Ćwiczonej ręki Czerkiesina dzieło, Tak wiele się też pod Żwańcem zdobyło. Wiem, że cię zastał a ty z swą drużyną Liczysz godziny, rychłoli przeminą, Wiarołomnemu kiedy Rusinowi, Macie ćwiczenie dać Moskwicinowi. Jeżelić w polu tak stawać będziecie, Jako w Warszawie w twoim kabarecie, Zlęknie się Wiazma pono i w stolicy Pobledną z strachu zdradliwi zmiennicy. Czy to dni Flore? czyli też to owe Nastały były czasy Bachusowe? Widzieć was było kiedy między szyki Gęste kieliszków z wielkimi okrzyki Harcownik wpadał a sporsze kryształy Te się najpierwej pod szablę puszczały. Toż się i śrzednim, co wielkim czyniło, Małego gminu i liku nie było.
Ćwiczonej ręki Czerkiesina dzieło, Tak wiele się też pod Żwańcem zdobyło. Wiem, że cię zastał a ty z swą drużyną Liczysz godziny, rychłoli przeminą, Wiarołomnemu kiedy Rusinowi, Macie ćwiczenie dać Moskwicinowi. Jeżelić w polu tak stawać będziecie, Jako w Warszawie w twoim kabarecie, Zlęknie się Wiazma pono i w stolicy Pobledną z strachu zdradliwi zmiennicy. Czy to dni Florae? czyli też to owe Nastały były czasy Bachusowe? Widzieć was było kiedy między szyki Gęste kieliszkow z wielkimi okrzyki Harcownik wpadał a sporsze kryształy Te się najpierwej pod szablę puszczały. Toż się i śrzednim, co wielkim czyniło, Małego gminu i liku nie było.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 448
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
- Taką śmiałość i serce w sobie takie miała! - I z daleka widziała Birenowe nagle Uciekające płótna i niewierne żagle.
XXIV.
Widziała albo się jej podomno tak zdało, Że widziała, bo było nie dobrze odniało, A zadrżawszy, na ziemię, jako martwa, padła I na twarzy, zimniejsza nad śniegi, pobladła; Ale po małej chwili, jako skoro wstała, Na morze przeraźliwe wrzaski obracała, Częstokroć, ile mogła, wołając swojego I powtarzając imię małżonka srogiego.
XXV.
A czego nie mógł mdły głos, nie mogło wołanie, Dokładały gęste łzy i ręku łamanie: „Dokąd się kwapisz? Dokąd, okrutny, uciekasz?
- Taką śmiałość i serce w sobie takie miała! - I z daleka widziała Birenowe nagle Uciekające płótna i niewierne żagle.
XXIV.
Widziała albo się jej podomno tak zdało, Że widziała, bo było nie dobrze odniało, A zadrżawszy, na ziemię, jako martwa, padła I na twarzy, zimniejsza nad śniegi, pobladła; Ale po małej chwili, jako skoro wstała, Na morze przeraźliwe wrzaski obracała, Częstokroć, ile mogła, wołając swojego I powtarzając imię małżonka srogiego.
XXV.
A czego nie mógł mdły głos, nie mogło wołanie, Dokładały gęste łzy i ręku łamanie: „Dokąd się kwapisz? Dokąd, okrutny, uciekasz?
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 202
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, myśliła. Jednego dnia, gdy z sobą sama narzekała I w pokoju na swoje nieszczęście płakała, Przyszła do niej ta, która serce z podziwieniem, Ranione od Alcyny, zgoiła pierścieniem.
XLVII.
Skoro ją upłakana dziewka obaczyła, Że przez Rugiera do niej sama się wróciła, Wylękła się, zmartwiała, na twarzy pobladła, Zemdlawszy tak, że ledwie na ziemię nie padła. Postrzegłszy jej bojaźni mądra prorokini, Jako ten, co nowiny dobre niesie, czyni, Śmiejąc się, wesołą twarz na nią obróciła I lepszą jej nadzieję, mówiąc tak, czyniła:
XLVIII.
