świata Kłamcą jest i stąd jego największa intrata. Pewnie, że nic nie ujmie, i owszem, przyłoży, A potem się nad kłamcą pomści krzywdy bożej. 157 (F). NA BRODĘ Z NIEWYPARZONĄ GĘBĄ
Przypatrując się pilno twojej brodzie długiej, Wymaluj, myślę sobie, diable, bończuk drugi, Który żeby się rozdął od samego środku, Pospolicie wieszają w stolcu na wychodku. Jeśli gość o nim nie wie, dość czyniąc naturze, Musi mu to odpuścić, że go osra w dziurze.
Inszego stolca szukać nie trzeba twej brodzie, Przy tak wszetecznej gębie, jako przy wychodzie; Skąd każde niemal słowo, co uraża ludzi, 0
świata Kłamcą jest i stąd jego największa intrata. Pewnie, że nic nie ujmie, i owszem, przyłoży, A potem się nad kłamcą pomści krzywdy bożej. 157 (F). NA BRODĘ Z NIEWYPARZONĄ GĘBĄ
Przypatrując się pilno twojej brodzie długiej, Wymaluj, myślę sobie, diable, bończuk drugi, Który żeby się rozdął od samego środku, Pospolicie wieszają w stolcu na wychodku. Jeśli gość o nim nie wie, dość czyniąc naturze, Musi mu to odpuścić, że go osra w dziurze.
Inszego stolca szukać nie trzeba twej brodzie, Przy tak wszetecznej gębie, jako przy wychodzie; Skąd każde niemal słowo, co uraża ludzi, 0
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 75
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
komornicy strony, Śniegowe Eury, mroźne Akwilony! Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły, Przez ten niepokój, co wam zawsze miły, Przez rozbój barek i przez morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja za równe szczęście sobie biorę, Że ognie zgasną albo że sam zgorę. NA TRAF
Wczora u gładkiej dziewczyny Na wierzchu białej pierzyny Widziałem serc naszych mękę: Białą i śniegową rękę, Szyję mleczną, usta krwawe, Złoty włos, oko łaskawe; A co niżej szyje było, Zazdrościwe płótno kryło.
komornicy strony, Śniegowe Eury, mroźne Akwilony! Co w was tchu, co dmy, co ducha i siły, Przez ten niepokój, co wam zawsze miły, Przez rozbój barek i przez morskie wały Proszę, abyście w piersi me wywiały, Że w nich me ognie albo zadmuchniecie, Albo je na śmierć moję rozedmiecie. Bo ja za równe szczęście sobie biorę, Że ognie zgasną albo że sam zgorę. NA TRAF
Wczora u gładkiej dziewczyny Na wierzchu białej pierzyny Widziałem serc naszych mękę: Białą i śniegową rękę, Szyję mleczną, usta krwawe, Złoty włos, oko łaskawe; A co niżej szyje było, Zazdrościwe płótno kryło.
