Flaszę Skąd go (stłukszy ją/) wystraszę. Tu Bażant choć zabity/ swe rozpościera Skrzydła/ i na nich umiera. Jarząbek ustrzelany groty z słoniny/ Nuż w pasztetach mieszaniny. Wychodzą/ a przychodzą/ co misy noszą/ Drabi/ Dragani/ z Wołoszą. Z serwet w około baszty/ leć gęste wieze Padną: ze nikt nie postrzeze. Tam dopiero dość gęste pułmiski burzą/ Te odkryte pod strop kurzą. Widzą oczy/ brzuch szczeka/ Żołądek mruczy/ Ze nie poje/ mnogiej tuczy. Gardzi gęba i garło? a smak się kazi/ Od onych to tam Potazi. Oczy syte/ czcze kiszki/ zęby niewolą
Flászę Zkąd go (stłukszy ią/) wystrászę. Tu Báżánt choć zábity/ swe rozpośćiera Skrzydłá/ y ná nich vmierá. Iárząbek vstrzelány groty z słoniny/ Nuż w pásztetách mieszaniny. Wychodzą/ á przychodzą/ co misy noszą/ Drabi/ Drágáni/ z Wołoszą. Z serwet w około bászty/ leć gęste wieze Pádną: ze nikt nie postrzeze. Tám dopiero dość gęste pułmiski burzą/ Te odkryte pod strop kurzą. Widzą oczy/ brzuch szczeka/ Zołądek mruczy/ Ze nie poie/ mnogiey tuczy. Gárdźi gębá y gárło? á smák się káźi/ Od onych to tám Potáźi. Oczy syte/ czcze kiszki/ zęby niewolą
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 203
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
/ co z daleka siedział. A gdy już mile byli odprawili drogi/ W tym opowie towarzysz/ trafunek on srogi. Sturbowany Spowiednik/ rzecze: Powracajmy/ Znać czegoś zataiła/ więc jej pomoc dajmy. Aleć nim pomoc ona/ z Spowiednikiem przyszła/ Tym nieszczęsiwa dusza z Penitentki wyszła. Zasmuceni/ obadwa padną na kolana/ Postami/ Modlitwami/ wołajądo Pana: A by straszne widzenie wytłumaczyć raczył Czemu/ żaby wchodzące na zad/ brat on baczył? Aż trzeciego dnia/ ujrzą Niewiastę/ na Smoku: V niej/ zaby straszliwe/ na obudwu oku: Dwa kręte/ koło szyje/ piersi węże zsały: Z Ust
/ co z dáleká śiedźiáł. A gdy iuż mile byli odpráwili drogi/ W tym opowie towárzysz/ tráfunek on srogi. Zturbowány Spowiednik/ rzecze: Powrácaymy/ Znáć czegoś zátáiłá/ więc iey pomoc daymy. Aleć nim pomoc oná/ z Spowiednikiem przyszłá/ Tym nieszczęśiwá duszá z Penitentki wyszłá. Zásmuceni/ obádwá pádną ná koláná/ Postámi/ Modlitwami/ wołáiądo Páná: A by strászne widzenie wytłumáczyć ráczył Czemu/ żáby wchodzące ná zad/ brát on báczył? Aż trzećiego dniá/ vyrzą Niewiástę/ na Smoku: V niey/ záby strászliwe/ ná obudwu oku: Dwá kręte/ koło szyie/ pierśi węże zsáły: Z Vst
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: C3v
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
stryczkach: były i lwice one buczne, ale i te miasto złotych pasów miały na sobie powrozy, przeklęctwo boże na sobie widziały, opowiedziane przez proroka (Isai. 32.) I będzie miasto wdzięcznej woniej śmród, miasto włosa utrafionego łysina, i miasto pasa powróz, a miasto kształcika miękkiego siermięga, Oni twoi bohatyrowie padną na wojnie, i mężni w bitwie. Powstańże teraz nędznico, a obejzrzyj się, niemasz za tobą poganiacza na bachmacie żadnego, odwiązano od ciebie powrozy, wracaj się do miłej ojczyzny twojej, z którą już, już miałaś się była pożegnać na wieki. Czołemże uderz Bogu twemu, (który dał
stryczkach: były i lwice one buczne, ale i te miasto złotych pasow miały na sobie powrozy, przeklęctwo boże na sobie widziały, opowiedziane przez proroka (Isai. 32.) I będzie miasto wdzięcznej woniej śmród, miasto włosa utrafionego łysina, i miasto pasa powróz, a miasto kształcika miękkiego siermięga, Oni twoi bohatyrowie padną na wojnie, i mężni w bitwie. Powstańże teraz nędznico, a obejzrzyj się, niemasz za tobą poganiacza na bachmacie żadnego, odwiązano od ciebie powrozy, wracaj się do miłej ojczyzny twojej, z którą już, już miałaś się była pożegnać na wieki. Czołemże uderz Bogu twemu, (który dał
Skrót tekstu: BirkBaszaKoniec
Strona: 269
Tytuł:
Kantymir Basza Porażony albo o zwycięstwie z Tatar, przez Jego M. Pana/ P. Stanisława Koniecpolskiego, Hetmana Polnego Koronnego.
