. Tym sposobem miarkowana hojność gdy granic, gdy różnicy, gdy wyboru nie zna, marnotrawstwem się nazywać powinna.
Trzecia proba dobroczynności, jeżeli jest prawa i z cnoty pochodząca, na tym chcieli wieksaminować, czylibyśmy się odważyli na własną przykrość dla wsparcia potrzebujących naszej pomocy; czylibyśmy za pobudką tak chwalebnego przymiotu ratowali w złym stanie nieprzyjaciela; jeżelibyśmy ująć chcieli własnym zbytkom lub wygodzie na ten czas, gdyby tego wymagało wspomożenie podupadłej ale nam nie znajomej osoby; jeżelibyśmy na koniec chcieli służyć Ojczyźnie bez nadziei nadgrody a z pewną stratą.
Podobno takowe uwagi upokorzyłyby w niejednym miłość własną, tającą istność rzeczy pod pożyczanym nazwiskiem.
. Tym sposobem miarkowana hoyność gdy granic, gdy rożnicy, gdy wyboru nie zna, marnotrawstwem się nazywać powinna.
Trzecia proba dobroczynności, ieżeli iest prawa y z cnoty pochodząca, na tym chcieli wyexaminować, czylibyśmy się odważyli na własną przykrość dla wsparcia potrzebuiących naszey pomocy; czylibyśmy za pobudką tak chwalebnego przymiotu ratowali w złym stanie nieprzyiaciela; ieżelibyśmy uiąć chcieli własnym zbytkom lub wygodzie na ten czas, gdyby tego wymagało wspomożenie podupadłey ale nam nie znaiomey osoby; ieżelibyśmy na koniec chcieli służyć Oyczyźnie bez nadziei nadgrody á z pewną stratą.
Podobno takowe uwagi upokorzyłyby w nieiednym miłość własną, taiącą istność rzeczy pod pożyczanym nazwiskiem.
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 192
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
/ który jest naszym w Duchu Ojcem/ i zwierzchniejszym Pasterzem. Odpowiadam. Nie prosto/ tak aby się stało/ namierzam. i owszem trzymać się go jako Ojca/ radzę: abyśmy ratując siebie z tych Bogu brzydkich/ wierze naszej przeciwnych błędów i Herezji/ przez nasze Zyzanie/ w Cekiew naszę Ruską wtrąconych/ ratowali zaraz i jego z tych takichże błędów i Herezji/ przez jego Gergany w Cerkiew Gręcką urażonych. Po którego Pasterskiej czułości i Archierejskiej pobożności pewien jestem/ że się wszytkim tym Gerganowym Heretyckim/ jak i naszych Zyzaniów scriptom/ przeciwnym postawiwszy/ do dalszego postępku w zamknienie jedności świętej trudnym nie będzie. Tym zwłaszcza sposobem/
/ ktory iest naszym w Duchu Oycem/ y zwierzchnieyszym Pásterzem. Odpowiádam. Nie prosto/ ták áby sie stáło/ námierzam. y owszem trzymáć sie go iáko Oycá/ rádzę: ábysmy rátuiąc śiebie z tych Bogu brzydkich/ wierze naszey przećiwnych błędow y Hęreziy/ przez násze Zyzánie/ w Cekiew nászę Ruską wtrąconych/ rátowáli záraz y iego z tych tákichże błędow y Haereziy/ przez iego Gergány w Cerkiew Gręcką vráżonych. Po ktore^o^ Pásterskiey czułośći y Archiereyskiey pobożnośći pewien iestem/ że sie wszytkim tym Gerganowym Haeretyckim/ iák y nászych Zyzániow scriptom/ przećiwnym postáwiwszy/ do dálszego postępku w zámknienie iednośći świętey trudnym nie będźie. Tym zwłaszcżá sposobem/
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 186
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
świętego założył na połkę. W tym czarnemi noc ciemna ziemię okryła skrzydłami/ i dzienną pracę zmiękczonych ludzi ku przyszłym robotom snem hartowała: alić gdy mile wszyscy zasnęli/ dom napełni się ognistej światłości /od onej półki schodzącej/ ocknie się gospodyni/ i wśrzód pożogu być się mniemając/ wszcznie wołać na domowych/ aby ją ratowali: porwali się wszyscy/ i tęż światłość widząc w domu/ rzucili się na podwórze widzieć/ skądby się tem wszczął zapał/ między któremi i ten Z. speculator takież wyszedł/ gdzie nic ku niebezpieczności nie obaczywszy/ weszli znowu do izby/ i żadnej światłości nie widzieli. Lekce tedy te pierwiastki Cuda uważywszy
swiętego záłożył ná połkę. W tym czarnemi noc ćiemna ziemię okryłá skrzydłámi/ y dźienną pracę zmiękczonych ludźi ku przyszłym robotom snem hártowáłá: álić gdy mile wszyscy zásnęli/ dom nápełni się ognistey świátłośći /od oney połki zchodzącey/ ocknie się gospodyni/ y wśrzod pożogu bydź się mniemáiąc/ wszcznie wołáć ná domowych/ áby ią rátowáli: porwáli się wszyscy/ y tęż świátłość widząc w domu/ rzućili się ná podworze widźieć/ zkądby się tẽ wszczął zapał/ między ktoremi y ten S. speculator tákież wyszedł/ gdźie nic ku niebespiecznośći nie obaczywszy/ weszli znowu do izby/ y żadney świátłośći nie widźieli. Lekce tedy te pierwiastki Cudá vważywszy
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 115.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
mniejszemi, Ale i wsi pustoszą z mieszkańcy swojemi.
