, Skoro się blask rozniecił i uderzył w oczy, Bo myśliwca zarazem zmysły odbieżały, Padł pies, padł koń, sokoła pióra nie trzymały. Rugier z tamtego miejsca odjeżdża wesołym, Widząc, że śpi myśliwiec, koń i pies z sokołem.
XII.
Alcyna, skoro jej to doszło, jakim kształtem Uciekł i straży posiekł i przejechał gwałtem, Tak była tą nowiną w sercu przerażona, Że mało nie umarła, żalem zwyciężona; Szaty darła, twarz sobie paznogciem drapała, Nieostrożną i głupią siebie nazywała, W larmę bije i ludzie do gromady zbiera I gonić się Rugiera zbiegłego wybiera.
XIII.
Na dwie części rozdziela i lud rozprawuje: Jednych
, Skoro się blask rozniecił i uderzył w oczy, Bo myśliwca zarazem zmysły odbieżały, Padł pies, padł koń, sokoła pióra nie trzymały. Rugier z tamtego miejsca odjeżdża wesołem, Widząc, że śpi myśliwiec, koń i pies z sokołem.
XII.
Alcyna, skoro jej to doszło, jakiem kształtem Uciekł i straży posiekł i przejechał gwałtem, Tak była tą nowiną w sercu przerażona, Że mało nie umarła, żalem zwyciężona; Szaty darła, twarz sobie paznogciem drapała, Nieostrożną i głupią siebie nazywała, W larmę bije i ludzie do gromady zbiera I gonić się Rugiera zbiegłego wybiera.
XIII.
Na dwie części rozdziela i lud rozprawuje: Jednych
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 150
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Bogu sprawcy wszech rzeczy, częścią ziemi. A ulepienie jego z ziemie, wodą rzeczną rozdziałanej, przypisał z błędu Pogańskiego Prometeusowi. Temu twarz nie pochyła ku ziemi, ale wyniosła ku niebu, jest dana; aby patrząc na niebo, myślił o stwórcy jego. Powieść Wtóra.
TAk którykolwiek on był z Bogów ułożoną Kupę posiekł/ i jeszcze znowu posieczoną Na części porozdzielał; a wprzód przed inszemi Na kształt wielkiego krańca zatoczyć się ziemi Rozkazał/ aby równa była z każdej strony Potym i morza rozlał chcąc mieć aby ony Zuczyły się nadymać wiatrami rączemi/ I zaraz w krąg oblanej brzegi przydał ziemi: Przydał stoki/ jeziora/ ługi otworzyste/ Rzeki
Bogu sprawcy wszech rzeczy, częśćią ziemi. A vlepienie iego z ziemie, wodą rzeczną rozdziałáney, przypisał z błędu Pogáńskiego Prometheusowi. Temu twarz nie pochyła ku ziemi, ále wyniosła ku niebu, iest dána; áby pátrząc ná niebo, myślił o stworcy iego. Powieść Wtora.
TAk ktorykolwiek on był z Bogow vłożoną Kupę pośiekł/ y ieszcze znowu pośieczoną Ná częśći porozdźielał; á wprzod przed inszemi Ná kształt wielkiego krańcá zátoczyć się źiemi Roskazał/ áby rowna byłá z káżdey strony Potym y morzá rozlał chcąc mieć áby ony Zuczyły się nádymáć wiátrámi rączemi/ Y záraz w krąg oblaney brzegi przydał źiemi: Przydał stoki/ ieźiorá/ ługi otworzyste/ Rzeki
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 5
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
. Nim tedy wojsko elearskie, wprzód puszczone, Glock (na wywabienie z niego dragonów) mijało, naprzód wyprawiono dzielnego rotmistrza Jana Lubowickiego, z kilką towarzystwa z pod każdej chorągwie. Który skoro się rozedniało, bokiem wpadłszy do jednej wsi, ćwierć mile od Glocka wojsku na gościńcu leżącej, tam dragonów kilku pojmał, drugich posiekł, a niektórych też namyślnie dla dania znać do Glocka (aby jeno jako dragony wywabić) upuścił. Pod którą jego robotą niebo przyszłe krwie rozlanie, kiótkim deszczykiem, jak to pospolicie zawsze bywa, opłakało. Wtem wojsko zaraz Glock mijało, a dragonowie się też gotowali. Zaczem gdy harcownik Elearski, który był na
