. Jeszcze bym wątpił, gdyby nie umierać znowu, Lecz się opaskudziwszy taką klępą szpetną, Po staremu umierać, wolę, że mię zetną. To chłop dobry, kto oka przed śmiercią nie mruży. Czyń, mistrzu, co masz czynić, nie chcę mówić dłużej.” Toż Dorota, skoro jej rodzicy potuszą, Użaliwszy się, białą Marcina łoktuszą Okryje przed katowskim nad szyją orężem: Kiedy Bartek nie żyje, chce go swym mieć mężem. A ten z kozłem: „Jakem się udał jej przed katem! Pogardziłaś mną pierwej, żem nie tak bogatem; Nie chciałaś ty być moją, gdym ja
. Jeszcze bym wątpił, gdyby nie umierać znowu, Lecz się opaskudziwszy taką klępą szpetną, Po staremu umierać, wolę, że mię zetną. To chłop dobry, kto oka przed śmiercią nie mruży. Czyń, mistrzu, co masz czynić, nie chcę mówić dłużej.” Toż Dorota, skoro jej rodzicy potuszą, Użaliwszy się, białą Marcina łoktuszą Okryje przed katowskim nad szyją orężem: Kiedy Bartek nie żyje, chce go swym mieć mężem. A ten z kozłem: „Jakem się udał jej przed katem! Pogardziłaś mną pierwej, żem nie tak bogatem; Nie chciałaś ty być moją, gdym ja
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 169
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, Jesień owoców i organy głosów, Gwiazd jasne niebo, piasku morskie brzegi, Kropel spory deszcz, spłachcia gęste śniegi, Nie tyle mają i jeziora trzciny, Jak ja mam bólów dla mej Katarzyny. ODDAJĄC LUTNIĄ
Szczęśliwa lutni, która wdzięcznym swojem Ucieszysz uszy biegłe w nutach strojem!
Czemu mnie z raz tak szczęście nie potuszy, Abym mógł szeptać, co bym chciał, w te uszy?
Szczęśliwa lutni, której zgodne strony Przebieży nieraz paluszek pieszczony! Zazdroszczę-ć szczęścia, że się będziesz tykać Ręki, do której nie śmiem się przymykać.
Szczęśliwa lutni! Twych, niż będzie grała, Kołeczków panna będzie przyciągała; Mnie by
, Jesień owoców i organy głosów, Gwiazd jasne niebo, piasku morskie brzegi, Kropel spory deszcz, spłachcia gęste śniegi, Nie tyle mają i jeziora trzciny, Jak ja mam bólów dla mej Katarzyny. ODDAJĄC LUTNIĄ
Szczęśliwa lutni, która wdzięcznym swojem Ucieszysz uszy biegłe w nutach strojem!
Czemu mnie z raz tak szczęście nie potuszy, Abym mógł szeptać, co bym chciał, w te uszy?
Szczęśliwa lutni, której zgodne strony Przebieży nieraz paluszek pieszczony! Zazdroszczę-ć szczęścia, że się będziesz tykać Ręki, do której nie śmiem się przymykać.
Szczęśliwa lutni! Twych, niż będzie grała, Kołeczków panna będzie przyciągała; Mnie by
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 8
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
OCZY
Oczy okrutne i nielitościwe, Lubo gniewliwe, luboście życzliwe, Zarówno, widzę, szkodzicie, Krwawym się mordem bawiąc i zabojem, Choć z gniewem, chociaż wejrzycie z pokojem: Bo jeżeli tak pojrzycie Jako wasz zwyczaj, z zbytniej surowości A któż nie skona, z strachu i żałości; Jeśli zaś wzrok wasz potuszy, Z zbytniej słodyczy przecię zginąć duszy.
Stąd z wami straszny i pokój, i zwada, A trudna rada, kędy taka zdrada, Bo to ogniów waszych sprawa, Że się tak długo iskierka ich dusi, Aż jej pożarem serce spłonąć musi; Lecz jeśli z waszego prawa Nie dosyć na tym, żem twardo
OCZY
Oczy okrutne i nielutościwe, Lubo gniewliwe, luboście życzliwe, Zarówno, widzę, szkodzicie, Krwawym się mordem bawiąc i zabojem, Choć z gniewem, chociaż wejrzycie z pokojem: Bo jeżeli tak pojrzycie Jako wasz zwyczaj, z zbytniej surowości A któż nie skona, z strachu i żałości; Jeśli zaś wzrok wasz potuszy, Z zbytniej słodyczy przecię zginąć duszy.
