Polskich
Lub twe Driady na gładkość się sadzą/ Polskie im Nimfy przodkować nie dadzą/ Zatniej Matko twych gołębi/ A spuszcaj się na świat głębi.
Tam stąń gdzie Ząmek/ najpiękniejszy z wielu/ Na grzbiecie usiadł/ czarnego Wawelu/ Wnidziesz snadno: bo otwarty/ Lubo czujne w bramach warty.
I inszych żadnych niepuszczają gości/ Przepuszczą snadno Boginią miłości. Tam wprzezornym Gabinecie/ Parę ludzi zastaniecie.
Co dzisiaj stułą są związani tęgą/ Barziej Małżeńską na przyjaźń przysięgą/ Wszędzie zgraje Pacholęce/ Palą pochodnie Jarzęce.
Na stołach wety/ i napoje buczne/ A Wiole grzmią w kątach słodkomruczne/ Nie tej miłość chce słodyczy/ Inszej czeka dziś
Polskich
Lub twe Dryády ná głádkość się sádzą/ Polskie im Nimphy przodkowáć nie dádzą/ Zátniey Mátko twych gołębi/ A spuszcay się ná świát głębi.
Tám stąń gdźie Ząmek/ naypięknieyszy z wielu/ Ná grzbiećie vśiádł/ czarnego Wawelu/ Wnidźiesz snádno: bo otwárty/ Lubo czuyne w bramach wárty.
Y inszych żadnych niepuszczáią gośći/ Przepuszczą snádno Boginią miłośći. Tám wprzezornym Gábinećie/ Parę ludźi zástániećie.
Co dźiśiay stułą są związáni tęgą/ Bárźiey Małżeńską ná przyiáźń przyśięgą/ Wszędźie zgráie Pacholęce/ Palą pochodnie Iárzęce.
Ná stołách wety/ y napoie buczne/ A Wiole grzmią w kątách słodkomruczne/ Nie tey miłość chce słodyczy/ Inszey czeká dźiś
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 164
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
. Ty nietylko ten związek/ między ludźmi święty/ Konasz: Leć między ptastwem i między zwierzęty. Idzie Lew za samicą/ i Niedźwiedź uporny/ Idzie za swą owieczką baranek oborny Trukają na wyniosłym Trukaweczki dębie/ Parzą się w Gołębincach niewinne gołębie. Wróblik na strzesze wesoł: na krzewistym drzewie/ Srebrne piany puszczają parzyste Cietrzewie. Zgoła wszytko co jedno podlega jasności/ Słonecznej; ciebie zowie Boginią miłości. Jakoż i to dzisiejsze stadło przyzwoita/ Ze cię swych serc Rządczyną i kochania wita. Ty wźnieć w zamarzłych sercach ogień żarliwości/ Choćby też nadstarzałe trzeszczeć miały Kości. Niech Pan młody pokaże za pierwszym noclegiem/ Choć skronie osypane
. Ty nietylko ten związek/ między ludźmi święty/ Konasz: Leć między ptástwęm y między zwierzęty. Idźie Lew zá sámicą/ y Niedźwiedź vporny/ Idźie zá swą owieczką báránek oborny Trukáią na wyniosłym Trukaweczki dębie/ Parzą się w Gołębincách niewinne gołębie. Wroblik ná strzesze wesoł: ná krzewistym drzewie/ Srebrne piány puszczáią párzyste Cietrzewie. Zgołá wszytko co iedno podlega iásnośći/ Słoneczney; ćiebie zowie Boginią miłośći. Iákosz y to dźisieysze stadło przyzwoita/ Ze ćię swych serc Rządczyną y kochania wita. Ty wźnieć w zámárzłych sercách ogień żárliwośći/ Choćby też nádstárzáłe trzesczeć miáły Kośći. Niech Pan młody pokaze zá pierwszym noclegiem/ Choć skronie osypáne
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 208
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
się ściągając szwedów którzy są w Wielkiej Polsce destinati in obsequium Principis od króla imci szwedzkiego. Dwór i equipage króla imci w Tykocinie i de Gardes Corps kawaleria, nie bez naprzykrzenia się okolicy i całemu Podlaszowi paletami i kontrybucją. Szlachta cremit.
Powietrze od Warszawy szerzy się, dla którego Prusy się zamknęły, i nikogo nie puszczają, nie tylko z polaków, ale kto tylko i z swoich z Prus wyjechał.