„Nie bój się o Rugiera, który niewątpliwie I żywie i zdrów
, myśliła. Jednego dnia, gdy z sobą sama narzekała I w pokoju na swoje nieszczęście płakała, Przyszła do niej ta, która serce z podziwieniem, Ranione od Alcyny, zgoiła pierścieniem.
XLVII.
Skoro ją upłakana dziewka obaczyła, Że przez Rugiera do niej sama się wróciła, Wylękła się, zmartwiała, na twarzy pobladła, Zemdlawszy tak, że ledwie na ziemię nie padła. Postrzegłszy jej bojaźni mądra prorokini, Jako ten, co nowiny dobre niesie, czyni, Śmiejąc się, wesołą twarz na nię obróciła I lepszą jej nadzieję, mówiąc tak, czyniła:
XLVIII.
„Nie bój się o Rugiera, który niewątpliwie I żywie i zdrów
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 285
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
co zabijały: Grobem będą miłości, jak gniazdem bywały. 17. Przyjdzie, przyjdzie z zmarszczkami Krokiem drżącym miestałym: Z próżnymi krwie żyłami, Zgrzybialość w czasie małym. Kiedy w wzroku ospałym, Zrzenica wyschła wszędzie: I światła nie nawidzieć i zwierciadł’a będzie. 18. Z rumieńcem złoto żywe, Podłym śrebrem pobladną. W ustach perły prawdziwe, Jak liście w wiatr opadną. I jak prędko? nie zgadną, W brużdy i białe szrony: Twarz się stanie zorana, i włos przypruszony. 19. Zawsze czasu chciwego, Zwycięstwem jest wiek młody. Śmiech, i co jesy miłego: Uciekają w zawody. Z Narcyssowej urody.
co zábijały: Grobem będą miłośći, iák gniazdem bywáły. 17. Przyidźie, przyidźie z zmarszczkámi Krokiem drżącym miestáłym: Z prożnymi krwie żyłámi, Zgrzybiálość w czáśie máłym. Kiedy w wzroku ospáłym, Zrzenicá wyschła wszędźie: Y świátłá nie náwidźieć y zwierćiádł’a będźie. 18. Z rumieńcem złoto żywe, Podłym śrebrem pobládną. W ustách perły prawdźiwe, Iák liśćie w wiátr opádną. Y iák prętko? nie zgádną, W brużdy y białe szrony: Twarz się stánie zorána, y włos przypruszony. 19. Záwsze czásu chćiwego, Zwyćięstwem iest wiek młody. Smiech, y co iesy miłego: Vćiekáią w zawody. Z Nárcyssowey urody.
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 165
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
: POSCYLLA
„Pszczółko niemiłosierna, czemuś uraniła Mój paluszek, dlaczegoś żądło weń wpuściła?” Respons „Dlategom cię ujadła, Żeś z ula miód wykradła, Któregom miała pożywać w późnej jesieni.”
„Patrzaj, jako od razu skóra się rozpadła, A od bólu srogiego twarz moja pobladła.” Respons „Pewnie zdrową byś była, Gdybyś nie poruszyła Cudzego i nie siągała do skrytej dzieni”.
„Któż to wiedział, żeś natenczas w dzieni siedziała, Kiedym ja, nieszczęśliwa, miód z niej wybierała?” Respons „Tak świat rozkoszy słodzi, Tuż przy nich gorzkość
: POSCYLLA
„Pszczółko niemiłosierna, czemuś uraniła Mój paluszek, dlaczegoś żądło weń wpuściła?” Respons „Dlategom cię ujadła, Żeś z ula miód wykradła, Któregom miała pożywać w późnej jesieni.”
„Patrzaj, jako od razu skóra się rozpadła, A od bólu srogiego twarz moja pobladła.” Respons „Pewnie zdrową byś była, Gdybyś nie poruszyła Cudzego i nie siągała do skrytej dzieni”.