Stąd z wami straszny i pokój, i zwada, A trudna rada, kędy taka zdrada, Bo to ogniów waszych sprawa, Że się tak długo iskierka ich dusi, Aż jej pożarem serce spłonąć musi; Lecz jeśli z waszego prawa Nie dosyć na tym, żem twardo
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 278
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Głęboki dna nie mający ten rów/ jeśli go razem szczęśliwie nie przesadzisz/ wpadszy weń/ drabiny nigdyć nie podadzą. Każda rzecz trudna do której się człowiek nigdy nie przyzwyczaił pospolicie za pierwszym się razem nie powodzi. Śmierć dobra/ o jak jest trudna sztuka? a nigdysmy jej niesprobowali. Jak że sobie potuszyć możemy/ że ten pierwszy raz kiedy nam znienacka umrzeć każą umrzeć dobrze potrafiemy. Gdy by komu/ który niegdy łuku i strzały w ręku nie miał/ dano tydzień frysztu/ żeby się łuk ciągnąć tym czasem nauczył/ aby gdy tydzień minie/ w gałkę bliskiej wieży strzałę zawiódł; tym zakładem/ że jeżeli dobrze ugodzi
. Głęboki dná nie maiący ten row/ ieśli go razem szczęśliwie nie przesadźisz/ wpadszy weń/ drabiny nigdyć nie podadzą. Każda rzecz trudna do ktorey się człowiek nigdy nie przyzwyczaił pospolićie za pierwszym się razem nie powodźi. Smierć dobra/ o iak iest trudna sztuka? a nigdysmy iey niesprobowali. Iak że sobie potuszyć możemy/ że ten pierwszy raz kiedy nam znienacká umrzeć każą umrzeć dobrze potrafiemy. Gdy by komu/ ktory niegdy łuku y strzały w ręku nie miał/ dano tydźień frysztu/ żeby się łuk ciągnąć tym czasem náuczył/ aby gdy tydźień minie/ w gałkę bliskiey wieży strzałę záwiodł; tym zákładem/ że ieżeli dobrze ugodźi
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 122
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
i hojnością Alfonsa de Quintaniglia, podskarbiego starszego/ który go chętnie słuchiwał/ przez niegoż zbiegł się na rozmowę z Jego M. X. Piotrem Gonzales de Mendoza Arcybiskupem Toledskim: za którego pomocą poważną (bo się dostatecznie kontentował jego dyskursami i racjami) miał audiencją u ktola i u królowej Hiszpańskich/ którzy mu dobrze potuszyli. Lecz tak byli oboje wyciągnieni nakładami na wojnę Granatską/ tak ubodzy w pieniądze; iż królowa Isabella/ która się chwyciła tej sprawy abo Imprezy/ rozkazała Ludwikowi de Sancto Angelo, kawalierowi Aragońskiemu/ żeby zastawił część jej klejnotów na ten koszt Columbusowi (skąd jednak nie było więcej nad 2000 szkutów:) lecz pan Angelus
y hoynośćią Alfonsá de Quintaniglia, podskárbiego stárszego/ ktory go chętnie słuchiwał/ przez niegoż zbiegł się ná rozmowę z Iego M. X. Piotrem Gonzales de Mendozá Arcibiskupem Toledskim: zá ktorego pomocą poważną (bo się dostátecznie contentował iego discursámi y rátiámi) miał audientią v ktolá y v krolowey Hiszpáńskich/ ktorzy mu dobrze potuszyli. Lecz ták byli oboie wyćiągnieni nakłádámi ná woynę Gránátską/ ták vbodzy w pieniądze; iż krolowa Isábellá/ ktora się chwyćiłá tey spráwy ábo Impresy/ roskazáłá Ludwikowi de Sancto Angelo, káwállierowi Arágońskiemu/ żeby zástáwił część iey kleynotow ná ten koszt Columbusowi (zkąd iednák nie było więcey nád 2000 szkutow:) lecz pan Angelus
Skrót tekstu: BotŁęczRel_V
Strona: 35
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. V
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
na ten czas beł obecny u niego, Odradza, uśmierzając sierdzistości jego. „Nie zyńdzie się - powieda - stanowi twojemu, Byś tak wiele pozwolić miał gniewowi swemu. Co za sława i chwała, gdy z małej przyczyny Przez szablę będziesz jednej dobywał dziewczyny? Więtsza zmaza, choć pewnie, iż wygrasz, nadzieje Potuszą, a życzliwy Mars ci się rozśmieje.
