święci” — Żartem rzekę; na to pan, choć się wstydem kręci: „Kiedyćby chciały mówić”, a ja zaś do pana: „Mówiłyby, rozumiem: przebóg, owsa, siana; Rychlej by się w nich taki narów uspokoił.” Odpowie pan: „Znać, że ich zły człowiek nie poił.” 469. FRANTOWSKA ODPOWIEDŹ
„Pomaga Bóg — potkawszy chłopa ze drwy rano — A co to wieziesz?” — rzekę; odpowie mi: „Siano.” „Drwać ja widzę, obiesiu, czemuż ze mnie szydzisz?” „Ba, ty ze mnie, pytając, co wiozę, choć widzisz
święci” — Żartem rzekę; na to pan, choć się wstydem kręci: „Kiedyćby chciały mówić”, a ja zaś do pana: „Mówiłyby, rozumiem: przebóg, owsa, siana; Rychlej by się w nich taki narów uspokoił.” Odpowie pan: „Znać, że ich zły człowiek nie poił.” 469. FRANTOWSKA ODPOWIEDŹ
„Pomaga Bóg — potkawszy chłopa ze drwy rano — A co to wieziesz?” — rzekę; odpowie mi: „Siano.” „Drwać ja widzę, obiesiu, czemuż ze mnie szydzisz?” „Ba, ty ze mnie, pytając, co wiozę, choć widzisz
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 210
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dzięką.
A któż to słowy równymi wypowie, Jako Potoccy, dwaj wojewodowie, Prawi Potoccy z pogańskiej posoki Leją potoki.
Tymże Kaliski idzie wojewoda Torem, gdzie czynu poda się pogoda; Od ręki jego, bisurmańcze, twoje Lecą zawoje.
I Jabłonowski, przyznać każdy musi, Stawał odważnie, wojewoda Rusi, Tam poił szablę chorąży poznański We krwi pogańskiej.
Godzien pochwały Gniński, wojewoda Chełmiński, w którym nader piękna zgoda Męstwa z godnością: i mądry i śmiały, Mąż doskonały.
Teraz w komendzie zostaje Soczawy, Gdzie żony z dziećmi wierności zastawy Pierwsze z narodu dane wołoskiego Są w straży jego.
Było co widzieć, gdy wojewodowie Trocki
dzięką.
A ktoż to słowy rownymi wypowie, Jako Potoccy, dwaj wojewodowie, Prawi Potoccy z pogańskiej posoki Leją potoki.
Tymże Kaliski idzie wojewoda Torem, gdzie czynu poda się pogoda; Od ręki jego, bisurmańcze, twoje Lecą zawoje.
I Jabłonowski, przyznać każdy musi, Stawał odważnie, wojewoda Rusi, Tam poił szablę chorąży poznański We krwi pogańskiej.
Godzien pochwały Gniński, wojewoda Chełmiński, w ktorym nader piękna zgoda Męstwa z godnością: i mądry i śmiały, Mąż doskonały.
Teraz w komendzie zostaje Soczawy, Gdzie żony z dziećmi wierności zastawy Pierwsze z narodu dane wołoskiego Są w straży jego.
