do Gdańska szkuty. Dobrzeć szyper po prawdzie spieniężył pszenicę; Lecz za cóż stoi, kiedy ukradł połowicę. Na co kiedy już pan ma oczywiste świadki, Zawoławszy go, rzecze: „Synu takiej matki, Wróć, coś ukradł, bo cię dam na katowskie męki!” Gdy się ten przy, czapkę mu pochwyciwszy z ręki, Chociaż go więcej niźli na tysiąc uszkodził: „Póki mego nie oddasz, będziesz bez niej chodził.” Ten, skoro przed nim wielką hańbę swą przełoży, Idzie do domu, pomsty wzywający bożej. 31. RAKOCY SOBIE NAGRADZA UTRATY PRZEZ WOJNĘ POLSKĄ
We stu tysięcy gminu rozlicznej gawiedzi Wtargnąwszy w Polskę,
do Gdańska szkuty. Dobrzeć szyper po prawdzie spieniężył pszenicę; Lecz za cóż stoi, kiedy ukradł połowicę. Na co kiedy już pan ma oczywiste świadki, Zawoławszy go, rzecze: „Synu takiej matki, Wróć, coś ukradł, bo cię dam na katowskie męki!” Gdy się ten przy, czapkę mu pochwyciwszy z ręki, Chociaż go więcej niźli na tysiąc uszkodził: „Póki mego nie oddasz, będziesz bez niej chodził.” Ten, skoro przed nim wielką hańbę swą przełoży, Idzie do domu, pomsty wzywający bożej. 31. RAKOCY SOBIE NAGRADZA UTRATY PRZEZ WOJNĘ POLSKĄ
We stu tysięcy gminu rozlicznej gawiedzi Wtargnąwszy w Polskę,
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 219
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, że się z nim rozprawi w pocinku, Bierze pałasz, aż widząc owego z sztokadą, Śle, niechaj się rapierem albo bije szpadą. „Nie ma Polak Francuzom przepisować mody” — Odpowie; ten też, nazad idąc do gospody: „Ani Francuz Polakom” — rzecze do pachołka, I co prędzej kopiją pochwyciwszy z kołka, Bieży. Patrzy nań Francuz i dostawa metu, Aż kiedy na strzelenie jakby z pistoletu, Złoży drzewce i prosto do piersi mu z grotem. Blisko był płot, przeskoczył Francuz, i za płotem: „Barzo długi, pan Polak.” A ten bez ogródki: „I tyś też
, że się z nim rozprawi w pocinku, Bierze pałasz, aż widząc owego z sztokadą, Śle, niechaj się rapierem albo bije szpadą. „Nie ma Polak Francuzom przepisować mody” — Odpowie; ten też, nazad idąc do gospody: „Ani Francuz Polakom” — rzecze do pachołka, I co prędzej kopiją pochwyciwszy z kołka, Bieży. Patrzy nań Francuz i dostawa metu, Aż kiedy na strzelenie jakby z pistoletu, Złoży drzewce i prosto do piersi mu z grotem. Blisko był płot, przeskoczył Francuz, i za płotem: „Barzo długi, pan Polak.” A ten bez ogródki: „I tyś też
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 414
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
; Jednych rąbie na ćwierci, drugich z skór odziera, Bywa to, że i żywo niektórych pożera.
XLIV.
W tem swojem okrucieństwie myśliwstwem się bawi I to jego najwiętsza uciecha: sieć stawi Foremnie urobioną przy domu na ziemi I potem ją nakrywa piaskami drobnemi. Kto nie wie, nie ujźrzy jej, aż kiedy pochwyci: Tak jest z cienkich, drótowych urobiona nici. Potem między nakryte sidła rozstawione Strasznem głosem pielgrzymy pędzi potrwożone.
XLV.
I z wielkiem śmiechem ludzie nieszczęsne, wegnane, Do swojego mieszkania wlecze uwikłane; Lubo rycerz, lubo jest biała płeć, nikomu Nie przepuszcza podłego lub zacnego domu. Skoro ciało zje, wyssie mózg
; Jednych rąbie na ćwierci, drugich z skór odziera, Bywa to, że i żywo niektórych pożera.
