kołek do ściany, może go wbić w dziurę, Nie tylko nim żydowską chować kreaturę. Ciebie gdzie bym miał wrazić, mój sąsiedzie luby, Chocieś Kołek, lecz zacny szlachcic, do skałuby? Widzisz tę dziewkę, pięknej przed sobą urody? Często kołkiem bez świdra rozwalają kłody; Dopieroż, gdy go sporą popędzisz kijanią, Nie wątpię, że ta panna jutro będzie panią. I choć ta kłoda boków nie puści za klinem, Nie wynidzie spełna rok, obdarzy cię synem. Tylko go jak najrzeźwiej trzeba wtykać w fugi, Żeby się zaś do dziury nie przydawał drugi. 171 (P). PIRWEJ SOBKOWI, POTEM DOBKOWI
Już
kołek do ściany, może go wbić w dziurę, Nie tylko nim żydowską chować kreaturę. Ciebie gdzie bym miał wrazić, mój sąsiedzie luby, Chocieś Kołek, lecz zacny szlachcic, do skałuby? Widzisz tę dziewkę, pięknej przed sobą urody? Często kołkiem bez świdra rozwalają kłody; Dopieroż, gdy go sporą popędzisz kijanią, Nie wątpię, że ta panna jutro będzie panią. I choć ta kłoda boków nie puści za klinem, Nie wynidzie spełna rok, obdarzy cię synem. Tylko go jak najrzeźwiej trzeba wtykać w fugi, Żeby się zaś do dziury nie przydawał drugi. 171 (P). PIRWEJ SOBKOWI, POTEM DOBKOWI
Już
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 80
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, Którymi bywam jak kłębek miotany, A co-ć do prace przyświeca łuczywo, Są moje ognie, co mię pieką żywo. O, nie piekielna, lecz miłości Parko, Dni moich pani i zdrowia szafarko, Jeśli ratunek myślisz dać gotowy, Prządź jak najdłuższe nici tej osnowy, Bo im ja dłużej dni swoje popędzę, Tym sławniej śpiewać będę twoję przędzę; Lecz jeśli nie mam znać w mękach różnice, Utnij robotę, porwawszy nożyce. PIEŚŃ
Jeśli powabna gładkość ginie z laty, Jej w czas użyczaj, niż przyjdzie do straty; Jeśli nie ginie i taż za wżdy będzie, Czemuż nie masz dać, czego nie ubędzie
, Którymi bywam jak kłębek miotany, A co-ć do prace przyświeca łuczywo, Są moje ognie, co mię pieką żywo. O, nie piekielna, lecz miłości Parko, Dni moich pani i zdrowia szafarko, Jeśli ratunek myślisz dać gotowy, Prządź jak najdłuższe nici tej osnowy, Bo im ja dłużej dni swoje popędzę, Tym sławniej śpiewać będę twoję przędzę; Lecz jeśli nie mam znać w mękach różnice, Utnij robotę, porwawszy nożyce. PIEŚŃ
Jeśli powabna gładkość ginie z laty, Jej w czas użyczaj, niż przyjdzie do straty; Jeśli nie ginie i taż za wżdy będzie, Czemuż nie masz dać, czego nie ubędzie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 245
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
źle, nie patrzyły, A wy tameście kierowały wzroki, Skądeście płomień przewiozły głęboki W serdeczne gmachy, który dziw, że kości Spaliwszy, waszej przepuścił wilgości. Lecz jeśli płakać, płaczcież przed nią, żeby Wierzyła, że mus gwałtownej potrzeby Płakać wam każe i że te krynice, Póki tak sroga, popędzą źrenice. Wierz im, ma Jago, a choć gniew-em na nie, Uczyń, co proszą, a stanie jednanie. ZBYTNI STATEK
Nie zawsze niebo żyznym deszczem rosi, Nie zawsze morze silny wiatr podnosi, A mnie zawsze łzy cieką jak po sznurze, Mnie zawsze w sercu niepogodne burze. Nie co dzień
źle, nie patrzyły, A wy tameście kierowały wzroki, Skądeście płomień przewiozły głęboki W serdeczne gmachy, który dziw, że kości Spaliwszy, waszej przepuścił wilgości. Lecz jeśli płakać, płaczcież przed nią, żeby Wierzyła, że mus gwałtownej potrzeby Płakać wam każe i że te krynice, Póki tak sroga, popędzą źrenice. Wierz im, ma Jago, a choć gniew-em na nie, Uczyń, co proszą, a stanie jednanie. ZBYTNI STATEK
