W takim świetle/ już mu się woźniki sprzykrzeły Ojcowskie/ wolałby był by się ich nie tykał. Już mu żal K że o ród swój pytać się pomykał: Zal mu że to uprosił co chciał. L bo rzeczony Chcąc być synem Meropa/ tak bywa noszony/ Jako sosnowy statek/ kiedy go więc mocny Popycha po szerokich wodach wiatr północy: I gdy go Rządźca/ wódz mu wszystkich pozwalając/ Puści Bogom/ a modłom swoim poruczając. Cóżby czynić miał? przebiegł już nieba niemało/ A jeszcze przed oczyma więcej go zostało. Sam rozmierza w umyśle swoim częście obie/ Czasem na wschód na ten czas nieprzystępny sobie/ Czasem
W tákim świetle/ iuż mu się woźniki zprzykrzeły Oycowskie/ wolałby był by się ich nie tykał. Iuż mu żal K że o rod swoy pytáć się pomykał: Zal mu że to vprośił co chćiał. L bo rzeczony Chcąc bydz synem Meropá/ ták bywa noszony/ Iáko sosnowy státek/ kiedy go więc mocny Popycha po szerokich wodách wiátr pułnocny: Y gdy go Rządźcá/ wodz mu wszystkich pozwaláiąc/ Puśći Bogom/ á modłom swoim poruczáiąc. Cożby czynić miał? przebiegł iuz niebá niemáło/ A ieszcze przed oczymá więcey go zostáło. Sam rozmierza w vmyśle swoim częśćie obie/ Czásem ná wschod ná ten czás nieprzystępny sobie/ Czásem
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 62
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
przednią pszenną:
Ova recentia. Vina rubentia, pingvia Iura, Cum simila pura, naturae sunt valitura.
Między Regułami tejże Szkoły Salernitańskiej, i to svadetur po obiedzie:
Post Pisces Nux sit, post Carnes, Caseus adsit.
Bo Orzech Włoski suchej natury wilgoć Rybną suszy, a Ser Mięsne Potrawy ad fundum ventriculi popycha.
Po Gruszkach radzi zażyć. Wina i Orzechów Włoskich na prezerwatywę od trucizny; mówiąc:
Adde Pyro potum, Nux est Medicina Veneno.
Tejże Szkoły jest przestroga, aby dwóch rzeczy zbytecznie nie zażywać, tojest Sera i Węgorza, chyba byś starym Winem to oboje zalał w sobie:
Caseus est nequam,nam
przednią psżenną:
Ova recentia. Vina rubentia, pingvia Iura, Cum simila pura, naturae sunt valitura.
Między Regułami teyże Sżkoły Salernitáńskiey, y to svadetur po obiedzie:
Post Pisces Nux sit, post Carnes, Caseus adsit.
Bo Orzech Włoski suchey natury wilgoć Rybną suszy, á Ser Mięsne Potrawy ad fundum ventriculi popycha.
Po Gruszkach radzi záżyć. Winá y Orzechow Włoskich ná prezerwatywę od trućizny; mowiąc:
Adde Pyro potum, Nux est Medicina Veneno.
Teyże Sżkoły iest przestroga, áby dwoch rzeczy zbytecżnie nie záżywać, toiest Será y Węgorza, chyba byś starym Winem to oboie zalał w sobie:
Caseus est nequam,nam
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 385
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
Stanisława, Zesię ich ta do Polski odwłóczy wyprawa. Więc posłów informują, aby nacierali, Ani tak dobrej chwili wyśliznąc się dali, Jeśliby jakie zaszły, tym łatwiąc trudności. Ze Krassau już nad Wisłą z Szwedzkim wojskiem gości. Potęga na granicach emulów dość licha, Lud nużny, upaść gotów, gdy go wiatr popycha. Nad to, niewiele trzeba, byle w Polskę wkroczyć Albo się łączyć znami, albo na bok skoczyć Ta garstka ludzi musi, i takich niemało, Coby się do nas przenieść dziś, by można, chciało, Tym czasem, Polskę drażnić kazą podjazdami, Najeżdzać pograniczne miasta, równo z wsiami. Szwedzi
Stanisława, Zesię ich ta do Polski odwłoczy wyprawa. Więc posłow informuią, aby nacierali, Ani tak dobrey chwili wysliznąc się dali, Jeśliby iakie zaszły, tym łatwiąc trudności. Ze Krassau iuż nad Wisłą z Szwedzkim woiskiem gości. Potęga na granicach emulow dość lichá, Lud nużny, upaść gotow, gdy go wiatr popycha. Nad to, niewiele trzeba, byle w Polskę wkroczyć Albo się łączyć znami, álbo ná bok skoczyć Ta garstka ludzi musi, y takich niemało, Coby się do nas przenieść dzis, by można, chciało, Tym czasem, Polskę draznić kazą podiazdami, Naieżdzać pograniczne miasta, rowno z wsiami. Szwedzi
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 20
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
, iż tak przysporzy swej drogi.
