i dla przyrodzenia Na rzecz szkaradną twardego kamienia, Dla swej przeklęta nieczystej nadzieje Patrz jak łzy leje.
Jakieś miał zato z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Aż je, co za nim na smyczy chodzili, Psi pozwłoczyli.
A gdy akwilon niepohamowany Powstanie, gdy świat z śniegiem pomieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony,
Wtenczas się lepiej zagrzać w miękkie puchy Niżeli jechać w wojsku na podsłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasów Bied i niewczasów.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż oną moją zabawą jedyną Złe chwile miną.
Chceszli też wiedzieć moje pożywienie, Wiedz, że niewiele
i dla przyrodzenia Na rzecz szkaradną twardego kamienia, Dla swej przeklęta nieczystej nadzieje Patrz jak łzy leje.
Jakieś miał zato z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Aż je, co za nim na smyczy chodzili, Psi pozwłoczyli.
A gdy akwilon niepohamowany Powstanie, gdy świat z śniegiem pomieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony,
Wtenczas się lepiej zagrzać w miękkie puchy Niżeli jechać w wojsku na podsłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasow Bied i niewczasow.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż oną moją zabawą jedyną Złe chwile miną.
Chceszli też wiedzieć moje pożywienie, Wiedz, że niewiele
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 351
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
się w odwłóczne deliberatie, w nieuważnej zapalczywości, wypadłem z niewidomych żywota Macierzyńskiego pałaców, z dobytym pałaszem, w karacenie, w misurce kozackiej, i zarękawiu Cresusa ostatniego Króla Lidyskiego, którą mu pod dobrą myśl darował Cyrus Król Perski, zbiwszy wysoko onegóz po rebelii wtórej, rycząc jak Lew rozgniewany, a krzykając i poświstując kształtem jadowitego Padalca, z pustynie Arabskiej pustej. T. Rozumiem iż coś więcej nad sześć Niedziel w pologu leżeć musiała Jejmość Pani Matka Wmci, po tak cudownym i foremnym porodzeniu, ale proszę nie onli to Gresus który przywiedziony do stosu drew na których miał być spalony, zawołal O Solonie, Solonie. Co usłyszawszy
się w odwłoczne deliberátie, w nieuważney zápálczywośći, wypadłem z niewidomych żywotá Máćierzyńskiego páłácow, z dobytym páłászem, w kárácenie, w misurce kozáckiey, y zarękawiu Cresusá ostátniego Krolá Lydyskiego, ktorą mu pod dobrą myśl dárował Cyrus Krol Perski, zbiwszy wysoko onegoz po rebelliey wtorey, rycząc iák Lew rozgniewány, á krzykáiąc y poświstuiąc kształtem iadowitego Pádálcá, z pustynie Arábskiey pustey. T. Rozumiem iż coś więcey nád sześć Niedźiel w pologu leżeć muśiáłá Ieymość Páni Mátká Wmći, po ták cudownym y foremnym porodzeniu, ále proszę nie onli to Gresus ktory przywiedźiony do stosu drew ná ktorych miał być spalony, záwołal O Solonie, Solonie. Co vsłyszawszy
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 19
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
szkaradną twardego kamienia, Dla swej nieczystej, przeklętej nadzieje, Patrz, jak łzy leje.
Jakież miał za to z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Że je, co za nim na smyczy chodzili, Psi powłóczyli.
A gdy akwilon nie pohamowany Powstanie, kiedy świat z śniegiem zmieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony.
W ten czas się lepiej w miękkie zagrześć puchy Niżeli w wojsku jechać na posłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasów Bied i niewczasów.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż ona moją zabawką jedyną Złe chwile miną.
Chcesz li też widzieć moje pożywienie?
szkaradną twardego kamienia, Dla swej nieczystej, przeklętej nadzieje, Patrz, jak łzy leje.
Jakież miał za to z skały przenosiny, Gdy piękne ciało poszło w odrobiny, Że je, co za nim na smyczy chodzili, Psi powłóczyli.
A gdy akwilon nie pohamowany Powstanie, kiedy świat z śniegiem zmieszany, Gdy poświstuje w dziurę zakradniony Wicher szalony.
W ten czas się lepiej w miękkie zagrześć puchy Niżeli w wojsku jechać na posłuchy, Wetując przeszłych wycierpianych czasów Bied i niewczasów.
Lub też z martwymi siadszy bohatyry Czytać na wieki dzisiejsze satyry, Aż oną moją zabawką jedyną Złe chwile miną.
Chcesz li też widzieć moje pożywienie?
Skrót tekstu: MorszZWybór
Strona: 127
Tytuł:
Wybór wierszy
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975