LV.
Wpadają i na miasta, murem otoczone, I często je trzymają długo obleżone, Choć to w nocy i we dnie strzegą ludzie zbrojni, Zawżdy w trwodze i w strachu, zawżdy niespokojni. Wsi pustkami zostały, z pól pouciekali Oracze; ażeby się jako ratowali, Do proroctwa wysłali swych radzić się, jeśli Mogą być tego wolni, którzy tu odnieśli:
LVI.
Że potrzeba, aby tak piękną naleziono Pannę, jako ta była, co ją udawiono; Którą na brzegu morskiem mają Proteowi Ofiarować, jeśli chcą uść jego gniewowi. Jeśli mu się spodoba, że na niej przestanie
mniejszemi, Ale i wsi pustoszą z mieszkańcy swojemi.
LV.
Wpadają i na miasta, murem otoczone, I często je trzymają długo obleżone, Choć to w nocy i we dnie strzegą ludzie zbrojni, Zawżdy w trwodze i w strachu, zawżdy niespokojni. Wsi pustkami zostały, z pól pouciekali Oracze; ażeby się jako ratowali, Do proroctwa wysłali swych radzić się, jeśli Mogą być tego wolni, którzy tu odnieśli:
LVI.
Że potrzeba, aby tak piękną naleziono Pannę, jako ta była, co ją udawiono; Którą na brzegu morskiem mają Proteowi Ofiarować, jeśli chcą uść jego gniewowi. Jeśli mu się spodoba, że na niej przestanie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 161
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
by bez żalu być, gdyby widziały Angelikę u ostrej uwiązaną skały.
LXVIII.
O, kiedyby beł Orland wiedział ten przypadek, Co jej w Paryżu szukał, gdyby jej upadek Mogli beli rycerze wiedzieć dwaj wybrani, Przez czarta od chytrego mnicha oszukani, Przez tysiącby się śmierci byli przebijali, Aby beli kochanej dziewki ratowali; Ale choćby wiedzieli, małoby sprawili, Kiedy od niej na on czas tak daleko byli.
LXIX.
Tem czasem król Agramant w koło otoczony Wojskiem potężnem ściskał Paryż obleżony, Co jednego dnia przyszedł ku temu końcowi, Że mało w ręce nie wpadł nieprzyjacielowi; I jedno, że nabożne prośby ukoiły Nieba, które
by bez żalu być, gdyby widziały Angelikę u ostrej uwiązaną skały.
LXVIII.
O, kiedyby beł Orland wiedział ten przypadek, Co jej w Paryżu szukał, gdyby jej upadek Mogli beli rycerze wiedzieć dwaj wybrani, Przez czarta od chytrego mnicha oszukani, Przez tysiącby się śmierci byli przebijali, Aby beli kochanej dziewki ratowali; Ale choćby wiedzieli, małoby sprawili, Kiedy od niej na on czas tak daleko byli.
LXIX.