XCVII.
Mała uczciwość, wierz mi, a niebezpieczeństwo Stąd wielkie; raczej życzę, abyś swowoleństwo Brunellowe pokarał: niech jego niecnoty Ustaną, niech ma swojej zapłatę roboty. I choćbyś go wyzwolić mógł z więzienia tego Przez najpodlejsze środki, cóż sprawisz dobrego? Bo czemu
na ten czas beł obecny u niego, Odradza, uśmierzając sierdzistości jego. „Nie zyńdzie się - powieda - stanowi twojemu, Byś tak wiele pozwolić miał gniewowi swemu. Co za sława i chwała, gdy z małej przyczyny Przez szablę będziesz jednej dobywał dziewczyny? Więtsza zmaza, choć pewnie, iż wygrasz, nadzieje Potuszą, a życzliwy Mars ci się rozśmieje.
XCVII.
Mała uczciwość, wierz mi, a niebezpieczeństwo Stąd wielkie; raczej życzę, abyś swowoleństwo Brunellowe pokarał: niech jego niecnoty Ustaną, niech ma swojej zapłatę roboty. I choćbyś go wyzwolić mógł z więzienia tego Przez najpodlejsze środki, cóż sprawisz dobrego? Bo czemu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 344
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
małą pomoc dawali duchowną onym ludziom. Pod rządami Tristana Taidy/ poczęły tamte narody kosztować wiary i nauki Chrześcijańskiej. Momoja jest jedno wielkie miasto na wyspie Moro/ pełne bałwochwalstwa. A gdy je i ludzie jego/ trapili rozbójnicy Mahumetańscy/ nie wiedzieli gdzie się mieli udać. Był w onym mieście Konsaluus Velosus Portugalczyk: ten potuszył książęciu onego miasta/ iż gdzieby został Chrześcijaninem/ tedyby snadnie mógł mieć ratunek od Chrześcijan. Podobała się ta rada temu panu: przetoż z rady Vesola/ wyprawił posły do Gubernatora Ternaty: które gdy on łaskawie przyjął/ zaraz tam po kilku dni byli pochrzczeni/ i z wielką układnością i ludzkością uszanowani.
máłą pomoc dawáli duchowną onym ludźiom. Pod rządámi Tristaná Táidy/ poczęły támte narody kosztowáć wiáry y náuki Chrześćiáńskiey. Momoiá iest iedno wielkie miásto ná wyspie Moro/ pełne báłwochwálstwá. A gdy ie y ludźie iego/ trapili rozboynicy Máhumetáńscy/ nie wiedźieli gdźie się mieli vdáć. Był w onym mieśćie Consaluus Velosus Portogálczyk: ten potuszył kśiążęćiu onego miástá/ iż gdźieby został Chrześćiáninem/ tedyby snádnie mogł mieć rátunek od Chrześćian. Podobáłá się tá rádá temu pánu: przetoż z rády Vesolá/ wypráwił posły do Gubernatorá Ternáty: ktore gdy on łáskáwie przyiął/ záraz tám po kilku dni byli pochrzczeni/ y z wielką vkłádnośćią y ludzkośćią vszánowáni.
