, bitną pamiętny dziewczyną, I prowinckiego marsylijskie tłoku, I od Narbony wina z Languedoku; Umiesz w niemieckich winach zażyć braku, Wiesz, że najlepsze reńskie z Bacharaku, Dobre nekerskie, lepsze od mozele, W rakuskich smaku mało, wapna wiele;
Na morawskie-ś się zmarszczył w pierwszej probie, Ale gdy muszkat przymknąłeś ku sobie; Znasz trunki, które przemierzle wyniosły Hiszpan śle, co nad Alikantem rosły, Pedrosymony, drugich win fałszerze, I mocnym sektom dałeś gęby szczerze; Piłeś, czego Lach i nie słychał stary, Wina z tej wyspy, co warzy kanary, I co ochrzczono niesłusznie bękartem, Czy słusznie —
, bitną pamiętny dziewczyną, I prowinckiego marsylijskie tłoku, I od Narbony wina z Languedoku; Umiesz w niemieckich winach zażyć braku, Wiesz, że najlepsze reńskie z Bacharaku, Dobre nekerskie, lepsze od mozele, W rakuskich smaku mało, wapna wiele;
Na morawskie-ś się zmarszczył w pierwszej probie, Ale gdy muszkat przymknąłeś ku sobie; Znasz trunki, które przemierźle wyniosły Hiszpan śle, co nad Alikantem rosły, Pedrosymony, drugich win fałszerze, I mocnym sektom dałeś gęby szczerze; Piłeś, czego Lach i nie słychał stary, Wina z tej wyspy, co warzy kanary, I co ochrzczono niesłusznie bękartem, Czy słusznie —
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 52
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca. MINUCJE
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi, Jasna na niebo kanikuła wschodzi; Wtenczas gospodarz niech uważa, z jakim Łączy się nocny miesiąc nieba znakiem. Jeśli się przymknął do dżdżystego Byka, Taka na cały rok idzie praktyka: Grady i zbytnie wilgości tak zboże Porażą, że z nim siedzieć doma może I w ziemię wsianej nie doszedszy miary, Żegnać się z Gdańskiem i jego towary. Jeśli zaś na Lwa aspekt ma wesoły, Możesz przypuszczać, oraczu, stodoły, Zrodzi-ć się
. Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca. MINUCJE
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi, Jasna na niebo kanikuła wschodzi; Wtenczas gospodarz niech uważa, z jakiem Łączy się nocny miesiąc nieba znakiem. Jeśli się przymknął do dżdżystego Byka, Taka na cały rok idzie praktyka: Grady i zbytnie wilgości tak zboże Porażą, że z nim siedzieć doma może I w ziemię wsianej nie doszedszy miary, Żegnać się z Gdańskiem i jego towary. Jeśli zaś na Lwa aspekt ma wesoły, Możesz przypuszczać, oraczu, stodoły, Zrodzi-ć się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 155
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
in detestatione belli, a prędko do uszu Boskich przychodzi gemitus pauperum. Nie było i bez tego za przodków naszych/ przecię jednak eos longè moderatius wspomni to com kiedyś słyszał. Była jakaś u nas expeditio wojenna. drab (tak na on czas Hajduka nazywano) nondum armatus do bębna idąc ujrzawszy u chłopa połeć mięsa przymknął się do niego chcąc sobie na śniadanie szperkę urznąć. Chłop hamuje/ i pyta co czynisz! Drab odpowiada: wojnać teraz. Wprawdziec wojna mówi chłop/ ale nie do mego połcia. Odbronił się na on czas chłop; teraz u nas wojna i do połcia/ a daleko do komory/ i do skrzynki/ i
in detestatione belli, á prętko do uszu Boskich przychodźi gemitus pauperum. Nie było i bez tego zá przodkow nászych/ przećię iednák eos longè moderatius wspomni to com kiedyś słyszał. Byłá iákaś u nas expeditio woienna. drab (ták ná on czás Háyduká nazywano) nondum armatus do bębná idąc uyrzawszy u chłopá połeć mięsá przymknął się do niego chcąc sobie na śniadánie szperkę urznąć. Chłop hámuie/ i pyta co czynisz! Drab odpowiáda: woynáć teraz. Wprawdźiec woyná mowi chłop/ ále nie do mego połćiá. Odbronił się ná on czas chłop; teraz u nas woyná i do połćiá/ a daleko do komory/ i do skrzynki/ i
