i stękając: Panowie już będąc w Kijowie/ obaczą że Niemczyka nie masz/ poszlą/ alić on koło Monastyrskich ogrodów ślepy od koła do koła drogi i przewodnika szuka; spyta posłany coby to było/ on nie odpowiada więcej/ tylko biada mnie. biada mnie. Skoczy czeladnik/ da Panu znać/ ten przybieży/ zopyta coby się z nim stało; przecię wyrostek nie odpowiada/ tylko onę nędzną powtarza Cantilenę: Biada mnie. biada mnie. pyta i dalej/ dawnoby go ta jęła trapić niemoc; chłopiec wołając przecię/ Biada mnie. potym rzecze/ zaraz jakom wyjachał ku tym płotom. Spyta Pan/ jeśli
y stękáiąc: Pánowie iuż będąc w Kiiowie/ obaczą że Niemczyká nie mász/ poszlą/ álić on koło Monástyrskich ogrodow ślepy od kołá do kołá drogi y przewodniká szuká; spyta posłány coby to było/ on nie odpowiáda więcey/ tylko biádá mnie. biádá mnie. Skoczy czeládnik/ da Pánu znáć/ ten przybieży/ zopyta coby się z nim sstáło; przećię wyrostek nie odpowiáda/ tylko onę nędzną powtarza Cántilenę: Biádá mnie. biádá mnie. pyta y dáley/ dawnoby g^o^ tá ięłá trapić niemoc; chłopiec wołáiąc przecię/ Biádá mnie. potym rzecze/ záraz iákom wyiáchał ku tym płotom. Spyta Pan/ iesli
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 179.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
o Nebach że takich ochronią; Które zawsze przyczyny sprawiedliwej bronią. Tym więcej, czym defekty przeszłe wymawiają, Oto teraz i Króla miedzy sobą mają; Który żyć i umierać społem nimi będzie. A to rzekszy każdego w-Wojskowym urzędzie Swym napomni; i jakim rano jutro szykiem Wyniść mają umówi, tym czasem z-Iezykiem Ktoś przybieży, i rumor gruchnie podejrzany, Ze w-kilku Nieprzyjaciel milach już widziany Zmierza ku Obozowi o czym Gdeszyńskiemu, Meżowi w-tych odwagach przed laty Wielkiemu, Król podjechać rozkaże; i dojść pewnej rzeczy. Który bliższe około zbiezawszy posieczy, I knieje i uchody, kiedy nijakiego Tropu postrzec nie może Nieprzyjacielskiego, Nazad się
o Nebach że tákich ochronią; Ktore zawsze przyczyny spráwiedliwey bronią. Tym wiecey, czym defekty przeszłe wymawiaią, Oto teraz i Krolá miedzy sobą maią; Ktory żyć i umierać społem nimi bedźie. A to rzekszy każdego w-Woyskowym urzedźie Swym nápomni; i iákim rano iutro szykiem Wyniść maią umowi, tym czásem z-Iezykiem Ktoś przybieży, i rumor gruchnie podeyrzány, Ze w-kilku Nieprzyiaćiel milach iuż widźiány Zmierza ku Obozowi o czym Gdeszynskiemu, Meżowi w-tych odwagach przed láty Wielkiemu, Krol podiechać roskaże; i doyść pewney rzeczy. Ktory bliższe około zbiezawszy posieczy, I knieie i uchody, kiedy niiakiego Tropu postrzedz nie może Nieprzyiacielskiego, Názad sie
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 82
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
odydziemy. Kaśki mieć nie będziemy.
Przecię go żądać, Może ją ten dać. Też to jego córa.
Pierwej Kaśce do ucha Włożyć cichego ducha: Jeśli każe z rodzicy Mówić o tajemnicy.
O to nie żądać, Nie każą jej dać, Powiadała wczora.
Nie trzeba Kaśki szukać, Tylko w bębenek pukać: Przybieży sama zrana, Jako owieczka do siana.
Ojca nie żądać, Nie każe jej dać, Bo to jego córa.
Witaj, Kasiu, kochanie, Proszę cię na śniadanie, Będziesz i na wieczerzy, Nie powiadaj macierzy,
Boby cię zbiła, Żeś w tańcu była, Bez jej dozwolenia.
Niechaj bije,
odydziemy. Kaśki mieć nie będziemy.
Przecię go żądać, Może ją ten dać. Też to jego córa.