„Któż to wiedział, żeś natenczas w dzieni siedziała, Kiedym ja, nieszczęśliwa, miód z niej wybierała?” Respons „Tak świat rozkoszy słodzi, Tuż przy nich gorzkość
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 44
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
to ksiądz, hodzia ich językiem, Któremu, gdy całą noc niesłychanym krzykiem, Jako kazał Mahomet w swoim al-Koranie, Budzi ich do pacierzy, gęba nie ustanie. Każdy namiot starszego końską znaczny grzywą, Przed którym co noc lampa gorywa oliwą, I nie wprzód ją zagasi, aże nad tym światem Gwiazdy zgasną i Febe poblednie przed bratem. Ale niechby tam naszy wpadli okrom wstrętu, Któżby im ręce trzymał od takiego sprzętu, Który, jako nam potem komisarze naszy Prawili, u każdego wezyra i baszy Tak bogaty, tak świetny, że choć złoto kopie, Żaden mu pan nie zrówna w całej Europie; Każdy by brać, niż się
to ksiądz, hodzia ich językiem, Któremu, gdy całą noc niesłychanym krzykiem, Jako kazał Mahomet w swoim al-Koranie, Budzi ich do pacierzy, gęba nie ustanie. Każdy namiot starszego końską znaczny grzywą, Przed którym co noc lampa gorywa oliwą, I nie wprzód ją zagasi, aże nad tym światem Gwiazdy zgasną i Febe poblednie przed bratem. Ale niechby tam naszy wpadli okrom wstrętu, Któżby im ręce trzymał od takiego sprzętu, Który, jako nam potem komisarze naszy Prawili, u każdego wezyra i baszy Tak bogaty, tak świetny, że choć złoto kopie, Żaden mu pan nie zrówna w całej Europie; Każdy by brać, niż się
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 212
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
we śnie, z myślami pokawi! Sen — mara wszytkie rzeczy, wszytkie ludzkie dzieje: Bowiem skoro nam tylko trzeci kur zapieje, Skoro przyjdzie umierać, a śmierć oczy przetrze, Wszytkie myśli i nasze roboty na wietrze, Jak ze snu głębokiego obaczymy we dnie. Przebóg! Któż się nie zlęknie? Któż tam nie poblednie? Gdy jako we zwierciedle przy grobowym progu Razem się w długich godzin przejźry katalogu, Próżność nad próżnościami, szczerą widząc próżność, I, że sama na świecie płaciła pobożność! Skoro spadną one mgły i blask sławy szumny, Aż nie masz nic, aż nago wieziem się do trumny; Jakośmy na świat wyszli,
we śnie, z myślami pokawi! Sen — mara wszytkie rzeczy, wszytkie ludzkie dzieje: Bowiem skoro nam tylko trzeci kur zapieje, Skoro przyjdzie umierać, a śmierć oczy przetrze, Wszytkie myśli i nasze roboty na wietrze, Jak ze snu głębokiego obaczymy we dnie. Przebóg! Któż się nie zlęknie? Któż tam nie poblednie? Gdy jako we zwierciedle przy grobowym progu Razem się w długich godzin przejźry katalogu, Próżność nad próżnościami, szczerą widząc próżność, I, że sama na świecie płaciła pobożność! Skoro spadną one mgły i blask sławy szumny, Aż nie masz nic, aż nago wieziem się do trumny; Jakośmy na świat wyszli,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 286
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
żenie, noc ją wypędzi od niego. Tą chęcią nazbyt wielkie podejźrzenie daje O sobie, ale barziej górne obyczaje Czynią miejsce mniemaniu u ludzi próżnemu, Iż inszem harda, ludzka jest tylko samemu.
XXXI
Pukało się nieszczęsne serce od boleści W Bradamancie, kiedy tej słuchała powieści; Milczy, twarz, jako chusta najbielsza, pobladła, Ledwie się trzyma, aby na ziemię nie padła. Obraca najsmutniejsza dziewka konia swego, Zazdrości, gniewu pełna i jadu wściekłego; Ostatek jej ucieka z wnętrzności nadzieje, Bieży, jako szalona, a z oczu łzy leje.
XXX
Przyjechawszy do zamku, idzie w swe pokoje, Pojrzuca się na łóżko, nie zdymuje
żenie, noc ją wypędzi od niego. Tą chęcią nazbyt wielkie podejźrzenie daje O sobie, ale barziej górne obyczaje Czynią miejsce mniemaniu u ludzi próżnemu, Iż inszem harda, ludzka jest tylko samemu.
