panów nie masz mody.” Przysięga się młodzieniec, że kwoli tej brydni, Choć mu pilno odjechać, już tu mieszka trzy dni, A nie wie, co się dzieje, świadcząc małym golcem, Że mu go zawsze szukać rozkazał pod stolcem. Tedy kartę spisawszy, daje do uwagi: Lubo mu go będzie chciał potrącić, w posagi Przyjmie, lubo też strawi, zapłacić go musi, Odesłać, którymkolwiek końcem go wykrztusi. Więc zaraz dziewosłęby z takim śle przydatkiem: Ponieważ nie mógł wyniść ten łańcuszek zadkiem, Każę się w skok o taki pytać między Żydy. Na co ociec odpowie: Nie chcę zięcia Midy, Niech mu w dobrą
panów nie masz mody.” Przysięga się młodzieniec, że kwoli tej brydni, Choć mu pilno odjechać, już tu mieszka trzy dni, A nie wie, co się dzieje, świadcząc małym golcem, Że mu go zawsze szukać rozkazał pod stolcem. Tedy kartę spisawszy, daje do uwagi: Lubo mu go będzie chciał potrącić, w posagi Przyjmie, lubo też strawi, zapłacić go musi, Odesłać, którymkolwiek końcem go wykrztusi. Więc zaraz dziewosłęby z takim śle przydatkiem: Ponieważ nie mógł wyniść ten łańcuszek zadkiem, Każę się w skok o taki pytać między Żydy. Na co ociec odpowie: Nie chcę zięcia Midy, Niech mu w dobrą
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 20
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
niestrwożony wstawa I na tych się, co mu koń zabili, udawa. Napierwej Moskinowi, zbyt nieostrożnemu I na koniu nad sobą w miejscu stojącemu, Bo go Moskin pojmać i wziąć myślił w troki, Ze spodku strasznem sztychem przebił oba boki.
LXII.
Skoro Kalinder ujźrzał nędznego Moskina, Zabitego, jakoby ukradkiem Zerbina Chce potrącić ze wszystkiej mocy zwartem koniem. Ale nie tak beł słaby, jako trzymał o niem; Porwał konia za munsztuk Zerbin, uskoczywszy, Na ziemię go, skąd nie wstał nigdy, obaliwszy, Że się więcej nie karmił owsem ani sianem, Bo go zabił pospołu jednem cięciem z panem.
LXIII.
Widząc to, Kalamidor
niestrwożony wstawa I na tych się, co mu koń zabili, udawa. Napierwej Moskinowi, zbyt nieostrożnemu I na koniu nad sobą w miejscu stojącemu, Bo go Moskin poimać i wziąć myślił w troki, Ze spodku strasznem sztychem przebił oba boki.
LXII.
Skoro Kalinder ujźrzał nędznego Moskina, Zabitego, jakoby ukradkiem Zerbina Chce potrącić ze wszystkiej mocy zwartem koniem. Ale nie tak beł słaby, jako trzymał o niem; Porwał konia za munsztuk Zerbin, uskoczywszy, Na ziemię go, skąd nie wstał nigdy, obaliwszy, Że się więcej nie karmił owsem ani sianem, Bo go zabił pospołu jednem cięciem z panem.
LXIII.
Widząc to, Kalamidor
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 373
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, tandem w wielkim huku uchwycony, buzdyganami, kijami, laskami w łeb zbity, i ledwo już za głosem J. P. Chorążego Koronnego niezabity, z kościoła wy-
prowadzony. Siodło na nim obrzynają, rząd zdejmują, a w tem salve jak znowu dano, koń się wydarł, miedzy piechotę wpadł, siła ludzi potrącił i naranił, ku zamkowi do stajni bieżąc. A w tem druga osoba z pałaszem w pancerzu do kościoła na koniu wpada, giermek za nim, ale zahamowani, nazad z kościoła wyjachali, nieodprawiwszy więcej już dalej ceremonii.
Ciało do grobu włożono przy bębnach, trąbach, salve głośno dawano i z dział bito.