XLIV.
W tem swojem okrucieństwie myśliwstwem się bawi I to jego najwiętsza uciecha: sieć stawi Foremnie urobioną przy domu na ziemi I potem ją nakrywa piaskami drobnemi. Kto nie wie, nie ujźrzy jej, aż kiedy pochwyci: Tak jest z cienkich, drótowych urobiona nici. Potem między nakryte sidła rozstawione Strasznem głosem pielgrzymy pędzi potrwożone.
XLV.
I z wielkiem śmiechem ludzie nieszczęsne, wegnane, Do swojego mieszkania wlecze uwikłane; Lubo rycerz, lubo jest biała płeć, nikomu Nie przepuszcza podłego lub zacnego domu. Skoro ciało zje, wyssie mózg
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 341
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i oka nie spuścieła. Ale gdy nań tak owa patrzała bezpiecznie/ Zląkł się/ i nie śmiał ku niej przystąpić koniecznie. A Zona wielikiego Gromowładce. Juno, a Gromowładca, Jowisz. B Założnica Arkasa syna urodziła. Kalisto już była zległa, i Arkasa miała. C To rzekszy/ za czelne ją włosy pochwyciła. Juno Kalistę. D I pełny strachu gardziel. Bo już w Niedźwiedzicę się obróciła: zaczym miasto mowy, straszny ryk i mruczenie w gardzielu miała. Księgi Wtóre. E Choć tam własnego ojca miała między nimi. Bo Kalisto była córka Likaonowa, spłodzona od niego, póki jeszcze nie był w wilka obrócony. F
y oká nie spuśćiełá. Ale gdy nań ták owá pátrzáłá bespiecznie/ Zląkł się/ y nie śmiał ku niey przystąpić koniecznie. A Zoná wielikiego Gromowładce. Iuno, á Gromowładcá, Iowisz. B Założnicá Arkásá syná vrodziłá. Kálisto iuż byłá zległá, y Arkasá miáłá. C To rzekszy/ zá czelne ią włosy pochwyćiłá. Iuno Kalistę. D Y pełny stráchu gardźiel. Bo iuż w Niedźwiedzicę się obroćiłá: záczym miásto mowy, straszny ryk y mruczenie w gardźielu miáłá. Kśięgi Wtore. E Choć tám własnego oycá miáłá między nimi. Bo Kálisto była corká Likáonowa, zpłodzona od niego, poki ieszcze nie był w wilká obrocony. F
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 79
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
niechcieli iść dla bydła, ale się puścili wprost ku onemu lasowi. Około którego postrzegłszy Węgrów zasadzki potężne, skoczyli w bok ku Dunajowi i pojmali chłopa, który ich ścieżkami przez okrutne skały nad szumiącym Dunajem, pieszo konie za sobą kilka mil wiodących, naokoło przeprowadził. Którego chłopa Węgrowie gdy nazad idącego za darem bożym pochwycili, zaczem rozumieli iż to tamtędy wszyscy przeszli; nie mogąc się naszych doczekać, rwąc się za włosy że ich (mniemanie) upuścili, odstąpili w lewo do swego obozu. A Elearowie skoro oni za rzekę odeszli, przepędziwszy przez 3,000 bydła rogatego, poszli z niem do głodnego obozu swego przez onże las spokojnie
niechcieli iść dla bydła, ale się puścili wprost ku onemu lasowi. Około którego postrzegłszy Węgrów zasadzki potężne, skoczyli w bok ku Dunajowi i pojmali chłopa, który ich ścieżkami przez okrutne skały nad szumiącym Dunajem, pieszo konie za sobą kilka mil wiodących, naokoło przeprowadził. Którego chłopa Węgrowie gdy nazad idącego za darem bożym pochwycili, zaczem rozumieli iż to tamtędy wszyscy przeszli; nie mogąc się naszych doczekać, rwąc się za włosy że ich (mniemanie) upuścili, odstąpili w lewo do swego obozu. A Elearowie skoro oni za rzekę odeszli, przepędziwszy przez 3,000 bydła rogatego, poszli z niem do głodnego obozu swego przez onże las spokojnie
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 35
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
im kto układniejszy, tym nań barziej gdaczą: Tak na pochyłą gałąź i kozy więc skaczą. XII. Kto wymowy nie używa, świecę garcem zakrywa. O ŁABĘDZIU, KUCHARZU I GĘSI
W jednym podwórzu gęsi i łabędzie miano, Te dla jedła, a owe dla uciech chowano. Przyjachał gość: wtym kucharz łabęcia pochwyci, I już tam żywot jego był na słabej nici;
Ale łabęć, zginienie blisko siebie czując, Pocznie kwilić, ojców swych zwyczaj zachowując. Zaczym Kucharz, poznawszy myłkę, wnet darował Gardłem łabęcia; lecz zaś gęsi nie folgował: Bo ją upiekszy, podał na pokarm gościowi.