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 94
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Co codzienną życia swego zgubę
Karbuje sobie i mieć sobie życzy Czas niedościgły w głowie zrachowany, A widząc lat swych i bieg, i odmiany, Zegarka słucha i godziny liczy. ERATO POESIS
Wesołej myśli są wymysłem rymy; Komu żałośnie psi wyją za uchem, Próżno się sadzi śpiewać co smacznego. Mnie serdecznego żalu głowę dymy Rozdęły; próżno mam się wieszczym duchem Pisać i z zdroju czerpać parnaskiego. Wolałabym się napić z letejskiego, Aby nie czasem zwietrzała, nie laty, Lecz zaraz pamięć zginęła mej straty. Atoli i tym ochrzypiałym głosem Wzmagać się będę i starać, jakoby Zabrzmiał wysoko krzyk mojej żałoby, I jeślim Muza, jeśli
Co codzienną życia swego zgubę
Karbuje sobie i mieć sobie życzy Czas niedościgły w głowie zrachowany, A widząc lat swych i bieg, i odmiany, Zegarka słucha i godziny liczy. ERATO POESIS
Wesołej myśli są wymysłem rymy; Komu żałośnie psi wyją za uchem, Próżno się sadzi śpiewać co smacznego. Mnie serdecznego żalu głowę dymy Rozdęły; próżno mam się wieszczym duchem Pisać i z zdroju czerpać parnaskiego. Wolałabym się napić z letejskiego, Aby nie czasem zwietrzała, nie laty, Lecz zaraz pamięć zginęła mej straty. Atoli i tym ochrzypiałym głosem Wzmagać się będę i starać, jakoby Zabrzmiał wysoko krzyk mojej żałoby, I jeślim Muza, jeśli
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 145
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
podobna tej odmiana? Więzień nikczemny został z pana, Który dobywał, dobywają, W ostatniej ziemi go macają. Tedy ze wszystką swą potęgą, Koronne wojska go oblegą, Wezmą mu ziemie, przejmą pasy, Zasłonią niebo, zatną lasy. A już północne wtem Triony, Hiperborskiemi spadną śrony, Świat zamięszają zawieruchy, Ziemię rozedmą przykre duchy. W burzliwem niebie i niewczasach Zołdat się kurczy po szałasach, Tęsknią i naszy na przestrzeni, Jako daleko oblężeni. Owym otwarte pola, kraje, Ziemia zamkniona tym zostaje. Przybywa blada z piekła jędza, Z tysiącem śmierci głód i nędza. Powiedzcie Muze, wiele było, Co tą zarazą ich zginęło,
podobna tej odmiana? Więzień nikczemny został z pana, Który dobywał, dobywają, W ostatniej ziemi go macają. Tedy ze wszystką swą potęgą, Koronne wojska go oblegą, Wezmą mu ziemie, przejmą pasy, Zasłonią niebo, zatną lasy. A już północne wtem Tryony, Hiperborskiemi spadną śrony, Świat zamięszają zawieruchy, Ziemię rozedmą przykre duchy. W burzliwem niebie i niewczasach Zołdat się kurczy po szałasach, Tesknią i naszy na przestrzeni, Jako daleko oblężeni. Owym otwarte pola, kraje, Ziemia zamkniona tym zostaje. Przybywa blada z piekła jędza, Z tysiącem śmierci głód i nędza. Powiedzcie Muze, wiele było, Co tą zarazą ich zginęło,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 21
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
idą z miasta szwaczki. A młodzieńcy za nimi/ bo tam jako w lesie/ Rzadko która pułtynek w dom cało przyniesie. Więc się tai przed ludźmi/ i nic jej nie szkodzi/ Bo młody nie tak porny/ nie rychło rozchodzi. Ale kiedy dostoi/ że już będzie źrzały/ W ten czas i łeb rozedmie/ ba i brzuch niemały. To ona raz wesoła/ raz płacze/ raz śpiewa/ Przechadzka to z Jakubkiem winna niecnotliwa. Znowu na tłokę w noce/ podźciesz panie Jakubie/ To mój Jakub omacmie dopieroż go skubie. Aże moja potym w płacz po onym weselu/ Lepiej było siadkę dziać/ niż chodzić skuść chmielu