Skrót tekstu: PisMów_II
Strona: 62
Tytuł:
Mówca polski, t. 2
Autor:
Jan Pisarski
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
retoryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
, Jeśli z tego, co widać, sądzić mi się godzi, O tym, czego nie widać, takbym sądził śmiało, Iż tak białe i miękkie wszytko twoje ciało, Że jeszcze puch przechodzi łabęcia onego, W którym ono utaił Jowisz Bóstwa swego, Nie chcąc, aby poznany był od kogo, kiedy Przymknął się w takim kształcie do nadobnej Ledy. Ach, gdybym miał w swej mocy lub skarby Krezowe Lub złoto, które pienią brzegi Tagusowe, Dałbym je, by fortuna w tym sprzyjać mi chciała, Żeby mi tak twe ciało kiedy pokazała, Jakie jest w swej ozdobie krom wszelkiej zasłony. Jakieżby stąd brał
, Jeśli z tego, co widać, sądzić mi się godzi, O tym, czego nie widać, takbym sądził śmiało, Iż tak białe i miękkie wszytko twoje ciało, Że jeszcze puch przechodzi łabęcia onego, W ktorym ono utaił Jowisz bostwa swego, Nie chcąc, aby poznany był od kogo, kiedy Przymknął się w takim kształcie do nadobnej Ledy. Ach, gdybym miał w swej mocy lub skarby Krezowe Lub złoto, ktore pienią brzegi Tagusowe, Dałbym je, by fortuna w tym sprzyjać mi chciała, Żeby mi tak twe ciało kiedy pokazała, Jakie jest w swej ozdobie krom wszelkiej zasłony. Jakieżby ztąd brał
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 237
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
owej strony Koło zamku, że bito w bębny, w trąby, w dzwony. Na psa mu się sromota zda szable dobywać I na bezbronnego jej myśliwca używać: Mniejsza hańba, gdy tylko puklerza użyje, Który miał od Atlanta, kiedy go odkryje.
XI.
I tak namyśliwszy się, kiedy śmiały łowiec Bliżej się przymknął podeń, zdjął z niego pokrowiec: Pokazał puklerz zaraz doświadczonej mocy, Skoro się blask rozniecił i uderzył w oczy, Bo myśliwca zarazem zmysły odbieżały, Padł pies, padł koń, sokoła pióra nie trzymały. Rugier z tamtego miejsca odjeżdża wesołym, Widząc, że śpi myśliwiec, koń i pies z sokołem.
XII
owej strony Koło zamku, że bito w bębny, w trąby, w dzwony. Na psa mu się sromota zda szable dobywać I na bezbronnego jej myśliwca używać: Mniejsza hańba, gdy tylko puklerza użyje, Który miał od Atlanta, kiedy go odkryje.
XI.
I tak namyśliwszy się, kiedy śmiały łowiec Bliżej się przymknął podeń, zdjął z niego pokrowiec: Pokazał puklerz zaraz doświadczonej mocy, Skoro się blask rozniecił i uderzył w oczy, Bo myśliwca zarazem zmysły odbieżały, Padł pies, padł koń, sokoła pióra nie trzymały. Rugier z tamtego miejsca odjeżdża wesołem, Widząc, że śpi myśliwiec, koń i pies z sokołem.
XII
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 150
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dał, niech się o to boi, Bo na tymże więc lepie samego ułowią. Jeśli nie biegasz, nie masz, dawno ludzie mówią. LXXXVI. Co Bóg obiecał, nikogo nie minie. ŁABĘĆ I BOCIAN.
Widząc łabęć przed sobą śmierć nieuchronioną, Począł śpiewać piosneczkę swoję przyrodzoną. Bocian, słysząc śpiewanie, przymknął się do niego I spytał, przeczby śpiewał, schodząc z świata tego,
Ponieważ śmierć za przykrą i zwierzęta mają, A nawet i ludzie jej srodze się lękają. Na to łabęć powiedział: „Śpiewam umierając, Lepszego końca, niżem zasłużył, czekając. I płaczę, zaraz pomniąc na przeszłe kłopoty,
Które więtszej
dał, niech się o to boi, Bo na tymże więc lepie samego ułowią. Jeśli nie biegasz, nie masz, dawno ludzie mowią. LXXXVI. Co Bóg obiecał, nikogo nie minie. ŁABĘĆ I BOCIAN.
