i wakanse rozdał: Ale Konrad poszedł przeciw niemu, i zniósł Ślężaków, sam się intronizował na Rząd Księstwa Krakowskiego, podatki wielkie założył na poddanych, i Sejm złożył w Wiślicy, gdzie najprzedniejszych Panów Polskich w niewolą pobrał którzy cudownie w dzień Z. Piotra w Okowach uwolnieni od kajdan, wysźli szczęśliwie, nocą do Pudyka pobiegli, którego sprowadzili z wielką radością poddaństwa. Ten zebrawszy Wojsko, Konrada zbił, i Litwę posiłkującą Bolesław zaś Łysy znowu począł się intrygować do Wielkipolski, ale że zle traktował Polaków, wzgardzony od nich, a Przemysław, i Bolesław pobożny Synowie Plwacza wezwani do własnego Dziedzictwa, potym Łysy dał, Córkę Przemysławowi, i uspokojone
i wakanse rozdał: Ale Konrad poszedł przećiw niemu, i zniósł Slężaków, sam śię intronizował na Rząd Xięstwa Krakowskiego, podatki wielkie założył na poddanych, i Seym złożył w Wiślicy, gdźie nayprzednieyszych Panów Polskich w niewolą pobrał którzy cudownie w dzień S. Piotra w Okowach uwolnieni od kaydan, wysźli szczęśliwie, nocą do Pudyka pobiegli, którego sprowadźili z wielką radośćią poddaństwa. Ten zebrawszy Woysko, Konrada zbił, i Litwę pośiłkującą Bolesław zaś Łysy znowu począł śię intrygować do Wielkipolski, ale że zle traktował Polaków, wzgardzony od nich, á Przemysław, i Bolesław pobożny Synowie Plwacza wezwani do własnego Dziedźictwa, potym Łysy dał, Córkę Przemysławowi, i uspokojone
Skrót tekstu: ŁubHist
Strona: 31
Tytuł:
Historia polska z opisaniem rządu i urzędów polskich
Autor:
Władysław Łubieński
Drukarnia:
Drukarnia Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
historia, prawo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1763
Data wydania (nie później niż):
1763
Lecz widzi koniec ten tylko kłopota, Co i żywota,
Dopieroż wtenczas myśli skamieniały, Obfite krwawych łez płyną kanały; Za odchodzącym niesie nieszczęśliwy Wzrok zazdrościwy.
Tak ci mnie właśnie szczęście posłużyło, Gdy mię w tej ciężkiej biedzie zostawiło, Z którą gorzej niż z Moskwą po wsze czasy Chodzę za pasy.
Wyście pobiegli i trudów marsowych Już zapomnieli, gdy w wczasach domowych
Macie rozkoszy i wszelkie dostatki U zacnej matki.
Tam ci byt dobry, tam pieszczoty macie, Których beze mnie, bracia zażywacie. Ale najbarziej niemiło mi na cię, Najstarszy bracie.
Wiem, żeś buzdygan powiesił na ścienie, Karwasz pod ławą, a przy
Lecz widzi koniec ten tylko kłopota, Co i żywota,
Dopieroż wtenczas myśli zkamieniały, Obfite krwawych łez płyną kanały; Za odchodzącym niesie nieszczęśliwy Wzrok zazdrościwy.
Tak ci mnie właśnie szczęście posłużyło, Gdy mię w tej ciężkiej biedzie zostawiło, Z ktorą gorzej niż z Moskwą po wsze czasy Chodzę za pasy.
Wyście pobiegli i trudow marsowych Już zapomnieli, gdy w wczasach domowych
Macie rozkoszy i wszelkie dostatki U zacnej matki.
Tam ci byt dobry, tam pieszczoty macie, Ktorych beze mnie, bracia zażywacie. Ale najbarziej niemiło mi na cię, Najstarszy bracie.
Wiem, żeś buzdygan powiesił na ścienie, Karwasz pod ławą, a przy
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 355
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
m zaraz ozdrowiał. Dzieciątko JEzus położył mu ją na łonie jego/ gdzie to dzieciątko i insze które tak uczynili zaraz ozdrowieli. und Parabeln. XIV. Podobieństwo. O zmartwych Wstaniu Ciała.
