, ubogą, pełen nielitości Żołnierz jakiś zuchwały wyuzdanej złości. Bierze mi krowę moję jakby serce z ciała, Ta mię bowiem żywiła, jednę-m tylko miała. Prosiłam go rzewliwym moim narzekaniem, Aby mi ją powrócił, do nóg upadaniem. Idę za nim na milę, gorzko wylewając Krwawe łzy, a sama się śmiercią przeklinając. Rzecze żołnierz: „Powróć się, nie chcę z ciebie sługi, Nie wziąłbym ja tej krowy, wziąłby mój brat drugi; Idźże, babo, do diabła, boć skóry wytrzepię. Dam ci krowę obuchem, kościów w skórę wlepię.” Na takie okropne złego ciury słowa Taka też
, ubogą, pełen nielitości Żołnierz jakiś zuchwały wyuzdanej złości. Bierze mi krowę moję jakby serce z ciała, Ta mię bowiem żywiła, jednę-m tylko miała. Prosiłam go rzewliwym moim narzekaniem, Aby mi ją powrócił, do nóg upadaniem. Idę za nim na milę, gorzko wylewając Krwawe łzy, a sama się śmiercią przeklinając. Rzecze żołnierz: „Powróć się, nie chcę z ciebie sługi, Nie wziąłbym ja tej krowy, wziąłby mój brat drugi; Idźże, babo, do diabła, boć skóry wytrzepię. Dam ci krowę obuchem, kościów w skórę wlepię.” Na takie okropne złego ciury słowa Taka też
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 734
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
rzecz rodzi, Człek jest zwierzę rozumne; gdy się z jego ciała
Wesz lągnie, przecz by z ojca rozumu nie miała? Aż chłop, dobywszy kędyś wszy od spodniej nerki: „Bądźcież mędrszy” — do wódki sadząc mu kwaterki. 129 (F). ŻONA SIĘ PRZEKLINA
Sprzeczna żona, w swoich się przeklinając swarach: „Bodajem — prawi — męża widziała na marach, Jeżeli to nieprawda” — choć widomie kłama. Czemuż tej prawdy sobą nie potwierdzisz sama? — Cicho rzekę. Mąż stoi i znać było na niem, Jakby mówił: diabeł cię z tym prosi kochaniem. Może trafić na zły czas ta twoja praktyka
rzecz rodzi, Człek jest zwierzę rozumne; gdy się z jego ciała
Wesz lągnie, przecz by z ojca rozumu nie miała? Aż chłop, dobywszy kędyś wszy od spodniej nerki: „Bądźcież mędrszy” — do wódki sadząc mu kwaterki. 129 (F). ŻONA SIĘ PRZEKLINA
Sprzeczna żona, w swoich się przeklinając swarach: „Bodajem — prawi — męża widziała na marach, Jeżeli to nieprawda” — choć widomie kłama. Czemuż tej prawdy sobą nie potwierdzisz sama? — Cicho rzekę. Mąż stoi i znać było na niem, Jakby mówił: diabeł cię z tym prosi kochaniem. Może trafić na zły czas ta twoja praktyka
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 64
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
których żywym zdrojem Cjane w jezioro jest szczere obrócona, I te, które w miłości swej nie ukrócona Toczyła Biblis, póki w zdrój się nie zmieniła,
I które nad Piramem swoim wytoczyła Babilońska dziewica, i te krople słone, Które nad swym wylała Ceiksem Alcjone I co nad Meleagrem wylały ich siostry, Postępek grubej matki przeklinając ostry, I te, którymi Niobe czternastu żegnała Potomków własnych, przedtem niźli skamieniała, I te, które nieszczęsna Hekuba połknęła Po mężu, dzieciach, wnuku, niźli zaszczeknęła, I te, które Śpiewaczka wylała, gdy swego W dzięcielim pierzu Kanens płakała miłego, I te, którymi znikła Aretuza w wodę, I którymi
których żywym zdrojem Cyjane w jezioro jest szczere obrócona, I te, które w miłości swej nie ukrócona Toczyła Biblis, póki w zdrój się nie zmieniła,
I które nad Piramem swoim wytoczyła Babilońska dziewica, i te krople słone, Które nad swym wylała Ceiksem Alcjone I co nad Meleagrem wylały ich siostry, Postępek grubej matki przeklinając ostry, I te, którymi Niobe czternastu żegnała Potomków własnych, przedtem niźli skamieniała, I te, które nieszczęsna Hekuba połknęła Po mężu, dzieciach, wnuku, niźli zaszczeknęła, I te, które Śpiewaczka wylała, gdy swego W dzięcielim pierzu Kanens płakała miłego, I te, którymi znikła Aretuza w wodę, I którymi