Króla imć szwedzkiego marsz bardzo przykry i głodny, bo Moskwa wszystko paliła, nawet trawy, aby konie pożywienia nie miały. Piw, gorzałek, chleba absoluto mieć szwedzi nie mogli, a przytem tak ich kałmucy ustawicznie infestowali, że
się ściągając szwedów którzy są w Wielkiéj Polsce destinati in obsequium Principis od króla imci szwedzkiego. Dwór i equipage króla imci w Tykocinie i de Gardes Corps kawalerya, nie bez naprzykrzenia się okolicy i całemu Podlaszowi paletami i kontrybucyą. Szlachta cremit.
Powietrze od Warszawy szerzy się, dla którego Prusy się zamknęły, i nikogo nie puszczają, nie tylko z polaków, ale kto tylko i z swoich z Prus wyjechał.
Króla imć szwedzkiego marsz bardzo przykry i głodny, bo Moskwa wszystko paliła, nawet trawy, aby konie pożywienia nie miały. Piw, gorzałek, chleba absoluto miéć szwedzi nie mogli, a przytém tak ich kałmucy ustawicznie infestowali, że
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 261
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
z panną, Albo Tytana, cugiem składanym, z Dianą,
Co koń słoneczny, jeleń co miesięczny zdole, Jednym pojazdem w wielkie kwapiących się pole. Słońce spod chmur dopiero, miesiąc też na nowiu: Na kobiercu i jednym oboje wezgłowiu Zniewolonej pod dobrym Jowiszem fortuny, W wielkie, jakom rzekł, pole puszczają bieguny. Stój tak, piastunie orła, co rządzi Sarmaty, I ty, coś opuściwszy lilijowe kwiaty, Jaśnie Wielmożna Pani, pod jego się skrzydła Dała, przytrzymajcie swych woźników wędzidła, A w drogę, której żadna mil nie zliczy kwota, Przyjmcie od sługi swego wijatykiem wota. Wasze sobie za dobre znaki wziąwszy herby
z panną, Albo Tytana, cugiem składanym, z Dyjaną,
Co koń słoneczny, jeleń co miesięczny zdole, Jednym pojazdem w wielkie kwapiących się pole. Słońce spod chmur dopiero, miesiąc też na nowiu: Na kobiercu i jednym oboje wezgłowiu Zniewolonej pod dobrym Jowiszem fortuny, W wielkie, jakom rzekł, pole puszczają bieguny. Stój tak, piastunie orła, co rządzi Sarmaty, I ty, coś opuściwszy lilijowe kwiaty, Jaśnie Wielmożna Pani, pod jego się skrzydła Dała, przytrzymajcie swych woźników wędzidła, A w drogę, której żadna mil nie zliczy kwota, Przyjmcie od sługi swego wijatykiem wota. Wasze sobie za dobre znaki wziąwszy herby
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 193
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
gaje I wszytek ten kraj o tę srogość łaje.
Słuchaj, jako krzykliwi I mnie nad cię życzliwi Drobni śpiewają ptacy: Godzien był wierny Tyrsis lepszej płacy.
Patrz, że potok strumienie Pędzi przez te kamienie, Aby nie patrzył, jako Szczerego sługę ważysz lada jako.
Same nawet owieczki Z przyczyny twej ucieczki Pastwiska nietykane Puszczają, nad twą złością zadumane.” PRZYJAŹŃ
Przyjacielem mię zowiesz, ba, i bratem, Ale ja, widzę, nie utyję na tem. Nic mi nie dajesz, choć mię widzisz w nędzy, Ani bez lichwy pożyczysz pieniędzy, O krzywdę moję broni nie dobędziesz Ani w mej sprawie kilka mil ujedziesz, Nawet ani
gaje I wszytek ten kraj o tę srogość łaje.
Słuchaj, jako krzykliwi I mnie nad cię życzliwi Drobni śpiewają ptacy: Godzien był wierny Tyrsis lepszej płacy.
Patrz, że potok strumienie Pędzi przez te kamienie, Aby nie patrzył, jako Szczerego sługę ważysz lada jako.