GOspodarz jeden miał w Domu swoim piękną Pszenicę ale poszedzy znią na Pole porozsiewał Ziarnka po Ziemi/ co widziawszy Dzieci jego pobiegli za nim/ mówiąc: Ach Ojcze/ ach Ojcze co robisz/ cy to nie żal i Szkoda/ że ty tę tak piękną Pszenice/ do Ziemi rzucasz/ gdyż ona tam pognije/ gdybyśmy byli raczej Wielkonocne Placki zniej popiekli/ tedy byśmy się mogli byli najeść! Ociec odpowiedział /mowiąc: Miłe
m záraz ozdrowiał. Dzieciątko IEzus połozył mu ią ná łonie iego/ gdzie to dzieciątko y insze ktore ták uczynili zaraz ozdrowieli. und Parabeln. XIV. Podobienstwo. O zmartwych Wstániu Ciáłá.
GOspodarz ieden miał w Domu swoym piękną Pszenicę ale poszedzy znią ná Pole porozsiewał Ziarnká po Zięmi/ co widziawszy Dźieci iego pobiegli zá nim/ mowiąc: Ach Oycże/ ách Oycże co robisz/ cy to nie żal y Szkodá/ że ty tę ták piękną Pszenice/ do Ziemi rzucasz/ gdyż oná tám pogniie/ gdybysmy byli raczey Wielkonocne Plácki zniey popiekli/ tedy bysmy się mogli byli náieść! Ociec odpowiedźiał /mowiąc: Miłe
Skrót tekstu: MalczInstGleich
Strona: 23
Tytuł:
Nova et methodica institutio [...] Gleichnus
Autor:
Stanisław Jan Malczowski
Drukarnia:
G.M. Nöller
Miejsce wydania:
Ryga
Region:
Inflanty
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
artylerii z pięcią armat polnych, przy których i piechota brzeska spod przedniej
straży z koni zsiadłszy stała, uszykowaliśmy się, a na drugiej górze od Łankuliszek stanęła Moskwa, wszystka pieszo. Między tymi dwoma górami była dolina i rzeczka tudzież od tej rzeczki ku górze, gdzie stali Moskale, byli chojniaki na kilkoro stai. Pobiegliśmy na ochotnika, ale skoro z owych chojniaków na górze wybiegliśmy, zaraz nas przywitano z armat. Towarzysza jednego petyhorskiego, Kalenkiewicza, i konia pod nim zabito, drugiego postrzelono, gdzie i ja blisko będąc tylko co nie zginąłem. Kapitanowi Fabrycjuszowi kula armatna płaszcz na plecach zdarła i skórę osunęła. Dawała i
artylerii z pięcią armat polnych, przy których i piechota brzeska spod przedniej
straży z koni zsiadłszy stała, uszykowaliśmy się, a na drugiej górze od Łankuliszek stanęła Moskwa, wszystka pieszo. Między tymi dwoma górami była dolina i rzeczka tudzież od tej rzeczki ku górze, gdzie stali Moskale, byli chojniaki na kilkoro stai. Pobiegliśmy na ochotnika, ale skoro z owych chojniaków na górze wybiegliśmy, zaraz nas przywitano z armat. Towarzysza jednego petyhorskiego, Kalenkiewicza, i konia pod nim zabito, drugiego postrzelono, gdzie i ja blisko będąc tylko co nie zginąłem. Kapitanowi Fabrycjuszowi kula armatna płaszcz na plecach zdarła i skórę osunęła. Dawała i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 101
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
u sądu ziemskiego i dał racją, za co taki manifest ad akta przyjął. Szlachta tedy go jak Hamana prowadziła przez miasto; aż do bernardynów, gdzie były sądy ziemskie, za łeb go wlekli. Na resztę zbitego u sądu go stawili. Zborowski podsędek jeszcze mu dał w gębę i taką go nakarmiwszy konfuzją, jeszcze pobiegli do Kodnia do Sapiehy, kanclerza lit., starosty brzeskiego, oskarżając mię, że takiego wiceregenta głupiego, nieposesjonata, a nawet nieszlachcica trzymam. A że nikt w tym szalonym sądzie nie chciał się sądzić, musieli te swoje limitować roki.
Tylko co miałem do Kowna wyjeżdżać, przybiegł do Rasny Szydłowski, mój wiceregent
u sądu ziemskiego i dał racją, za co taki manifest ad acta przyjął. Szlachta tedy go jak Hamana prowadziła przez miasto; aż do bernardynów, gdzie były sądy ziemskie, za łeb go wlekli. Na resztę zbitego u sądu go stawili. Zborowski podsędek jeszcze mu dał w gębę i taką go nakarmiwszy konfuzją, jeszcze pobiegli do Kodnia do Sapiehy, kanclerza lit., starosty brzeskiego, oskarżając mię, że takiego wiceregenta głupiego, nieposesjonata, a nawet nieszlachcica trzymam. A że nikt w tym szalonym sądzie nie chciał się sądzić, musieli te swoje limitować roki.