Nie zawsze niebo żyznym deszczem rosi, Nie zawsze morze silny wiatr podnosi, A mnie zawsze łzy cieką jak po sznurze, Mnie zawsze w sercu niepogodne burze. Nie co dzień
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 266
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bo się tego w dawnych dziejach naczytamy, że przodek twój wszelaką na całe życie bez najmniejszego zakału słynął reputacyją, ale w tobie, przemierzły zadku, ledwo tyle znajdzie się humoru, ile w nadętym i kilką ziarnek grochu napchanym pęcherzu. Hurkotania, hałasu i grzmotu siła narobi, niezdolnego szczura albo kota aż za dziesiątą popędzi granicę, a jak się go koniec szpilki dotchnie, zaraz owa nadętość i para gdzieś się z niego podzieje, a sam się w momencie w mizerny flak skurczy i obróci, jako o nim symbolicznie napisano: Vidi ego vesicam modico turgescere flatu, Quae pisis sonuit quatuor impositis, Et puer unus acu pupugit, diplosa repente
bo się tego w dawnych dziejach naczytamy, że przodek twój wszelaką na całe życie bez najmniejszego zakału słynął reputacyją, ale w tobie, przemierzły zadku, ledwo tyle znajdzie się humoru, ile w nadętym i kilką ziarnek grochu napchanym pęchyrzu. Hurkotania, hałasu i grzmotu siła narobi, niezdolnego szczura albo kota aż za dziesiątą popędzi granicę, a jak się go koniec szpilki dotchnie, zaraz owa nadętość i para gdzieś się z niego podzieje, a sam się w momencie w mizerny flak skurczy i obróci, jako o nim symbolicznie napisano: Vidi ego vesicam modico turgescere flatu, Quae pisis sonuit quatuor impositis, Et puer unus acu pupugit, diplosa repente
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 177
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
chcąc profitować, wielkim pędem ruszył się z Czarnawczyc z całą swoją dywizją do Brześcia. Wysłał jednak przed sobą Zabiełłę, marszałka teraźniejszego kowieńskiego, w kilkuset ludzi pod Brześć, który już idący przeciwko Paszkowskiemu wielki podjazd spotkał. Utrzymywał ile możliwości Zabiełło ten podjazd na sobie, a tymczasem Paszkowski wielkim impetem przypadł i trochę Tatarów nieprzyjacielskich popędził, ale gdy ich coraz więcej z Brześcia przybywało, tedy tak mocno na Paszkowskiego wsiedli, że ledwo wyjść zdołał. Zabiełło, na drugiego konia w biegu końskim przesiadłszy się, w tymże był niebezpieczeństwie. Klennicki las był portem zbawiennym, obawiając się albowiem Tatarowie w tym lesie zasadzki, dalej nie gonili, a tak
chcąc profitować, wielkim pędem ruszył się z Czarnawczyc z całą swoją dywizją do Brześcia. Wysłał jednak przed sobą Zabiełłę, marszałka teraźniejszego kowieńskiego, w kilkuset ludzi pod Brześć, który już idący przeciwko Paszkowskiemu wielki podjazd spotkał. Utrzymywał ile możliwości Zabiełło ten podjazd na sobie, a tymczasem Paszkowski wielkim impetem przypadł i trochę Tatarów nieprzyjacielskich popędził, ale gdy ich coraz więcej z Brześcia przybywało, tedy tak mocno na Paszkowskiego wsiedli, że ledwo wyjść zdołał. Zabiełło, na drugiego konia w biegu końskim przesiadłszy się, w tymże był niebezpieczeństwie. Klennicki las był portem zbawiennym, obawiając się albowiem Tatarowie w tym lesie zasadzki, dalej nie gonili, a tak
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 82
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