Tem czasem król Agramant w koło otoczony Wojskiem potężnem ściskał Paryż obleżony, Co jednego dnia przyszedł ku temu końcowi, Że mało w ręce nie wpadł nieprzyjacielowi; I jedno, że nabożne prośby ukoiły Nieba, które
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 164
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Przeszłe owe rankory, z-dziesiątkiem tysięcy (A miało ich z-za Suły przybyć wnet co więcej) Znowuz tam wyprawiony (jeźli mu z-tąd cnota Która kiedy przystała?) niejaki Hołota. I ten gdzieś nad prypecią Wołowicza zbiegszy Mało zdradą nie uszedł, kiedyby postrzegszy Gosiewski i Falenzdki z-Chorągwiami swymi Wskok go nie ratowali. I tak gotowymi Wsparli nieprzyjaciela, że nazad cofniony, Trafiwszy w-tym na świeże Wojskowe Zagony, Uciekł jako bez oczu w-zastąpione błota: Gdzie i Wojska, a razem pozbył i żywota. Po nim z-większą daleko kupą i potęgą Podobajło nastąpił. Ale jak zasiegą Nasi prędko Języka, że z-oboi strony Dniepr
Przeszłe owe rankory, z-dziesiątkiem tysiecy (A miało ich z-za Suły przybydź wnet co wiecy) Znowuz tam wypráwiony (ieźli mu z-tąd cnota Ktora kiedy przystała?) nieiáki Hołota. I ten gdźieś nad prypećią Wołowiczá zbiegszy Máło zdrádą nie uszedł, kiedyby postrzegszy Gosiewski i Falenzdki z-Chorągwiámi swymi Wskok go nie ratowáli. I tak gotowymi Wsparli nieprzyiaćielá, że nazád cofniony, Trafiwszy w-tym na świeże Woyskowe Zagony, Vćiekł iáko bez oczu w-zástąpione błotá: Gdzie i Woyská, á razem pozbył i żywota. Po nim z-większą daleko kupą i potęgą Podobayło nastąpił. Ale iak zasiegą Nasi pretko Iezyka, że z-oboi strony Dniepr
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 100
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
/ wzięli. Jednak towarzysze resolute skoczywszy/ Moskwę znowu zaraz wysiekli. Miedzy któremi zabito Pana Stanistawa Dudzińskiego/ Pa-
na Wojciecha Sokoła/ P. Bobrownickiego/ i inszych wiela. Potym Moskwa widząc że nam w Kitajgrodzie niemogłi nic uczynić/ obrócili się do Krimgrodu/ z Krimgiodu wypadli do nas/ dla tego żeby byli Niemców ratowali/ którzy byli w białym murze w ostroszku: i Niemców nie ratowali/ i ich nabito barzo wiele. Na ten czas odjęli nam wszytkie białe mury/ że nigdzie a nigdzie wyniść z miasta niemoglismy/ tylko na wieżę Iwanową włazszy/ to tylkośmy widzieli co się działo na świecie. Widząc że Moskwy barzo wielka wielkość
/ wźięli. Iednák towárzysze resolute skoczywszy/ Moskwę znowu záraz wysiekli. Miedzy ktoremi zábito Páná Stánistáwá Dudźinskiego/ Pá-
ná Woyćiechá Sokołá/ P. Bobrownickiego/ y inszych wiela. Potym Moskwa widząc że nam w Kitáygrodźie niemogłi nic vczynić/ obrocili sie do Krimgrodu/ z Krimgiodu wypádli do nas/ dla tego żeby byli Niemcow rátowáli/ ktorzy byli w białym murze w ostroszku: y Niemcow nie rátowáli/ y ich nábito bárzo wiele. Ná ten czás odięli nam wszytkie białe mury/ że nigdźie á nigdźie wyniść z miástá niemoglismy/ tylko ná wieżę Iwánową włazszy/ to tylkosmy widźieli co sie działo ná świećie. Widząc że Moskwy bárzo wielka wielkość
Skrót tekstu: PasŻoł
Strona: Biij
Tytuł:
Pasja żołnierzów obojga narodów
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
Miedzy któremi zabito Pana Stanistawa Dudzińskiego/ Pa-
na Wojciecha Sokoła/ P. Bobrownickiego/ i inszych wiela. Potym Moskwa widząc że nam w Kitajgrodzie niemogłi nic uczynić/ obrócili się do Krimgrodu/ z Krimgiodu wypadli do nas/ dla tego żeby byli Niemców ratowali/ którzy byli w białym murze w ostroszku: i Niemców nie ratowali/ i ich nabito barzo wiele. Na ten czas odjęli nam wszytkie białe mury/ że nigdzie a nigdzie wyniść z miasta niemoglismy/ tylko na wieżę Iwanową włazszy/ to tylkośmy widzieli co się działo na świecie. Widząc że Moskwy barzo wielka wielkość się kupi/ I. M. Pan Referendarz Litewski/ człowiek rycerski
