żoną swego jest Hektora: Z braterskich związków słuszna brać przykłady, Kto o porwankę toczyć niechce zwady. Lecz twoja płochość, tak się oczywiście Wydaje, lekkie że przechodzi liście, Które, na przykrsze Aquilona wiewy, Z gałęzi lecą, jako wiotche plewy. Mniej w tobie statku, niż gdy plenne kłosy, Z porankowej się otrząsnąwszy rosy, Palone słońcem, od upalu mdleją,, A jak wiatr nimi rządzi, tak się chwieją. Ten mi, pamiętam, zal, i te przygody, Kasandra siostra twoja piała wprzody, I kosę złotych rozsuwszy warkoczy, Pomnię, takie mi słowa rzekła w oczy: Przebóg! co czynisz OEnone
żoną swego iest Hektorá: Z bráterskich związkow słuszna bráć przykłády, Kto o porwánkę toczyć niechce zwády. Lecz twoiá płochość, ták się oczywiśćie Wydáie, lekkie że przechodźi liśćie, Ktore, ná przykrsze Aquiloná wiewy, Z gáłęźi lecą, iáko wiotche plewy. Mniey w tobie státku, niż gdy plenne kłosy, Z poránkowey się otrząsnąwszy rosy, Palone słońcem, od upálu mdleią,, A iák wiátr nimi rządźi, ták się chwieią. Ten mi, pámiętam, zál, y te przygody, Kásándrá śiostrá twoiá piałá wprzody, Y kosę złotych rozsuwszy wárkoczy, Pomnię, tákie mi słowá rzekła w oczy: Przebog! co czynisz OEnone
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 63
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
przesiadał? Kiedym ja ziemi granice zakładał? Powiedź mi, jeźli masz rozum po temu, Kto ją rozmierzył? albo gwoli czemu Orzez rozciągnione rzemieślnicze sznury Stanął yak wielkiej kształt Architektury? Na jakim gruncie wsparte ciężary Kto? by fundament był nieskażytelny? Na jej wspor? kamień założył węgielny? Gdy mię wielbił porankowe zorże, Gdy brzmiał głos w licznym mych Wybranych chorże Imienia mego; czyj zamek i kuna? Brzegami zwarła morskiego Neptuna? Który, niźli mu zarżucono wrota, Na jego odzież jam obłok przykroił, I mgłą, i chmurą takiem wody spoił, Za jako dziecko uwite w pieluchy Burzliwe swoje przytrzymują duchy. Otoczył
prześiádał? Kiedym ia źiemi granice zákładał? Powiedź mi, ieźli masz rozum po temu, Kto ią rozmierzył? álbo gwoli czemu Orzez rośćiągnione rzemieśnicze sznury Stánął yák wielkiey kształt Architektury? Ná iákim grunćie wsparte ćiężary Kto? by fundáment był nieskażytelny? Ná iey wspor? kamień záłożył węgielny? Gdy mię wielbił porankowe zorże, Gdy brżmiał głos w licznym mych Wybránych chorże Imienia mego; czyi zamek i kuna? Brzegami zwarła morskiego Neptuná? Ktory, niźli mu zarżucono wrotá, Ná iego odzież iam obłok przykroił, I mgłą, i chmurą tákiem wody spoił, Za iáko dźiecko uwite w pieluchy Burźliwe swoie przytrzymuią duchy. Otoczył
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 147
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
, zimno i z góracem? W marmury twarde, i skaliste głazy Krzepna się często żywych wód obrazy, I wierżch przepaści za mroźnym porostem, Bez żadnych podpor ukrżepcza się mostem. Z swej rozstrzelone po Niebie gromady Będzieszli w jedność złączyć mógł Plejady? Albo rozsypać z uszczerbkiem Arktury? Twejli to głowy zabawa przezorna, Ze porankowa gwiazda i wieczorna, I gdy dzień gaśnie, i kiedy się rodzi Dla Synów ludzkich bezprzestannie wschodzi? Porżądku Niebios, obrotu, i biegu Dociekłżeś? jako snują w szeregu? I możesz o nich tak bezpiecznie prawić? Żebyś w czym nie miał zbłądzić i pokawić? Twegoli głosu usłuchną obłoki? I obleją cię hojnych