. Nim tedy wojsko elearskie, wprzód puszczone, Glock (na wywabienie z niego dragonów) mijało, naprzód wyprawiono dzielnego rotmistrza Jana Lubowickiego, z kilką towarzystwa z pod każdej chorągwie. Który skoro się rozedniało, bokiem wpadłszy do jednej wsi, ćwierć mile od Glocka wojsku na gościńcu leżącej, tam dragonów kilku pojmał, drugich posiekł, a niektórych też namyślnie dla dania znać dó Glocka (aby jeno jako dragony wywabić) upuścił. Pod którą jego robotą niebo przyszłe krwie rozlanie, kiótkim deszczykiem, jak to pospolicie zawsze bywa, opłakało. Wtem wojsko zaraz Glock mijało, a dragonowie się też gotowali. Zaczem gdy harcownik Elearski, który był na
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 62
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
Który się onem czasem Argalifą bawił I już mu beł na głowie szyszak podziurawił; Zbił go z konia i przy niem, co się nawinęli, Dziewięć od jego szable ostrej poginęli, Bo każdy raz, rzecz pewna, kiedy się zamierzy, Jeden przynamniej padnie i ziemię uderzy.
XLV.
Na drugiej zasię stronie Rynald niezwalczony Posiekł i pobił pogan poczet niezliczony; Hufiec mu się nie oprze żaden; uciekają Wszyscy, gdzie się obróci i plac mu dawają. Niemniej się mężnie Zerbin i Lurkani stawił, Każdy z nich miecz w pogaństwie obficie ukrwawił: Ten na wylot przebił brzuch sztychem Balastrowi, Tamten na poły przeciął łeb Finadurowi. PIEŚŃ XVIII.
XLVI
Który się onem czasem Argalifą bawił I już mu beł na głowie szyszak podziurawił; Zbił go z konia i przy niem, co się nawinęli, Dziewięć od jego szable ostrej poginęli, Bo każdy raz, rzecz pewna, kiedy się zamierzy, Jeden przynamniej padnie i ziemię uderzy.
XLV.
Na drugiej zasię stronie Rynald niezwalczony Posiekł i pobił pogan poczet niezliczony; Hufiec mu się nie oprze żaden; uciekają Wszyscy, gdzie się obróci i plac mu dawają. Niemniej się mężnie Zerbin i Lurkani stawił, Każdy z nich miecz w pogaństwie obficie ukrwawił: Ten na wylot przebił brzuch sztychem Balastrowi, Tamten na poły przeciął łeb Finadurowi. PIEŚŃ XVIII.
XLVI
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 47
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przyniesie, Kiedy się rozdniewało tam, gdzie beła jama, W której przykre wydrożył Medor epigrama. Krzywda ta, która w skale wrysowana była, Tak go boli i tak go srodze zapaliła, Żeby się beł na żądzą inszą wtem nie zdobył Krom gniewu a wściekłości, a wtem szable dobył, PIEŚŃ XXIII.
CXXX.
Posiekł pisma, porąbał krzywdy pełne skały Tak, że pod niebo małe kamienie leciały. Nieszczęśliwa jaskinia, miejsca nieszczęśliwe, Które miały na sobie napisy dotkliwe, Już wiecznie nie użyczą trzodzie swoich cieniów I pasterzom na ulgę słonecznych promieniów; I źrzódło, że tak jasne beło, nie pomogło I bezpieczne od gniewu jego być nie mogło
przyniesie, Kiedy się rozdniewało tam, gdzie beła jama, W której przykre wydrożył Medor epigrama. Krzywda ta, która w skale wrysowana była, Tak go boli i tak go srodze zapaliła, Żeby się beł na żądzą inszą wtem nie zdobył Krom gniewu a wściekłości, a wtem szable dobył, PIEŚŃ XXIII.
CXXX.
