koteczka z małymi dziatkami, Kazała im przywitać się z drobnymi ptaszkami. Niedoperza na wesele nie wzięto biednego, Lecz on w nocy przyleciawszy podsiadł niejednego. KRUCY W RZYMIE WITALI CESARZA
Krucy w Rzymie witali cesarza, U nas czasów tych kurczęta żegnały kucharza, Bo gdy na nie padł dekret surowy, Aby kuram i kurczętam pospadały głowy. Już przy ogniu gorąco modliły
I o żywot barzo żywo kucharza prosiły: „O Bazyli, o dolorum, wiele gubisz razem, Kiedy na nas następujesz ogniem i żelazem. Mogły z nas być budzące zegarki, Gdyby życia frysztu dały nam kuchenne Parki, Lecz gdy po nas, to już po zegarze. Ach
koteczka z małymi dziatkami, Kazała im przywitać się z drobnymi ptaszkami. Niedoperza na wesele nie wzięto biednego, Lecz on w nocy przyleciawszy podsiadł niejednego. KRUCY W RZYMIE WITALI CESARZA
Krucy w Rzymie witali cesarza, U nas czasów tych kurczęta żegnały kucharza, Bo gdy na nie padł dekret surowy, Aby kuram i kurczętam pospadały głowy. Już przy ogniu gorąco modliły
I o żywot barzo żywo kucharza prosiły: „O Bazyli, o dolorum, wiele gubisz razem, Kiedy na nas następujesz ogniem i żelazem. Mogły z nas być budzące zegarki, Gdyby życia frysztu dały nam kuchenne Parki, Lecz gdy po nas, to już po zegarze. Ach
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 611
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
A wtem jeden na twarzy wybladły, strwożony, Że ledwie mógł odetchnąć, w biegu umęczony, Niż począł co inszego, na sercu ujęty Strachem wielkiem, powtarza: „Niestetyż! niestety! Dziś upadnie, cesarzu wielki, rzymskie państwo, Dziś opuścił i w zgubę dał Bóg chrześcijaństwo: Diabelstwo dżdżem podomno z góry pospadało, Aby się już w tem mieście więcej nie mieszkało.
LXXXVII.
Nikt inszy być nie może, jeno czart złośliwy, Co miasto z gruntu niszczy i lud nieszczęśliwy. Patrzaj na gęste dymy z ogniów podnieconych I perzyny z kościołów i domów spalonych! Jeśli, cesarzu, słudze nie wierzysz twojemu, Uwierz ludu twojego płaczowi
A wtem jeden na twarzy wybladły, strwożony, Że ledwie mógł odetchnąć, w biegu umęczony, Niż począł co inszego, na sercu ujęty Strachem wielkiem, powtarza: „Niestetyż! niestety! Dziś upadnie, cesarzu wielki, rzymskie państwo, Dziś opuścił i w zgubę dał Bóg chrześcijaństwo: Dyabelstwo dżdżem podomno z góry pospadało, Aby się już w tem mieście więcej nie mieszkało.
LXXXVII.