LXXI.
Jako mogąc, szedł za niem zrazu szkapa chory; Ale iż jego beł bieg po złej drodze spory, Nie wydołał prędkości takiej; potłuczony, Między kamieńmi zwłaszcza, których pola ony Pełne są, padł i zaraz nabiedniejszy zdycha, A głupi go, aby wstał, nogami popycha. Lecz widząc, iż iść nie chce, rozgniewany srodze, Po kamienistej wlecze za sobą go drodze.
LXXII.
Wlecze szalony Orland, choć dawno zdechłego, Do kraju obracając bieg swój zachodniego; A kiedy w przemorzonem żołądku głód czuje, Gwałtem bierze, zabija, wsi gęste plondruje, Owoce, mięso, chleby,
, iż tak przysporzy swej drogi.
LXXI.
Jako mogąc, szedł za niem zrazu szkapa chory; Ale iż jego beł bieg po złej drodze spory, Nie wydołał prędkości takiej; potłuczony, Między kamieńmi zwłaszcza, których pola ony Pełne są, padł i zaraz nabiedniejszy zdycha, A głupi go, aby wstał, nogami popycha. Lecz widząc, iż iść nie chce, rozgniewany srodze, Po kamienistej wlecze za sobą go drodze.
LXXII.
Wlecze szalony Orland, choć dawno zdechłego, Do kraju obracając bieg swój zachodniego; A kiedy w przemorzonem żołądku głód czuje, Gwałtem bierze, zabija, wsi gęste plundruje, Owoce, mięso, chleby,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 401
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Najciężej źródła dobyć, dziurę przekłuć w jaju Abo siekierą uciąć pierwszą gałąź w gaju: Skądeś nie mógł i krople przez czas mieć tak długi, Czerpaj, choćbyś konwią chciał, z helikońskiej strugi. Nadwerężył i Pegaz kopyt, nim z Parnazu Dokopał się jej w skale, bo trudno do razu. Jedno drugie popycha i w pióro uprzedza, Jako woda po deszczu w jeden rynsztok scedza; Im dłuższe było sucho, tym rzęsistsze chmury. Ledwie ma czas konieczna potrzeba natury; I obiad, i wieczerza, że nie idą z musem, Niech się kucharz nie kwapi; precz chłopcy z obrusem! Mało co się okroi do przespania nocy
Najciężej źródła dobyć, dziurę przekłuć w jaju Abo siekierą uciąć pierwszą gałąź w gaju: Skądeś nie mógł i krople przez czas mieć tak długi, Czerpaj, choćbyś konwią chciał, z helikońskiej strugi. Nadwerężył i Pegaz kopyt, nim z Parnazu Dokopał się jej w skale, bo trudno do razu. Jedno drugie popycha i w pióro uprzedza, Jako woda po deszczu w jeden rynsztok scedza; Im dłuższe było sucho, tym rzęsistsze chmury. Ledwie ma czas konieczna potrzeba natury; I obiad, i wieczerza, że nie idą z musem, Niech się kucharz nie kwapi; precz chłopcy z obrusem! Mało co się okroi do przespania nocy
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 300
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, talerze, kobiele, rogoże, łyczane statki, pudla, leziwa etc. Między inszem urobili żałubki, do których konia nie trzeba tylko góry, same jadą by z najcięższym ciężarem. A pod górę mają żurawia, jako u studnie; podniósszy, same postawią na górze i jadą gdzie chcą; na równinie lada wiatr popycha za koniem. Widziałem takie sanki na jarmarku w Kopylu, ale już była rozciecz; jest ich forma jakoby szala abo półkule. Robią też tam na przeprawę dla pieszych koszury jak czołny, w który przez wodę wstapiwszy na drugą stronę jak nie przepadnie, a kiedy powstanie za mostek może konia przeprowadzić. Łapcie tak dobre