Autor:
Fabian Birkowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
tłukę cytry, lutnie. MNEMOSINE, MATER MUSARUM PAMIĄTKA
Wszytko czas psuje, wszytko się z nim mieni, Ustanie sława skarbów i kamieni, Wpadnie w niepamięć wieczną i ten, który Ufa w purpury.
Czas i największe monarchije zniesie Albo je w cudzą potęgę przeniesie,
Mieczem wysiecze, głodem wyplądruje, Morem wytruje.
Budynki padną i zwycięstwa znaki Cnych bohatyrów i przyjdzie czas taki, Że mniej u ludzi znajdą wiary swojej Niż bajka Trojej.
Powstaną miasta, a na ichże roli Oracz lemieszem rznąc ziemię powoli Cegły nie znajdzie i pełen nadzieje Rynek zasieje.
Gdzie były Teby, Sparta i Ateny, Sowy po pustkach smętne pieją treny. Rzym leży
tłukę cytry, lutnie. MNEMOSINE, MATER MUSARUM PAMIĄTKA
Wszytko czas psuje, wszytko się z nim mieni, Ustanie sława skarbów i kamieni, Wpadnie w niepamięć wieczną i ten, który Ufa w purpury.
Czas i największe monarchije zniesie Albo je w cudzą potęgę przeniesie,
Mieczem wysiecze, głodem wyplądruje, Morem wytruje.
Budynki padną i zwycięstwa znaki Cnych bohatyrów i przyjdzie czas taki, Że mniej u ludzi znajdą wiary swojej Niż bajka Trojej.
Powstaną miasta, a na ichże roli Oracz lemieszem rznąc ziemię powoli Cegły nie znajdzie i pełen nadzieje Rynek zasieje.
Gdzie były Teby, Sparta i Ateny, Sowy po pustkach smętne pieją treny. Rzym leży
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 141
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
i pierwej gospodyniej głośno zawołał/ wypadną wszyscy znowu na dwór/ obydą chałupę ze wszech stron/ bezpieczne obaczą rzeczy/ wnidą w dom/ gdzie że świata nie zastali/ strach padł wielki na nich/ atoli różnie o tym dysceptując/ ulegli po- wtóre; trocha jednak poleżawszy/ obaczą ano od półki światłość wielka wynidzie/ padną na ziemię/ i Saul on znimi persecutor; przejszedszy w się trocha gospodarz/ powstał/ pojźrzy na połkę/ i na niej suchą człowieczą/ z stawu swego gwałtem wyłąmaną nogę obaczy; i tym więcej ulęknie się. Ci zaś którzy opodal niego stali/ trzeźwili go/ wtym światłość ustąpiła/ on odużawszy/ począł
y pierwey gospodyniey głosno záwołał/ wypádną wszyscy znowu ná dwor/ obydą cháłupę ze wszech stron/ bespieczne obaczą rzeczy/ wnidą w dom/ gdźie że świátá nie zástáli/ strách padł wielki ná nich/ átoli roznie o tym disceptuiąc/ vlegli po- wtore; trochá iednák poleżawszy/ obaczą áno od połki świátłość wielka wynidźie/ pádną ná źiemię/ y Saul on znimi persecutor; przeyszedszy w się trochá gospodarz/ powstał/ poyźrzy ná połkę/ y ná niey suchą człowieczą/ z stáwu swego gwałtem wyłąmáną nogę obaczy; y tym więcey vlęknie się. Ci záś ktorzy opodal niego stali/ trzeźwili go/ wtym świátłość vstąpiłá/ on odużawszy/ począł
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 116.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
skały I morskie wały,
Proszę, żebyście wrodzone srogości Chowając, próżne puściły litości. Ja się już i sam za swe gniewy wstydzę, Gdy błąd mój widzę.