Miedzy ktoremi zábito Páná Stánistáwá Dudźinskiego/ Pá-
ná Woyćiechá Sokołá/ P. Bobrownickiego/ y inszych wiela. Potym Moskwa widząc że nam w Kitáygrodźie niemogłi nic vczynić/ obrocili sie do Krimgrodu/ z Krimgiodu wypádli do nas/ dla tego żeby byli Niemcow rátowáli/ ktorzy byli w białym murze w ostroszku: y Niemcow nie rátowáli/ y ich nábito bárzo wiele. Ná ten czás odięli nam wszytkie białe mury/ że nigdźie á nigdźie wyniść z miástá niemoglismy/ tylko ná wieżę Iwánową włazszy/ to tylkosmy widźieli co sie działo ná świećie. Widząc że Moskwy bárzo wielka wielkość sie kupi/ I. M. Pan Refferendarz Litewski/ człowiek rycerski
Skrót tekstu: PasŻoł
Strona: Biij
Tytuł:
Pasja żołnierzów obojga narodów
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
, gdybyśmy jak nieme w jatkach bydlęta milczeli, gdybyśmy się jako ludzie nie bronili, gdybyśmy jako rodowita szlachta naszego nie windykowali honoru? Jeżeli teraz, Mci książę, tak wybiegle, tak repugnanterprzecząc sobie, tak niesprawiedliwie stawasz, a cóż byś naówczas mówił, gdybyśmy nic nie czynili, nie ratowali się? Jakbyś babę hultajkę, kalumniatorkę jako jaki drogi klejnot kupiony wszystkim pokazywał, jakbyś jej kłamliwe, potworne i bezbożne ciotectwo publikował, a potem nas milczących, trwożących się, struchlałych przez subordynowanych niepodściwych, a nic nie mających ludzi chłopami zrobił, osoby nasze w kajdany, a fortunę w kaduk zagarnął.
Ach
, gdybyśmy jak nieme w jatkach bydlęta milczeli, gdybyśmy się jako ludzie nie bronili, gdybyśmy jako rodowita szlachta naszego nie windykowali honoru? Jeżeli teraz, Mci książę, tak wybiegle, tak repugnanterprzecząc sobie, tak niesprawiedliwie stawasz, a cóż byś naówczas mówił, gdybyśmy nic nie czynili, nie ratowali się? Jakbyś babę hultajkę, kalumniatorkę jako jaki drogi klejnot kupiony wszystkim pokazywał, jakbyś jej kłamliwe, potworne i bezbożne ciotectwo publikował, a potem nas milczących, trwożących się, struchlałych przez subordynowanych niepodściwych, a nic nie mających ludzi chłopami zrobił, osoby nasze w kajdany, a fortunę w kaduk zagarnął.
Ach
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 589
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
był deszcz nawalny, biegałem do przyjaciół moich, będących w kredycie w partii książąt Czartoryskich, jako to do Chreptowicza, kasztelana naówczas brzeskiego, a teraźniejszego nowogródzkiego, do Suchodolskiego, pisarza skarbowego i grodzkiego wołkowyskiego, i do księdza Łopacińskiego, sekretarza lit., a teraźniejszego biskupa żmudźkiego, aby mnie w tak złym razie ratowali. Przyrzekli mi wszystkie usilności i starania swoje.
Tandem nastąpił dzień poniedziałkowy, dies decretoria. Zjechali się wszyscy, to jest obiedwie strony, do księcia wojewody wileńskiego, hetmana wielkiego W. Ks. Lit., dla ufacylitowania rugów i protestów przeciwko sejmikom zaniesionych. A jako, ile możności mojej było, starałem się
był deszcz nawalny, biegałem do przyjaciół moich, będących w kredycie w partii książąt Czartoryskich, jako to do Chreptowicza, kasztelana naówczas brzeskiego, a teraźniejszego nowogródzkiego, do Suchodolskiego, pisarza skarbowego i grodzkiego wołkowyskiego, i do księdza Łopacińskiego, sekretarza lit., a teraźniejszego biskupa żmujdzkiego, aby mnie w tak złym razie ratowali. Przyrzekli mi wszystkie usilności i starania swoje.
Tandem nastąpił dzień poniedziałkowy, dies decretoria. Zjechali się wszyscy, to jest obiedwie strony, do księcia wojewody wileńskiego, hetmana wielkiego W. Ks. Lit., dla ufacylitowania rugów i protestów przeciwko sejmikom zaniesionych. A jako, ile możności mojej było, starałem się
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 653
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986