, tandem w wielkim huku uchwycony, buzdyganami, kijami, laskami w łeb zbity, i ledwo już za głosem J. P. Chorążego Koronnego niezabity, z kościoła wy-
prowadzony. Siodło na nim obrzynają, rząd zdejmują, a w tem salve jak znowu dano, koń się wydarł, miedzy piechotę wpadł, siła ludzi potrącił i naranił, ku zamkowi do stajni bieżąc. A w tem druga osoba z pałaszem w pancerzu do kościoła na koniu wpada, giermek za nim, ale zahamowani, nazad z kościoła wyjachali, nieodprawiwszy więcej już dalej ceremoniej.
Ciało do grobu włożono przy bębnach, trąbach, salve głośno dawano i z dział bito.
Skrót tekstu: DiarPogKoniec
Strona: 295
Tytuł:
Diariusz pogrzebu …Koniecpolskiego
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1646
Data wydania (nie wcześniej niż):
1646
Data wydania (nie później niż):
1646
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
słabi Z kretesem wasi nie zniszczyli drabi, Ostatka czegoś w wymyślnym okupie W własnej szlacheckiej szukając chałupie. Albo żeby mi, wziąwszy prym w faworze I przystęp ucha który z was na dworze W areszt do Kienszten na pokutę srogi Lub do Ankoni nie pokazał drogi. Albo fortelem skrytego podkopnia Z górnego na łeb potrąciwszy stopnia, Honoru nie wziął i jak sobie życzył, Własnej fortuny sam nie odziedziczył. Albo żeby mnie przez skryte praktyki, Na domowy bój i braterskie szyki Wyprowadziwszy, w siłach nie osłabił I z domem całym nie zniżył, nie zabił. Albo w sąsiedztwie, tak żebym nie pisnął, Na krzywdę w różny sposób
słabi Z kretesem wasi nie zniszczyli drabi, Ostatka czegoś w wymyślnym okupie W własnej szlacheckiej szukając chałupie. Albo żeby mi, wziąwszy prym w faworze I przystęp ucha który z was na dworze W areszt do Kienszten na pokutę srogi Lub do Ankony nie pokazał drogi. Albo fortelem skrytego podkopnia Z górnego na łeb potrąciwszy stopnia, Honoru nie wziął i jak sobie życzył, Własnej fortuny sam nie odziedziczył. Albo żeby mnie przez skryte praktyki, Na domowy bój i braterskie szyki Wyprowadziwszy, w siłach nie osłabił I z domem całym nie zniżył, nie zabił. Albo w sąsiedztwie, tak żebym nie pisnął, Na krzywdę w różny sposób
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 180
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
się zmawiali, już gromadzili dawać mi okazją. Ja nic nie wiedząc, zabawiwszy trochę, wyszedłem i potem już dowiedziałem się, że coś o mnie myśleli.
Wereszczaka, chorąży brzeski, gdy byłem potem u niego tegoż dnia sejmiku deputackiego z wizytą, szlachcica jednego, Przegalińskiego, że szklankę stłukł, potrącił. Zaczynał się zaraz o to tumult. Ja to postrzegłszy, mitygowałem, jakoż ten się nie szerzył tumult i ja, aby rozerwać szlachtę, zaraz wyszedłem, i tak się nic nie stało. Ale skoro się to doniosło do Rusieckiego kasztelanka, który Wereszczaki nie dopuszczał do produkowania na sejmiku przywileju na chorężstwo
się zmawiali, już gromadzili dawać mi okazją. Ja nic nie wiedząc, zabawiwszy trochę, wyszedłem i potem już dowiedziałem się, że coś o mnie myśleli.
Wereszczaka, chorąży brzeski, gdy byłem potem u niego tegoż dnia sejmiku deputackiego z wizytą, szlachcica jednego, Przegalińskiego, że szklankę stłukł, potrącił. Zaczynał się zaraz o to tumult. Ja to postrzegłszy, mitygowałem, jakoż ten się nie szerzył tumult i ja, aby rozerwać szlachtę, zaraz wyszedłem, i tak się nic nie stało. Ale skoro się to doniosło do Rusieckiego kasztelanka, który Wereszczaki nie dopuszczał do produkowania na sejmiku przywileju na chorężstwo
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 204
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
nie była w tym tumulcie, mnie pilnując i u mnie weseląc się. Była potem o to sprawa na roczkach, ale wiele towarów poprzepadało.
