Miast, Budynków, i Fortec, na Mapy i Abrysy.
Nauka J. Czego potrzeba Geometrze do przenoszenia prawdżywego Granic, i Gruntów na Mapy? NIe mający doświadczenia w takowej Zabawie, wszytkę doskonałość przenoszenia Gruntów na Mapy, i Abrysów na grunty fundują na wyśmienitych i okazałych Instrumentach Inderlandzkich, które trzeba drogo opłacać, i pieszczono traktować wpuzdrach, ni dzieci w powiciu, a w rzeczy samej bardzo niesposobnych do praksim. Mój Geometra przenosi Granice na Mapy, zaraz w polu, w oczach przytomnych person Tablicą Mierniczą, którą naprostszy Stolarz zrobić potrafi. Piąciej jednak rzeczy z pilnością przestrzega. I. Aby Tablica igiełkę w samym srzodku miała tkwiącą nad
Miast, Budynkow, y Fortec, ná Máppy y Abrysy.
NAVKA J. Czego potrzebá Geometrze do przenoszenia prawdżiwego Gránic, y Gruntow ná Máppy? NIe máiący doświádczęnia w tákowey Zábáwie, wszytkę doskonáłość przenoszęnia Gruntow ná Máppy, y Abrysow ná grunty funduią ná wyśmienitych y okazáłych Instrumentách Inderlándzkich, ktore trzebá drogo opłacáć, y pieszczono tráktowáć wpuzdrách, ni dżieći w powićiu, á w rzeczy sámey bárdzo niesposobnych do práxim. Moy Geometrá przenośi Gránice ná Máppy, záraz w polu, w oczách przytomnych person Tablicą Mierniczą, ktorą naprostszy Stolarz zrobić potráfi. Piąćiey iednak rzeczy z pilnośćią przestrzega. I. Aby Tablicá igiełkę w samym srzodku miała tkwiącą nad
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 95
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
em ja kopiją, kruszę dla wygody. Nie mam ja przyrodzenia od dęba twardego, Na galar cudzy nie dam pewnie sęka swego. Dokument tego pewny panieńskie schowanie, Gdzie owo śpilkom mają osobne schowanie. Nie byłem na delacie anim grzywien dawał, Alem zawsze w tej mierze szczerze placem stawał. Takem pieszczono chował swoje przyrodzenie, Żem na starość miał zawsze osobne baczenie. Nie zażywam Kupida ani go znam bogiem, Na Wenerę obracam przyrodzonym rogiem. Także Parysa nie znam, Tomas mi w pamięci, Co nie wierzył, aż wetknął: przecie w niebie święci. Moje fanty takiej są powagi, mój bracie, Godny by
em ja kopiją, kruszę dla wygody. Nie mam ja przyrodzenia od dęba twardego, Na galar cudzy nie dam pewnie sęka swego. Dokument tego pewny panieńskie schowanie, Gdzie owo śpilkom mają osobne schowanie. Nie byłem na delacie anim grzywien dawał, Alem zawsze w tej mierze szczerze placem stawał. Takem pieszczono chował swoje przyrodzenie, Żem na starość miał zawsze osobne baczenie. Nie zażywam Kupida ani go znam bogiem, Na Wenerę obracam przyrodzonym rogiem. Także Parysa nie znam, Tomas mi w pamięci, Co nie wierzył, aż wetknął: przecie w niebie święci. Moje fanty takiej są powagi, mój bracie, Godny by
Skrót tekstu: MłoszResBar_II
Strona: 208
Tytuł:
Epithalamium albo respons IMCI panu Kochowskiemu IMCI Pana Młoszowskiego
Autor:
Sambor Młoszowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1667
Data wydania (nie wcześniej niż):
1667
Data wydania (nie później niż):
1700
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
I zaś nas, poczuwszy sierć albo wełnę, puszczał. Takiemeśmy sposobem z białemigłowami Wszyscy wyszli, koźlemi nakryci skórami; I nie wściągnął nikogo Cyklop, aż lękliwa We drzwiach była Lucyna, barzo bojaźliwa.
LVI.
Lucyna, lubo łojem, nędzna, swego ciała, Brzydząc się jem podomno, nie nasmarowała, Lubo barzo pieszczono i miękko chodziła, Że zwierzęcego w on czas chodu nie trafiła, Lubo kiedy ją macał, trwożyć się poczęła I od wielkiego strachu, nieszczęsna, krzyknęła, Lub się była nakryła skórą ladajako: Postrzegł jej srogi Cyklop, ja sam nie wiem, jako.