, źimno i z goracem? W marmury twarde, i skaliste głazy Krzepna sie często żywych wod obrázy, I wierżch przepaśći zá mroźnym porostem, Bez żadnych podpor ukrżepcza się mostem. Z swey rozstrzelone po Niebie gromady Będźieszli w iedność złączyć mogł Pleiady? Albo rozsypáć z uszczerbkiem Arktury? Tweyli to głowy zabáwa przezorna, Ze porankowa gwiázda i wieczorna, I gdy dźień gaśnie, i kiedy się rodźi Dla Synow ludzkich bezprzestannie wschodźi? Porżądku Niebios, obrotu, i biegu Doćiekłżeś? iáko snuią w szeregu? I możesz o nich ták beśpiecznie práwić? Zebyś w czym nie miał zbłądźić i pokawić? Twegoli głosu usłuchną obłoki? I obleją ćię hoynych
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 151
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
niecnot twych źli będą bronić Duch mój, i łaska od nich zechce stronić, Ze miłosierdzia nad sobą nie zoczą Skoro się w zbrodniach podobnych zjednoczą. Kichanie jego, szczery blask ogniowy, Które na końcu samej wzruszy głowy, Światłością cudów, zwodząc i Wybranych, I głupich; fałszem nauk podejrżanych. Wzrok jego na kształt porankowej zorży, Która świt wiodąc, noc jakoby morży I on; tak ogłos prawowierny zgasi Ze cienie swoje, fałszem dnia okrasi. Z ust jego lampy; jako świece lane Zapach myrrhowy, kopcie nieprzejrżane, Świątobliwości pozorem zasłyną, A w rzeczy będą dymem perżyną. Z nozdrży, tak brzydka wynidzie mu para, Jako gdy
niecnot twych zli będą bronić Duch moy, i łaska od nich zechce stronić, Ze miłośierdźia nád soba nie zoczą Skoro sie w zbrodniách podobnych ziednoczą. Kichánie iego, szczery blask ogńiowy, Ktore ná końcu sámey wzruszy głowy, Swiátłośćią cudow, zwodząc i Wybránych, I głupich; fałszem náuk podeyrżanych. Wzrok iego ná kształt porankowey zorży, Ktora świt wiodąc, noc iákoby morży I on; ták ogłos práwowierny zgaśi Ze ćienie swoie, fałszem dniá okraśi. Z ust iego lampy; iáko świece lane Zapách myrrhowy, kopćie nieprzeyrżane, Swiątobliwośći pozorem zásłyną, A w rzeczy będą dymem perżyną. Z nozdrży, ták brżydka wynidźie mu para, Iáko gdy
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 165
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
niechce w czasie drogim, Każde się stara mieć z piskląt pociechę, Choć tego tuzin jest w Domku ubogim, Przecie ich bronią Sowom nosić w strzechę, Kukułka pragnąc potomstwa, co robi? Z przymusem Mamkę dzieciom przysposobi. Tu słowik wdzięczne przemiany w swym głosie, Posyła Echu, które chętnie niesie, Przyjemny koncert porankowej rosie, Słychać go w Łozach słychać wciemnym lesie, A gdzie strumyczek szemrząc płynie wąski, Pleszcze skrzydełka skoczywszy z gałązki. W lasach cienistych, w Puszczach, Kniejach, Borze, Słychać Ryk zwierząt, szelest szybkich biegów, Jak skoro z świtem wstaną jasne zorze, Co żywo z swoich rusza się noclegów, Zaspać niemyśli
niechce w czásie drogim, Każde się stára mieć z piskląt pociechę, Choć tego tuzin iest w Domku ubogim, Przecie ich bronią Sowom nosić w strzechę, Kukułka prágnąc potomstwa, co robi? Z przymusem Mamkę dzieciom przysposobi. Tu słowik wdzięczne przemiany w swym głosie, Posyła Echu, ktore chętnie niesie, Przyiemny koncert porankowey rosie, Słychać go w Łozach słychać wciemnym lesie, A gdzie strumyczek szemrząc płynie wąski, Plesżcze skrzydełka skoczywszy z gáłąski. W lásach cienistych, w Puszczach, Knieiach, Borze, Słychać Ryk zwierząt, szelest szybkich biegow, Ják skoro z świtem wstáną iasne zorze, Co żywo z swoich rusza się noclegow, Záspać niemyśli
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 103
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
słabości. Ona smak ich tak skaziła, że im i najlepsze kąski nie smakują, bydlęcemi zgoła stali się ofiarami: słuszna to kara Opatrzności na tych, którzy jej darów na złe zażywają.
