Już drudzy wychodzą, A me serce kamienieje, Kiedy tu jego zostają nadzieje.
Kiedyż nieużyte I trosk mych niesyte Fata mię tu stawicie, Kiedyż nieznośny żal mój uśmierzycie?
Już konie trzymają, Już się i żegnają, Ach serce nieszczęśliwe Twardsze kamienia, gdy zostajesz żywe.
Cóż w tak ciężkiej dobie Cóż ja pocznę sobie? Niech raczej nieszczęśliwy Umrę cale, niech trup nie chodzę żywy.
Już koń żałościwy Wlecze krok leniwy Nie chce stąd wynieść pana, Kędy się jego zostaje kochana.
Niechże już pod ziemię Między martwe cienie Żywot swój nieszczęśliwy Zamienię, gdy tak chce wrog zazdrościwy.
Już noga w strzemieniu, Ach już w ocemgnieniu
Już drudzy wychodzą, A me serce kamienieje, Kiedy tu jego zostają nadzieje.
Kiedyż nieużyte I trosk mych niesyte Fata mię tu stawicie, Kiedyż nieznośny żal moj uśmierzycie?
Już konie trzymają, Już się i żegnają, Ach serce nieszczęśliwe Twardsze kamienia, gdy zostajesz żywe.
Coż w tak ciężkiej dobie Coż ja pocznę sobie? Niech raczej nieszczęśliwy Umrę cale, niech trup nie chodzę żywy.
Już koń żałościwy Wlecze krok leniwy Nie chce stąd wynieść pana, Kędy się jego zostaje kochana.
Niechże już pod ziemię Między martwe cienie Żywot swoj nieszczęśliwy Zamienię, gdy tak chce wrog zazdrościwy.
Już noga w strzemieniu, Ach już w ocemgnieniu
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 389
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
I bez pamięci rozdzieram wnętrzności. Uciekam przed tym, który za mną chodzi, Tego zaś gonię, który mię powodzi;
Rząd mam za sobą, a w przedzie mam siły, Przez co się wielkie królestwa zgubiły. Nos wszędzie wetknę, a nie lubię góry, Wtenczas gdy skarbów dobywam natury. GADKA ÓSMA
Ledwie się pocznę, tak zarazem ginę. Pókim żyw, póty wszyscy mię winują I tak zły przysmak wszędzie do mnie czują, Że ledwie śmiercią znoszę z siebie winę.
Nic mi nie ujdzie i wszytko mi szkodzi: Lubo co rzekę, lubo zamknę mowę, Każdy się strzeże i odwraca głowę, I ten się mnie przy,
I bez pamięci rozdzieram wnętrzności. Uciekam przed tym, który za mną chodzi, Tego zaś gonię, który mię powodzi;
Rząd mam za sobą, a w przedzie mam siły, Przez co się wielkie królestwa zgubiły. Nos wszędzie wetknę, a nie lubię góry, Wtenczas gdy skarbów dobywam natury. GADKA ÓSMA
Ledwie się pocznę, tak zarazem ginę. Pókim żyw, póty wszyscy mię winują I tak zły przysmak wszędzie do mnie czują, Że ledwie śmiercią znoszę z siebie winę.
Nic mi nie ujdzie i wszytko mi szkodzi: Lubo co rzekę, lubo zamknę mowę, Każdy się strzeże i odwraca głowę, I ten się mnie przy,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 194
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się strzeże i odwraca głowę, I ten się mnie przy, który mię urodzi.
Głosu dobywam, kędy chłopi siedzą, Ale zaś z pany obyczajniej żyję; Jednak się rzadko i milczkiem ukryję, I choć nie mówię, przecię o mnie wiedzą.
Nikt mię nie widział, a choć z mądrą głową, Jak mówić pocznę, przede mną uciecze; I nikt bez gadki śmiele nie wyrzecze I skądem wyszedł, i jako mię zową.
Kiedy alarmę w trąby swe uderzę, Zda się, że górna miece gromy strona, Ale się strzały nie bój ni piorona, Bo tam nie biję nigdy, kędy zmierzę.
Wy, panny, jeśli
się strzeże i odwraca głowę, I ten się mnie przy, który mię urodzi.