Było co widzieć, gdy wojewodowie Trocki
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 495
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
po nim, aby wojsko autoramentu cudzoziemskiego oddał w komendę Flemingowi, co już na Sieniawskim, hetmanie wielkim koronnym, był wymógł, i posłał z tym Sasa sztabsoficera do Litwy, tedy hetman Pociej z wielką ludzkością przyjął owego oficera, a pokazując mu swoją ochotę i na rozkaz królewski skłonność, tak go przez kilka dni mocno poił, że Sas, w gorączkę wpadłszy i nie pożegnawszy hetmana, uciekł z resztą zdrowia i jak powiedają, że wprędce potem umarł. Potem drugiego, ostrożniejszego oficera król za wyjeżdżającym z Warszawy hetmanem na Pragę posłał z skryptem, do którego się inni panowie koronni i litewscy podpisali, i tego hetman z wielką ludzkością przyjął i
po nim, aby wojsko autoramentu cudzoziemskiego oddał w komendę Flemingowi, co już na Sieniawskim, hetmanie wielkim koronnym, był wymógł, i posłał z tym Sasa sztabsoficera do Litwy, tedy hetman Pociej z wielką ludzkością przyjął owego oficera, a pokazując mu swoją ochotę i na rozkaz królewski skłonność, tak go przez kilka dni mocno poił, że Sas, w gorączkę wpadłszy i nie pożegnawszy hetmana, uciekł z resztą zdrowia i jak powiedają, że wprędce potem umarł. Potem drugiego, ostrożniejszego oficera król za wyjeżdżającym z Warszawy hetmanem na Pragę posłał z skryptem, do którego się inni panowie koronni i litewscy podpisali, i tego hetman z wielką ludzkością przyjął i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 68
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, że Sas, w gorączkę wpadłszy i nie pożegnawszy hetmana, uciekł z resztą zdrowia i jak powiedają, że wprędce potem umarł. Potem drugiego, ostrożniejszego oficera król za wyjeżdżającym z Warszawy hetmanem na Pragę posłał z skryptem, do którego się inni panowie koronni i litewscy podpisali, i tego hetman z wielką ludzkością przyjął i poił, a nie mogąc upoić, sam się
pijanym uczynił, a podpisawszy ten skrypt, zamiast piaskiem zasypania, atramentem wszystek on papier zalał i niby tego przypadku żałując, spieszno wyjechał. Mówiono mu, że się król mocno gniewa na niego, odpowiedział, że to nieprawda, ponieważ król jako pan wielkiej dobroci wszystko na jego
, że Sas, w gorączkę wpadłszy i nie pożegnawszy hetmana, uciekł z resztą zdrowia i jak powiedają, że wprędce potem umarł. Potem drugiego, ostrożniejszego oficera król za wyjeżdżającym z Warszawy hetmanem na Pragę posłał z skryptem, do którego się inni panowie koronni i litewscy podpisali, i tego hetman z wielką ludzkością przyjął i poił, a nie mogąc upoić, sam się
pijanym uczynił, a podpisawszy ten skrypt, zamiast piaskiem zasypania, atramentem wszystek on papier zalał i niby tego przypadku żałując, spieszno wyjechał. Mówiono mu, że się król mocno gniewa na niego, odpowiedział, że to nieprawda, ponieważ król jako pan wielkiej dobroci wszystko na jego
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 68
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
regimentem dragonii i dosłużył się tam porucznikostwa. Potem jak podczas rewolucji za Karola Dwunastego szwedzkiej różne były marsze różnych wojsk, był w ziemi gostyńskiej z regimentem i był po prowiant komenderowany do Szamowskiego, urzędnika ziemi gostyńskiej, który miał kilka córek. Częstował go ów Szamowski i gdy odjeżdżał Sołłohub, jeszcze go na konia wsiadającego ochoczy poił gospodarz. Nie chciał pić Sołłohub, na resztę rzekł: jeżeli do niego która z córek gospodarskich wypije, tedy pić będzie. Jedna z nich wzięła kielich i, według zwyczajnej damom modestii, trochę wypiwszy, oddała mu pełny kielich. Sołłohub z ochotą wypił, a potem postawiwszy kielich na głowie końskiej rozstrzelił go z pistoletu
