przez się sama/ Wiążesz ją i krępujesz: Onać to jest Dama/ Którą kiedyć na on czas postrzelić kazała Matka w oknie/ zepsować pięknego jej ciała/ Niewymownie żałując/ i ręka/ i pierze Strzały złotej zadrżało: teraz się tak szczerze Gniewasz na nią: i zabić niemogąc inaczej/ Dasz ją pozrzeć Bestiom: Hej zachowaj raczej/ A nagość jej przynamniej zasłon tą pustynią/ Bo gdzie nie ty/ one to koniecznie uczynią. Ale hardy nie słuchał/ i na te ją jatki Tak wydawszy/ zarazem leciał z tym do Matki. Punkt III. Nadobnej Paskwaliny, Punkt III. Nadobnej Paskwaliny
Zaczym też Paskwalina śliczne swe
przez się sámá/ Wiążesz ią y krępuiesz: Onáć to iest Dámá/ Ktorą kiedyć ná on czás postrzelić kazáła Mátká w oknie/ zepsowáć pięknego iey ciáłá/ Niewymownie żáłuiąc/ y ręká/ y pierze Strzáły złotey zadrżało: teraz się ták szczerze Gniewasz ná nię: y zábić niemogąc inaczey/ Dasz ią pozrzeć Bestyom: Hey záchoway raczey/ A nágość iey przynamniey zásłon tą pustynią/ Bo gdzie nie ty/ one to koniecznie vczynią. Ale hárdy nie słuchał/ y ná te ią iátki Ták wydawszy/ zárázem leciał z tym do Mátki. Punkt III. Nadobney Pasqualiny, Punkt III. Nadobney Pasqualiny
Záczym też Pásquáliná śliczne swe
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 100
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
potem wzniesie wżrok do góry I postrzeże nad sobą miód na drzewie, który Spadał kaplą. dla tego tedy biad szalony Zapomniał, któremi był zewsząd okrązony. To jest, choć jednorożeć za niem zapędzony Bieży, pragnąć go porwać na kieł wyszczerżony, Lub i smok jadowity ochotnie wygląda Z jamy z pod stop onego, i pozrzeć go żąda, Acz, którego się trzyma ręką, drzewo ono Nie zadługo od szczurów będzie podgryziono, I urwane zostanie. aczkolwiek jest w bliskiem Barzo niebezpieczęństwie stojący na śliskiem Stopniu, prżecię dla krótko płynącej słodkości, Wszelkiej oraz zapomniał szalony przykrości. HISTORIA, Z. JANA DAMASCENA,
Ta figura jest ludzi onych, którzy
potem wznieśie wżrok do gory Y postrzeże nád sobą miod ná drzewie, ktory Spadał káplą. dla tego tedy biad szalony Zápomniał, ktoremi był zewsząd okrązony. To iest, choć iednorożeć zá niem zápędzony Bieży, prágnąć go porwáć ná kieł wyszczerżony, Lub y smok iádowity ochotnie wygląda Z iámy z pod stop onego, y pozrzeć go żąda, Acz, ktorego się trzyma ręką, drzewo ono Nie zádługo od szczurow będźie podgryźiono, Y vrwáne zostánie. áczkolwiek iest w bliskiem Bárżo niebespieczęństwie stoiący ná śliskiem Stopniu, prżećię dla krotko płynącey słodkośći, Wszelkiey oraz zápomniał szalony przykrośći. HISTORYA, S. IANA DAMASCENA,
Tá figura iest ludźi onych, ktorży
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 94
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
, miedzy kotem a wmościa bestiami. B. Gdym się trochę stanąwszy zdziwił, usłyszę głos, nie kotkami ja prqwi Bohatyrze Straszny, nie korka, ale Luna przemieniona w tę postać, w której mnie widzisz, uchdząc zapalczywości okrutnego Goliata Tysifona, który przysiągł iż nas Oficjalistów twoich, obaczywszy żywo nie mastykując miał pozrzeć. T. Jako sobie był niegdy postąpił Polifoenus, z kompanami Ulissessowemi. B. Wyrozumiawszy ja przyczynę transformacji, miłej Czeladki mojej, pomstę odnieść umyśliłem z Nieprzyjaciela, zaczym stanąwszy przy Bramie, czekałem mizernego Listrygona, który takiej był urody, iż wysokością, wysokość Gór najwyższych przenaszał, tykajac się jedną ręką wschodu
