Tak każe z sobą zepchnąć z okrętu bat mały; Wziąwszy z sobą potrzeby, które należały, Okrom szable nie bierze żadnej inszej broni I puszcza się do skały po głębokiej toni.
XXXII.
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi.
XXXIII.
Gdy już beł tak daleko brzegu w onem czesie, Jako kamień ciśniony z mocnej ręki niesie, Zda mu się, że płacz słyszy
Tak każe z sobą zepchnąć z okrętu bat mały; Wziąwszy z sobą potrzeby, które należały, Okrom szable nie bierze żadnej inszej broni I puszcza się do skały po głębokiej toni.
XXXII.
Wiosła ciągnie do piersi, a tył do tej strony, Kędy ma wolą wysieść, trzyma obrócony, Jako kiedy w skorupy ubrany powłokiem Rak do brzegu niesporem postępuje krokiem. Beł ten czas i godzina, kiedy mokrej rosy Pełne złota jutrzenka rozściągała włosy Przeciw wpół odkrytemu dopiero słońcowi, Co było zazdrosnemu gniewno Tytonowi.
XXXIII.
Gdy już beł tak daleko brzegu w onem czesie, Jako kamień ciśniony z mocnej ręki niesie, Zda mu się, że płacz słyszy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 234
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
swej w gwałtownych potrzebach pomocy, Ciesząc Go na umyśle i we dnie, i w nocy, A kiedy krąg słoneczny na swym Zodiaku Od zaczęcia prac Jego trzeci raz Lwa znaku Bieg miał zacząć, on jeszcze po Pustyniach chodził, Aby na Barlaama mieszkanie ugodził. I już sfatygowany będąc po lesie Krok strudzony leniwo, i powłokiem niesie, A Boga swego prosi, któremu na lice, Łzy rzęsisto płyneły, jak strumień z krynice, Mówiąc: ukaż mi Boże Magistra mojego, Który mi Ciebie Pana dał poznać prawego, I wiele mi dóbr przyniósł. Boże dla wielkości Grzechów moich niekarz mnie, ale z Twej litości Pozwól, abym
swey w gwałtownych potrzebách pomocy, Ciesząc Go ná vmyśle y we dnie, y w nocy, A kiedy krąg słoneczny ná swym Zodyáku Od záczęcia prac Iego trzeći raz Lwá znáku Bieg miał zácząć, on ieszcze po Pustyniách chodźił, Aby ná Bárláámá mieszkánie vgodźił. Y iuż sfátygowány będąc po leśie Krok strudzony leniwo, y powłokiem nieśie, A Boga swego prośi, ktoremu ná lice, Łzy rzęśisto płyneły, iák strumień z krynice, Mowiąc: vkaż mi Boże Mágistrá moiego, Ktory mi Ciebie Páná dał poznáć práwego, Y wiele mi dobr przyniosł. Boże dla wielkośći Grzechow moich niekarz mie, ále z Twey lutośći Pozwol, ábym
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 280
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
KOŁO STUDNIE
Wilk pląsze koło studnie, co raz w nią zagląda, Nie mogąc wody dosiąc, choć jej wielce żąda. Tak Polacy tańcują w kamienieckiej dziczy, Na każdy rok chcąc konie napoić w Smotryczy; Jednak próżne ich pląsy, kiedy nie dosiągną. Potańcowawszy, nazad nie bez szkody ciągną: Małego na Podole wspaniałym powłokiem; Do domu, choć nikt nie gra, wielkiego wyskokiem. 226. NA TOŻ DRUGI RAZ
Zaskakuje i co raz daremne śle swaty, Chudym bywszy, do panny pięknej i bogatej. Gdybyż jeszcze był grzeczny, mógłby z tej pić studnie: Nabierze znowu ciała, choć drugi ochudnie. Do fortuny to idzie:
KOŁO STUDNIE
Wilk pląsze koło studnie, co raz w nię zagląda, Nie mogąc wody dosiąc, choć jej wielce żąda. Tak Polacy tańcują w kamienieckiej dziczy, Na każdy rok chcąc konie napoić w Smotryczy; Jednak próżne ich pląsy, kiedy nie dosiągną. Potańcowawszy, nazad nie bez szkody ciągną: Małego na Podole wspaniałym powłokiem; Do domu, choć nikt nie gra, wielkiego wyskokiem. 226. NA TOŻ DRUGI RAZ