Pierwej Kaśce do ucha Włożyć cichego ducha: Jeśli każe z rodzicy Mówić o tajemnicy.
O to nie żądać, Nie każą jej dać, Powiadała wczora.
Nie trzeba Kaśki szukać, Tylko w bębenek pukać: Przybieży sama zrana, Jako owieczka do siana.
Ojca nie żądać, Nie każe jej dać, Bo to jego córa.
Witaj, Kasiu, kochanie, Proszę cię na śniadanie, Będziesz i na wieczerzy, Nie powiadaj macierzy,
Boby cię zbiła, Żeś w tańcu była, Bez jej dozwolenia.
Niechaj bije,
Skrót tekstu: WychWieś
Strona: 7
Tytuł:
Kiermasz wieśniacki
Autor:
Jan z Wychylówki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
dialogi, fraszki i epigramaty, pieśni
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Teodor Wierzbowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
K. Kowalewski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1902
pokropić zasieki w szpichlerzu, albo w stodole, nim tam zboże będzie. Item fus oliwny, ołejowy w misie nastawiony zabija je. Item na beczce głębokiej, zrób z papieru denko jak na dzbanie, przetnii na środku, daj z siemienia kilkunastu ziarnkami, lub chlebem pszennym przynetę nad owym miejscem przeciętym, po która przybieży, załamie się, a papier znowu wstanie. Albo też nad beczką głęboką, daj walec prędko się mogący obrócić w nim na środku deszczołeczkę, jak u tych młynków, co chłopcy przy strumykach robią, na końcach tych deszczułek daj przynętę, alias syra kawałek tłustego, a nie słonego, albo kołacza, lub siemienia w
pokropić zasieki w szpichlerzu, albo w stodole, nim tam zboże będzie. Item fus oliwny, ołeiowy w misie nastawiony zabiia ie. Item na beczce głębokiey, zrob z papieru denko iak na dzbanie, przetnii na środku, day z siemienia kilkunastu ziarnkami, lub chlebem pszennym przynetę nad owym mieyscem przeciętym, po ktora przybieży, załamie się, a papier znowu wstanie. Albo też nad beczką głęboką, day walec prędko się mogący obrocić w nim na srodku deszczołeczkę, iak u tych młynkow, co chłopcy przy strumykach robią, na końcach tych deszczułek day przynętę, alias syra kawałek tłustego, a nie słonego, albo kołacza, lub siemienia w
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 409
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
posłać człowieka/ któryby mógł podaćSrzodek na złości wszytkie/ a ty byś chciał dodać. Łaski swej Boskiej wszytkim/ pożądniej z nieba/W któremi już pozierać od tąd pilniej trzeba. GDy tak Adam przez siedm dni mądrze opłakiwał/ niemądre bankiety i uciechy swoje/ uważając przedrzeczone materie lamentu/ i płaczu swojego. Przybieży w tym sługa nawierniejszy Adamów/ na imię Teodorus abo dar Bo,ży/ oznajmując mu/ i powiadając/ iż Jan chce go nawiedzić/ i pokłon swój oddać. Co usłyszawszy Adam po tak długich lamentach/ jakby odżył z radości. Potym prędko wynidzie/ albo raczej wyskocczy sam przeciwko Janowi: Którego ujźrzawszy/ z
posłáć człowieká/ ktoryby mogł podáćSrzodek ná złośći wszytkie/ á ty byś chćiał dodáć. Łáski swey Boskiey wszytkim/ pożądniey z niebá/W ktoremi iuż poźieráć od tąd pilniey trzebá. GDy ták Adam przez śiedm dni mądrze opłákiwał/ niemądre bánkiety y vćiechy swoie/ vważáiąc przedrzeczone máterye lámentu/ y płáczu swoiego. Przybieży w tym sługá nawiernieyszy Adámow/ ná imię Theodorus ábo dar Bo,ży/ oznaymuiąc mu/ y powiádáiąc/ iż Ian chce go náwiedźić/ y pokłon swoy oddáć. Co vsłyszawszy Adam po ták długich lámentách/ iákby odżył z rádośći. Potym prętko wynidźie/ álbo ráczey wyskocczy sam przećiwko Ianowi: Ktorego vyźrzawszy/ z
Skrót tekstu: BanHist
Strona: 209
Tytuł:
Bankiet albo historia jako Adam bankietował
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
, grzechy, za tym i na piekło łoży. 224 (P). ZŁE SCHOWANIE, GOTOWA ZGUBA
Tysiąc czerwonych złotych, a kruczków na wybór, Schował w ziemię pod przycieś sąsiad mój, pan Ścibor. Bies przypierzył abo też, wypatrzywszy z boku, Ktoś i z garkiem pospołu wziął, nie wyszło roku. Przybieży do mnie z płaczem nazajutrz; co radzić? Inszych kruków nazbierać, w lepszą klatkę wsadzić! Któż to słychał, odpowiem, ptaki w garku chować? Przekłują go, a szkody trudno powetować. Szeroki świat; co wiedzieć gdzie się nie rozsuły. Są na pieniądze sklepy, są, panie, szkatuły; Umarłych ludzi