Posiekł pisma, porąbał krzywdy pełne skały Tak, że pod niebo małe kamienie leciały. Nieszczęśliwa jaskinia, miejsca nieszczęśliwe, Które miały na sobie napisy dotkliwe, Już wiecznie nie użyczą trzodzie swoich cieniów I pasterzom na ulgę słonecznych promieniów; I źrzódło, że tak jasne beło, nie pomogło I bezpieczne od gniewu jego być nie mogło
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 228
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
tego pospolicie przychodzili za wielkimi bogactwy i za możnością) tak iż w roku 1535 po wielkich najazdach i rozbojach/ wpadli w miasto Meacco/ i spalili go więtszą część. A gdy ciż to Franci nabożni/ wyrządzili coś nie miłego Nabunandze/ Panu Tenże; tedy on najachał tę górę w roku 1551. i posiekł tam na sztuki barzo wiele Bonzów/ zburzywszy 400 kościołów. Bogowie zacniejszy i więtszej ceny w Japonie są/ Fotochi i Cami: tamci dostali tego rozumienia o Bóstwie dla wysokiej nauki/ i dla ostrości żywota (takie to podziwienie czyni wszędzie wzgarda świata i rozkoszy) a ci zaś dla dzielności/ abo dla wynalazków osobliwych:
tego pospolićie przychodźili zá wielkimi bogáctwy y zá możnośćią) ták iż w roku 1535 po wielkich naiázdách y rozboiách/ wpádli w miásto Meácco/ y spalili go więtszą część. A gdy ćiż to Fránći nabożni/ wyrządźili coś nie miłeg^o^ Nábunándze/ Pánu Tenze; tedy on náiáchał tę gorę w roku 1551. y pośiekł tám ná sztuki bárzo wiele Bonzow/ zburzywszy 400 kośćiołow. Bogowie zacnieyszy y więtszey ceny w Iáponie są/ Fotochi y Cámi: támći dostáli tego rozumienia o Bostwie dla wysokiey náuki/ y dla ostrośći żywotá (tákie to podźiwienie czyni wszędzie wzgárdá świátá y roskoszy) á ći záś dla dźielnośći/ ábo dla wynálazkow osobliwych:
Skrót tekstu: BotŁęczRel_IV
Strona: 139
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. IV
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
jej przy sobie, a za rękę mię prowadzi, kompania perswadują. Tys gospodarz powinien byś był te rzeczy mediować nieczyń tego żadnym sposobem perswadować sobie nieda prowadzi mię. A tym czasem szablę mu chłopiec przyniósł. Poprostu Bałem się go, Bo woczach całej Chorągwie przed kilką niedziel Pawła kossowskiego naszego Towarzysza posiekł. Wyszarpnę mu tedy rękę stanę osobno i mówię Com ci winien? Zaniechaj mię! Towarzystwo go trzymają jak pchnie Drozdowskiego puściligo idze az cię zabiją Była tedy rzeczka wąska przez którą trzeba było przechodzić i kładki przez nią wąskie położone. Tam eno tam przejdziewa sobie az pod on las, kto kogo położy że by się
iey przy sobie, a za rękę mię prowadzi, kompania perswaduią. Tys gospodarz powinięn bys był te rzeczy medyować nieczyń tego zadnym sposobęm perswadować sobie nieda prowadzi mię. A tym czasem szablę mu chłopiec przyniosł. Poprostu Bałęm się go, Bo woczach całey Chorągwie przed kilką niedziel Pawła kossowskiego naszego Towarzysza posiekł. Wyszarpnę mu tedy rękę stanę osobno y mowię Com ci winien? Zaniechay mię! Towarzystwo go trzymaią iak pchnie Drozdowskiego pusciligo idze az cię zabiią Była tedy rzeczka wąska przez ktorą trzeba było przechodzić y kładki przez nię wąskie połozone. Tam eno tam przeydziewa sobie az pod on las, kto kogo połozy że by się
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 88v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
na pojedynek małego chłop duży. Rozmyśla się ów, sile nie ufając swojej: Nie wyniść — wstyd, wyniść — strach, bo się śmierci boi. Ustąpił strach na koniec, stawszy się rozpaczą; Wynidzie. Tedy miejsce gdzie sobie naznaczą. O żywot, nie o sławę gdy mu chodzi biera, Gęsto szablą machając posiekł bohatera. 377. PIŁĘ CISKAĆ
Piła u ludzi młodych we grze pospolita: Jeden ją z ręki ciska, drugi w rękę chwyta, I znowu ją owemu tąż koleją wraca Póty, póki się obom nie uprzykrzy praca. Ale na tym należy, którzy chcą grać piłą, Żeby wzrostem i równi byli sobie siłą;