Nazajutrz, skorośmy się poczęli schodzić na sejmik do augustianów, szlachta oskoczyła Wereszczaków przed kościołem; uciekli do kościoła, a potem do zakrystii. Szlachcic zaś ten, którego chorąży potrącił, dał mu w gębę już uciekającemu. Sejmik zatem gospodarski zaraz po zagajeniu był pożegnany.
Nabrała się szlachta animozji, że mię pro voto suo utrzymali marszałkiem i że chorążego Wereszczakę przepędzili. Potem pożegnałem ich, dziękując za pokazane łaski, i pojechałem do Kodnia do kanclerza Sapiehy, który lubo nie był kontent,
nie była w tym tumulcie, mnie pilnując i u mnie weseląc się. Była potem o to sprawa na roczkach, ale wiele towarów poprzepadało.
Nazajutrz, skorośmy się poczęli schodzić na sejmik do augustianów, szlachta oskoczyła Wereszczaków przed kościołem; uciekli do kościoła, a potem do zakrystii. Szlachcic zaś ten, którego chorąży potrącił, dał mu w gębę już uciekającemu. Sejmik zatem gospodarski zaraz po zagajeniu był pożegnany.
Nabrała się szlachta animozji, że mię pro voto suo utrzymali marszałkiem i że chorążego Wereszczakę przepędzili. Potem pożegnałem ich, dziękując za pokazane łaski, i pojechałem do Kodnia do kanclerza Sapiehy, który lubo nie był kontent,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 205
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
bywał i instygatorem skrzynkowym, otrzymał agencją u księcia Grabowskiego, biskupa warmińskiego, z czego zaczął się lepiej mieć i suknie sobie niezłe posprawiał. Jednego razu napiwszy się, poszedł na bal, na którym wziął w taniec damę w pierwszą parę. Jeżewski, deputat płocki, wziąwszy także w taniec damę, stanął przed nim i potrąciwszy go, połajał, czterema literami nazwawszy, że śmie między deputatami mięszać się. Bystry tak skonfundowany, a będąc napiłym, odważył się Jeżewskiemu deputatowi dać w gębę. Porwali go słudzy Jeżewskiego za łeb, w pysk tłukli, wpóki się im podobało. Tak go zbili, że ledwo do człeka był podobnym. Nazajutrz na
bywał i instygatorem skrzynkowym, otrzymał agencją u księcia Grabowskiego, biskupa warmińskiego, z czego zaczął się lepiej mieć i suknie sobie niezłe posprawiał. Jednego razu napiwszy się, poszedł na bal, na którym wziął w taniec damę w pierwszą parę. Jeżewski, deputat płocki, wziąwszy także w taniec damę, stanął przed nim i potrąciwszy go, połajał, czterema literami nazwawszy, że śmie między deputatami mięszać się. Bystry tak skonfundowany, a będąc napiłym, odważył się Jeżewskiemu deputatowi dać w gębę. Porwali go słudzy Jeżewskiego za łeb, w pysk tłukli, wpóki się im podobało. Tak go zbili, że ledwo do człeka był podobnym. Nazajutrz na
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 295
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
dziki, niedzwiedzie, ale nie sam. Polowanie z Ptakiem na przepiórki, z roziazdem, i fuzją na końcu żniw na bekasy; w Decembrze na wszelkiego zwierza. Do sieci chłopów gonić bez powinności rzecz nie sumienna, lecz jeśli na dni kilka będą wypędzeni, za szarwarki O Ekonomice, mianowicie o Ogrodzie Włoskim.
im potrącić, albo za Pańszczyznę: a jeśli na krótki czas, zapoczesne. Polować w Święto nie godzi się z myślistwem, gdyż to jest z fatygą ludzi, koni, wyjąwszy, że kto dla rekreacyj wyjdzie z fuzją. z ptakiem. Dolski Kniaź Marszałek W. Litewski w dzień Wniebowzięcia Najś: Pany, od stołu
dziki, niedzwiedzie, ale nie sam. Polowanie z Ptakiem na przepiorki, z roziázdem, y fuzyą na końcu żniw na bekasy; w Decembrze na wszelkiego zwierza. Do sieci chłopow gonić bez powinności rzecz nie sumienna, lecz iezli na dni kilka będą wypędzeni, za szarwarki O Ekonomice, mianowicie o Ogrodzie Włoskim.