, talerze, kobiele, rogoże, łyczane statki, pudla, leziwa etc. Między inszem urobili załubki, do których konia nie trzeba tylko góry, same jadą by z najcięższym ciężarem. A pod górę mają żurawia, jako u studnie; podniósszy, same postawią na górze i jadą gdzie chcą; na równinie leda wiatr popycha za koniem. Widziałem takie sanki na jarmarku w Kopylu, ale już była rozciecz; jest ich forma jakoby szala abo półkule. Robią też tam na przeprawę dla pieszych koszury jak czołny, w który przez wodę wstapiwszy na drugą stronę jak nie przepadnie, a kiedy powstanie za mostek może konia przeprowadzić. Łapcie tak dobre
Skrót tekstu: SzemTorBad
Strona: 289
Tytuł:
Z nowinami torba kursorska
Autor:
Fryderyk Szembek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1645
Data wydania (nie wcześniej niż):
1645
Data wydania (nie później niż):
1645
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
Na to kiedy się wszytkie języki zgadzały, Każe obóz Chodkiewicz osypować wały, We spiże się sposobić; kto wie, jeśli zima Nie zechce nas potrzymać z Turki u Chocima. A sam się przecie w sobie potajemnie gryzie, Że z tą garścią jak goły osiąka na zyzie. Nieprzyjaciel już pewny, z czym wieść wieść popycha; On o żadnych dotychczas posiłkach nie słycha. To gdy myśli na sercu rozerwany, ali Rusinowski się z pułki lisowskimi wali. Osobne by napisać o nich trzeba księgi: Ci szeląga na swoje nie wziąwszy zacięgi, Fekiety Wiadomość o nieprzyjacielu Rusinowski lisowczyki przyprowadził WOJNA CHOCIMSKA
Twardą pracą za płacą, sławę za śmierć biorąc,
Na to kiedy się wszytkie języki zgadzały, Każe obóz Chodkiewicz osypować wały, We spiże się sposobić; kto wie, jeśli zima Nie zechce nas potrzymać z Turki u Chocima. A sam się przecie w sobie potajemnie gryzie, Że z tą garścią jak goły osiąka na zyzie. Nieprzyjaciel już pewny, z czym wieść wieść popycha; On o żadnych dotychczas posiłkach nie słycha. To gdy myśli na sercu rozerwany, ali Rusinowski się z pułki lisowskimi wali. Osobne by napisać o nich trzeba księgi: Ci szeląga na swoje nie wziąwszy zacięgi, Fekiety Wiadomość o nieprzyjacielu Rusinowski lisowczyki przyprowadził WOJNA CHOCIMSKA
Twardą pracą za płacą, sławę za śmierć biorąc,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 85
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
wybornych słów tonem Zalecą, żeby jego raczył być patronem; Żeby w nim pierwszy dowód łaski i swej chęci Wyświadczył, przez co wszytkich Polaków przynęci, I w drodze, i na miejscu, aż z naszej Korony Wielki się do prześwietnej poseł stawi Brony. Onymże Dilawera żegnają zawodem, A już wieczór przed sobą noc popycha przodem. Już mrok padał, już zgoła zachodziło słońce, Więc się tu o wołoskiej jeszcze dziś wędzonce Naszy się z wezyrem żegnają WOJNA CHOCIMSKA
Na burce biłohrodzkiej a kutnarskim winie Przespać, aż znowu Febus proporce rozwinie. Aleć się im w onę noc jako górze spało; Ziemia drżała pod nimi, powietrze huczało, Gdy
wybornych słów tonem Zalecą, żeby jego raczył być patronem; Żeby w nim pierwszy dowód łaski i swej chęci Wyświadczył, przez co wszytkich Polaków przynęci, I w drodze, i na miejscu, aż z naszej Korony Wielki się do prześwietnej poseł stawi Brony. Onymże Dilawera żegnają zawodem, A już wieczór przed sobą noc popycha przodem. Już mrok padał, już zgoła zachodziło słońce, Więc się tu o wołoskiej jeszcze dziś wędzonce Naszy się z wezyrem żegnają WOJNA CHOCIMSKA
Na burce biłohrodzkiej a kutnarskim winie Przespać, aż znowu Febus proporce rozwinie. Aleć się im w onę noc jako górze spało; Ziemia drżała pod nimi, powietrze huczało, Gdy
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 329
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
przyjmują, W twarzy ochotnej szczerą miłość ukazują.
