dziewczyny Na wierzchu białej pierzyny Widziałem serc naszych mękę: Białą i śniegową rękę, Szyję mleczną, usta krwawe, Złoty włos, oko łaskawe; A co niżej szyje było, Zazdrościwe płótno kryło. Rzekłem: Napaśmy tym wzroki, To oczu naszych obroki, Bo co zakrywa pierzynka, To dla samego Szmelinka. PTASZNIK
Rozkłada Tyrsis zdradne ptakom poły I lipkie lepi rogale z jemioły; A wtem Polichna jak piersi odkryła, Duszę mu za kształt jak pod sieć zwabiła. Nie bój się, ptaszku, już lepu na skrzydła: Wpadł w lep sam Tyrsis i w niezbyte sidła. NA ŚNIEGOWĄ GRĘ
Te śnieżne strzały, te pociski z wody
dziewczyny Na wierzchu białej pierzyny Widziałem serc naszych mękę: Białą i śniegową rękę, Szyję mleczną, usta krwawe, Złoty włos, oko łaskawe; A co niżej szyje było, Zazdrościwe płótno kryło. Rzekłem: Napaśmy tym wzroki, To oczu naszych obroki, Bo co zakrywa pierzynka, To dla samego Szmelinka. PTASZNIK
Rozkłada Tyrsis zdradne ptakom poły I lipkie lepi rogale z jemioły; A wtem Polichna jak piersi odkryła, Duszę mu za kształt jak pod sieć zwabiła. Nie bój się, ptaszku, już lepu na skrzydła: Wpadł w lep sam Tyrsis i w niezbyte sidła. NA ŚNIEGOWĄ GRĘ
Te śnieżne strzały, te pociski z wody
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 95
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
” Ale dziewczyna, jak prędko postrzegła, Że jej kochana ptaszyna odbiegła, W płacz i lamenty smutne uderzyła, Jakowych nad swym wróblem nie czyniła Lezbija gładkim piórem swego sługi,
Jakich nie pisał Naso dla papugi: „Dokądże moje opuszczasz pieścidło, A w nowe — mówi — podawasz się sidło? W którym jeśli cię ptasznik zły przykryje, Nie mojej łaski nad tobą zażyje. Powróć, kochany słowiku swawolny, Lepszy-ć jest dłuższy żywot, choć niewolny!” Usłyszał jej głos i we wszytkim skoku Spuścił się do niej lotem spod obłoku I ucieszywszy onę z powrócenia, Do plecionego sam wskoczył więzienia. Tak siła ślicznej dziewki płacz mógł sprawić
” Ale dziewczyna, jak prędko postrzegła, Że jej kochana ptaszyna odbiegła, W płacz i lamenty smutne uderzyła, Jakowych nad swym wróblem nie czyniła Lezbija gładkim piórem swego sługi,
Jakich nie pisał Naso dla papugi: „Dokądże moje opuszczasz pieścidło, A w nowe — mówi — podawasz się sidło? W którym jeśli cię ptasznik zły przykryje, Nie mojej łaski nad tobą zażyje. Powróć, kochany słowiku swawolny, Lepszy-ć jest dłuższy żywot, choć niewolny!” Usłyszał jej głos i we wszytkim skoku Spuścił się do niej lotem spod obłoku I ucieszywszy onę z powrócenia, Do plecionego sam wskoczył więzienia. Tak siła ślicznej dziewki płacz mógł sprawić
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 249
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
z Bochnie stary, I Koźmin akademik - ci obadwa wiary Chwycili się luterskiej, wzgardziwszy cnotliwe Nauki apostolskie, a wzięli brzydliwe. O, dziwie niesłychany! Najwięcej tam było Duchownych, co się wiary tej złej uchwyciło. By był kto dał cnotliwy znać wskok biskupowi, Jako to byli w kupie! Bo jako więc łowi Ptasznik gęste sikory, tak by je był chciwy Pomsty biskup połowił za ich zbór fałszywy. I już był ten antystes porwał Krowickiego W Pińczowie i w Lipowcu wsadził bezecnego. Bo i ten był plebanem, miał charakter święty, Ale mu czart zalecił swą wolą przeklęty. Nie rychło Zebrzydowski powstanie takowy! Już były wzięły górę złe