Widząc łabęć przed sobą śmierć nieuchronioną, Począł śpiewać piosneczkę swoję przyrodzoną. Bocian, słysząc śpiewanie, przymknął się do niego I spytał, przeczby śpiewał, schodząc z świata tego,
Ponieważ śmierć za przykrą i źwierzęta mają, A nawet i ludzie jej srodze się lękają. Na to łabęć powiedział: „Śpiewam umierając, Lepszego końca, niżem zasłużył, czekając. I płaczę, zaraz pomniąc na przeszłe kłopoty,
Które więtszej
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 78
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
a przecię choć z wielkim krzykiem kołacąc/ ze grzmotem nam znać oprzyjściu dają Clamor factus est lubo tak ostro na trwogę trąbią: clangetur in tuba magna lub tak głośny okrzykiem na złodzieja/ na truciznę/ na śmierć wołają: Mors in olla, mors in olla jużci się nie tylko w dom ale za stół zdrajca przymknął/ już z jednej misy/ z jednego talerza jecie. Często jednak jak martwi/ na obie uszy śpiemy. 4. Lecz i stąd jest nie mniejszy od śmierci postrach że nam przyjdzie raz tylko umrzeć. Co gdy się raz powiedzie źle/ poprawić się/ powetować na wieki nie dadzą. Eccl: 55. Lignum
a przećię choć z wielkim krzykiem kołacąc/ ze grzmotem nám znać oprzyiśćiu dáią Clamor factus est lubo ták ostro ná trwogę trąbią: clangetur in tuba magna lub ták głośný okrzykiem ná złodźieiá/ ná trućiznę/ ná smierć wołaią: Mors in olla, mors in olla iużći się nie tylko w dom ale zá stoł zdraycá przymknął/ iuż z iedney misy/ z iednego talerzá iećie. Często iednak iák martwi/ na obie uszy śpiemy. 4. Lecz y ztąd iest nie mnieyszy od śmierći postrach że nam przyidźie raz tylko umrzeć. Co gdy się raz powiedźie źle/ poprawić się/ powetować ná wieki nie dádzą. Eccl: 55. Lignum
Skrót tekstu: BujnDroga
Strona: 121
Tytuł:
Droga do domu
Autor:
Michał Bujnowski
Drukarnia:
Akademia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
się też i ja dalej pohamować. Dałem mu rześko kuflem w odętą paszczękę, A on mię też zęboma wchwycił w prawą rękę. A tak miał jadowite zęby ten syn pieski, Że mię pana Plutona Hanus, balwierz saski, Nie mógł wyleczyć. Przeto prędko po Matysa, Cyrulika, do Wilna wyprawiono biesa. Przymknął z nim jako z procy, ale i ten zgoła, Jak to stary, chorobie mojej nie wydoła. Bo mi się tak bardzo wdał już ogień piekielny, O który sam nie trudno, wszytekem go pełny. Stąd mię gorączka wielka niepomału piecze, Ledwie się głowa człeku w tym piekle nie wściecze. Przetom też
się też i ja dalej pohamować. Dałem mu rześko kuflem w odętą paszczękę, A on mię też zęboma wchwycił w prawą rękę. A tak miał jadowite zęby ten syn pieski, Że mię pana Plutona Hanus, balwierz saski, Nie mógł wyleczyć. Przeto prędko po Matysa, Cyrulika, do Wilna wyprawiono biesa. Przymknął z nim jako z procy, ale i ten zgoła, Jak to stary, chorobie mojej nie wydoła. Bo mi się tak bardzo wdał już ogień piekielny, O który sam nie trudno, wszytekem go pełny. Stąd mię gorączka wielka niepomału piecze, Ledwie sie głowa człeku w tym piekle nie wściecze. Przetom też
Skrót tekstu: ChądzJRelKontr
Strona: 298
Tytuł:
Relacja
Autor:
Jan Chądzyński
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