Tak się więc niemownemu trafia człowiekowi,
im kto układniejszy, tym nań barziej gdaczą: Tak na pochyłą gałąź i kozy więc skaczą. XII. Kto wymowy nie używa, świecę garcem zakrywa. O ŁABĘDZIU, KUCHARZU I GĘSI
W jednym podwórzu gęsi i łabędzie miano, Te dla jedła, a owe dla uciech chowano. Przyjachał gość: wtym kucharz łabęcia pochwyci, I już tam żywot jego był na słabej nici;
Ale łabęć, zginienie blizko siebie czując, Pocznie kwilić, ojców swych zwyczaj zachowując. Zaczym Kucharz, poznawszy myłkę, wnet darował Gardłem łabęcia; lecz zaś gęsi nie folgował: Bo ją upiekszy, podał na pokarm gościowi.
Tak się więc niemownemu trafia człowiekowi,
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 15
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
, Zwłaszcza widząc chęć taką, dałcibym i duszę. A tak, proszę, niźli nam przyjdzie do witania, Zakołac tam na stróża do jego mieszkania, Aby mi drzwi otworzył, a ja z tobą wstąpię W przyjaźń i w nieszczęściu cię żadnym nie odstąpię”. Lis rad, krzyknie. Wtym się pies ze snu pochwyciwszy, Porwał lisa za gardło, zdradą przyskoczywszy. I tak co się od lisa miało stać kurowi, To ode psa stało się chytremu lisowi. Tak kto oszukać myśli, często więc samego Oszukiwają ludzie, znając umysł jego Chytry i myśl obłudną; więc tego nie zgadnie, Na kogo dół wykopał, aż gdy sam we
, Zwłaszcza widząc chęć taką, dałcibym i duszę. A tak, proszę, niźli nam przyjdzie do witania, Zakołac tam na stróża do jego mieszkania, Aby mi drzwi otworzył, a ja z tobą wstąpię W przyjaźń i w nieszczęściu cię żadnym nie odstąpię”. Lis rad, krzyknie. Wtym się pies ze snu pochwyciwszy, Porwał lisa za gardło, zdradą przyskoczywszy. I tak co się od lisa miało stać kurowi, To ode psa stało się chytremu lisowi. Tak kto oszukać myśli, często więc samego Oszukiwają ludzie, znając umysł jego Chytry i myśl obłudną; więc tego nie zgadnie, Na kogo dół wykopał, aż gdy sam we
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 28
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
, gdyż się godzi tak zacnej osobie. Głos tylko nie wiem jaki; kiedbym ten słyszała, Jużbym go ja nad wszystkie ptaki wysławiała”. Kruk, chłubą uwiedziony i płonnymi słowy, Wnet, dalej nie czekając końca onej mowy, Począł krakać. - Wtym mu ser skoro wypadł z gęby, Zaraz go pochwyciła głodna liszka w zęby,
Potym zjadszy go, rzecze: „Do tej twej osoby Maszci ty wprawdzie, bracie, niemałe ozdoby; Lecz rozumuć nie zstaje, kiedy wiarę dawasz Chłubie zmyślnej i onę za prawdę wyznawasz”. Tak gdy kto płonnym wieściom lub pochlebstwu wierzy, I jakby szczyra prawda tak o sobie dzierzy,
, gdyż się godzi tak zacnej osobie. Głos tylko nie wiem jaki; kiedbym ten słyszała, Jużbym go ja nad wszystkie ptaki wysławiała”. Kruk, chłubą uwiedziony i płonnymi słowy, Wnet, dalej nie czekając końca onej mowy, Począł krakać. - Wtym mu ser skoro wypadł z gęby, Zaraz go pochwyciła głodna liszka w zęby,
Potym zjadszy go, rzecze: „Do tej twej osoby Maszci ty wprawdzie, bracie, niemałe ozdoby; Lecz rozumuć nie zstaje, kiedy wiarę dawasz Chłubie zmyślnej i onę za prawdę wyznawasz”. Tak gdy kto płonnym wieściom lub pochlebstwu wierzy, I jakby szczyra prawda tak o sobie dzierzy,
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 59
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
- Gdy wpół rzeki było,
Żabie się na dno z szczurkiem płynąć zabażyło. Postrzegł się szczurek, więc gdy chciała na dno ona Pornąć żaba, wstargiwał ku górze ogona. Długo się tak topili. - Co ujźrzawszy kania, Spuściła się nadół, lecz nie dla ratowania: Bo wprzód żabę, a potym szczurka pochwyciła. - Tak żaba zdrowia siebie i szczurka zbawiła.
