służył". W tym krzyknie na niego Seraskier Pasza: „Hałansujte giauor", to jest „Łżesz, poganinie" i kazał go nazad porwać do turmy. Oprócz tego wojewody wiele godnych innych wtenczas poginęło, bo najbardziej naszych to w salwowaniu się gubiło, że się trafiło na rolę oraną, która była z rania
przymarzła, a potym rozpuściła, na której i sam Król ledwie głowy nie położył, gdyby go był pod boki nie prowadził, z obydwu stron trzymając, z Czerkasem Matczyński, koniuszy koronny, który jak tylko jaki towarzysz mijał Króla, to koniuszy wołał: „Mości Panowie, widzicie kto jest, wstrzymajcie konia a salwujcie,
służył". W tym krzyknie na niego Seraskier Pasza: „Hałansujte giauor", to jest „Łżesz, poganinie" i kazał go nazad porwać do turmy. Oprócz tego wojewody wiele godnych innych wtenczas poginęło, bo najbardziej naszych to w salwowaniu się gubiło, że się trafiło na rolę oraną, która była z rania
przymarzła, a potym rozpuściła, na której i sam Król ledwie głowy nie położył, gdyby go był pod boki nie prowadził, z obydwu stron trzymając, z Czerkasem Matczyński, koniuszy koronny, który jak tylko jaki towarzysz mijał Króla, to koniuszy wołał: „Mości Panowie, widzicie kto jest, wstrzymajcie konia a salwujcie,
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 79
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
potreblaiet Swiataia sostrachom y wśiákim opastwom, iáko niczesomuże y otdrobniiszych otpasti, ili ostatisia krupic, ili kapli; To jest: A Diakon wszedszy północemi Drzwiami pożywa świętości/ ze strachem i wszelaką opatrznością/ tak jakoby żadna z najmniejszych kruszyn albo kropelek nigdziej nie padła. Wiedzą i to/ kiedy podczas wielkich mrozów/ czasem przydaje przymarznąć w Kielichu Naświętszemu SAKRAMENTOWI, jako z wszelką reverentyą/ Pokrowiec zagrzawszy/ Kielich przygrzewać: albo Kielich w wrzącym okropie/ przestrzegając tylko aby się weń nie wlało/ póki się rozpuści potrzymać: A nie tak jako ty bluźniersko/ coć jeno ślina do gęby przynosi bezwstydnie/ potwarnie/ pleciesz. Czemuś tylko
potreblaiet Swiataia sostrachom y wśiákim opastwom, iáko niczesomuże y otdrobniiszych otpasti, ili ostatisia krupic, ili kapli; To iest: A Diakon wszedszy pułnocnemi Drzwiámi pożywá świątośći/ ze strachem y wszelaką opatrznośćią/ ták iákoby żadna z naymnieyszych kruszyn álbo kropelek nigdźiey nie pádłá. Wiedzą y to/ kiedy podczás wielkich mrozow/ czásem przydáie przymárznąć w Kielichu Naświętszemu SAKRAMENTOWI, iáko z wszelką reverentyą/ Pokrowiec zágrzawszy/ Kielich przygrzewać: álbo Kielich w wrzącym okropie/ przestrzegáiąc tylko áby się weń nie wlało/ poki się rospuśći potrzymáć: A nie ták iáko ty bluźniersko/ coć ieno sliná do gęby przynośi bezwstydnie/ potwárnie/ plećiesz. Czemuś tylko
Skrót tekstu: MohLit
Strona: 92
Tytuł:
Lithos abo kamień z procy prawdy [...] wypuszczony
Autor:
Piotr Mohyła
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1644
Data wydania (nie wcześniej niż):
1644
Data wydania (nie później niż):
1644
myśli siedział; począł go swoją mową i nauką wysławiać. A iż mu to przyznawał, czego on w sobie nie widział, kazał mu suknią, co na nim była, wziąwszy, nagiego precz wygnać. Gdy go popędzili, psi się za nim rzucili; zerwał się do kamienia, który pod ten czas dobrze był przymarzł. Widząc, że źle: „Ratujcie dla Boga!” wołać począł. Owi patrząc, śmiechem zbywali. Co on widząc, rzekł im: --„Nazbyteście widzę źli i niecnotliwi ludzie; małoście bowiem na tem mieli, żeście mię z odzienia zwlókłszy i ono mi wziąwszy, psy poszczwali, ale
myśli siedział; począł go swoją mową i nauką wysławiać. A iż mu to przyznawał, czego on w sobie nie widział, kazał mu suknią, co na nim była, wziąwszy, nagiego precz wygnać. Gdy go popędzili, psi się za nim rzucili; zerwał się do kamienia, który pod ten czas dobrze był przymarzł. Widząc, że źle: „Ratujcie dla Boga!” wołać począł. Owi patrząc, śmiechem zbywali. Co on widząc, rzekł im: --„Nazbyteście widzę źli i niecnotliwi ludzie; małoście bowiem na tém mieli, żeście mię z odzienia zwlókłszy i ono mi wziąwszy, psy poszczwali, ale
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 164
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879
spadł śnieg, żeśmy nazajutrz do obiadu stać musieli, aż wielkim gwałtem śnieg z dróg uprzątniono. Prowadził królewicza principe Don Lorenzo przez wszystko państwo florenckie.
22. Po obiedzie wyjechawszy z Skarperii jechaliśmy do Florencoli na noc, drogą niesłychanie złą i z niemałem niebezpieczeństwem; bo po uprzątnieniu onego
śniegu, iż oraz potężnie przymarzło było, po onej gołoledzi z góry na dół, z dołu na górę, jechacieśmy musieli. Często konie pod nami szwankowały, a piechotą także było bardzo źle. Z wielkim tedy niewczasem i utrudzeniem do Florencoliśmy przyjechali na noc. Ale gorzej było nazajutrz.
23. Kiedyśmy wyjechali ze Florencoli udał się śnieg z tak
spadł śnieg, ześmy nazajutrz do obiadu stać musieli, aż wielkim gwałtem śnieg z dróg uprzątniono. Prowadził królewica principe Don Lorenzo przez wszystko państwo florenckie.
22. Po obiedzie wyjechawszy z Skarperyi jechaliśmy do Florencoli na noc, drogą niesłychanie złą i z niemałém niebezpieczeństwem; bo po uprzątnieniu onego
śniegu, iż oraz potężnie przymarzło było, po onéj gołoledzi z góry na dół, z dołu na górę, jechacieśmy musieli. Często konie pod nami szwankowały, a piechotą także było bardzo źle. Z wielkim tedy niewczasem i utrudzeniem do Florencoliśmy przyjechali na noc. Ale gorzéj było nazajutrz.
23. Kiedyśmy wyjechali ze Florencoli udał się śnieg z tak
Skrót tekstu: PacOb
Strona: 147
Tytuł:
Obraz dworów europejskich
Autor:
Stefan Pac
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1624 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef Kazimierz Plebański
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zygmunt Schletter
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1854