IX.
A skoro po obozie ta wieść się rozeszła, Że Marfiza w namioty z nią pospołu weszła, Marfiza, co od granic Kataju żyznego Po same oceanu brzegi niezmiernego Niewymówionemi się dziełami wsławiła, Najmniejsza dusza z kotar swoich wychodziła; Pragną ją widzieć wszyscy, ten tego popycha, Ledwie już w najgęściejszej ciżbie drugi dycha.
X.
Dla witania zaś kiedy do Karła przybyła, Pisze Turpin, iż niski pokłon uczyniła, Na kolana upadszy: dla cnót, dostojności Sam Karzeł godny się jej zdał tej uczciwości. Bo jako na okrągły świat się urodziła, Tak schylonej pokory nigdy nie czyniła I sarraceńskiem
przymują, W twarzy ochotnej szczerą miłość ukazują.
IX.
A skoro po obozie ta wieść się rozeszła, Że Marfiza w namioty z nią pospołu weszła, Marfiza, co od granic Kataju żyznego Po same oceanu brzegi niezmiernego Niewymówionemi się dziełami wsławiła, Najmniejsza dusza z kotar swoich wychodziła; Pragną ją widzieć wszyscy, ten tego popycha, Ledwie już w najgęściejszej ciżbie drugi dycha.
X.
Dla witania zaś kiedy do Karła przybyła, Pisze Turpin, iż nizki pokłon uczyniła, Na kolana upadszy: dla cnót, dostojności Sam Karzeł godny się jej zdał tej uczciwości. Bo jako na okrągły świat się urodziła, Tak schylonej pokory nigdy nie czyniła I sarraceńskiem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 161
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
.
Braciszkowie luterscy, towarzysze mili! Proszę, żebyście na ten wizerunk patrzyli. Wasz ci to ociec Luter, a wy jego dziatki, Jednego ojca wszyscy, choć nie jednej matki. Ba, jako-ć ma dostatek jego mość czeladzi, Jeden go za prawicę do piekła prowadzi, Drugi go zaś za kudły popycha, a trzeci Do piekła ukazując drogę, przed nim leci. Czwarty mu oświadczając swej miłości znamię, Chce go obłapić i już lezie mu na ramię. On im przysięga przez dwóch palców podniesienie, Że go z bracią nie minie wieczne potępienie, I już wszystkim za pewną rzecz to obiecuje, Że się w ogniu piekielnym
.
Braciszkowie luterscy, towarzysze mili! Proszę, żebyście na ten wizerunk patrzyli. Wasz ci to ociec Luter, a wy jego dziatki, Jednego ojca wszyscy, choć nie jednej matki. Ba, jako-ć ma dostatek jego mość czeladzi, Jeden go za prawicę do piekła prowadzi, Drugi go zaś za kudły popycha, a trzeci Do piekła ukazując drogę, przed nim leci. Czwarty mu oświadczając swej miłości znamię, Chce go obłapić i już lezie mu na ramię. On im przysięga przez dwóch palców podniesienie, Że go z bracią nie minie wieczne potępienie, I już wszystkim za pewną rzecz to obiecuje, Że się w ogniu piekielnym
Skrót tekstu: ZimBLutKontr
Strona: 347
Tytuł:
Testament
Autor:
Bartłomiej Zimorowicz
Drukarnia:
Sebastian Fabrowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968