LVII.
Takeśmy się każdy z nas byli obrócili
I zaś nas, poczuwszy sierć albo wełnę, puszczał. Takiemeśmy sposobem z białemigłowami Wszyscy wyszli, koźlemi nakryci skórami; I nie wściągnął nikogo Cyklop, aż lękliwa We drzwiach była Lucyna, barzo bojaźliwa.
LVI.
Lucyna, lubo łojem, nędzna, swego ciała, Brzydząc się jem podomno, nie nasmarowała, Lubo barzo pieszczono i miękko chodziła, Że zwierzęcego w on czas chodu nie trafiła, Lubo kiedy ją macał, trwożyć się poczęła I od wielkiego strachu, nieszczęsna, krzyknęła, Lub się była nakryła skórą ladajako: Postrzegł jej srogi Cyklop, ja sam nie wiem, jako.
LVII.
Takeśmy się każdy z nas byli obrócili
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 15
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
na twarzy się brata Wstyd z gniewem, jawnie gdy się zapłonie, zaperzy, A oraz i zakoźli, ani temu wierzy, By tak był stryj grubian — mówiąc: »Fałsz to szczery, Takiego w meroldowskim domu nie masz sknery, Jako to kto udaje! Nic nie rzekę więcej Za nim, tylko że honor pieszczono książęcy Pewnie umie piastować! Jać nie wiem, atoli Coś w tym jest za mankament, prędko-li pozwoli Dać się słyszeć«. — Więc książę coś skonfundowany Poszedł precz z pokoiku od swojej kochanej.
A onać zaraz legła prawie bez pamięci, Gdzie koło niej się doktor i bab kupa kręci, Ten lekarstwy, te
na twarzy sie brata Wstyd z gniewem, jawnie gdy się zapłonie, zaperzy, A oraz i zakoźli, ani temu wierzy, By tak był stryj grubijan — mowiąc: »Fałsz to szczery, Takiego w meroldowskim domu nie masz sknery, Jako to kto udaje! Nic nie rzekę więcej Za nim, tylko że honor pieszczono książęcy Pewnie umie piastować! Jać nie wiem, atoli Coś w tym jest za mankament, prędko-li pozwoli Dać sie słyszeć«. — Więc książę coś skonfundowany Poszedł precz z pokoiku od swojej kochanej.
A onać zaraz legła prawie bez pamięci, Gdzie koło niej się doktor i bab kupa kręci, Ten lekarstwy, te
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 50
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
krwie, i bez urazy w porządku być może, tamto zaś niemoże być, tylko ze krwią i przy nienawiści. Nie tak tedy karą złych od złego pohamujesz, jako czyniąc dobry porządek, i ujmując okazje. Mylą się co rozumieją, że pod kształtem podufałości, wszytko bezpiecznie uchodzić może w przyjaźni; przyjaźń zaś pieszczono się rada chowa; nie tak cię jedna oświadczona przyjaźń zaleci, jako jeden niesmaczny postępek omierzy Przyjacielowi. By największa podufałość, w przystojności przecię ona milsza. Między złymi, najprędsza nienawiść, o cnotę. Złym więc żowią, kto niechce być równie złym między złymi. Piękniejsza nienawiść o cnotę, niż o przewrotność pochwała
krwie, y bez vrazy w porządku bydź może, támto zaś niemoże bydź, tylko ze krwią y przy nienawiśći. Nie ták tedy kárą złych od złego pohámuiesz, iáko czyniąc dobry porządek, y vymuiąc okazyie. Mylą się co rozumieią, że pod kształtem podufáłośći, wszytko bespiecznie vchodźić może w przyiáźni; przyiaźń zaś pieszczono się radá chowa; nie ták ćię iedná oświádczona przyiaźń záleći, iáko ieden niesmáczny postępek omierźi Przyiaćielowi. By naywiększa podufáłość, w przystoynośći przećię oná milsza. Między złymi, nayprędsza nienawiść, o cnotę. Złym więc żowią, kto niechce bydź rownie złym między złymi. Pięknieysza nienawiść o cnotę, niż o przewrotność pochwałá
Skrót tekstu: FredPrzysł
Strona: E3
Tytuł:
Przysłowia mów potocznych
Autor:
Andrzej Maksymilian Fredro
Drukarnia:
Jerzy Forster
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659