ustawicznie koło tego Okretu pływając jednę owieczkę po Drugiej wyciągała z Okrętu wielkim oddechem swoim/ do Paszczęki i połykała je. Ale gdy Baranka jednego do Paszczęki dostała
niechciał go złożyć/ drudzy dáwáli mu złoty zá to/ on się z tego násmiewáiąc nosił az do smierci swoiey/ gdźie się potym pokázáło że ten krzyz Drewniany był iákoby znaylepszego Arábskiego złotá. VI. Podobienstwo. O Iednym Baranku ktory wielkiey Rybie wszystkie Zęby wyłamał.
OKret ieden wielki nákształt Domu iakiego/ pływał po iednym wielkim Morzu na ktorym Okręcie było siła Owiec y Baranow/ w ták wielkiey Wodźie/ była iedna Rybá bárdzo wielka nákształt tey ktora Ionasza połknęłá/ tá ustáwicznie koło tego Okretu pływáiąc iednę owieczkę po Drugiey wyciągáłá z Okrętu wielkim oddechem swoym/ do Pászczeki y połykáłá ie. Ale gdy Baránká iednego do Paszczeki dostáłá
Skrót tekstu: MalczInstGleich
Strona: 11
Tytuł:
Nova et methodica institutio [...] Gleichnus
Autor:
Stanisław Jan Malczowski
Drukarnia:
G.M. Nöller
Miejsce wydania:
Ryga
Region:
Inflanty
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
ze skory dobrze wyprawnej, tłustością napuszczonej, gęsto uszytej, długiej tylko od głowy po pas, i po łokiec, którą trzeba na siebie wdziewać przez głowę, na biodrach potężnie pasem ścisnąć, tak że i na łokciach. Od głowy idzie trąba długa skórzana dla oddechu, według wody proporcjonalna, której koniec żeby po wierzchu pływał wody, wiele ma przywiązanych pęcherzów wielkich nadętych. Naprzeciw oczu w owym stroju są osadzone rogowe cienkie przezroczyste okulary, jak u maszek białogłowskich, misternie osadzone, żeby wody niepuściły Do nóg mają wagę przywiązaną, żeby go woda nie unosiła: u rąk ma linę HOROGRAFIA
do okrętu przywiązaną, po której się do góry winduje
ze skory dobrze wyprawney, tłustością napusżczoney, gęsto uszytey, długiey tylko od głowy po pas, y po łokiec, ktorą trzeba ná siebie wdziewać przez głowę, na biodrach potężnie pasem ścisnąć, tak że y na łokciach. Od głowy idzie trąba długa skorzana dlá oddechu, według wody proporcyonalna, ktorey koniec żeby po wierzchu pływał wody, wiele ma przywiązanych pęcherzow wielkich nadętych. Naprzeciw oczu w owym stroiu są osadzone rogowe cienkie przezroczyste okulary, iak u maszek białogłowskich, misternie osadzone, żeby wody niepuściły Do nog maią wagę przywiązaną, żeby go woda nie unosiła: u rąk ma linę HOROGRAPHIA
do okrętu przywiązaną, po ktorey się do gory winduie
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 222
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
jednego do szkoły przewoził, Szymona imieniem, z wody wywołany i chleb z rąk jego jadał. A jak student umarł i on z smutku O Rybach Historia naturalna.
zakończył życie. W Neapolitańskim Królestwie pod miastem Gaetą mnóstwo jest w morzu Delfinów. Tam jeden rybak złowiwszy Delfina, w sadzawce wychował, nim potym po morzu pływał, głosem jak cuglami, w lewą albo w prawą dyrygując. Ale jak rybak zawerbowany od wojska Hiszpańskiego, i na okręt wzięty płynął, Delfin też z nim wtęż się puścił drogę, i stało się gdy okrent rozbity, Pan jego tonął, po głosie go poznawszy, salwował go z toni, do domu zaniósł.
iednego do szkoły przewoził, Szymoná imieniem, z wody wywołany y chleb z rąk iego iadał. A iak student umarł y on z smutku O Rybach Historia naturalna.
zakończył życie. W Neapolitańskim Krolestwie pod miastem Gaetą mnostwo iest w morzu Delfinow. Tam ieden rybak złowiwszy Delfina, w sadzawce wychował, nim potym po morzu pływał, głosem iak cuglami, w lewą albo w prawą dyryguiąc. Ale iak rybak zawerbowany od woyska Hiszpańskiego, y na okręt wzięty płynął, Delfin też z nim wtęż się puścił drogę, y stało się gdy okrent rozbity, Pan iego tonął, po głosie go poznawszy, salwował go z toni, do domu zaniosł.
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 309
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
weszły: samiec i samica z każdego ciała weszły/ jako mu Bóg rozkazał. I zamknął Pan za nim. 17.