Same nawet owieczki Z przyczyny twej ucieczki Pastwiska nietykane Puszczają, nad twą złością zadumane.” PRZYJAŹŃ
Przyjacielem mię zowiesz, ba, i bratem, Ale ja, widzę, nie utyję na tem. Nic mi nie dajesz, choć mię widzisz w nędzy, Ani bez lichwy pożyczysz pieniędzy, O krzywdę moję broni nie dobędziesz Ani w mej sprawie kilka mil ujedziesz, Nawet ani
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 351
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
jasną, tak w sobie przeźrzoczystą była, Że dna i pięknych piasków wzrokowi nie kryła; W chłodzie między pięknemi nad brzegiem drzewami Tamże pannę naleźli z dwiema rycerzami.
LXV.
Ale mię fantazja, która mi nie radzi Zawżdy iść jedną drogą, gdzie indziej prowadzi, Tam, gdzie przeciw Francjej pogańskie obozy Strachy srogie puszczają i surowe grozy, Gdzie syn króla Trojana w namiot swój zwoływa Radę i chrześcijaństwo do boju wyzywa, A Rodomont się śmiały hardzie przed niem chlubi, Że Paryż spali, a Rzym zniszczy i zagubi.
LXVI.
Dali Agramantowi znać byli śpiegowie, Że już beli przez morze przeszli Anglikowie; Dla tego przyść do rady kazał
jasną, tak w sobie przeźrzoczystą była, Że dna i pięknych piasków wzrokowi nie kryła; W chłodzie między pięknemi nad brzegiem drzewami Tamże pannę naleźli z dwiema rycerzami.
LXV.
Ale mię fantazya, która mi nie radzi Zawżdy iść jedną drogą, gdzie indziej prowadzi, Tam, gdzie przeciw Francyej pogańskie obozy Strachy srogie puszczają i surowe grozy, Gdzie syn króla Trojana w namiot swój zwoływa Radę i chrześcijaństwo do boju wyzywa, A Rodomont się śmiały hardzie przed niem chlubi, Że Paryż spali, a Rzym zniszczy i zagubi.
LXVI.
Dali Agramantowi znać byli śpiegowie, Że już beli przez morze przeszli Anglikowie; Dla tego przyść do rady kazał
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 311
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przewodniczka i jego mistrzyni.
XVI.
Skoro jej przystojnemi słowy podziękował, Pożegnał ją i z portem wiatry zostawował Spokojniejsze i poszedł, krążąc nad ludnemi I pachniącej Indii wsiami bogatemi, W prawą i w lewą wysep tysiąc odkrywając, Tak długo, aż obaczył, z biegu nie spuszczając, Kraj świętego Tomasza, skąd się więc puszczają Żeglarze na północy i ster obracają.
XVII.
Jakoby wielki złoty chersonez strychując, Szła armata i brzegów bogatych zajmując, Widzi, jako się wody Gangowe bieleją I w morze wody pędem niewstrąconem leją; Widzi i Taprobanę z swemi mieszkańcami I morze, między dwiema ściśnione brzegami. Po długiej drodze potem do Kochinu przyszli I dopiero
przewodniczka i jego mistrzyni.
XVI.
Skoro jej przystojnemi słowy podziękował, Pożegnał ją i z portem wiatry zostawował Spokojniejsze i poszedł, krążąc nad ludnemi I pachniącej Indyej wsiami bogatemi, W prawą i w lewą wysep tysiąc odkrywając, Tak długo, aż obaczył, z biegu nie spuszczając, Kraj świętego Tomasza, skąd się więc puszczają Żeglarze na północy i sztyr obracają.
XVII.
Jakoby wielki złoty chersonez strychując, Szła armata i brzegów bogatych zajmując, Widzi, jako się wody Gangowe bieleją I w morze wody pędem niewstrąconem leją; Widzi i Taprobanę z swemi mieszkańcami I morze, między dwiema ściśnione brzegami. Po długiej drodze potem do Kochinu przyszli I dopiero
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 334
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
sobie za pewne on włos wygrać na niem I wziąć mu brzydką duszę za pierwszem potkaniem; I obiecował tamże wszytko na się włożyć Brzemię onego boju i Oryla pożyć I zabić go niechybnie na śmierć, jednak z wolą Dwu rodzonych, jeśli mu bić się z niem pozwolą.
LXXXI.