Niechże już tedy me skargi daremne, Abo w otchłanie przepadną podziemne.
Abo niech je wiatr rozniesie szalony W nieładne strony,
Abo niech w morze padną gdzie kamieniem, Abo je ogień pożrze swym płomieniem. Niech niepamięcią wieczną umorzone Giną zniszczone.
A ty już odtąd, Anno ma kochana, Bądź słudze swemu cale ubłagana. Odpaść na prośbę tak pokorną moję Urazę swoję.
Daruj mi błąd mój, o nimfo ozdobna, Barziej do łaski niż gniewu podobna. Nie broń mi
skały I morskie wały,
Proszę, żebyście wrodzone srogości Chowając, prożne puściły litości. Ja się już i sam za swe gniewy wstydzę, Gdy błąd moj widzę.
Niechże już tedy me skargi daremne, Abo w otchłanie przepadną podziemne.
Abo niech je wiatr rozniesie szalony W nieładne strony,
Abo niech w morze padną gdzie kamieniem, Abo je ogień pożrze swym płomieniem. Niech niepamięcią wieczną umorzone Giną zniszczone.
A ty już odtąd, Anno ma kochana, Bądź słudze swemu cale ubłagana. Odpaść na proźbę tak pokorną moję Urazę swoję.
Daruj mi błąd moj, o nimfo ozdobna, Barziej do łaski niż gniewu podobna. Nie broń mi
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 257
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
dla niej winien odżałować, Strzec ją pilniej, niż oka swego byłem winien, Którym dla niej na każdą śmierć iść beł powinien?
LXXVI.
Gdzieś, moja dziewko droga, bezemnie została? Tak młoda i tak gładka, gdzieś mi się podziała? Jako owca od trzody swojej odłączona I kiedy mroki padną, w lesie obłądzona, Ożywa się, tam i sam po lesie biegając, Na pasterza, aza ją usłyszy, czekając Tak długo, że głodny wilk na głos przydzie do niej, A ubogi z daleka pasterz płacze po niej.
LXXVII.
Gdzieś poszła? Gdzieś teraz jest? Czy miedzy dzikiemi Sama tylko
dla niej winien odżałować, Strzedz ją pilniej, niż oka swego byłem winien, Którym dla niej na każdą śmierć iść beł powinien?
LXXVI.
Gdzieś, moja dziewko droga, bezemnie została? Tak młoda i tak gładka, gdzieś mi się podziała? Jako owca od trzody swojej odłączona I kiedy mroki padną, w lesie obłądzona, Ożywa się, tam i sam po lesie biegając, Na pasterza, aza ją usłyszy, czekając Tak długo, że głodny wilk na głos przydzie do niej, A ubogi z daleka pasterz płacze po niej.
LXXVII.
Gdzieś poszła? Gdzieś teraz jest? Czy miedzy dzikiemi Sama tylko
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 166
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
pożyje ją, że na ostatek upaść musi.
SKŁAD PIERWSZY.
Zawsze każde zwycięstwo chwalebne bywało, Lub się dowcipem lub się szczęściem dostawało. Prawda to, że które się ze krwią swych dostanie, Przyganę pospolicie najduje w hetmanie; Ale to więc dopiero godne jest pochwały I owoc czci niebieskich przynosi dostały, Kiedy nieprzyjaciele porażeni padną, A swoi znacznej szkody w bitwie nie popadną.
II.
Taką chwałę zwycięstwu, Alfonsie, twojemu Oddamy, któryś lwowi na morzu możnemu, Który beł opanował Padu oba brzegi Od Frankolinu aż tam, gdzie kończy swe biegi, Takeś właśnie uczynił, że pókiś ty żywy, Nie boję się, choć słyszę
pożyje ją, że na ostatek upaść musi.
SKŁAD PIERWSZY.