i siły słabe nie dopuszczają. Gdy obaczyły/ że w przedsięwzięciu upornie stoją/ (bo częstokroć w niebezpieczeństwie głównym/ bojaźń miłosierdzia znać niechce) jęły wołać/ i Rzymianom o ich uciekaniu oznajmiać/ czym Francuzowie przestraszeni/ by snadź konni Rzymscy dróg nie osiedli/ dali wszytkiemu pokoj/ zostali. Cezar nazajutrz wieżę przymknął/ i do szturmu gotowość wszytkę obrócił/ zatym deszcz wielki puścił się/ którą to niepogodę zamysłom swoim sądził pożyteczną. A iż po murach niedbałą straż widział/ swoim też niedbale potrzeby gotować kazał/ coby umyślił i czegoby dokazać chciał/ powiedział. Stały zastępy lekko armowane pod sklepami drzewianymi/ do szturmu pogotowanymi/
y śiły słábe nie dopusczáią. Gdy obaczyły/ że w przedśięwźięćiu vpornie stoią/ (bo częstokroć w niebespieczeństwie głownym/ boiaźń miłośierdźia znáć niechce) ięły wołáć/ y Rzymiánom o ich vćiekániu oznáymiać/ czym Fráncuzowie przestrászeni/ by snadź konni Rzymscy drog nie ośiedli/ dali wszytkiemu pokoy/ zostáli. Cezár nazaiutrz wieżę przymknął/ y do szturmu gotowość wszytkę obroćił/ zatym descz wielki puśćił sie/ ktorą to niepogodę zamysłom swoim sądźił pożyteczną. A iż po murách niedbáłą straż widźiał/ swoim też niedbale potrzeby gotowáć kazał/ coby vmyślił y czegoby dokazáć chćiał/ powiedźiał. Stały zastępy lekko armowáne pod sklepámi drzewiánymi/ do szturmu pogotowánymi/
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 169.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
/ którzy dla szerokości obozu/ ciż ustawicznie na wale stać musieli. Siła też naszych od rozmaitej broni rannych/ na co wszytko przednią obronę i pomoc mieli z strzelby/ a teraz jako Francuzowie odstąpili/ Fabiusz dwie branie zostawił/ drugie zamiotał i zabudował/ pluteos abo komory szerokie drzewiane/ do wału na trzech kołkach przymknął/ i gotuje się na jutrzejsze takież szturmy. Wyrozumiawszy Cezar wszytko/ usiłowaniem wszelkim żołnierstwa swego/ jeszcze przed wschodem Słońca do obozu przyciągnął. Ale gdy się to działo pod Gergowią/ Edwi przesłuchawszy gońców pierwszych od Litawika do siebie posłanych/ dalszej wiadomości o rzeczy nie czekali. Pobudzało jednych łakomstwo/ drugich zjadłość i u
/ ktorzy dla szerokośći obozu/ ćiż vstawicznie ná wále stać muśieli. Siłá też nászych od rozmáitey broni rannych/ ná co wszytko przednią obronę y pomoc mieli z strzelby/ á teraz iáko Fráncuzowie odstąpili/ Fábiusz dwie branie zostáwił/ drugie zámiotał y zábudował/ pluteos ábo komory szerokie drzewiáne/ do wáłu ná trzech kołkách przymknął/ y gotuie sie ná iutrzeysze tákiesz szturmy. Wyrozumiawszy Cezár wszytko/ vśiłowániem wszelkim żołnierstwá swego/ iescze przed wschodem Słońcá do obozu przyćiągnął. Ale gdy sie to dźiało pod Gergowią/ Edwi przesłuchawszy gońcow pierwszych od Litáwiká do śiebie posłánych/ dálszey wiádomośći o rzeczy nie czekáli. Pobudzało iednych łákomstwo/ drugich ziádłość y v
Skrót tekstu: CezWargFranc
Strona: 178.
Tytuł:
O wojnie francuskiej ksiąg siedmioro
Autor:
Gajusz Juliusz Cezar
Tłumacz:
Andrzej Wargocki
Drukarnia:
Drukarnia wdowy Jakuba Sibeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608