Miły Boże, mówił, jeszcze mi tak dobrze smakuje przy moim życia końcu, jak mi przed piąciądziesiąt lat smakowało. Gdybym miernie nie był żył, już zapewne członki ciała mojego do przyjęcia tego posiłku nie byłyby sposobnymi. Dalej mówił, niech się teraz na moje przenosiny z tego świata jeszcze przez kilka godzin snem posilę. Spał trzy godziny. Gdy mię potym zawołał, upraszał mię, żebym mu z Jego stolika pisarskiego pewny podała manuskrypt. To było opisanie jego życia od czterdziestu lat, i tom mu czytać musiała aż do dziennego świtania. To skończywyszy, gorliwym modlił się Bogu Duchem, dziękując mu, jakoby w zachwyceniu, za
Miły Boże, mowił, jeszcze mi tak dobrze smakuie przy moim życia końcu, jak mi przed piąćiądzieśiąt lat smakowało. Gdybym miernie nie był żył, iuż zapewne członki ciała moiego do przyięcia tego pośiłku nie byłyby sposobnymi. Daley mowił, niech śię teraz na moie przenosiny z tego świata ieszcze przez kilka godzin snem pośilę. Spał trzy godziny. Gdy mię potym zawołał, upraszał mię, żebym mu z Jego stolika pisarskiego pewny podała manuskrypt. To było opisanie iego życia od czterdziestu lat, i tom mu czytać muśiała aż do dziennego świtania. To skończywyszy, gorliwym modlił śię Bogu Duchem, dziękuiąc mu, jakoby w zachwyceniu, za
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 22
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
. I ci co w Klasztorach Po przesutych popiołem tarzając się worach/ Ustawiczne od niego cierpią niepokoje/ Wolni od tej godziny. Niechajci podwoje Triumfalne podniosą. Ja coć jeszcze swojej Zmogę chęci oświadczyć/ a łaski tej twojej Będę godnym: proszę cię choć na krótką chwilę Do swego tu mieszkania; że cię i posilę/ I o drodze dopowiem. Czego posłuchała Rada barzo. Tedy gdzie starożytna skała/ Wydawszy się ku niebu pieczarę tajemną/ Między wielkich Topoli perspektywę ciemną Zewnątrz miała/ Satyr ją poprowadzi z sobą/ I tam akomodując swą się jej chudobą/ Liścia orzechowego potrzązszy po stole/ Frukty wody postawi. Tymże ją częstuje/
. Y ci co w Klasztorach Po przesutych popiołem tarzáiąc się worách/ Vstáwiczne od niego cierpią niepokoie/ Wolni od tey godziny. Niechayci podwoie Tryumfalne podniosą. Ia coć ieszcze swoiey Zmogę chęci oświádczyć/ á łáski tey twoiey Będę godnym: proszę cię choć ná krotką chwilę Do swego tu mieszkánia; że cię y posilę/ Y o drodze dopowiem. Czego posłucháłá Rádá barzo. Tedy gdzie stárożytna skałá/ Wydawszy się ku niebu pieczárę táiemną/ Między wielkich Topoli perspektywę ciemną Zewnątrz miałá/ Sátyr ią poprowádzi z sobą/ Y tám ákkomoduiąc swą się iey chudobą/ Liścia orzechowego potrzązszy po stole/ Frukty wody postáwi. Tymże ią częstuie/
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 108
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701