, grzechy, za tym i na piekło łoży. 224 (P). ZŁE SCHOWANIE, GOTOWA ZGUBA
Tysiąc czerwonych złotych, a kruczków na wybór, Schował w ziemię pod przycieś sąsiad mój, pan Ścibor. Bies przypierzył abo też, wypatrzywszy z boku, Ktoś i z garkiem pospołu wziął, nie wyszło roku. Przybieży do mnie z płaczem nazajutrz; co radzić? Inszych kruków nazbierać, w lepszą klatkę wsadzić! Któż to słychał, odpowiem, ptaki w garku chować? Przekłują go, a szkody trudno powetować. Szeroki świat; co wiedzieć gdzie się nie rozsuły. Są na pieniądze sklepy, są, panie, szkatuły; Umarłych ludzi
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 645
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
do Dniestru przychodzili) zanosiło się, dziad wmci biegał na koniu bunt ten skromiąc; gdzie usłyszał głos taki: „Uchodzą hetmani!” On ozwawszy się skoczył z konia i przebił go szablą, aby ukazał, że fałszywe to udanie było. Niepomogło to nic, rozerwało to łotrowstwo tabor, poszli w rozsypkę. Przybieży pieszo do Żółkiewskiego, konia, który tam stał niedaleko, podaje starcowi, ów niechciał, mówi mu: „Proszę cię, ty wsiądź nań a uchodź; meliori fortunae na usługę rzeczypospolitej serva te, a ja swym tułowem do ojczyzny nieprzyjacielowi niechaj drogę zawalę.” Wsadził przez moc starca na konia, okrywszy
do Dniestru przychodzili) zanosiło się, dziad wmci biegał na koniu bunt ten skromiąc; gdzie usłyszał głos taki: „Uchodzą hetmani!” On ozwawszy się skoczył z konia i przebił go szablą, aby ukazał, że fałszywe to udanie było. Niepomogło to nic, rozerwało to łotrowstwo tabor, poszli w rozsypkę. Przybieży pieszo do Żółkiewskiego, konia, który tam stał niedaleko, podaje starcowi, ów niechciał, mówi mu: „Proszę cię, ty wsiądź nań a uchodź; meliori fortunae na usługę rzeczypospolitej serva te, a ja swym tułowem do ojczyzny nieprzyjacielowi niechaj drogę zawalę.” Wsadził przez moc starca na konia, okrywszy
Skrót tekstu: KoniecZRod
Strona: 169
Tytuł:
Rodowód
Autor:
Zygmunt Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1651
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1651
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
toruńczanina, przyjachałem do Gdańska. Powietrze tam w tenczas było, upewnili mię jednak Gdańszczanie, że mnie ani moim szkodzie niemiało, lubo po 40 na dzień umierało. Dostałem u jednej wdowy 100000 złotych, a gdym więcej dostać niemógł,
już i z tem gotowałem się nazad, aż w nocy przybieży do mnie kozak z listy, w których pan wojewoda mi pisze, abym z klejnotami powracał, oznajmując mi, że już pieniędzy niepotrzeba, bo Iskender-Basza zdechł, a syn jego dziada wmci za Emirem Turków musiał do Stambułu stawić. Stanął z nim w karwaserze jednym; opowiedział go wezyrowi Giurdżi Miuhamed-Baszy, głównemu nieprzyjacielowi wszech
toruńczanina, przyjachałem do Gdańska. Powietrze tam w tenczas było, upewnili mię jednak Gdańszczanie, że mnie ani moim szkodzie niemiało, lubo po 40 na dzień umierało. Dostałem u jednej wdowy 100000 złotych, a gdym więcej dostać niemógł,
już i z tém gotowałem się nazad, aż w nocy przybieży do mnie kozak z listy, w których pan wojewoda mi pisze, abym z klejnotami powracał, oznajmując mi, że już pieniędzy niepotrzeba, bo Iskender-Basza zdechł, a syn jego dziada wmci za Emirem Turków musiał do Stambułu stawić. Stanął z nim w karwaserze jednym; opowiedział go wezyrowi Giurdżi Miuhamed-Baszy, głównemu nieprzyjacielowi wszech
Skrót tekstu: KoniecZRod
Strona: 172
Tytuł:
Rodowód
Autor:
Zygmunt Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1651
Data wydania (nie wcześniej niż):
1651
Data wydania (nie później niż):
1651
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
rządzi/ a drugie śrzedniemi/ ale przecię różnemi głosy.