Nikt inszy być nie może, jeno czart złośliwy, Co miasto z gruntu niszczy i lud nieszczęśliwy. Patrzaj na gęste dymy z ogniów podnieconych I perzyny z kościołów i domów spalonych! Jeśli, cesarzu, słudze nie wierzysz twojemu, Uwierz ludu twojego płaczowi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 379
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
/ do których się ludzie dopinali/ ale żaden ich niemógł/ dostać ponieważ między górnem i średnim szczepem schodów nie było/ widział przytym /ze ludzie którzy na tę Drabine lezli/ dostali długie Zające uszy/ im wyżej lezli tym dłuższe dostali Uszy/ a ledwo na połowę tej Drabiny wlazszy/ jeden po drugim pospadali/ widział przytym że na Gorze tej Drabiny siedział jeden poważny Mąż/ jakoby sam Bóg był/ ten trzymał te trzy Korony na łonie swoim. To się Salomonowi osobliwie podobało który mówił: Ach gdybym mógł tę śliczną Koronę średnią ztych trzech złona twego Uprosić. Ten Mąż odpowiedział: Wstąp na te Drabinę
/ do ktorych się ludzie dopináli/ ale żaden ych niemogł/ dostáć poniewaz między gornem y srzednim szczepem schodow nie było/ widział przytym /ze ludzie ktorzy na tę Drabine lezli/ dostali długie Zaiące uszy/ ym wyzey lezli tym dłuższe dostáli Uszy/ a ledwo ná połowę tey Drábiny wlazszy/ ieden po drugim pospádáli/ widźiał przytym że ná Gorze tey Drábiny siedźiał ieden poważny Mąż/ iákoby sam Bog był/ ten trzymał te trzy Korony ná łonie swoym. To się Sálomonowi osobliwie podobało ktory mowił: Ach gdybym mogł tę sliczną Koronę srzednią ztych trzech złona twego Uprosić. Ten Mąż odpowiedźiał: Wstąp na te Drabinę
Skrót tekstu: MalczInstGleich
Strona: 19
Tytuł:
Nova et methodica institutio [...] Gleichnus
Autor:
Stanisław Jan Malczowski
Drukarnia:
G.M. Nöller
Miejsce wydania:
Ryga
Region:
Inflanty
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Fillidzie, że się nazbyt ukwapiła. Ukwapiona rzecz nigdy z pożytkiem nie była. SIELANKA TRZECIA SILENUS
Przedsię wy, leśne Muzy, przedsię w pieśni swoje! Chromis, Mikon i Mnazyl, małych chłopiąt troje, Sylena w cichej jamie zdybali spiącego. Jeszcze był nie wyszumiał z wina wczorajszego. Jako zawsze wieńce mu z głowy pospadały, Dzban tylko i multanki przy stronie wisiały. Rzucą się nań i jegoż własnymi wieńcami Imą więzać, bo nie raz ich obietnicami Starzec wodził, a oni darmo się kłaniali, A nigdy nic od niego nie otrzymywali. Gdy się kręcą, wtym Egle do onej biesiady Przypadnie, Egle między wszystkimi najady Napiękniejsza,
Fillidzie, że się nazbyt ukwapiła. Ukwapiona rzecz nigdy z pożytkiem nie była. SIELANKA TRZECIA SILENUS
Przedsię wy, leśne Muzy, przedsię w pieśni swoje! Chromis, Mikon i Mnazyl, małych chłopiąt troje, Sylena w cichej jamie zdybali spiącego. Jeszcze był nie wyszumiał z wina wczorajszego. Jako zawsze wieńce mu z głowy pospadały, Dzban tylko i multanki przy stronie wisiały. Rzucą się nań i jegoż własnymi wieńcami Imą więzać, bo nie raz ich obietnicami Starzec wodził, a oni darmo się kłaniali, A nigdy nic od niego nie otrzymywali. Gdy się kręcą, wtym Egle do onej biesiady Przypadnie, Egle między wszystkimi najady Napiękniejsza,
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 22
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
ciężki on raz, że drzewa ostatek Ukazał się na łokieć dobry w tył łopatek. Tego, tak wetknionego na drzewo, opuszcza, A naprzeciwko inszem koniowi wypuszcza.
LXXXIII.
Drugiego i trzeciego koniem potrąciła, A tak ich dobrze i tak mocno uderzyła, Że obadwa zarazem nieżywi zostali I połamani w krzyżach, z koni pospadali. Tak ciężkie i tak twarde było to potkanie I oni też tak żartko przypuścili na nią, Żem ja tak tylko widział, kiedy kula z działa Hufce rwała, jako tych Marfiza potkała.
LXXXIV.
Inszy o nią kopie oraz ułomili, Ale tak jej ruszyli i tak jej wadzili, Jako wadzi murowi, kiedy
ciężki on raz, że drzewa ostatek Ukazał się na łokieć dobry w tył łopatek. Tego, tak wetknionego na drzewo, opuszcza, A naprzeciwko inszem koniowi wypuszcza.
LXXXIII.
Drugiego i trzeciego koniem potrąciła, A tak ich dobrze i tak mocno uderzyła, Że obadwa zarazem nieżywi zostali I połamani w krzyżach, z koni pospadali. Tak ciężkie i tak twarde było to potkanie I oni też tak żartko przypuścili na nię, Żem ja tak tylko widział, kiedy kula z działa Hufce rwała, jako tych Marfiza potkała.
LXXXIV.