Głosu dobywam, kędy chłopi siedzą, Ale zaś z pany obyczajniej żyję; Jednak się rzadko i milczkiem ukryję, I choć nie mówię, przecię o mnie wiedzą.
Nikt mię nie widział, a choć z mądrą głową, Jak mówić pocznę, przede mną uciecze; I nikt bez gadki śmiele nie wyrzecze I skądem wyszedł, i jako mię zową.
Kiedy alarmę w trąby swe uderzę, Zda się, że górna miece gromy strona, Ale się strzały nie bój ni piorona, Bo tam nie biję nigdy, kędy zmierzę.
Wy, panny, jeśli
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 194
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, kto łzy, narzekania, Gdy w łańcuchu oddana bliskiemu zginieniu, Siedziała, posadzona na zimnem kamieniu, Gdzie mokre na bladą twarz perły wylewała I od srogiego dziwu śmierci wyglądała? Ja nie mogę od żalu mówić: muszę skrócić O tem teraz, a rymy gdzie indziej obrócić.
LXVII.
Inszą nie tak żałosną historią pocznę, Aż przydę k sobie i aż po żalu odpocznę; Bo nie tylko ja, ale węże jadowite I tygry nagniewliwsze, krwie nigdy niesyte, I najsroższy zwierzowie, co między Nilową Wodą, a między górą błądzą Atlantową, Nie mogłyby bez żalu być, gdyby widziały Angelikę u ostrej uwiązaną skały.
LXVIII.
O
, kto łzy, narzekania, Gdy w łańcuchu oddana blizkiemu zginieniu, Siedziała, posadzona na zimnem kamieniu, Gdzie mokre na bladą twarz perły wylewała I od srogiego dziwu śmierci wyglądała? Ja nie mogę od żalu mówić: muszę skrócić O tem teraz, a rymy gdzie indziej obrócić.
LXVII.
Inszą nie tak żałosną historyą pocznę, Aż przydę k sobie i aż po żalu odpocznę; Bo nie tylko ja, ale węże jadowite I tygry nagniewliwsze, krwie nigdy niesyte, I najsroższy źwierzowie, co między Nilową Wodą, a między górą błądzą Atlantową, Nie mogłyby bez żalu być, gdyby widziały Angelikę u ostrej uwiązaną skały.
LXVIII.
O
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 164
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
wielkiem ucieka mu krokiem, Że go już ledwie może Rugier dojźrzeć okiem.
XXI.
Tak jeden uciekając, a goniąc zaś drugi, Drogą ciemną, która szła prosto przez las długi, Co raz się rozszerzając, obadwa bieżeli, Aż na łąkę zieloną, wielką wybieżeli. - Ale teraz dam pokój cnemu Rugierowi, A pocznę o Orlandzie, który Cimoskowi Broń wziętą w morze wrzucił, aby tam koniecznie Zginęła i na ziemi nie postała wiecznie.
XXII.
Ale mało pomogło; bo główny człowieczy Nieprzyjaciel, naleźca tak szkodliwej rzeczy, Tak złej broni, wziąwszy kształt z tego, co wypada Z obłoków rozerwanych i na ziemię spada, Mało co z
wielkiem ucieka mu krokiem, Że go już ledwie może Rugier dojźrzeć okiem.
XXI.
Tak jeden uciekając, a goniąc zaś drugi, Drogą ciemną, która szła prosto przez las długi, Co raz się rozszerzając, obadwa bieżeli, Aż na łąkę zieloną, wielką wybieżeli. - Ale teraz dam pokój cnemu Rugierowi, A pocznę o Orlandzie, który Cimoskowi Broń wziętą w morze wrzucił, aby tam koniecznie Zginęła i na ziemi nie postała wiecznie.
XXII.