Ale któż ta jest, co lekkim i przyjemnym krokiem przechodzi się po tej równinie dalekiej?
Rożą ufarbowane są jej jagody, rosa porankowa na jej ustach, wesołość pomieszana z niewinnością i skromnością, w oczach się jej wdzięcznie wydaje; radość zaś czysta serca sprawuje że chodząc śpiewa.
Zdrowiem się ona nazywa: a córką jest pracy ciała i powściągliwości; dziatki jej mieszkają na górach, które wysoki wierzch swój wznoszą w krajach północnych San-Ton-Hoe
Śmiałe są i rzeżwe,
słabośći. Ona smak ich tak skaziła, że im y naylepsze kąski nie smakuią, bydlęcemi zgoła stali się ofiarami: słuszna to kara Opatrzności na tych, ktorzy iey darow na złe zażywaią.
Ale ktoż ta iest, co lekkim y przyiemnym krokiem przechodzi się po tey rowninie dalekiey?
Rożą ufarbowane są iey iagody, rosa porankowa na iey ustach, wesołość pomieszana z niewinnością y skromnością, w oczach się iey wdzięcznie wydaie; radość zaś czysta serca sprawuie że chodząc śpiewa.
Zdrowiem się ona nazywa: á corką iest pracy ciała y powściągliwości; dziatki iey mieszkaią na gorach, ktore wysoki wierzch swoy wznoszą w kraiach połnocnych San-Ton-Hoe
Smiałe są y rzeżwe,
Skrót tekstu: ChesMinFilozof
Strona: 17
Tytuł:
Filozof indyjski
Autor:
Philip Dormer Stanhope Chesterfield
Tłumacz:
Józef Epifani Minasowicz
Drukarnia:
Drukarnia Mitzlerowska
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1767
Data wydania (nie wcześniej niż):
1767
Data wydania (nie później niż):
1767
bierz w przeszłym rozdziale opisane ziołka, gotuj i pij jak herbate, które ziołka ostrą i słoną krew osładzają, i rozwalniają. Albo weźmi wody z jęczmieniem i ziołkiem skorzonera nazwanym, pij letnio i nie gorąco, ponieważ zarnice między wszlekiemi innemi chorobami szczególnie gorącości tak iżby, jak trunków i lekarstw znosić nie mogą.
W porankowych godzinach przez kilka dni zażywaj essentiam Alexypharmacam po 45. lub 50. kropel; która pory otworzy, i lekką transpiracją sprawi. Purgansów zaś i poty pędzących lekarstw (jako się już rzekło) wystrzegać się. Pod czas ciężkie potraw lub napoju połykanie inkomoduje pacjentów; w której okoliczności częste picie ciepłej herbaty, płokanie gardła,
bierź w prźeszłym rozdziale opisane ziołka, gotuy y piy iak herbate, ktore żiołka ostrą y słoną krew osładzaią, y rozwalniają. Albo weźmi wody z ięczmieniem y ziołkiem skorzonera nazwanym, piy letnio y nie gorąco, ponieważ zarnice między wszlekiemi innemi chorobami szczegulnie gorącośći tak iżby, iak trunkow y lekarstw znośić nie mogą.