z Bochnie stary, I Koźmin akademik - ci obadwa wiary Chwycili się luterskiej, wzgardziwszy cnotliwe Nauki apostolskie, a wzięli brzydliwe. O, dziwie niesłychany! Najwięcej tam było Duchownych, co się wiary tej złej uchwyciło. By był kto dał cnotliwy znać wskok biskupowi, Jako to byli w kupie! Bo jako więc łowi Ptasznik gęste sikory, tak by je był chciwy Pomsty biskup połowił za ich zbór fałszywy. I już był ten antystes porwał Krowickiego W Pińczowie i w Lipowcu wsadził bezecnego. Bo i ten był plebanem, miał charakter święty, Ale mu czart zalecił swą wolą przeklęty. Nie rychło Zebrzydowski powstanie takowy! Już były wzięły górę złe
Skrót tekstu: ErZrzenAnKontr
Strona: 369
Tytuł:
Anatomia Martynusa Lutra Erazma z Roterdama
Autor:
Erazm z Rotterdamu
Tłumacz:
Jan Zrzenczycki
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
człowieka/ oczy mu wydziera/ by snać ślepy nie mógł trafić pod onę winną macicę która jest Chrystus Jezus/ pod którejby cieniem odpoczął wolny/ czyni to różnemi sposobami/ jako wyśmienity Fysik/ jako to gdy zatyka Humorami plugawemi przez niepomierne picie i jedzenie oczne żyły/ gdy je cielesnościami tępi/ gdy nadto tenże ptasznik ma dopuszczenie/ tak trapić i dręczyć człowieka/ jako niegdyś cierpliwego polerował Joba z woli Pańskiej/ który się występkami naszemi barzo brzydzi. Te abyś Pana nie obrażał Prawósł: Czytelniku: złoż tak jako składa Jeleń rogi swoje/ a na barziej siedm śmiertelnych/ do czego tenżeć powodem Jeleń/ gdy siódmego roku po
człowieká/ oczy mu wydźiera/ by snać slepy nie mogł tráfić pod onę winną mácicę ktora iest Christus Iezus/ pod ktoreyby ćieniem odpoczął wolny/ czyni to roznemi sposobámi/ iáko wysmienity Physik/ iáko to gdy zátyka Humorámi plugáwemi przez niepomierne pićie y iedzenie oczne żyły/ gdy ie ćielesnośćiámi tępi/ gdy nádto tenże ptásznik ma dopuszczenie/ ták trapić y dręczyć człowieká/ iáko niegdyś ćierpliwego polerował Iobá z woli Páńskiey/ ktory się występkámi nászemi bárzo brzydzi. Te ábys Páná nie obrażał Práwosł: Czytelniku: złoż ták iáko skłádá Ieleń rogi swoie/ á na bárziey śiedm śmiertelnych/ do czego tenżeć powodem Ieleń/ gdy śiodmego roku po
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 148.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
kilka lat, który słysząc dzielność tego ptaka Aż do choroby pragnął, by mu go dostano, Nie kontent z inszych, które z rożnych stron mu słano. Matka, lubo z ciężkością przyszło jej to, przecię Żeby tylko ratować swe jedyne dziecię, Jedzie, a dawszy inszą przyczynę swej drogi, Wstępuje, kędy mieszkał ptasznik on ubogi. Tedy po przywitaniu i rożnej rozmowie, Ej gdyby było co jeść? bezpiecznie mu powie, I wnet go tak ochoczym znała ona dama, Jako ledwie anieli mieli Abrahama, Lubo to dla ubóstwa i skwapnego czasu, Nie mogąc jej lepszego wystawić frykasu,
Przy innych tam potrawach dosyć szczupłych zgoła, Przyszło i
kilka lat, ktory słysząc dzielność tego ptaka Aż do choroby pragnął, by mu go dostano, Nie kontent z inszych, ktore z rożnych stron mu słano. Matka, lubo z ciężkością przyszło jej to, przecię Żeby tylko ratować swe jedyne dziecię, Jedzie, a dawszy inszą przyczynę swej drogi, Wstępuje, kędy mieszkał ptasznik on ubogi. Tedy po przywitaniu i rożnej rozmowie, Ej gdyby było co jeść? bezpiecznie mu powie, I wnet go tak ochoczym znała ona dama, Jako ledwie anieli mieli Abrahama, Lubo to dla ubostwa i skwapnego czasu, Nie mogąc jej lepszego wystawić frykasu,
Przy innych tam potrawach dosyć szczupłych zgoła, Przyszło i
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 262
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
chce inaczej, jedno, że mu żywo przydzie Wręce, i tak rozumie, że mu to wynidzie. Śmiertelnej broni, której na nieprzyjaciele Używał, którą ich tak pozabijał wiele, Nie wziął z sobą, mniemając, że jej tam nie trzeba, Kędy tylko pojmać, nie zabić potrzeba.