Ale mało pomogło; bo główny człowieczy Nieprzyjaciel, naleźca tak szkodliwej rzeczy, Tak złej broni, wziąwszy kształt z tego, co wypada Z obłoków rozerwanych i na ziemię spada, Mało co z
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 231
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i wszelkie ich nieprawości na się przyjęła/ poniosła/ i Bogu Ojcu swego dosyć za nie vczyniła/ wybrała ich wezwała/ usprawiedliwiła i poświęciła/ żadne tak wielkich dobrodziejstw dawcy/ dzięki nie bywają oddawane/ i żadna wdzięczność nie bywa pokazowana. Ale co? Miasto wdzięczności i dzięki/ niewdzięczność i wzgarda. Cóż w tym pocznę? co o tym rzeć mam? Co inszego nad to ze lepiej mi zaiste umrzeć bez potomnej było/ niżli dzieci niekarne i niezbożne widzieć. Które im wietszych darów godnymi się stały/ tym więtszą wdzięcznością światu one wystawić mieli/ i im doskonalsze przymierze się im sprawiło/ tym stalsze w nim trwanie zachować się miało.
y wszelkie ich niepráwośći ná śię przyięłá/ poniosłá/ y Bogu Oycu swe^o^ dosyć zá nie vćżyniłá/ wybráłá ich wezwáłá/ vspráwiedliwiłá y poświęćiłá/ żadne ták wielkich dobrodźieystw dawcy/ dźięki nie bywáią oddawáne/ y żadna wdźięćżność nie bywa pokázowána. Ale co? Miásto wdźięcżnośći y dzięki/ niewdźięcżność y wzgárdá. Coż w tym pocżnę? co o tym rzeć mam? Co inszego nád to ze lepiey mi záiste vmrzec bez potomney było/ niżli dźieći niekárne y niezbożne widźieć. Ktore im wietszych dárow godnymi się stáły/ tym więtszą wdźięcżnosćią świátu one wystáwić mieli/ y im doskonálsze przymierze się im spráwiło/ tym stalsze w nim trwanie záchowáć się miáło.
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 3
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
wszytek czas żywota chroniący się złego. Świeckimi jeszcze będąc zabawny sprawami, widzenie miał takowe duchem, nie zmysłami. Wiosna była, gdy w nocy przy czasie spokojnym zasnął był nie tak ciało, jako snem duchownym: “Obaczę – mówi – Ciało martwe, lada jakie, o którym ujrzę dziwne objawienie takie. Spać nieco pocznę, długą czujnością zmęczony, a oto Duch zmarłego świeżo wypuszczony z martwym Ciałem, wielkimi zmazany grzechami, z ciężkim żalem, z krwawymi umawia się łzami”. Dusza mówi
Płacze Duch, ciężko jęczy, stanąwszy przy Ciele, ostro mówi i kładzie skarg na Ciało wiele: “O Ciało moje nędzne, któż cię tak
wszytek czas żywota chroniący się złego. Świeckimi jeszcze będąc zabawny sprawami, widzenie miał takowe duchem, nie zmysłami. Wiosna była, gdy w nocy przy czasie spokojnym zasnął był nie tak ciało, jako snem duchownym: “Obaczę – mówi – Ciało martwe, lada jakie, o którym ujrzę dziwne objawienie takie. Spać nieco pocznę, długą czujnością zmęczony, a oto Duch zmarłego świeżo wypuszczony z martwym Ciałem, wielkimi zmazany grzechami, z ciężkim żalem, z krwawymi umawia się łzami”. Dusza mówi
Płacze Duch, ciężko jęczy, stanąwszy przy Ciele, ostro mówi i kładzie skarg na Ciało wiele: “O Ciało moje nędzne, któż cię tak
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 35
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
tak trzeba, zły człowiecze. Muszę z domu nie wychodzić piędzią dla dziewki, co jej nie dasz pokoju”. Nędznik z płomienia chleb chwyta.
Miła pani, co wam też po tej furiej, zwłaszcza przy no ludziach? — „A Cóż ja za pani? Ubogam sierota, na moje starość nie wiem co pocznę, z męża przyjaciela nie mam. Więc do szpitala pójdę?” I owszem, moja miła, tam tobie dobrze będzie.—„Wierę, radbyś, a ty kędy? Podobno byś z młodą się ożenić chciał, ale nie dopuszczę, póki duch we mnie, a piasku na oczy nie nasypią
tak trzeba, zły czlowiecze. Muszę z domu nie wychodzić piędzią dla dziewki, co jej nie dasz pokoju”. Nędznik z płomienia chleb chwyta.