Zawsze każde zwycięstwo chwalebne bywało, Lub się dowcipem lub się szczęściem dostawało. Prawda to, że które się ze krwią swych dostanie, Przyganę pospolicie najduje w hetmanie; Ale to więc dopiero godne jest pochwały I owoc czci niebieskich przynosi dostały, Kiedy nieprzyjaciele porażeni padną, A swoi znacznej szkody w bitwie nie popadną.
II.
Taką chwałę zwycięstwu, Alfonsie, twojemu Oddamy, któryś lwowi na morzu możnemu, Który beł opanował Padu oba brzegi Od Frankolinu aż tam, gdzie kończy swe biegi, Takeś właśnie uczynił, że pókiś ty żywy, Nie boję się, choć słyszę
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 330
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zań dawszy, Odprosić je u Pana. W-czym przyszle do niego Znacniejszych pułkowników, Majestatu jego Zebrać o to. Acz i sam tego się domyśli. Jakoż tejże godziny, Posłowie ci przyszli Miedzy znakomitszymi przebrańszy Wodzami. Gdzie gestymi około zaćmieni Połkami, Kiedy na Majestacie siedzącego Pana W drogim widzą Namiocie, padną na kolana Grzech swój znając: a tylko miłosierdzia proszą. Wojska przy tym wszytkiego suplike przynoszą, I pod nogi porzucą. Którym Kanclerz na to. Ze luboli karanie zasłużyli za to. Niczym nie odproszone; jednak z-dobrotliwy Pan natury, nie będąc na krew żadną chciwy, (Cóż więcej swych poddanych?) ato
zań dawszy, Odprosić ie u Páná. W-czym przyszle do niego Znacnieyszych pułkownikow, Máiestátu iego Zebrać o to. Acz i sam tego sie domyśli. Iákoż teyże godźiny, Posłowie ći przyszli Miedzy znakomitszymi przebrańszy Wodzámi. Gdźie gestymi około záćmieni Połkámi, Kiedy na Máiestaćie siedzącego Pána W drogim widzą Namioćie, pádną na kolana Grzech swoy znaiąc: á tylko miłosierdźia proszą. Woyska przy tym wszytkiego supplike przynoszą, I pod nogi porzucą. Ktorym Kanclerz na to. Ze luboli karanie zásłużyli zá to. Niczym nie odproszone; iednak z-dobrotliwy Pan natury, nie bedąc na krew żadną chćiwy, (Coż wiecey swych poddanych?) ato
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 92
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
jako łotr zelżony. Z czego jako źli będą zawstydzeni i zatrwożeni! Sam w majestacie chwały niewidanej, w złotych obłokach, w mocy niesłychanej Król się pokaże złym i sprawiedliwym jak bojaźliwym. Twarz swoję pełną Boskiej wspaniałości pokaże dobrym w dziwnej łaskawości, patrzając na nich barzo wdzięcznym okiem przed swym wyrokiem. Co oni widząc, padną na kolana: “Błogosławionyś – przywitają Pana – który dać idziesz zapłatę każdemu: złemu, dobremu!”. Źli zaś obaczą Sędziego srogiego, twarz zagniewaną dziwnie mającego, pełną piorunów, pełną surowości, zapalczywości. Nie tak się zlękną piekła gorącego jako Sędziego srogo patrzącego. O, jako wszyscy drżeć będą strwożeni i
jako łotr zelżony. Z czego jako źli będą zawstydzeni i zatrwożeni! Sam w majestacie chwały niewidanej, w złotych obłokach, w mocy niesłychanej Król się pokaże złym i sprawiedliwym jak bojaźliwym. Twarz swoję pełną Boskiej wspaniałości pokaże dobrym w dziwnej łaskawości, patrzając na nich barzo wdzięcznym okiem przed swym wyrokiem. Co oni widząc, padną na kolana: “Błogosławionyś – przywitają Pana – który dać idziesz zapłatę każdemu: złemu, dobremu!”. Źli zaś obaczą Sędziego srogiego, twarz zagniewaną dziwnie mającego, pełną piorunów, pełną surowości, zapalczywości. Nie tak się zlękną piekła gorącego jako Sędziego srogo patrzącego. O, jako wszyscy drżeć będą strwożeni i
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 53
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004