LXVII.
Jako uczony ptasznik częstokroć czyniwa, Który więc pierwsze ptaki żywo zachowywa I na szpary albo je obraca na waby, Aby drudzy spadali na znane powaby: Taki beł król Cimoskus na on czas z swojemi. Ale zasię nie chciał być Orland między temi, Co się wprzód wziąć dawają, i niósł śmiałe czoło Na zdrajcę i rozerwał uczynione koło
chce inaczej, jedno, że mu żywo przydzie Wręce, i tak rozumie, że mu to wynidzie. Śmiertelnej broni, której na nieprzyjaciele Używał, którą ich tak pozabijał wiele, Nie wziął z sobą, mniemając, że jej tam nie trzeba, Kędy tylko poimać, nie zabić potrzeba.
LXVII.
Jako uczony ptasznik częstokroć czyniwa, Który więc pierwsze ptaki żywo zachowywa I na spary albo je obraca na waby, Aby drudzy spadali na znane powaby: Taki beł król Cimoskus na on czas z swojemi. Ale zasię nie chciał być Orland między temi, Co się wprzód wziąć dawają, i niósł śmiałe czoło Na zdrajcę i rozerwał uczynione koło
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 188
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Ach, jak zewsząd śmierć ludzie sidłami otacza, zdradliwiej niźli pająk, gdy w swe łowy wkracza! Ten bowiem łowczy cicho w ciemnym końcu słucha, czekając, nim się k niemu zbliży głupia mucha, która, gdy się tknie namniej swym skrzydełkiem sieci, z sztucznych siatek już więcej obłów nie uleci. Albo też jako ptasznik, gdy swój kunszt wyprawia, wprzód się liściem okryje, niż sidła zastawia, i kryjąc laski w trawę do sieci przypięte, na czystej ziemi sypie ziarna na ponętę, potym waby okrywa jak w języczki majem i ptaszki uwiązane sadza pod swym gajem; a tam zwabnym swym głosem ten kompana zwodzi, ów zaś sztucznie z
Ach, jak zewsząd śmierć ludzie sidłami otacza, zdradliwiej niźli pająk, gdy w swe łowy wkracza! Ten bowiem łowczy cicho w ciemnym końcu słucha, czekając, nim się k niemu zbliży głupia mucha, która, gdy się tknie namniej swym skrzydełkiem sieci, z sztucznych siatek już więcej obłów nie uleci. Albo też jako ptasznik, gdy swój kunszt wyprawia, wprzód się liściem okryje, niż sidła zastawia, i kryjąc laski w trawę do sieci przypięte, na czystej ziemi sypie ziarna na ponętę, potym waby okrywa jak w języczki majem i ptaszki uwiązane sadza pod swym gajem; a tam zwabnym swym głosem ten kompana zwodzi, ów zaś sztucznie z
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 53
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
dokąd ją żal i miłość wątpliwie zwabiała, sama wszędy zwiadując, wszystkich serca chwyta, sama wszytkich z pilnością o śmierć Pańską pyta. Jako słowik rzewliwy w gniazdku, owdowiały, wyrażając po dziatkach frasunek niemały, po zielonych wierzchołkach skwierczy, narzekając bez przestanku, w gniazdeczko coraz zazierając, póki mu głosu staje, zdradę na ptasznika przed swoim towarzystwem żałośnie wykrzyka, nie z mniejszym i ja żalem wskroś miasto zwiedziła, a nigdziem nie znalazła, com nędzna zgubiła. O obmierzłe dziedziny, o nieszczyre drogi, które często deptały darmo moje nogi! Mniemałam, że w łożnicy już się zguba zjawi, ale się jeszcze kędyś w skrytym kącie