im potrącić, albo za Pańszczyznę: á iezli na krotki cżas, zapoczesne. Polować w Swięto nie godzi się z myslistwem, gdyż to iest z fatygą ludzi, koni, wyiąwszy, że kto dla rekreacyi wyidzie z fuzyą. z ptakiem. Dolski Kniaź Marszałek W. Litewski w dzień Wniebowzięcia Nayś: Pany, od stołu
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 428
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
być musi. Kto was zazna, kto darów waszych raz zakusi, Nigdy wzgardzonym, zawsze ozdobnym się stawi. Najszczęśliwszy, kto z wami do śmierci wiek trawi. Wtóra strona Zazdrość mówi: ,;Nie mistrz to, co po trosze śpiewa I co się jako morze z pieśnią nie wylewa”. Apollo zazdrość nogą potrąci i rzecze: „Wielka egipska rzeka wiele błota wlecze, A pczółki, co wdzięczny miód w Hymecie zbierają, Z małych się, a przezornych strugów napawają”. Pierwsza strona Gdzie Apollo okiem swym wejrzy, owce w wełnę Odzieją się, wymiona mleka będą pełne, Będą jagnięta swoję cząstkę wysysały I dworniczki swą także
być musi. Kto was zazna, kto darów waszych raz zakusi, Nigdy wzgardzonym, zawsze ozdobnym się stawi. Najszczęśliwszy, kto z wami do śmierci wiek trawi. Wtóra strona Zazdrość mówi: ,;Nie mistrz to, co po trosze śpiewa I co się jako morze z pieśnią nie wylewa”. Apollo zazdrość nogą potrąci i rzecze: „Wielka egipska rzeka wiele błota wlecze, A pczółki, co wdzięczny miód w Hymecie zbierają, Z małych się, a przezornych strugów napawają”. Pierwsza strona Gdzie Apollo okiem swym wejrzy, owce w wełnę Odzieją się, wymiona mleka będą pełne, Będą jagnięta swoję cząstkę wysysały I dworniczki swą także
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 73
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
Janowego pospieszył. Kiedy się przed opowiadaniem nauki/ na ostry post/ i wydzieloną od zgiełku pospolitego bogomyślność udał etc. I tać ta uwaga a rozsądna refleksia do spraw naszych sporządzenia nie mniej jest/ niż oko ciału do robotu/ i chodzenia bezpiecznego potrzebna. Albowiem jako oko widząc przed sobą/ na czymbyś się potknąć i potrącić mógł/ strzeże się; tak rozsądek i uwaga przeglądając wszytkie niebezpieczeństwa/ na którebyśmy napaść mogli/ ich się wystrzega i chroni. Jako oko widząc swój kres/ i termin/ nim się kieruje i nie błądzi: tak uwaga kładąc przed rozum/ swój koniec/ do którego zmierza/ atingens a fine ad finem
Iánowego pospieszył. Kiedy się przed opowiádaniem náuki/ ná ostry post/ y wydźieloną od zgiełku pospolite^o^ bogomyślność udał etc. I táć tá vwágá á rozsądna reflexia do spraw nászych sporządzeniá nie mniey iest/ niż oko ćiáłu do robotu/ y chodzeniá bespiecznego potrzebna. Albowiem iáko oko widząc przed sobą/ ná czymbyś się potknąć y potrąćić mogł/ strzeże się; tak rozsądek y vwága przeglądáiąc wszytkie niebespieczeństwá/ ná ktorebysmy nápáść mogli/ ich się wystrzega y chrońi. Iáko oko widząc swoy kres/ y termin/ nim się kieruie y nie błądźi: ták uwágá kłádąc przed rozum/ swoy koniec/ do ktorego zmierza/ attingens à fine ad finem
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 297
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688