W porankowych godźinach przez kilka dni zażyway essentiam Alexypharmacam po 45. lub 50. kropel; ktora pory otworzy, y lekką transpiracyą sprawi. Purgansow zaś y poty pędzących lekarstw (iako się iuż rzekło) wystrzegać się. Pod czas ciężkie potraw lub napoiu połykanie inkommoduie pacyentow; w ktorey okolicznośći częste pićie ciepłey herbaty, płokanie gardła,
Skrót tekstu: BeimJelMed
Strona: 88
Tytuł:
Medyk domowy
Autor:
Samuel Beimler
Tłumacz:
Jan Jerzy Jelonek
Drukarnia:
Michał Wawrzyniec Presser
Miejsce wydania:
Leszno
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
godziny, brać przed się i odprawować powinni. In quantum by jednak dla słabości zdrowia lub innych przyczyn słusznych nie mogli tamże być przez cały dzień przytomnymi, tedy to donieść przełożonym swoim obstringuntur.
43-tio. Dla wszelkiego na dole pracującego robotnika, tudzież i dla dozorców jego, szychta do roboty skarbowej zwyczajna ośmiogodzinna, videlicet szychta porankowa od siódmej z rana aż do trzeciej z południa determinatur. In quantum by jednak więcej nad jednę szychtę kiedykolwiek wyrabiać potrzeba było, tedy i druga similiter przez godzin osiem za każdym razem trwać powinna. A lubo się tu czas, gdy się zaczynać albo kończyć ma, nie wyraża, jednakże przy każdych szychtach to observabitur
godziny, brać przed się i odprawować powinni. In quantum by jednak dla słabości zdrowia lub innych przyczyn słusznych nie mogli tamże być przez cały dzień przytomnymi, tedy to donieść przełożonym swoim obstringuntur.
43-tio. Dla wszelkiego na dole pracującego robotnika, tudzież i dla dozorców jego, szychta do roboty skarbowej zwyczajna ośmiogodzinna, videlicet szychta porankowa od siódmej z rana aż do trzeciej z południa determinatur. In quantum by jednak więcej nad jednę szychtę kiedykolwiek wyrabiać potrzeba było, tedy i druga similiter przez godzin osiem za każdym razem trwać powinna. A lubo się tu czas, gdy się zaczynać albo kończyć ma, nie wyraża, jednakże przy każdych szychtach to observabitur
Skrót tekstu: InsGór_3
Strona: 175
Tytuł:
Instrukcje górnicze dla żup krakowskich z XVI-XVIII wieku, cz. 3
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
instrukcje
Tematyka:
górnictwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1706 a 1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1706
Data wydania (nie później niż):
1743
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Antonina Keckowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1963
Siła ich mądrych w mowie, którzy są prostakami w czynieniu. Mały robak nie znacznie dęba tocząc w ostatku obali (kęs do kęsa dodając, siła się zrobi.) Robak mały wielkiego dęba strawi, nie ze barzo kąsa, ale że często toczy. (Liche więc rzeczy, wielkim z częsta nieznacznie dokuczą.) Porankowych ludzi człowiek. (Rzeczono na niestatecznych, albo którzy póki trzeźwo na coś słusznego poszli.) Jako w tęczy pewności farb zrozumieć: tak niektórych pewność cnoty, i fantazji naznaczyć trudna, nie cale dobry, nie cale zły, nie cale rozsądny, nie cale prostak, nie cale stateczny, nie cale lekki, nie
Siłá ich mądrych w mowie, ktorzy są prostakámi w czynieniu. Máły robak nie znácznie dębá tocząc w ostátku obali (kęs do kęsá dodaiąc, śiłá się zrobi.) Robak máły wielkiego dębá strawi, nie ze bárzo kąsa, ále że często toczy. (Liche więc rzeczy, wielkim z częstá nieznácznie dokuczą.) Poránkowych ludzi człowiek. (Rzeczono ná niestátecznych, álbo ktorzy poki trzeźwo ná coś słusznego poszli.) Iáko w tęczy pewnośći farb zrozumieć: ták niektorych pewność cnoty, y fántázyey náznáczyć trudna, nie cale dobry, nie cále zły, nie cále rozsądny, nie cale prostak, nie cále státeczny, nie cále lekki, nie
Skrót tekstu: FredPrzysł
Strona: B3
Tytuł:
Przysłowia mów potocznych
Autor:
Andrzej Maksymilian Fredro
Drukarnia:
Jerzy Forster
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1659
Data wydania (nie wcześniej niż):
1659
Data wydania (nie później niż):
1659