Skrót tekstu: BotŁęczRel_IV
Strona: 195
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. IV
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
. Co gdy on czyni/ rzecz dziwna/ miasto przepysznych i smacznych potraw/ wszytko żaby abo węże wykładał. Wszyscy się na to zdumieli: a Pan ów Lichwiarz wewnątrz już od Boga wzruszony/ padł do nóg cnego Kapłana i prosił/ aby mu pomógł do zbawienia/ i duszę jego ratował. Na co mu Fulko potuszył o zbawieniu/ jeśliby krom spowiedzi/ cokolwiek miał z Lichwy i niesprawiedliwie nabytego/ oddał to wszytko ukrzywdzonym/ a z swego zbioru dobrze nabytego jałmużnami grzechy okupował. Usłuchał Męża świętego/ i potym go obaczywszy rzekł/ że mu już nic nie zostało. Ale przyjaciel go jeden wydał/ iż jeszcze miał w kadzi jednej
. Co gdy on czyni/ rzecz dźiwna/ miásto przepysznych i smácznych potraw/ wszytko żáby ábo węże wykładał. Wszyscy się ná to zdumieli: a Pan ow Lichwiarz wewnątrz iuż od Bogá wzruszony/ padł do nog cnego Kápłáná i prośił/ áby mu pomogł do zbawienia/ i duszę iego rátował. Na co mu Fulko potuszył o zbáwieniu/ ieśliby krom spowiedźi/ cokolwiek miał z Lichwy i niesprawiedliwie nábytego/ oddał to wszytko ukrzywdzonym/ a z swego zbioru dobrze nábytego iáłmużnámi grzechy okupował. Vsłuchał Męża świętego/ i potym go obaczywszy rzekł/ że mu iuż nic nie zostáło. Ale przyiaćiel go ieden wydał/ iż ieszcze miał w kadźi iedney
Skrót tekstu: KwiatDzieje
Strona: 3
Tytuł:
Roczne dzieje kościelne
Autor:
Jan Kwiatkiewicz
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
może jeść? co ma być z solą, Albo kosztować z czego zęby bolą? Czego wprzód moja tknąć niechciała, To dziś pokarmem jest nędznego ciała, Ach gdyżby prośbę moję przyjąć raczył, A czego żądam BÓG mi to wyświadczył? Żeby jak począł, tak mię wszcząt i skruszył Rękę ściągnąwszy życiu nie potuszył, Pwenie by mi to za pociechę stało, Bobym się więcej nie obruszał słowy, Na jego dekret święty i surowy, Co za moc moja wytrwać w takiejnuży? I co za sposób żyć cierpliwie dłuży? Czy mi kamienna siła w piersiach siedzi? I ciało moje z twardej lite miedzi? Oto sam sobie
może ieść? co ma bydź z solą, Albo kosztowáć z czego zęby bolą? Czego wprzod moiá tknąć niechćiáła, To dźiś pokarmem iest nędznego ćiáłá, Ach gdyżby prośbę moię przyiąć ráczył, A czego żądam BOG mi to wyświadczył? Zeby iák począł, ták mię wszcząt i skruszył Rękę śćiągnąwszy żyćiu nie potuszył, Pwenie by mi to za poćiechę stáło, Bobym się więcey nie obruszał słowy, Ná iego dekret święty i surowy, Co zá moc moiá wytrwáć w takiejnuży? I co zá sposob żyć ćierpliwie dłuży? Czy mi kámienna śiłá w pierśiách śiedźi? I ćiáło moie z twardey lite miedźi? Oto sam sobie
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 27
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
aniżeli mieczem nieprzyjacielskim zwojowani/ musieli nakoniec poddać ostatniemu Państwa swoje/ których dłużej bronić nie mogli. Turczyn się z nimi obchodzi jako z pszczołami/ i zbaranami/ ochrania ich i żyć pozwala dla miodu/ i dla wełny/ co zwyczajnie dobrze podbiera i podskubuje. A kiedy się mu zda że się obchowali/ potuszy trochę Tatarom/ którzy wrzekomo swawola wpadszy/ odzierają aż do skory/ i żeby lepiej przeplenić i osłabić/ plonu nabiorą/ i obracają mu mizernych ludzi w niewolników/ którzy przedtym poddanym jego byli.
Własnych z przyrodzonych Panów ich zniósł/ a rządzi ich przez Hospodarów Chrześcijan relligiej Greckiej w których podawaniu/ ani urodzenia/ ani
ániżeli mieczem nieprzyiaćielskim zwoiowáni/ muśieli nákoniec poddáć ostátniemu Páństwá swoie/ ktorych dłużey bronić nie mogli. Turczyn się z nimi obchodźi iáko z pszczołámi/ y zbáránámi/ ochránia ich y żyć pozwála dla miodu/ y dla wełny/ co zwyczaynie dobrze podbiera y podskubuie. A kiedy się mu zda że się obchowáli/ potuszy trochę Tátárom/ ktorzy wrzekomo swawola wpadszy/ odźieráią áż do skory/ y żeby lepiey przeplenić y osłábić/ plonu nábiorą/ y obrácáią mu mizernych ludźi w niewolnikow/ ktorzy przedtym poddánym iego byli.
Własnych z przyrodzonych Pánow ich zniosł/ á rządźi ich przez Hospodárow Chrześćian relligiey Greckiey w ktorych podáwániu/ áni vrodzenia/ áni
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 75
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678