Miła pani, co wam też po tej furyej, zwłascza przy no ludziach? — „A cóz ja za pani? Ubogam sierota, na moje starość nie wiem co pocznę, z męża przyjaciela nie mam. Więc do szpitala pójdę?” I owszem, moja miła, tam tobie dobrze będzie.—„Wierę, radbyś, a ty kędy? Podobno byś z młodą się ożenić chciał, ale nie dopuszczę, póki duch we mnie, a piasku na oczy nie nasypią
Skrót tekstu: MatłBabBad
Strona: 178
Tytuł:
Baba abo stary inwentarz
Autor:
Prokop Matłaszewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1690
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1690
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
/ i Awerny Otworzone zostały/ i piekielne Lerny/ A Hydry/ i Strofadźkie wybiegły zwierzenta/ I inne przeciwko mu; choćby Elementa Nań biły wszytkie; choćby Piorun trzaskał z gury; I wszytkie choćby wzniosły wojnę kreatury/ Niż tych wszytkich zebranych w gromadę/ jednego Trzeba się lękać barziej grzechu śmiertelnego. Cóż ja pocznę mizerny grzesznik utroskany/ Który jestem wielkością grzechów zabrukany Na duszy. Owszem czemum nie uważał tego; Zem się niebezpieczeństwa lękał najmniejszego/ A wszytkiem grzechy świata za nic sobie ważył/ Gdym się ich nie wystrzegać niezmyslnie odważył? Nad wszytkie strachy grzech marny straszniejszy człeku. Gen: 2.
Za jeden grzech Adama
/ y Awerny Otworzone zostáły/ y piekielne Lerny/ A Hydry/ y Strophádźkie wybiegły zwierzentá/ Y inne przećiwko mu; choćby Elementa Nań biły wszytkie; chocby Piorun trzaskáł z gury; Y wszytkie choćby wzniosły woynę kreátury/ Niż tych wszytkich zebránych w gromadę/ iednego Trzebá się lękáć bárźiey grzechu śmiertelnego. Coż iá pocżnę mizerny grzesznik utroskány/ Ktory iestem wielkośćią grżechow zábrukány Ná duszy. Owszem cżemum nie uważał tego; Zem sie niebesṕiecżeństwá lękał náymnieyszego/ A wszytkiem grzechy świátá zá nic sobie ważył/ Gdym się ich nie wystrzegáć niezmyslnie odwáżył? Nád wszytkie strachy grzech márny strásznieyszy człeku. Gen: 2.
Zá ieden grzech Adámá
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 42
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694
poruszone/ Jak złoczyncy na probie kości. To się zdało/ Ze się ziemia/ i niebo zemną obracało/ I to się/ co było w krąg/ w kwadrat obróciło. Wszytko się prawie serce wemnie poruszyło: A lamentem stroskane me smutne zrzenice Łzy wypuściły z oczu/ jak źrzodło krynice. Cóż tedy dalej pocznę w tym moim ucisku? Jaką dam sobie radę w tym biad moich spisku? Jedyna ta pociecha będzie siebie łzami Karmić/ i zabawiać się planktem/ i trenami. Cóż inszego mam czynić/ jeno płakać muszę: Ponieważ nieprzyjaciel odebrał mi duszę/ A mnie za poddanego wziąwszy/ swe tyraństwo Wywiera nad wolą mą/ mając
poruszone/ Iák złocżyncy na probie kośći. To się zdáło/ Ze się źiemiá/ y niebo zemną obrácáło/ Y to się/ co było w krąg/ w kwádrat obroćiło. Wszytko się prawie serce wemnie poruszyło: A lamentem stroskáne me smutne zrzenice Łzy wypuśćiły z ocżu/ iak źrzodło krynice. Coż tedy dáley pocżnę w tym moim ućisku? Iáką dam sobie rádę w tym biád moich spisku? Iedyná tá pociechá będźie siebie łzámi Kármić/ y zábawiáć się planktem/ y threnámi. Coż inszego mam cżynić/ ieno płakáć muszę: Ponieważ nieprzyiáćiel odebrał mi duszę/ A mnie zá poddánego wziąwszy/ swe tyráństwo Wywiera nad wolą mą/ máiąc
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 79
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694