; rozdzielone skały Morzu rzeki, a ludziom ziemię wnet oddały. Ledwie się Sycylia ciężką rozstąpiła Bita ręką, i ciemną otchłań otworzyła: nagła chmura na niebo padnie, i swe biegi Odmieniają niebieskich Planetów szeregi. Przelęknie się Orion, i Atlas, gdy koni Głos piekielnych usłyszy, w zakazanej toni Pławi się nocna Arktos, popędzi leniwej Z strachu Sfery Bootes, w podziemnych straszliwej Nocy lochach, przywykłe Plutona przez długi Czas, skoro dksień ujźrzały, nazad gwałtem cugi W piekło się napierają: lecz tylko uznały Rękę Pańską, i karę: nad wiatry, nad strzały, Nad gwałtowne powodzi, nad myśl ludzką bieżą: Pola tchem zarażając czarne karki jeżą
; rozdźielone skáły Morzu rzeki, á ludźiom źiemię wnet oddáły. Ledwie się Sycylia cięszką rozstąpiłá Bitá ręką, y ćiemną otchłań otworzyłá: nagła chmurá ná niebo pádnie, y swe biegi Odmieniáią niebieskich Plánetow szeregi. Przelęknie się Oryon, y Atlás, gdy koni Głos piekielnych usłyszy, w zákazáney toni Pławi się nocna Arktos, popędźi leniwey Z stráchu Sfery Bootes, w podźiemnych strászliwey Nocy lochách, przywykłe Plutoná przez długi Czás, skoro dxień uyźrzáły, názad gwałtem cugi W piekło sie nápieráią: lecz tylko uznáły Rękę Pánską, y kárę: nad wiátry, nad strzáły, Nád gwałtowne powodźi, nád myśl ludzką bieżą: Polá tchem zarażáiąc czarne kárki ieżą
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 21
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
Jaki jest koniec? wszak wiesz urodzenie. Co go z wyroku czeka niebieskiego Przestrzeż, a jako dałeś my ćwiczenie: Tak i o przyszłej Frotunie daj sprawę; A ukontentuj myśli me ciekawe. 29. Cokolwiek uzna od ciebie przestrogi, Tak jako Ojcu będzieć winien za to. Gdy według z ciebie naznaczonej drogi, Popędzi pierwsze wieku swego lato. A jeśli potym wysoko usiądzie: Tobie stąd sława, mnie pociecha będzie. 30. Na to on żadnej nie dał odpowiedzi. Owszem się srogim lwem natychmiast czyni. Potym postaci pochadza niedźwiedzi: I wkrótce w dzikiej pokaże się świni. To się w przeciwne mieni elementa, W wodę, i
Iáki iest koniec? wszák wiesz urodzenie. Co go z wyroku czeka niebieskiego Przestrzeż, á iáko dałeś my ćwiczenie: Ták y o przyszłey Frotunie day spráwę; A ukontentuy myśli me ćiekáwe. 29. Cokolwiek uzna od ćiebie przestrogi, Ták iáko Oycu będźieć winien zá to. Gdy według z ćiebie náznáczoney drogi, Popędźi pierwsze wieku swego láto. A ieśli potym wysoko uśiędźie: Tobie ztąd sławá, mnie poćiechá będźie. 30. Ná to on żadney nie dał odpowiedźi. Owszem się srogim lwem nátychmiast czyni. Potym postáći pochadza niedźwiedźi: Y wkrotce w dźikiey pokaże sie świni. To się w przećiwne mieni elementá, W wodę, y
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 70
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
na borg bez pieniędzy Co rok sto korcy owsa, ani oddał prędzej, Aż odmierzył za wyściem roku owies drugi. Tak Waszeć, Mości Panie — rzekę — płacisz długi, Jako więc małe dzieci dla swojej zabawki Tamkami nabijają dziurawe pukawki, Gdzie zawsze jedna kula uwięzia w krawędzi, Dokąd jej druga wiatrem z rury nie popędzi. Chyba moda nastała, choć przyrzecze słowem, Że stary dług wypychać zawsze trzeba nowem. 55 (P). CZĘSTO PROSTAK MĄDREGO UPRZEDZI
Galantom jeden, jako dzisia dworskich zową, Między parę jaj kiszkę włożywszy wieprzową, Panienkę, która takich żartów niewiadoma, Częstuje. Przyjmie wdzięcznie ta, ani się sroma; Szydzą mędrochny