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 130
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Osekami, Owi nastrożonymi do góry Kosami, Z- Wałów ich sturbowali. Czym kleske nad miare Haniebną w-nich uczynią, godniby za Wiarę Taką swoje nadani wolnością być wieczną. Zaczym też, w-te porwany chwile niebezpieczną Lanckorońki przybiega; zaczym Książę z swymi; Ale gdy za Wałami już uwolnionymi Owych jęcząc posłyszą, i swój przeklinając Ród tam Ijchy, dalszej się nocy nie ufając, Do stanowisk powrócą. Czym ucieszą znacznie Wojsko wszytko. A Hultaj z-inszej Strony zacznie. Gdy widzi że nie płużą Szturmy mu odkryte, Wałami się osypie i tym na zabite Śmierci ubezpieczony, co dalej się ryje Jako kret śleporody, póki nie odkryje Dzień jego
Osekami, Owi nastrożonymi do gory Kosami, Z- Wałow ich zturbowali. Czym kleske nad miare Haniebną w-nich uczynią, godniby za Wiare Táką swoie nádáni wolnośćią bydź wieczną. Záczym też, w-te porwány chwile niebespieczną Lanckorońki przybiega; zaczym Xiąże z swymi; Ale gdy zá Wáłámi iuż uwolnionymi Owych iecząc posłyszą, i swoy przeklinaiąc Rod tám Iichy, dálszey sie nocy nie ufaiąc, Do stánowisk powrocą. Czym ućieszą znacznie Woysko wszytko. A Hultay z-inszey Strony zacznie. Gdy widźi że nie płużą Szturmy mu odkryte, Wáłámi sie osypie i tym na zabite Smierći ubespieczony, co daley sie ryie Iáko kret śleporody, poki nie odkryie Dźień iego
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 69
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
parati sunt suscitare Leviathan. Gdzie przez Leviathan tłumacze Aquila, Syn machus, Theodotion, rozumieją draconem, albo balaenám, tojest wieloryba, którego marynarze przez różne machiny i konszta chcąc ułowić, i usidlić, kiedy od wiatrów i burzy gwałtownej do tego połowu mają impedymentum, złością pobudzeni in maledicta otwierają usta, dni i momenta przeklinając, według tłumaczów Świętego Tekstu. Chaldejska zaś Pisma Z, Ekspozycja, i Autor Mariana przez Leviathan rozumieją genus pieśni, albo trenusmutnego, pełnego złorzeczenia; aby sens był w słowach obowych ten: Ze niech dzień ten przeklinają ci, którzy wzbudzać, alias zaczynać zwykli pieśń pełną złorzeczenia. Rabin Aben Esra, i inni
parati sunt suscitare Leviathan. Gdzie przez Leviathan tłumacze Aquila, Syn machus, Theodotion, rozumieią draconem, albo balaenám, toiest wieloryba, ktorego marynarze przez rożne machiny y konszta chcąc ułowić, y usidlić, kiedy od wiatrow y burzy gwałtowney do tego połowu maią impedimentum, złością pobudzeni in maledicta otwieraią usta, dni y momenta przeklinaiąc, według tłumaczow Swiętego Textu. Chaldeyska zaś Pisma S, Expozycya, y Author Mariana przez Leviathan rozumieią genus pieśni, albo trenusmutnego, pełnego złorzeczenia; aby sens był w słowach obowych ten: Ze niech dzień ten przeklinaią ci, ktorzy wzbudzać, alias zaczynać zwykli pieśń pełną złorzeczenia. Rabin Aben Esra, y inni
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 137
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
tymi słowy:
— I panna Ossolińska, i komisja wohyńska są bagatele, ale coście wm. panowie z bratem swoim pułkownikiem zrobili z Flemingiem, podskarbim lit., zięciem moim na sejmiku brzeskim. Nie możecie triumfować i chlubić się z tego, bo rzeczy nie były spodziewane.