Drugie trąbienie barzo potrzebne jest na przepadnionego zająca/ abo na wykradzionego: bo ktogokolwiek postrzeże/ powinien naprzód nasczuwac głosem swym/ potym stanąwszy na tropie/ trąbić gęsto/ a krótko w trąbę zacinając/ tak jako na upatrzonego: aż dojeżdzać ze psy na on trop przybieży. O Myślistwie
Trzecie jest do usczwanego abo herapowe: bo ilekroć zająca psi ugonią/ abo go charty usczują/ abo w jamę wpadnie/ którykolwiek z myśliwców/ abo ze sczwaczów naprzód to obaczy/ ma zaraz żatrąbić trąbieniem podobnym strębowanemu/ jedno kęs krótszym: które skoro drudzy usłyszą/ mają wszyscy we wszystkie trąby gdziekolwiek stoją
rządźi/ á drugie śrzedniemi/ ále przećię rożnemi głosy.
Drugie trąbienie bárzo potrzebne iest ná przepádnionego zaiącá/ ábo ná wykrádźionego: bo ktogokolwiek postrzeże/ powinien naprzod náscżuwac głosem swym/ potym stánąwszy ná tropie/ trąbić gęsto/ á krotko w trąbę záćináiąc/ ták iako ná vpátrzonego: áż doieżdzać ze psy ná on trop przybieży. O Myślistwie
Trzećie iest do vscżwánego ábo herapowe: bo ilekroć záiącá pśi vgonią/ abo go chárty vscżuią/ ábo w iámę wpádnie/ ktorykolwiek z myśliwcow/ ábo ze scżwácżow naprzod to obacży/ ma záraz żátrąbić trąbieniem podobnym strębowánemu/ iedno kęs krotszym: ktore skoro drudzy vsłyszą/ máią wszyscy we wszystkie trąby gdźiekolwiek stoią
Skrót tekstu: OstrorMyśl1618
Strona: 50
Tytuł:
Myślistwo z ogary
Autor:
Jan Ostroróg
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
myślistwo, zoologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
tam, są potrzebne wody, Gdzie się ściągają promyki ciekące, Jeden za drugim pod skałę do zdroju, Biegnie chcąc zażyć chłodnego napoju. Wkradłszy ciekawość dalszą po zakrzaki, Nad pięknym zrzodłem siedzę patrząc mile, Jak czyste, słucham mógłby posiać maki, Tak ciche, aleć za nie długą chwile, Kilka Pasterek przybieży do stoku, Staną w rząd jedna, rzeczesz: że od roku, Niewidziałam się, czym biała, czym brudna, Czym ładna w stanie, bo niemam zwierciadła, Niepoznać siebie, jeść to rzecz przy nudna, Jednemum w serce Pasterzowi wpadła,
Ten do mnie co dzień chodzi na zaloty,
tam, są potrzebne wody, Gdzie się ściągaią promyki ciekące, Jeden zá drugim pod skáłę do zdroiu, Biegnie chcąc zażyć chłodnego nápoiu. Wkrádłszy ciekáwość dalszą po zákrzaki, Nád pięknym zrzodłem siedzę pátrząc mile, Ják czyste, słucham mogłby posiać maki, Ták ciche, áleć zá nie długą chwile, Kilka Pasterek przybieży do stoku, Stáną w rząd iedna, rzeczesz: że od roku, Niewidziałam się, czym biała, czym brudna, Czym łádna w stánie, bo niemam zwierciadła, Niepoznać siebie, ieść to rzecz przy nudna, Jednemum w serce Pásterzowi wpádła,
Ten do mnie co dzień chodzi ná záloty,
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 139
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752