Zaskakuje i co raz daremne śle swaty, Chudym bywszy, do panny pięknej i bogatej. Gdybyż jeszcze był grzeczny, mógłby z tej pić studnie: Nabierze znowu ciała, choć drugi ochudnie. Do fortuny to idzie:
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 132
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
oczy bolą, Gdyby nie psi, już by mu zganił tę swawolą. Słowik we dnie i w nocy przy strumieniu wodnym Po swej duma czystości akcentem łagodnym, Żywot spokojny WOJNA CHOCIMSKA
Trzepie skrzydła zroszone i mech szary puszy, Dokąd go ciepłym słońce promieniem osuszy. Niedojźrany skowronek gdzieś aż pod obłokiem Pieje i swe powtarza tirile powłokiem. Błędnym żeglarz Eurom i niepewnej wodzie Zdrowia i fortun wierzy; lecz kędyż przygodzie Miejsca nie masz na świecie? I kogo zazionie Wiecznym Neptun wyrokiem, na suszy utonie! Oracz, wprzągszy do pługu pracowite cielce, Znowu się długu wielkiej zwierza rodzicielce; Albo widząc dojźrałe lny, trawy i ryże, Częścią ją goli,
oczy bolą, Gdyby nie psi, już by mu zganił tę swawolą. Słowik we dnie i w nocy przy strumieniu wodnym Po swej duma czystości akcentem łagodnym, Żywot spokojny WOJNA CHOCIMSKA
Trzepie skrzydła zroszone i mech szary puszy, Dokąd go ciepłym słońce promieniem osuszy. Niedojźrany skowronek gdzieś aż pod obłokiem Pieje i swe powtarza tirile powłokiem. Błędnym żeglarz Eurom i niepewnej wodzie Zdrowia i fortun wierzy; lecz kędyż przygodzie Miejsca nie masz na świecie? I kogo zazionie Wiecznym Neptun wyrokiem, na suszy utonie! Oracz, wprzągszy do pługu pracowite cielce, Znowu się długu wielkiej zwierza rodzicielce; Albo widząc dojźrałe lny, trawy i ryże, Częścią ją goli,
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 290
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
miasto przysmaków w to sodomskie wesele na stół królewski ledwie nie padały. Nie ruszył ich ten żal nic braciej naszej, nie obszedł pana, którego tak dobrze i z sumnieniem jego oprymowali, ale jeszcze im większego wesela przybywało (pana mając po sobie), wołając: »Nalej!« jako wojewodzie podolskiemu teraźniejszemu. Ich powłokom z panem namniej się nie dziwuję, jako gregoriankom, którzy nie chcieli żadnego gregoriańskiego terminu opuścić, mianowicie i tego świętego michalnego szkolnego nie zaniechali, który się pospolicie przez obieranie króla miedzy żaki odprawuje, potem z ubranym po kolędzie jeżdżą, co oni wszytko porobieli, wiecznej hańbie pisarzom onego podając i kronikom nie zagubionem. Aza
miasto przysmaków w to sodomskie wesele na stół królewski ledwie nie padały. Nie ruszył ich ten żal nic braciej naszej, nie obszedł pana, którego tak dobrze i z sumnieniem jego oprymowali, ale jeszcze im większego wesela przybywało (pana mając po sobie), wołając: »Nalej!« jako wojewodzie podolskiemu teraźniejszemu. Ich powłokom z panem namniej się nie dziwuję, jako gregoryankom, którzy nie chcieli żadnego gregoryańskiego terminu opuścić, mianowicie i tego świętego michalnego szkolnego nie zaniechali, który się pospolicie przez obieranie króla miedzy żaki odprawuje, potem z ubranym po kolędzie jeżdżą, co oni wszytko porobieli, wiecznej hańbie pisarzom onego podając i kronikom nie zagubionem. Aza
Skrót tekstu: ReskryptSzlachCz_II
Strona: 60
Tytuł:
Reskrypt ślachcica jednego na ów skrypt, który przeciwko Zebrzydowskiemu, wojewodzie krakowskiemu, jakiś gregoryanek wydał: »Otóż tobie rokosz«.
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918