Na to odpowiedziałem, strasznie się przeklinając, że jak nie byłem na sejmiku, tak o niczym nie wiedziałem ani się tego nieszczęścia spodziewałem. Książę przerwał mi, że:
— Prawda, iż wpan nie byłeś na sejmiku, aleś to wszystko przez brata swego pułkownika zrobił, ludzi mu swoich i przyjaciół dodałeś.
I z
tymi słowy:
— I panna Ossolińska, i komisja wohyńska są bagatele, ale coście wm. panowie z bratem swoim pułkownikiem zrobili z Flemingiem, podskarbim lit., zięciem moim na sejmiku brzeskim. Nie możecie triumfować i chlubić się z tego, bo rzeczy nie były spodziewane.
Na to odpowiedziałem, strasznie się przeklinając, że jak nie byłem na sejmiku, tak o niczym nie wiedziałem ani się tego nieszczęścia spodziewałem. Książę przerwał mi, że:
— Prawda, iż wpan nie byłeś na sejmiku, aleś to wszystko przez brata swego pułkownika zrobił, ludzi mu swoich i przyjaciół dodałeś.
I z
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 461
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
i wszytkiemu narodowi i majętnościam Chrześcijańskim/ i te oba rodzaje mają sobie za wielką łaskę Bożą/ Chrześcijanina zabić/ rozbić/ oszukać/ i majętność jego wydrzeć. Żydowie obchodzą jedno święto w Marcu na pamiątkę Mardecheusza/ którego święta nanoszą garców gwałt do swej bożnice/ które garce tłuką na małe cząstki/ w bożnicy swojej: przeklinając Amana i imię Chrześcijańskie/ mówiąc: Jako jest skruszony Aman tak niech królestwa Chrześcijańskie prędko się rozkruszą. Tatarowie zaś z wielkiego jadu przeciwko Chrześcijanom/ wybierając wszy ze łba/ i z kożuchów jeden u drugiego/ jedzą je mówiąc: tak nieprzyjaciołom naszym Chrześcijanom czynić będę. A nie trzeba dziwować/ bo z łotrowskiego swego
y wszytkiemu národowi y máiętnośćiam Chrześćiáńskim/ y te oba rodzáie máią sobie zá wielką łáskę Bożą/ Chrześćiániná zábić/ rozbić/ oszukáć/ y máiętność ie^o^ wydrzeć. Zydowie obchodzą iedno święto w Marcu ná pámiątkę Márdecheuszá/ ktorego świętá nánoszą gárcow gwałt do swey bożnice/ ktore gárce tłuką ná máłe cżąstki/ w bożnicy swoiey: przeklináiąc Amáná y imię Chrześćiáńskie/ mowiąc: Iáko iest skruszony Amán ták niech krolestwá Chrześćiáńskie prędko się rozkruszą. Tátárowie záś z wielkiego iádu przećiwko Chrześćiánom/ wybieráiąc wszy ze łbá/ y z kożuchow ieden v drugiego/ iedzą ie mowiąc: ták nieprzyiaćiołom nászym Chrześciánom cżynić będę. A nie trzebá dźiwowáć/ bo z łotrowskiego swego
Skrót tekstu: CzyżAlf
Strona: 70
Tytuł:
Alfurkan tatarski
Autor:
Piotr Czyżewski
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
egzotyka, historia, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
śpiewać/ któregom w takich/ i tak ciężkich moich poradził boleściach/ a nie czyń mi krzywdy tej tak wielkiej (gdy żem dla twej miłości/ nauki/ i korony w niebie większej; tak wiele skromnie i pokornie cierpiał/ myśląc o twoich tylko boleściach i doległościach) w przeciwnościach twych mruczęc/ narzekając / przeklinając/ i już tych/ już owych/ a nie twoję raczej krnąbrńość/ niecierpliwość etc. siebie samego nieznając/ tudzież niedostatek miłości/ przeciwko mnie wzajemnej winując. Przeto radzić jednym słowem/ jeżeli chcesz lekarstwa naskuteczniejszego/ we wszytkich utrapieniach i dolegliwościach twoich dostąpić; przypomninaj iruminuj pilnie w sercu swym/ com ja