BYł tedy potop przez czterdzieści dni naziemi/ i wezbrały wody/ i podniosły Korab/ i był podniesiony od ziemie. 18. I wzmogły się wody/ a wezbrały barzo nad ziemią/ i pływał Korab po wodach. 19. Tedy się wody wzmogły nader barzo nad ziemią/ i okryły się wszystkie góry wysokie/ które były pod wszystkim Niebem. 20. Piętnaście łokci wzwyż wezbrały wody/ gdy były okryte góry. 21. Zaginęło tedy wszelkie ciało ruchające się na ziemi/ i z ptaków/ i zbydła/
weszły: sámiec y sámica z káżdego ćiáłá weszły/ jáko mu Bog roskazał. Y zámknął Pan zá nim. 17.
BYł tedy potop przez czterdźieśći dni náźiemi/ y wezbráły wody/ y podniosły Korab/ y był podnieśiony od źiemie. 18. Y wzmogły śię wody/ á wezbráły bárzo nád źiemią/ y pływał Korab po wodách. 19. Tedy śię wody wzmogły náder bárzo nád źiemią/ y okryły śię wszystkie gory wysokie/ ktore były pod wszystkim Niebem. 20. Piętnáśćie łokći wzwysz wezbráły wody/ gdy były okryte gory. 21. Záginęło tedy wszelkie ćiało ruchájące śię ná źiemi/ y z ptakow/ y zbydłá/
Skrót tekstu: BG_Rdz
Strona: 7
Tytuł:
Biblia Gdańska, Księga Rodzaju
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
, bo potym wojować Z dzikim zwierzem, i z lasów przyszło go rugować. Nigdy bowiem na płochej bawić się zwierzynie Nie dał, ale Ossejskich niedźwiedzi jaskinie Macać kazał; innego nie chwaląc igrzyska, Tylko lwic i Tygrysów sposoczyc łożyska. Sam w swej jamie tym czasem na mnie oczekiwał, Uważając jeżelim dosyć we krwi pływał: I nie pierwej do twarzy schyliwszy się niski, Przypuścił mię: aż wszytkie obejźrzał pociski. Gdym już potym podrastał, do boju krwawego Ćwiczył mię; i tak kładę że nie było tego Wojowania sposobu, którego ochotnym Nie pojąłem dowcipem. To jako obrotnym Broń swoję zwykli kołem Peonowie toczyć, Jak z dzidą
, bo potym woiowáć Z dźikim zwierzem, y z lásow przyszło go rugowáć. Nigdy bowiem ná płochey báwić się zwierzynie Nie dał, ále Osseyskich niedźwiedźi iáskinie Mácáć kazał; innego nie chwaląc igrzyská, Tylko lwic y Tygrysow sposoczyc łożyská. Sam w swey iámie tym czásem ná mnie oczekiwał, Vważáiąc ieżelim dosyć we krwi pływał: Y nie pierwey do twarzy schyliwszy się niski, Przypuśćił mię: áż wszytkie obeyźrzał poćiski. Gdym iuż potym podrastał, do boiu krwáwego Cwiczył mię; y ták kłádę że nie było tego Woiowánia sposobu, ktorego ochotnym Nie poiąłęm dowćipem. To iáko obrotnym Broń swoię zwykli kołem Peonowie toczyć, Iák z dźidą
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 157
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
, W którą by się pobierać, skoro prom utonie. Nie masz i podobieństwa, gdzie by się ułapić; Pewnikiem się z Jonaszem przyjdzie wody napić: Tego zjadszy wieloryb zaś wyrzygnął żywcem; Leciałbym, jako z tajnie ptaszek przed myśliwcem, Kiedyby piór łabędzich, w tak żałosną trwogę, Żebym przynajmniej pływał, gdy latać nie mogę. Tak daleko nas zniesła, że z onego prądu Wieczorem ledwieśmy się dochrapali lądu. Jakbym się znowu rodził, i chociem omoczył Nogi do kolan, z łodzim na piasek wyskoczył. Rozchodzi się od serca po mnie krew; toż wozu Dosiadszy, od onego jadę wciąż przewozu; Choćby
, W którą by się pobierać, skoro prom utonie. Nie masz i podobieństwa, gdzie by się ułapić; Pewnikiem się z Jonaszem przyjdzie wody napić: Tego zjadszy wieloryb zaś wyrzygnął żywcem; Leciałbym, jako z tajnie ptaszek przed myśliwcem, Kiedyby piór łabędzich, w tak żałosną trwogę, Żebym przynajmniej pływał, gdy latać nie mogę. Tak daleko nas zniesła, że z onego prądu Wieczorem ledwieśmy się dochrapali lądu. Jakbym się znowu rodził, i chociem omoczył Nogi do kolan, z łodzim na piasek wyskoczył. Rozchodzi się od serca po mnie krew; toż wozu Dosiadszy, od onego jadę wciąż przewozu; Choćby
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 594
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987