na borg bez pieniędzy Co rok sto korcy owsa, ani oddał prędzej, Aż odmierzył za wyściem roku owies drugi. Tak Waszeć, Mości Panie — rzekę — płacisz długi, Jako więc małe dzieci dla swojej zabawki Tamkami nabijają dziurawe pukawki, Gdzie zawsze jedna kula uwięzia w krawędzi, Dokąd jej druga wiatrem z rury nie popędzi. Chyba moda nastała, choć przyrzecze słowem, Że stary dług wypychać zawsze trzeba nowem. 55 (P). CZĘSTO PROSTAK MĄDREGO UPRZEDZI
Galantom jeden, jako dzisia dworskich zową, Między parę jaj kiszkę włożywszy wieprzową, Panienkę, która takich żartów niewiadoma, Częstuje. Przyjmie wdzięcznie ta, ani się sroma; Szydzą mędrochny
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 548
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
nas śmiech stroi? . Czy nie tęsknica owych panien broi? Przecię nie stoim, choć nas wiatr weksuje, Okręt po wałach chodzi, nie próżnuje. Przez dzień i przez noc spławiliśmy ledwie To, co się spławić może w godzin we dwie; Aż trzecim razem z puckich gór łaskawy Dmuchnął wiatr na nas i popędził nawy. Ale zaś słońce, skoro się rozśmiało, I ten nam pojazd wkrótce hamowało, Bo gdy swe jasne rozniosło promienie, Wszystko uciekło z nieba posępienie; Woda, co częste pagórki sypała, Jako szkło gładkie — tak się wyrównała. Leniwiej żółwia okręt postępuje, Kiedy biczyka na żaglach nie czuje. I gdy tak
nas śmiech stroi? . Czy nie tęsknica owych panien broi? Przecię nie stoim, choć nas wiatr weksuje, Okręt po wałach chodzi, nie próżnuje. Przez dzień i przez noc spławiliśmy ledwie To, co się spławić może w godzin we dwie; Aż trzecim razem z puckich gór łaskawy Dmuchnął wiatr na nas i popędził nawy. Ale zaś słońce, skoro się rozśmiało, I ten nam pojazd wkrótce hamowało, Bo gdy swe jasne rozniosło promienie, Wszystko uciekło z nieba posępienie; Woda, co częste pagórki sypała, Jako śkło gładkie — tak się wyrównała. Leniwiej żółwia okręt postępuje, Kiedy biczyka na żaglach nie czuje. I gdy tak
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 43
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ginie Ród Królewski! Winszuję tobie Eliabie; Ze chwalebnym twym dziełom teraz mogę zgodną Nagrode oddać Saul. to jest w ten czas, kiedy Najnieszczęśliwszy w Świecie całym, bez dziedzica Zostanę. tobie bowiem Tron osierociały Wdziedziczne puszczę rządy: wnet zwycięskie skronie Cny mężu, zamiast Lauru zobaczysz w Koronie. Bieg bowiem życia mego niedługo popędzi Do końca, tak żal ciężki. dziś za Syna sobie, Na folgę moich żalów, ciebie przysposobię. ELI: Niech kto chce nastąpi na Tron ten, tak okrutny; Ja śmierć obieram, która w nieśmiertelnym życiu Prędzej z Książęty swemi złący mego ducha, Kiedy się ty, dziś z Ojca, w Tyrana zamieniasz
ginie Ród Królewski! Winszuię tobie Eliabie; Ze chwalebnym twym dziełom teraz mogę zgodną Nagrode oddáć Saul. to iest w ten czás, kiedy Naynieszczęśliwszy w Swiecie cáłym, bez dziedzicá Zostánę. tobie bowiem Tron osierociáły Wdziedziczne puszczę rządy: wnet zwycięskie skronie Cny mężu, zámiast Lauru zobaczysz w Koronie. Bieg bowiem życia mego niedługo popędzi Do końcá, ták żal cięszki. dzis zá Syná sobie, Ná folgę moich żálów, ciebie przysposobię. ELI: Niech kto chce nástąpi ná Tron ten, ták okrutny; Ja śmierć obieram, która w nieśmiertelnym życiu Prędzy z Xiążęty swemi złączy mego duchá, Kiedy się ty, dziś z Oycá, w Tyránná zámieniasz
Skrót tekstu: JawJon
Strona: 56
Tytuł:
Jonatas
Autor:
Stanisław Jaworski
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1746
Data wydania (nie wcześniej niż):
1746
Data wydania (nie później niż):
1746