śpiewać/ ktoregom w tákich/ y tak ćieszkich moich poradźił boleśćiach/ á nie czyń mi krzywdy tey ták wielkiey (gdy żem dla twey miłośći/ nauki/ y korony w niebie większey; ták wiele skromnie y pokornie ćierpiáł/ myśląc o twoich tylko boleśćiách y doległośćiach) w przećiwnośćiach twych mruczęc/ narzekáiąc / przeklinaiąc/ y iuż tych/ iuz owych/ á nie twoię ráczey krnąbrńość/ niećierpliwość etc. śiebie sámego nieznáiąc/ tudźiesz niedostatek miłośći/ przećiwko mnie wzáiemney winuiąc. Przeto radzić iednym słowem/ ieżeli chcesz lekárstwá naskutecznieyszego/ we wszytkich vtrápieniach y dolegliwośćiach twoich dostąpić; przypomnináy yruminuy pilnie w sercu swym/ com ia
Skrót tekstu: BanHist
Strona: 171
Tytuł:
Bankiet albo historia jako Adam bankietował
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
i z wielką przysięgą mówił, że nasza tabaka wcale nic potym. Czasem chełpił się swymi ku nam dobrodziejstwy, że nas od zwyczajnej i pospolitej uwolnił pracy, i tym dał nam do wyrozumienia, żebyśmy go pokornie prosili, aby nas znowu równymi tym drugim niewolnikom nie uczynił. Często do nas rozpalony gniewem przychodził, przeklinając niewolnikom, nie powiedziawszy, co się było stało, a myśmy jego szalonej zapalczywości z poważaniem słuchać musieli. Lubośmy mu nasze polepszone okoliczności częścią dziękować byli powinni, przecież przy wszystkich naszych pożytkach był nam jeszcze ustawicznym strachem. Znaliśmy jego niepomiarkowany umysł, i musieliśmy się codziennie obawiać, żeby mu się
i z wielką przysięgą mowił, że nasza tabaka wcale nic potym. Czasem chełpił się swymi ku nam dobrodzieystwy, że nas od zwyczayney i pospolitey uwolnił pracy, i tym dał nam do wyrozumienia, żebyśmy go pokornie prosili, aby nas znowu rownymi tym drugim niewolnikom nie uczynił. Często do nas rozpalony gniewem przychodził, przeklinaiąc niewolnikom, nie powiedziawszy, co się było stało, a myśmy iego szaloney zapalczywośći z poważaniem słuchać muśieli. Lubośmy mu nasze polepszone okolicznośći częśćią dziękować byli powinni, przecież przy wszystkich naszych pożytkach był nam ieszcze ustawicznym strachem. Znaliśmy iego niepomiarkowany umysł, i muśieliśmy śię codziennie obawiać, żeby mu śię
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 123
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
wszystkim uderzyły. Śmierć już nam tylko sama w oczach tkwiała, A groby wszytkim straszne malowała, Żałobne wożąc w chude konie kary I gęste suknem przykrywając mary; Kosa nad karkiem każdego wisiała, A dusza z członków drżąc już wyniść chciała. Wrzaski, wołania i krzyki powstały I białegłowy z lamentem wołały Dzień i godzinę drogi przeklinając, A na swych mężów wszystko narzekając, Że ich rękoma swoimi zabili I samych siebie chcący pogubili. Mglały niebogi, ale i mężowie Mieli dość strachu i żalu na głowie; To żal, iż na nie ich żony płakały, To strach, że i im plagi dokuczały. I wszytkim wszytko w głowie się kaziło,
wszystkim uderzyły. Śmierć już nam tylko sama w oczach tkwiała, A groby wszytkim straszne malowała, Żałobne wożąc w chude konie kary I gęste suknem przykrywając mary; Kosa nad karkiem każdego wisiała, A dusza z członków drżąc już wyniść chciała. Wrzaski, wołania i krzyki powstały I białegłowy z lamentem wołały Dzień i godzinę drogi przeklinając, A na swych mężów wszystko narzekając, Że ich rękoma swoimi zabili I samych siebie chcący pogubili. Mglały niebogi, ale i mężowie Mieli dość strachu i żalu na głowie; To żal, iż na nie ich żony płakały, To strach, że i im plagi dokuczały. I wszytkim wszytko w głowie się kaziło,
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 138
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971