regimentem dragonii i dosłużył się tam porucznikostwa. Potem jak podczas rewolucji za Karola Dwunastego szwedzkiej różne były marsze różnych wojsk, był w ziemi gostyńskiej z regimentem i był po prowiant komenderowany do Szamowskiego, urzędnika ziemi gostyńskiej, który miał kilka córek. Częstował go ów Szamowski i gdy odjeżdżał Sołłohub, jeszcze go na konia wsiadającego ochoczy poił gospodarz. Nie chciał pić Sołłohub, na resztę rzekł: jeżeli do niego która z córek gospodarskich wypije, tedy pić będzie. Jedna z nich wzięła kielich i, według zwyczajnej damom modestii, trochę wypiwszy, oddała mu pełny kielich. Sołłohub z ochotą wypił, a potem postawiwszy kielich na głowie końskiej rozstrzelił go z pistoletu
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 148
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
Przypominałem Sosnowskiemu kazanie, że na każde tego kazania słowo pokażemy dokumenta. Wymawiałem, cośmy winni, że Fleming, podskarbi lit., przez swoje ferwory i konfundowanie szlachty na sejmiku sam sobie swego przypadku jest winien, a to mówiąc Sosnowskiego nie wypuszczałem. Zastąpiłem mu od karety, częstowałem, poiłem. Było tej mojej deklamacji na kwadrans. Umyślnie to czyniłem, aby wszyscy przytomni naszą sensibilitatem słyszeli. Sosnowski, pisarz lit., i Pióro, regent lit., który z Sosnowskim z Wołczyna przyjechali, nic na to nie mówili, tandem ich wypuściłem i tak odjechali do Wołczyna. Wszyscy sobie podochocili
Przypominałem Sosnowskiemu kazanie, że na każde tego kazania słowo pokażemy dokumenta. Wymawiałem, cośmy winni, że Fleming, podskarbi lit., przez swoje ferwory i konfundowanie szlachty na sejmiku sam sobie swego przypadku jest winien, a to mówiąc Sosnowskiego nie wypuszczałem. Zastąpiłem mu od karety, częstowałem, poiłem. Było tej mojej deklamacji na kwadrans. Umyślnie to czyniłem, aby wszyscy przytomni naszą sensibilitatem słyszeli. Sosnowski, pisarz lit., i Pióro, regent lit., który z Sosnowskim z Wołczyna przyjechali, nic na to nie mówili, tandem ich wypuściłem i tak odjechali do Wołczyna. Wszyscy sobie podochocili
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 503
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
wezmą za te towary, summy, prawie wszystko to zostanie się u Niemców, za srebro i różne towary, galanterie.
8vo. Co kosztują Bale, Bankiety, hojnych Panów ambitum albo luxum szukających. Geografia Generalna i partykularna
Zapatrują się na Króla Baltazara w Piśmie Z. który tysie Senatorów i Rządców Prowincyj splendidè traktował, poił z naczynia Kościoła Jerozolimskiego. Stawią sobie przed oczy, ciż generosi Panowie Getę konsula Rzymskiego, który porządkiem abiecadła potrawy na stół nosić kazał magnô numerô naprzykład od Litery A, przynoszono Apros, attagenes, anseres, i tak przez wszystkie Litery: wspominają Kaligułę Cesarza, który złotemi chlebami Rycerstwo traktował. Chcą imitować owego
wezmą za te towary, summy, prawie wszystko to zostanie się u Niemcow, za srebro y rożne towary, galanterie.
8vo. Co kosztuią Bale, Bankiety, hoynych Panow ambitum albo luxum szukaiących. Geografia Generalna y partykularná
Zapatruią się na Krola Baltazara w Pismie S. ktory tysiae Senatorow y Rządcow Prowincyi splendidè traktował, poił z naczynia Koscioła Ierozolimskiego. Stawią sobie przed oczy, ciż generosi Panowie Getę konsula Rzymskiego, ktory porządkiem abiecadła potrawy na stoł nosić kazał magnô numerô naprzykład od Litery A, przynoszono Apros, attagenes, anseres, y tak przez wszystkie Litery: wspomináią Kaligułę Cesarza, ktory złotemi chlebami Rycerstwo traktował. Chcą imitować owego
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 399
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
bowiem szkodzi Rzeczy swoje wspominać? Przecięż jednak skromnie I jakby z przymruszenia, tak zaczyna. Pomnię Ze skoro mię w dziecinnych przyjął leciech prawie Mistrz Tessalski, ku żadnej zwyczaić potrawie Niechciał; ani pokarmu z piersi dziecinnego Dopuścił mi zażywać; lecz nad zwyczaj tego Wieku, lwiemi mię zaraz karmił wnętrzościami; Lwiemi poił wpół prawie żywemi śpikami. To mój był przedni pokarm i napój, ta probą Zrozumiawszy: kazał mi nierównym za sobą W gęste lasy iść krokiem; i zwierza dzikiego Nie lękać się, ni cienia lasów okropnego. Już odtąd dzida w ręku, już ki łuk i strzały: I przed czasem oręża wszelkie smakowały. Stąd