, miedzy kotem á wmośćia bestiámi. B. Gdym się trochę stánąwszy zdźiwił, vsłyszę głos, nie kotkámi ia prqwi Bohátyrze Strászny, nie korká, ále Luná przemieniona w tę postáć, w ktorey mnie widźisz, vchdząc zápálczywośći okrutnego Goliathá Tysiphoná, ktory przysiągł iż nas Officiálistow twoich, obaczywszy żywo nie mástykuiąc miał pozrzeć. T. Iáko sobie był niegdy postąpił Poliphoenus, z kõpanámi Vlissessowemi. B. Wyrozumiawszy ia przyczynę tránsformátiey, miłey Czeladki moiey, pomstę odnieść vmyśliłem z Nieprzyiaćielá, záczym stánawszy przy Bramie, czekałem mizernego Listrygoná, ktory tákiey był vrody, iż wysokośćią, wysokość Gor naywyzszych przenaszał, tykáiac się iedną ręką wschodu
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 119
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
kształt Boryszowkiej kobzy, a za nie wyniósł murów i nie zbudowałmiasta, które mi na ten czas wypadło z Pamięci. B. Po uciecznej biesiedzie, każdy w swą odszedł krainę. A ja udałem się ku Arcadiej gdzie mijając głębokie jezioro, z wody wynurzywszy się Smok straszliwy ze ztem łbów, chciał mię żywo pozrzeć, któremum ja raz i drugi dmuchnąwszy odlew pałaszem, że wszyskiemi łbami odwaliłem. T. Pewnie to jezioro było na polach Argiwaejskich, nazwane Larne przy którym Herkules zabił Hydrę mającą siedm łbów, już się tu męstów daleko okazalsze, niztego pewnie pokazało. B. W małą chwilę potym, w puszczy z gęstego ostępu
kształt Boryszowkiey kobzy, á za nie wyniosł murow y nie zbudowałmiástá, ktore mi ná ten czás wypádło z Pámięci. B. Po vcieczney bieśiedźie, káżdy w swą odszedł kráinę. A ia vdałem się ku Arcádiey gdźie miiaiąc głębokie ieźioro, z wody wynurzywszy się Smok strászliwy ze stem łbow, chćiał mię żywo pozrzeć, ktoremum ia raz y drugi dmuchnąwszy odlew páłászem, że wszyskiemi łbámi odwáliłem. T. Pewnie to ieźioro było ná polách Argiwaeyskich, názwáne Lárne przy ktorym Hercules zábił Hydrę máiącą śiedm łbow, iuż się tu męstow daleko okazálsze, niztego pewnie pokazáło. B. W máłą chwilę potym, w puszczy z gęstego ostępu
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 133
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, Wiedząc, że mi to nagrodzisz stokrotnie. EMBLEM A 104
Magdalena pokutująca. Napis: Umiłowała wiele. Luc. 7, 47. Trzykroć szczęśliwy, który świata tego Mógł się uchronić sidła zdradliwego, Drudzy szaleni za wędę chwytają I jak ptaszęta na lepie padają, A smok piekielny ustawicznie czuje, I kogo by mógł pozrzeć, upatruje, Przez pożądliwość, nieczystość i chlubę Własnych ciał naszych przynosząc nam zgubę. Doznała tego niekiedy grzesznica. A Chrystusowa potym służebnica, Gdy te marności wszytkie podeptała I żywot sobie inakszy obrała. Krzyż, goździe, rózgi, bicze i cierniowe Woląc korony niż diamentowe, A łzy, wzdychania pełne szczerej skruchy Były jej
, Wiedząc, że mi to nagrodzisz stokrotnie. EMBLEM A 104
Magdalena pokutująca. Napis: Umiłowała wiele. Luc. 7, 47. Trzykroć szczęśliwy, który świata tego Mógł się uchronić sidła zdradliwego, Drudzy szaleni za wędę chwytają I jak ptaszęta na lepie padają, A smok piekielny ustawicznie czuje, I kogo by mógł pozrzeć, upatruje, Przez pożądliwość, nieczystość i chlubę Własnych ciał naszych przynosząc nam zgubę. Doznała tego niekiedy grzesznica. A Chrystusowa potym służebnica, Gdy te marności wszytkie podeptała I żywot sobie inakszy obrała. Krzyż, goździe, rózgi, bicze i cierniowe Woląc korony niż dyjamentowe, A łzy, wzdychania pełne szczerej skruchy Były jej
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 343
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975