Oni zaś radzi ten bój na niego puszczają, Bo że się darmo tylko będzie bił, mniemają. Już się ukazowała jutrzenka na niebie, Gdy Oryl na plac wjechał, gotów ku potrzebie. Zaczem z niem rozpoczynał Astolf onę sprawę, Ten miecz w ręku, tamten ma ogromną buławę; Miedzy tysiącem inszych radby mu co prędzej Dał Angielczyk taki raz,
sobie za pewne on włos wygrać na niem I wziąć mu brzydką duszę za pierwszem potkaniem; I obiecował tamże wszytko na się włożyć Brzemię onego boju i Oryla pożyć I zabić go niechybnie na śmierć, jednak z wolą Dwu rodzonych, jeśli mu bić się z niem pozwolą.
LXXXI.
Oni zaś radzi ten bój na niego puszczają, Bo że się darmo tylko będzie bił, mniemają. Już się ukazowała jutrzenka na niebie, Gdy Oryl na plac wjechał, gotów ku potrzebie. Zaczem z niem rozpoczynał Astolf onę sprawę, Ten miecz w ręku, tamten ma ogromną buławę; Miedzy tysiącem inszych radby mu co pręcej Dał Angielczyk taki raz,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 350
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
w swej własnej osobie, Mając pierwsze rycerze i wodze przy sobie, Dwu Gwidów, Angelinów i Angeliera, Anina i Ottona i Berlingiera.
XVIII.
I ta i tamta strona przed pany swojemi Chcą się dobrze popisać, na bój patrzącemi, Gdzie i sławy i hojnych nagród dostawają Ci, którzy krew i zdrowie w odwagę puszczają. Ale nie tak się przecię poganie stawili, Aby byli tak barzo nagrodę ważyli, Bo ci, którzy pobici pod mury zostali, Inszem wściekłej śmiałości źwierciadłem zostali.
XIX.
Zda się, że grady z murów z gęstych strzał spadają, Które na szturmujące pogany puszczają; Huk się straszny po rzadkiem powietrzu rozlega, Od
w swej własnej osobie, Mając pierwsze rycerze i wodze przy sobie, Dwu Gwidów, Angelinów i Angeliera, Anina i Ottona i Berlingiera.
XVIII.
I ta i tamta strona przed pany swojemi Chcą się dobrze popisać, na bój patrzącemi, Gdzie i sławy i hojnych nagród dostawają Ci, którzy krew i zdrowie w odwagę puszczają. Ale nie tak się przecię poganie stawili, Aby byli tak barzo nagrodę ważyli, Bo ci, którzy pobici pod mury zostali, Inszem wściekłej śmiałości źwierciadłem zostali.
XIX.
Zda się, że grady z murów z gęstych strzał spadają, Które na szturmujące pogany puszczają; Huk się straszny po rzadkiem powietrzu rozlega, Od
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 362
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nagród dostawają Ci, którzy krew i zdrowie w odwagę puszczają. Ale nie tak się przecię poganie stawili, Aby byli tak barzo nagrodę ważyli, Bo ci, którzy pobici pod mury zostali, Inszem wściekłej śmiałości źwierciadłem zostali.
XIX.
Zda się, że grady z murów z gęstych strzał spadają, Które na szturmujące pogany puszczają; Huk się straszny po rzadkiem powietrzu rozlega, Od tej i owej strony aż nieba dosięga. - Ale niech z Karłem czeka Agramant, o którem Indziej powiem, a teraz obrócę się z piórem Za strasznem Rodomontem, Marsem afrykańskiem, Co krew leje w Paryżu w ludzie chrześcijańskiem.
XX.
Nie wiem, jeśli pomnicie
nagród dostawają Ci, którzy krew i zdrowie w odwagę puszczają. Ale nie tak się przecię poganie stawili, Aby byli tak barzo nagrodę ważyli, Bo ci, którzy pobici pod mury zostali, Inszem wściekłej śmiałości źwierciadłem zostali.
XIX.
Zda się, że grady z murów z gęstych strzał spadają, Które na szturmujące pogany puszczają; Huk się straszny po rzadkiem powietrzu rozlega, Od tej i owej strony aż nieba dosięga. - Ale niech z Karłem czeka Agramant, o którem Indziej powiem, a teraz obrócę się z piórem Za strasznem Rodomontem, Marsem afrykańskiem, Co krew leje w Paryżu w ludzie chrześcijańskiem.
XX.
Nie wiem, jeśli pomnicie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 362
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905