Inszy o nię kopie oraz ułomili, Ale tak jej ruszyli i tak jej wadzili, Jako wadzi murowi, kiedy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 106
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
są Towarzyskie gdzie WSC stawacie. Pytam go znowu jeżeli to Ludzie pod tą Chorągwią? Powieda pewnie że Ludzie Ja rzekę choć by tez byli i diabli. to się ja ich nie boję. A w ostatku zaniechajcie mię bo ja z wami sprawy nie mam tylko z Miastem królewskiem któremu w tym przysłuzycie się ze Burmistrzom szyje pospadają za ten kontempt i Nieposłuszeństwo królowi Panu. Już się ich na schodziło z 300 albo więcej A Nie będziesz tu stał. Odpowiem już stoję. Nie osiedzisz się tu. Rzekę pewnie się tu zasiadać nie myśli bo mam pilną drogę Ale tez bądzcie pewni ze stąd nie pujdę puko mi się zadosyć Niestanie. A krótko
są Towarzyskie gdzie WSC stawacie. Pytam go znowu iezeli to Ludzie pod tą Chorągwią? Powieda pewnie że Ludzie Ia rzekę choc by tez byli y dyiabli. to się ia ich nie boię. A w ostatku zaniechaycie mię bo ia z wami sprawy nie mam tylko z Miastem krolewskiem ktoremu w tym przysłuzycie się ze Burmistrzom szyie pospadaią za ten kontempt y Nieposłuszenstwo krolowi Panu. Iuz się ich na schodziło z 300 albo więcey A Nie będziesz tu stał. Odpowięm iuz stoię. Nie osiedzisz się tu. Rzekę pewnie się tu zasiadać nie mysli bo mąm pilną drogę Ale tez bądzcie pewni ze ztąd nie puydę puko mi się zadosyć Niestanie. A krotko
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 167v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
powchodziły Chorągwie owymi dziurami w wałach poczynionymi dopiro tam wokopach uderzyli na naszych ale nie mogli długo wytrzymać. Zaraz poczęli uciekać do Mostu który mieli na Dniestrze ku kamiencowi tam ich dopiro nasi cieni więc ze tłumem wielkim nacisnęli się na most złamał się most dopirosz tonąc. Jednych wycięto drudzy potonęli Inszych nagnano na skałę i tam pospadali tak że na łeb, i z końmi Zdobycz nasi wielką wzięli wrzędach w srebrach w Namiotach bogatych w sepetach zaś owe specjały wyborne co mógłby drugi sepet na sto tysięcy rachować one szable bogate one Anczarki na prowadzono do Polski wielbłądów siła tak że go dostał i zapodiezdka. Ale tez to jeden syn osobliwie ucieszył Ojca
powchodziły Chorągwie owymi dziurami w wałach poczynionymi dopiro tam wokopach uderzyli na naszych ale nie mogli długo wytrzymać. Zaraz poczęli uciekać do Mostu ktory mieli na Dniestrze ku kamięncowi tam ich dopiro nasi cięni więc ze tłumem wielkim nacisnęli się na most złamał się most dopirosz tonąc. Iednych wycięto drudzi potonęli Inszych nagnano na skałę y tam pospadali tak że na łeb, y z konmi Zdobycz nasi wielką wzięli wrzędach w srebrach w Namiotach bogatych w sepetach zas owe specyały wyborne co mogłby drugi sepet na sto tysięcy rachować one szable bogate one Anczarki na prowadzono do Polski wielbłądow siła tak że go dostał y zapodiezdka. Ale tez to ieden syn osobliwie ucieszył Oyca
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 245v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
jako nażywając Łacinnicy Plenilunio) które go ulitowawszy się chcąc wydziwignąć, z tak ciężkiej mizeriej i utrapienia podniósłszy moją prawicą, w takiej rzuciłem ku należącej Sfoerze furiej, i sile, iż z żartkiego impetu wszystkiem pokołatał Sfoery, furiej, i sile, iż z żartkiego impetu wszystkiem pokołatał Sfoery, za którąruiną, niebożęta musieli pospadać Bogowie wszyscy a wszyscy na dół. T. Ja niewiem, co siędziać dalej będzie, tuś się Wmść użalił jednego Księżyca, a tam szyje za tą komiseracją Wmść połamać musieli, wszyscy górnych pałaców Dworzanie. B. Tamże, Saturnus, Jowisz, Słońce, Wenus, Merkuriusz widząc ciężkie na ziemi utrapienia