XXXI
Pukało się nieszczęsne serce od boleści W Bradamancie, kiedy tej słuchała powieści; Milczy, twarz, jako chusta najbielsza, pobladła, Ledwie się trzyma, aby na ziemię nie padła. Obraca najsmutniejsza dziewka konia swego, Zazdrości, gniewu pełna i jadu wściekłego; Ostatek jej ucieka z wnętrzności nadzieje, Bieży, jako szalona, a z oczu łzy leje.
XXX
Przyjechawszy do zamku, idzie w swe pokoje, Pojrzuca się na łóżko, nie zdymuje
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 10
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wprzód ciche szemranie Wieść rodzi świegotliwa, a potem lękanie; Wszyscy zdumiałych uszu szeptom nadstawują, Wszyscy jego śmiałości bystrej się dziwują. Sława, co zwykła płonne rzeczy i prawdziwe Roznosić, bodzie w grabi serce nieszczęśliwe, Ani wprzód żartkiem skrzydłom odpoczynąć dała, Aż Dudonowi z grofem wszystko powiedziała.
XXVIII.
Na nowinę nieszczęsną zarazem pobladli, Chcąc go ratować prędko, jak piorun, wypadli; Drabiny co najwyższe do muru stawiają, A tarcze nad głowami złożone trzymają. I już się ku wysokiej podemknęli ścienie; Nie trwożą ich pociski, oszczepy, kamienie, Nienasyconą chciwość mordów ukazują Przez oczy, z których szczere ognie wyskakują.
XXIX.
Tak więc,
wprzód ciche szemranie Wieść rodzi świegotliwa, a potem lękanie; Wszyscy zdumiałych uszu szeptom nadstawują, Wszyscy jego śmiałości bystrej się dziwują. Sława, co zwykła płonne rzeczy i prawdziwe Roznosić, bodzie w grabi serce nieszczęśliwe, Ani wprzód żartkiem skrzydłom odpoczynąć dała, Aż Dudonowi z grofem wszystko powiedziała.
XXVIII.
Na nowinę nieszczęsną zarazem pobladli, Chcąc go ratować prędko, jak piorun, wypadli; Drabiny co najwyszsze do muru stawiają, A tarcze nad głowami złożone trzymają. I już się ku wysokiej podemknęli ścienie; Nie trwożą ich pociski, oszczepy, kamienie, Nienasyconą chciwość mordów ukazują Przez oczy, z których szczere ognie wyskakują.
XXIX.
Tak więc,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 213
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
boku miedzy słabsze i przęczki i nity. Ale się oszukiwa, bo z twardego ciała Broń ostra krwie wytoczyć rumianej nie chciała. Zaś Balizardę spuszcza grof; ta tarcz, przyłbicę Skruszywszy, twarzy męskiej ścina połowicę. .
LXXXII.
Potem zbroję przenika, pierś, kolana srodze Rani Serykanowi, krwi dając dwie drodze. Ten pobladł, zdumiewa się i barzo dziwuje, Iż sczarowany jego blach ran nie hamuje; Uważa raz szkaradny, ciężki, niesłychany, Co go dopiero Orland zadał niebłagany, Bo, by była kęs więtszy szabla uczyniła Pochop, głowęby i brzuch razem rozdzieliła.
LXXXIII.
Tak nie chce ufać stali, widząc probę taką, Raczej
boku miedzy słabsze i przęczki i nity. Ale się oszukiwa, bo z twardego ciała Broń ostra krwie wytoczyć rumianej nie chciała. Zaś Balizardę spuszcza grof; ta tarcz, przyłbicę Skruszywszy, twarzy męskiej ścina połowicę. .
LXXXII.
Potem zbroję przenika, pierś, kolana srodze Rani Serykanowi, krwi dając dwie drodze. Ten pobladł, zdumiewa się i barzo dziwuje, Iż sczarowany jego blach ran nie hamuje; Uważa raz szkaradny, ciężki, niesłychany, Co go dopiero Orland zadał niebłagany, Bo, by była kęs więtszy szabla uczyniła Pochop, głowęby i brzuch razem rozdzieliła.
LXXXIII.
Tak nie chce ufać stali, widząc probę taką, Raczej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 248
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905