dokąd ją żal i miłość wątpliwie zwabiała, sama wszędy zwiadując, wszystkich serca chwyta, sama wszytkich z pilnością o śmierć Pańską pyta. Jako słowik rzewliwy w gniazdku, owdowiały, wyrażając po dziatkach frasunek niemały, po zielonych wierzchołkach skwierczy, narzekając bez przestanku, w gniazdeczko coraz zazierając, poko mu głosu staje, zdradę na ptasznika przed swoim towarzystwem żałośnie wykrzyka, nie z mniejszym i ja żalem wskroś miasto zwiedziła, a nigdziem nie znalazła, com nędzna zgubiła. O obmierzłe dziedziny, o nieszczyre drogi, które często deptały darmo moje nogi! Mniemałam, że w łożnicy już się zguba zjawi, ale się jeszcze kędyś w skrytym kącie
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 110
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
nie znajdziecie; służcie Panu Bogu; kto służy Pnu temu/ nie służy/ ale króluje; kędy Duch Pański/ tam wolność. Z. Antoni Arcybiskup florencki/ umierając mówił: Kto służył Bogu/ ten królował. Nędzny słowiczek/ póki był w lesie/ lada czego się obawiał: listek powiewny chrząstnął/ on na ptaśnika pomyślił; skoro się do klatki dostał Pana bogatego/ i czegoż się boi? i czegoż szuka? by rozum był/ pewnieby z niej nigdy nie odleciał/ choćby otwarta zawsze była. Prosi was do tej świętej niewoli Mędrzec: Słuchaj synu/ i przyjmi radę rozumu/ i nie odrzucaj rady mojej:
nie znaydźiećie; służćie Pánu Bogu; kto służy Pnu temu/ nie służy/ ale kroluie; kędy Duch Páński/ tám wolność. S. Antoni Arcybiskup florentski/ vmieráiąc mowił: Kto służył Bogu/ ten krolował. Nędzny słowiczek/ poki był w leśie/ ládá czego się obawiał: listek powiewny chrząstnął/ on ná ptaśniká pomyślił; skoro się do klatki dostał Páná bogátego/ y czegoż się boi? y czegoż szuka? by rozum był/ pewnieby z niey nigdy nie odlećiał/ choćby otwárta záwsze byłá. Prośi was do tey świętey niewoli Mędrzec: Słuchay synu/ y przyimi rádę rozumu/ y nie odrzucay rády moiey:
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 85
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
wywodzi, co jest probabilius.
PTACTWO Ludzkiego, lub innego głosu pojętne.
PAPUGA, KRUK, SROKA gadają. SZPAKA, SŁOWIKA po Grecku i po Łacinie w Rzymie słyszał sam Pliniusz. SZPAK jeden był nauczony słów: Cave à malo consortio; ten gdy uciekł z klatki, i wpadł w sieci, widząc drugich od Ptasznika duszonych, zawołał: Cave à malo Consertio; czym się wykupił od śmierci, jako Engelgrave świadczy. ANTUS, alias KONIK Ptak, advivum rżanie wyraża Koni: Ptak ASINA w Brazylii Osłów imituje w głosie. o Ptactwie osobliwym
PTACTWO, które jaką ARTEM wynalazło?
Odpowiadają Autorowie, że Gramatykom przysłużyli się Zurawie, gdy dwie
wywodzi, co iest probabilius.
PTACTWO Ludzkiego, lub innego głosu poiętne.
PAPUGA, KRUK, SROKA gadaią. SZPAKA, SŁOWIKA po Grecku y po Łacinie w Rzymie słyszał sam Pliniusz. SZPAK ieden był nauczony słow: Cave à malo consortio; ten gdy uciekł z klatki, y wpadł w sieci, widząc drugich od Ptasznika duszonych, zawołał: Cave à malo Consertio; czym się wykupił od śmierci, iako Engelgrave świadczy. ANTHUS, alias KONIK Ptak, advivum rżanie wyraża Koni: Ptak ASINA w Brazylii Osłow imituie w głosie. o Ptactwie osobliwym
PTACTWO, ktore iaką ARTEM wynalazło?
Odpowiadaią Autorowie, że Grammatykom przysłużyli się Zurawie, gdy dwie
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 618
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755