iáko náżywáiąc Łácinnicy Plenilunio) ktore go vlitowawszy się chcąc wydźiwignąć, z ták ćięzkiey mizeryey y vtrapienia podniozszy moią práwicą, w tákiey rzućiłem ku należącey Sphoerze furyey, y śile, iż z zartkiego impetu wszystkiem pokołátał Sphoery, furyey, y sile, iż z zartkiego impetu wszystkiem pokołátał Sphoery, zá ktorąruiną, niebożęta muśieli pospadać Bogowie wszyscy á wszyscy ná doł. T. Ia niewiem, co siędźiać dáley będźie, tuś się Wmść vżalił iednego Xięzycá, á tám szyie zá tą commiserácyą Wmść połámać muśieli, wszyscy gornych páłácow Dworzánie. B. Támże, Sáturnus, Iowisz, Słońce, Venus, Mercuriusz widząc ćięzkie ná źiemi vtrapienia
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 118
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
nie dawno ich posłowie od Cezara odprawę wziąwszy/ i na niejaki czas stąnie otrzymawszy/ odjachali byli/ o wojnie abo niepokoju i utarczce jakiej nie myślących/ uderzyli/i prędko zamieszanie miedzy nimi uczynili. A gdy się poprawili/ oni się zwyczajem swoim z pieszyli/ kłoli nasze/ tak/ że wiele Rzymian z koni pospadało/ ostatek uciekał/ których tym sposobem przestraszonych/ przed sobą prawie pędzili/ i nie drzewiejskie wrócili/ aż na samo czoło kosza naszego przygnali. Legło naszych konnych tam w tej potrzebie siedmdziesiąt cztery/ a miedzy nimi mąż wielki Pizo Akwitan/ familii człowiek przedniej/ którego dziad w mieście swym był królem/ od Senatu przyjacielem
nie dawno ich posłowie od Cezárá odpráwę wźiąwszy/ y ná nieiáki czás stąnie otrzymawszy/ odiáchali byli/ o woynie ábo niepokoiu y vtarczce iákiey nie myślących/ vderzyli/y prędko zámieszánie miedzy nimi vczynili. A gdy sie popráwili/ oni sie zwyczáiem swoim z pieszyli/ kłoli násze/ ták/ że wiele Rzymian z koni pospadáło/ ostátek vćiekał/ ktorych tym sposobem przestraszonych/ przed sobą práwie pędźili/ y nie drzewieyskie wroćili/ áż ná sámo czoło koszá nászego przygnali. Legło nászych konnych tam w tey potrzebie śiedmdźieśiąt cztery/ a miedzy nimi mąż wielki Pizo Akwitan/ familiey człowiek przedniey/ ktorego dźiad w mieśćie swym był krolem/ od Senatu przyiaćielem
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 78.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
z oków obiecuje; Nie czeka z taką banit tęsknicą godziny, Co mu ojczyznę wróci, matkę, żonę, syny,
XI.
Z jaką troskliwa dziewka; bo tak się jej zdało, Iż lub to słońce biegań zwykłych uchybiało, Lub konie, co je ciągną, razem pochramiały, Albo koła z swych złotych osi pospadały. Każdy tak się jej wielki być zda dzień i długi, Jako ów, gdy do swej stać Febowi usługi Żyd mężny kazał; noc zaś widzi się jej taka, W jaką się duży rodził Herkules, dwojaka.
XII.
O, jak po wiele razy ona niedźwiedziowi Sześcioniedzielnego snu zajrzy i szczurkowi, Aby jako najtwardszem
z oków obiecuje; Nie czeka z taką banit tesknicą godziny, Co mu ojczyznę wróci, matkę, żonę, syny,
XI.
Z jaką troskliwa dziewka; bo tak się jej zdało, Iż lub to słońce biegań zwykłych uchybiało, Lub konie, co je ciągną, razem pochramiały, Albo koła z swych złotych osi pospadały. Każdy tak się jej wielki być zda dzień i długi, Jako ów, gdy do swej stać Febowi usługi Żyd mężny kazał; noc zaś widzi się jej taka, W jaką się duży rodził Herkules, dwojaka.
XII.
O, jak po wiele razy ona niedźwiedziowi Sześcioniedzielnego snu zajrzy i szczurkowi, Aby jako najtwardszem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 4
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905