na pojedynek małego chłop duży. Rozmyśla się ów, sile nie ufając swojej: Nie wyniść — wstyd, wyniść — strach, bo się śmierci boi. Ustąpił strach na koniec, stawszy się rozpaczą; Wynidzie. Tedy miejsce gdzie sobie naznaczą. O żywot, nie o sławę gdy mu chodzi biera, Gęsto szablą machając posiekł bohatera. 377. PIŁĘ CISKAĆ
Piła u ludzi młodych we grze pospolita: Jeden ją z ręki ciska, drugi w rękę chwyta, I znowu ją owemu tąż koleją wraca Póty, póki się obom nie uprzykrzy praca. Ale na tym należy, którzy chcą grać piłą, Żeby wzrostem i równi byli sobie siłą;
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 225
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, oba zjadą się z nieszporu. „Tuś!” — tu z koni; suną się do siebie z żelazem. Wytnie tamten za drugim gębę temu razem, Co wczora dokazował, od ucha do brody; Z ostatkiem rycerz z pola uskrobał w zawody. Pisze do mnie, skarżąc nań, że go posiekł zdradą Na dobrowolnej drodze, gdy z kościoła jadą: „Bom ja nie chciał świętego dnia krwią jego mazać. Lada kto może tego, czego on, dokazać.” Odpisuję, żałując, tak jako się godzi, Że nieszczęście po ludziach, nie po drzewie chodzi, Które nadspodziewanie teraz go potyka: „Tamtemum
, oba zjadą się z nieszporu. „Tuś!” — tu z koni; suną się do siebie z żelazem. Wytnie tamten za drugim gębę temu razem, Co wczora dokazował, od ucha do brody; Z ostatkiem rycerz z pola uskrobał w zawody. Pisze do mnie, skarżąc nań, że go posiekł zdradą Na dobrowolnej drodze, gdy z kościoła jadą: „Bom ja nie chciał świętego dnia krwią jego mazać. Leda kto może tego, czego on, dokazać.” Odpisuję, żałując, tak jako się godzi, Że nieszczęście po ludziach, nie po drzewie chodzi, Które nadspodziewanie teraz go potyka: „Tamtemum
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 284
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, potomstwa żadnego nie mając (jako się niżej powie), na niechęć jakąś małżonki swej napadł i zamrzeć musiał. Ale to potem działo się.
Znowu nastąpiła insza, także niezwyczajna w Polsce i w Litwie materia. Darowski niejaki, szlachcic litewski, podpiwszy sobie w gospodzie tamże w Grodnie, obraz króla Jana malowany posiekł, pokatował i oknem wyrzucił, przydawszy siła słów przykrych i nieprzystojnych Majestatowi Królewskiemu, co uczynił z niechęci jakiejś i zapalczywości przeciwko królowi. Temu tedy pro crimine laesae Majestatis zaraz tamże mandat instygator litewski dać kazał, i około tej sprawy, tak niezwyczajnej, po troszę czasu wzięto. A na ostatek per vota senatoria
, potomstwa żadnego nie mając (jako się niżej powie), na niechęć jakąś małżonki swej napadł i zamrzeć musiał. Ale to potem działo się.
Znowu nastąpiła insza, także niezwyczajna w Polscze i w Litwie materyja. Darowski niejaki, slachcic litewski, podpiwszy sobie w gospodzie tamże w Grodnie, obraz króla Jana malowany posiekł, pokatował i oknem wyrzucił, przydawszy siła słów przykrych i nieprzystojnych Majestatowi Królewskiemu, co uczynił z niechęci jakiejś i zapalczywości przeciwko królowi. Temu tedy pro crimine laesae Majestatis zaraz tamże mandat instygator litewski dać kazał, i około tej sprawy, tak niezwyczajnej, po troszę czasu wzięto. A na ostatek per vota senatoria
Skrót tekstu: JemPam
Strona: 499
Tytuł:
Pamiętnik dzieje Polski zawierający
Autor:
Mikołaj Jemiołowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1683 a 1693
Data wydania (nie wcześniej niż):
1683
Data wydania (nie później niż):
1693
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Dzięgielewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"DIG"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2000