Tylko co miałem do Kowna wyjeżdżać, przybiegł do Rasny Szydłowski, mój wiceregent
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 201
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
zaś posłali swoją parcją, pod komendą Kurowickiego, wójta i namiestnika ekonomicznego łomażskiego, który nie czekając ani przytomności urzędników, ani zagajenia zaczął zasiadać miejsce marszałkowskie sejmikowe. Była tamże w kościele partia nasza, której się ta akcja Kurowickiego nie podobała. Zaczęli go spychać, a tak tumult się zaczął.
Dano nam znać. Pobiegliśmy tam wszyscy dla uspokojenia tego tumultu. Wbiegam do kościoła, aż widzę, że już Kurowickiego duszą. Osobliwie Michał Starowolski, towarzysz brata mego, porwał za garło Kurowickiego i mocno go dusi. Ledwom się do Kurowickiego przedarł i prośbą, i mocą wyrwałem go z rąk duszących i na bok ledwo już dyszącego
zaś posłali swoją partią, pod komendą Kurowickiego, wójta i namiestnika ekonomicznego łomażskiego, który nie czekając ani przytomności urzędników, ani zagajenia zaczął zasiadać miejsce marszałkowskie sejmikowe. Była tamże w kościele partia nasza, której się ta akcja Kurowickiego nie podobała. Zaczęli go spychać, a tak tumult się zaczął.
Dano nam znać. Pobiegliśmy tam wszyscy dla uspokojenia tego tumultu. Wbiegam do kościoła, aż widzę, że już Kurowickiego duszą. Osobliwie Michał Starowolski, towarzysz brata mego, porwał za garło Kurowickiego i mocno go dusi. Ledwom się do Kurowickiego przedarł i prośbą, i mocą wyrwałem go z rąk duszących i na bok ledwo już dyszącego
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 468
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Aby nim harde bił nieprzyjacioły I klejnot jasny na wierzch głowy Jego Włożył na głowę Królestwa Polskiego Niezwyciężoną w fortunach koronę Poddając państwo Jemu pod obronę. Czym się Ojczyzna nasza ucieszyła, Że ciemną z ramion żałobę złożyła. A wtenczas zaraz Kozacy zadrżeli, Iż, co już w Polskę dalej wpadać mieli, Górny animusz nakrywszy pokorą Pobiegli drogą do Zamościa sporą Na Zaporoże wzad do Ukrainy, Chcąc tym odwrotem przeszłe zgubić winy. Więc na ustępie: Vivat! — zawołali Nowemu Panu i z dział ognia dali. Tu już początek rzeczy słyszysz samej, Cny gospodarzu, którą zawieramy.” Tedy westchnąwszy Prezydent krótkiemi Rzecze z żałości słowy serdecznemi: ,,
Aby nim harde bił nieprzyjacioły I klejnot jasny na wierzch głowy Jego Włożył na głowę Królestwa Polskiego Niezwyciężoną w fortunach koronę Poddając państwo Jemu pod obronę. Czym się Ojczyzna nasza ucieszyła, Że ciemną z ramion żałobę złożyła. A wtenczas zaraz Kozacy zadrżeli, Iż, co już w Polskę dalej wpadać mieli, Górny animusz nakrywszy pokorą Pobiegli drogą do Zamościa sporą Na Zaporoże wzad do Ukrainy, Chcąc tym odwrotem przeszłe zgubić winy. Więc na ustępie: Vivat! — zawołali Nowemu Panu i z dział ognia dali. Tu już początek rzeczy słyszysz samej, Cny gospodarzu, którą zawieramy.” Tedy westchnąwszy Prezydent krótkiemi Rzecze z żałości słowy serdecznemi: ,,
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 82
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
niezmierna, nie było i inszą taksę victualium imp. marszałek uczynić rozkazał.
Królewic im. Jakub pisał do imp. wojewody płockiego, aby mu jako starosta oddał Zamek. Jeszcze go tu nie masz. Im. ks. Wyżycki z im. ks. Wyhowskim, tylko co dusza z ciała pańskiego wyszła, nocą pobiegli do kardynała im. cum tristi nuntio.