Tak kiedy kto fortelu nad drugim użyje, Radniej więc z drugim ginie, niż na tym utyje, Czego się w swym zdradzieckim umyśle spodziewa, Bo ze dwu wojujących trzeci korzyść miewa. LXXXIII. Ma strach oczy. LEW I LISZKA.
Lew, schorzały i laty
- Gdy wpół rzeki było,
Żabie się na dno z szczurkiem płynąć zabażyło. Postrzegł się szczurek, więc gdy chciała na dno ona Pornąć żaba, wstargiwał ku górze ogona. Długo się tak topili. - Co ujźrzawszy kania, Spuściła się nadół, lecz nie dla ratowania: Bo wprzód żabę, a potym szczurka pochwyciła. - Tak żaba zdrowia siebie i szczurka zbawiła.
Tak kiedy kto fortelu nad drugim użyje, Radniej więc z drugim ginie, niż na tym utyje, Czego się w swym zdradzieckim umyśle spodziewa, Bo ze dwu wojujących trzeci korzyść miewa. LXXXIII. Ma strach oczy. LEW I LISZKA.
Lew, schorzały i laty
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 74
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
łotra wyszło was tak wiele Z nieprzyjacielską bronią: każdy dzień w kościele Obcowałem więc z wami/ a wżdyście rąk swoich Nie podnosili na mnie/ i na uczniów moich. Ale/ tać to godzina/ której wam nademną Wolno przewieść/ potęgą zaślepionym ciemną. To widząc zwolennicy/ ustąpią ubodzy: A Pana pochwycili drapieżnicy srodzy. Zbawicielu nasłodszy/ gdzież twoja obrona? Gdzie dziś cudownym chlebem tłuszcza nasycona? Niezliczona gdzie zgraje chorych uzdrowionych? Gdzie Lazarz? i gdzie liczba umarłych wskrzeszonych? Math: 26. Mar: 14. Męki Pańskiej.
Nawet/ dokąd się twoi zwolennicy biorą? Wydało cię co żywo: sam jeden
łotrá wyszło was ták wiele Z nieprzyiaćielską bronią: káżdy dźień w kośćiele Obcowałem więc z wámi/ á wżdyśćie rąk swoich Nie podnośili ná mnie/ y ná vczniow moich. Ale/ táć to godźiná/ ktorey wam nádemną Wolno przewieść/ potęgą záślepionym ćiemną. To widząc zwolennicy/ vstąpią vbodzy: A Páná pochwyćili drapieżnicy srodzy. Zbáwićielu nasłodszy/ gdźiesz twoiá obroná? Gdźie dźiś cudownym chlebem tłuszcza násyconá? Niezliczona gdźie zgráie chorych vzdrowionych? Gdźie Lazarz? y gdźie liczbá vmárłych wskrzeszonych? Math: 26. Mar: 14. Męki Páńskiey.
Náwet/ dokąd się twoi zwolennicy biorą? Wydáło ćię co żywo: sam ieden
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 14.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610