bowiem szkodźi Rzeczy swoie wspomináć? Przećięż iednák skromnie Y iákby z przymruszenia, ták záczyna. Pomnię Ze skoro mię w dźiećinnych przyiął lećiech práwie Mistrz Tessalski, ku żadney zwyczáić potráwie Niechćiał; áni pokármu z pierśi dźiećinnego Dopuśćił mi záżywáć; lecz nád zwyczay tego Wieku, lwiemi mię záraz karmił wnętrzośćiámi; Lwiemi poił wpoł práwie zywemi śpikámi. To moy był przedni pokarm y napoy, tá probą Zrozumiawszy: kazał mi nierownym zá sobą W gęste lásy iść krokiem; y zwierzá dźikiego Nie lękáć się, ni ćieniá lásow okropnego. Iuż odtąd dźida w ręku, iuż ki łuk y strzáły: Y przed czásem orężá wszelkie smákowáły. Ztąd
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 156
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
miluchno i snadno. Któż to inszy sprawił, Kto imię Lilidory naprzód tego zjawił, Kto ją oczom pokazał, kto w sercu osłodził - Oprócz mnie, którym do niej w dziewosłąby chodził. Jam pierwszy oczy wasze do siebie nakłonił, Jam pilnował, aby wzrok gdzie indziej nie stronił, Jam usta wasze poił obfitą wdzięcznością,
Jam zaloty cukrował wasze przyjemnością. Oświeciłem miłością w sercach drogi skryte, Skruszyłem trwałym statkiem zamki niedobyte. Dwie duszy w jedno ciało takem mocno spoił, Żeby ich wróg zawisny żaden nie rozdwoił. Chociaż mokre obłoki powodzią rozpłyną, Chociaż morze i rzeki wody z brzegów liną, Choć Eolus
miluchno i snadno. Któż to inszy sprawił, Kto imię Lilidory naprzód tego zjawił, Kto ją oczom pokazał, kto w sercu osłodził - Oprócz mnie, którym do niej w dziewosłąby chodził. Jam pierwszy oczy wasze do siebie nakłonił, Jam pilnował, aby wzrok gdzie indziej nie stronił, Jam usta wasze poił obfitą wdzięcznością,
Jam zaloty cukrował wasze przyjemnością. Oświeciłem miłością w sercach drogi skryte, Skruszyłem trwałym statkiem zamki niedobyte. Dwie duszy w jedno ciało takem mocno spoił, Żeby ich wróg zawisny żaden nie rozdwoił. Chociaż mokre obłoki powodzią rozpłyną, Chociaż morze i rzeki wody z brzegów liną, Choć Eolus
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 21
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
niźli twe grzechy przeklęte. Oto cię jeszcze chciał przez mię ratować/ I w zbawienny port Lodź twą nakierować. W tym siedm celniejszych strzał z niebezkiej deki Dosiągł/ i dał mi śmiertelnej do ręki. Wszytkie hartowne z uzłoconym grotem/ A sam kilka słów do mnie wyrzekł potym: Wiesz jak fałszywy Bożek złej miłości/ Poił swe strzały szpikiem twoich kości: I w sercu wzdymał piekielne promienie/ Sobie na pokarm/ tonie na stracenie. A żebyś wyniść z takiej nawałności/ I z zastarzałych mógł swych wybrnąć złości. Miej te niebieskie na ratunek strzały/ Które oziębłe serca zagrzewały. Tymi u stołu Magdalena święta Była zagrzana/ tymi i przeklęta
niźli twe grzechy przeklęte. Oto ćie ieszcze chćiał przez mię rátowáć/ Y w zbáwienny port Lodź twą nákierowáć. W tym siedm celnieyszych strzał z niebeskiey deki Dośiągł/ y dał mi śmiertelney do ręki. Wszytkie hártowne z vzłoconym grotem/ A sam kilka słow do mnie wyrzekł potym: Wiesz iak fałszywy Bożek złey miłośći/ Poił swe strzały szpikiem twoich kośći: Y w sercu wzdymał piekielne promienie/ Sobie ná pokarm/ tonie ná strácenie. A żebyś wyniść z tákiey nawałnośći/ Y z zástárzałych mogł swych wybrnąć złośći. Miey te niebieskie ná rátunek strzały/ Ktore oźiębłe sercá zágrzewáły. Tymi v stołu Mágdalená swięta Byłá zágrzana/ tymi y przeklęta
Skrót tekstu: TwarKŁodz
Strona: C
Tytuł:
Łódź młodzi z nawałności do brzegu płynąca
Autor:
Kasper Twardowski
Drukarnia:
Drukarnia dziedziców Jakuba Siebeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618