Onegdajązej nocy przy bytności im. ks. inflanckiego i imp. sandeckiego, deputowanych a maioribus senatoriis, egzenterowano ciało. Puchliny nie było nic, nieco intercutialis ex oocasione pihguedinis; pinguedo zaś tam interna, quam extema vix non supematuralis. Śledziona była nadpsowana, wątroba nieco twarda,
niezmierna, nie było i inszą taksę victualium jmp. marszałek uczynić rozkazał.
Królewic jm. Jakub pisał do jmp. wojewody płockiego, aby mu jako starosta oddał Zamek. Jeszcze go tu nie masz. Jm. ks. Wyżycki z jm. ks. Wyhowskim, tylko co dusza z ciała pańskiego wyszła, nocą pobiegli do kardynała jm. cum tristi nuntio.
Onegdajązej nocy przy bytności jm. ks. inflanckiego i jmp. sandeckiego, deputowanych a maioribus senatoriis, egzenterowano ciało. Puchliny nie było nic, nieco intercutialis ex oocasione pihguedinis; pinguedo zaś tam interna, quam extema vix non supematuralis. Śledziona była nadpsowana, wątroba nieco twarda,
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 345
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
I bitwy, aż go lepiej sprobuje, poniechać. Bo opuścić byłoby coś nieuczciwego: Wzięli przyczynę wzgardy, despektu jawnego. Na koniec taką sobie radę wespół dali, Aby za winowajcy zarazem jechali. PIEŚŃ XXVI.
CXXXIV.
A lub to aż w obozie, nie zjadą się z niemi, Gdzie dla posiłku dania pobiegli z drugiemi, Chcąc króla francuskiego złamać zbytnie siły, Od którego ich wojska obleżone były, Pozwalają udać się tam i bronić sławy, Prawą drogę obrali i gościniec prawy. Rugier wprzód jachać nie chce, ażby do swojego Towarzystwa przemówił słów kilka miłego.
CXXXV.
Wrócił się i na stronę wziąwszy Ryciardota, Prosi,
I bitwy, aż go lepiej sprobuje, poniechać. Bo opuścić byłoby coś nieuczciwego: Wzięli przyczynę wzgardy, despektu jawnego. Na koniec taką sobie radę wespół dali, Aby za winowajcy zarazem jechali. PIEŚŃ XXVI.
CXXXIV.
A lub to aż w obozie, nie zjadą się z niemi, Gdzie dla posiłku dania pobiegli z drugiemi, Chcąc króla francuskiego złamać zbytnie siły, Od którego ich wojska obleżone były, Pozwalają udać się tam i bronić sławy, Prawą drogę obrali i gościniec prawy. Rugier wprzód jachać nie chce, ażby do swojego Towarzystwa przemówił słów kilka miłego.
CXXXV.
Wrócił się i na stronę wziąwszy Ryciardota, Prosi,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 319
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
drugi raz na wszytek głoś: Aga pobudź zaraz wszytkich Iczoglanów/ chcą nam Cesarza naszego zgubić. Nie odmienił on przecię swojej gniusnej resolucji/ i powiedział że ich niebędzie budził/ póki nieobaczy Ordynansu Cesarskiego na piśmie. Na głos takiej rozmowy słudzy Kapa Agi pobudzili się/ i usłyszawszy że idzie o zdrowie Cesarskie/ pobiegli bez rozkazania i bez porządku kołatać we drzwi wielkich i małych Izb/ gdzie Iczoglani sypiają. Kredencyrz poszedł to tej/ co się największą zowie/ i wszedł około piątej w noc/ stanąwszy na śrzodku Izby/ której jest na Ośmdziesiąt kroków wzdłuż/ począł rękami co zmocy trzaskać/ lubo to jest unich wielki kryminał
drugi raz ná wszytek głoś: Agá pobudź záraz wszytkich Iczoglanow/ chcą nam Cesárzá nászego zgubić. Nie odmienił on przećię swoiey gniusney resolutiey/ y powiedźiał że ich niebędźie budźił/ poki nieobáczy Ordynánsu Cesárskiego ná pismie. Ná głos tákiey rozmowy słudzy Kapa Agi pobudźili się/ y vsłyszawszy że idźie o zdrowie Cesárskie/ pobiegli bez roskázánia y bez porządku kołátáć we drzwi wielkich y máłych Izb/ gdźie Iczogláni sypiáią. Kredencyrz poszedł to tey/ co się naywiększą zowie/ y wszedł około piątey w noc/ stánąwszy ná śrzodku Izby/ ktorey iest ná Ośmdźieśiąt krokow wzdłuż/ począł rękámi co zmocy trzáskáć/ lubo to iest vnich wielki kryminał
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 21
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678