idą z miástá szwaczki. A młodźieńcy zá nimi/ bo tám iáko w leśie/ Rzadko ktora pułtynek w dom cáło przynieśie. Więc się tái przed ludźmi/ y nic iey nie szkodźi/ Bo młody nie ták porny/ nie rychło rozchodźi. Ale kiedy dostoi/ że iuż będźie źrzáły/ W ten cżás y łeb rozedmie/ bá y brzuch niemáły. To oná raz wesoła/ raz płácze/ raz śpiewa/ Przechadzká to z Iákubkiem winná niecnotliwa. Znowu ná tłokę w noce/ podźćiesz pánie Iákubie/ To moy Iákub omácmie dopieroz go skubie. Aże moiá potym w płácz po onym weselu/ Lepiey było śiadkę dźiać/ niż chodźić skuść chmielu
Skrót tekstu: FraszSow
Strona: C3
Tytuł:
Fraszki Sowiźrzała nowego
Autor:
Jan z Kijan
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
poda sposobu. Te były zemną twoje pożegnania, Te na zmyśloną skroń, łez wypadania; Nie mogłeś pomnię domowić ostatka, Tak ci płacz język, tak i usta zatka. Na zgotowaną do żeglugi nawę, Po wszystkich szedłeś ostatni, przez ławę; A wsiadszy w Argos, przy flisów ekshorcie, Wiatr żagle rozdął, że nei bawisz w porcie. Na pół się morskie rozchodzą powodzi, Umykająć się bystrej twojei łodzi, Ty na me patrzysz po nadbrzeżne chody, Ja zaś kędy cię siwe niosą wody. A mając wieżą wyniosłości taki ; Skąd wszystkie w morzu ujrzeć może szlaki, Na wierzch wybiegam; gdzie mię chętka wlecze, A
poda sposobu. Te były zemną twoie pożegnánia, Te ná zmyśloną skroń, łez wypadánia; Nie mogłeś pomnię domowić ostátká, Ták ći płácz ięzyk, ták y ustá zátká. Ná zgotowáną do żeglugi náwę, Po wszystkich szedłeś ostátni, przez łáwę; A wsiadszy w Argos, przy flisow exhorćie, Wiátr żagle rozdął, że nei báwisz w porćie. Ná puł sie morskie rozchodzą powodźi, Vmykáiąć się bystrey twoiei łodźi, Ty ná me pátrzysz po nádbrzeżne chody, Ia zás kędy ćię siwe niosą wody. A máiąc wieżą wyniosłośći táki ; Zkąd wszystkie w morzu uyrzeć może szláki, Ná wierzch wybiegam; gdźie mię chętká wlecze, A
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 74
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
do siebie; o nie miejcie za złe! prosiłem Ichmciów, którzy widząc wszystko wcale, rzekli, nic to nic: swoja to rzecz, rzecz przyrodzona. Tamże jak znowu zaczęła się dobra myśl przy ochocie wesoło mokrowatego Gospodarza. T. Barzjejbym się dziwował, żebym tak lekki z przyrodzenia uformowany wicher, miał rozdąć ucztę i bankiet dla Wmci zgotowany. B. Neptunus wszystkę wodę Nilusową, rozkazawszy wlać w czaszę swą Cesarską, wstawszy, spełnił za zdrowie moje duszkiem. T. Jużez, pewny głód w Egipcie, gdyż Nilus spełniony więcej po Egipskich polach oblewać nie wydoła. A Wmci czym się też dostało spełnić Ich[...] . B.
do śiebie; o nie mieyćie zá złe! prośiłem Ichmćiow, ktorzy widząc wszystko wcále, rzekli, nic to nic: swoiá to rzecz, rzecz przyrodzona. Támże iák znowu záczęłá się dobra myśl przy ochoćie wesoło mokrowátego Gospodarzá. T. Bárzieybym się dźiwował, żebym ták lekki z przyrodzenia vformowány wicher, miał rozdąć ucztę y bánkiet dla Wmći zgotowány. B. Neptunus wszystkę wodę Nilusową, roskazawszy wlać w czászę swą Cesárską, wstawszy, spełnił zá zdrowie moie duszkiem. T. Iużez, pewny głod w AEgypćie, gdyż Nilus spełniony więcey po AEgyptskich polách oblewáć nie wydoła. A Wmći czym się też dostáło spełnić Ich[...] . B.
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 50
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, swego, mężniej i odważniej zwykłeś się potykać, niżeli się potykał Vulcanus z Ksantem Cyrus z Eufratem, i Herkules z Archeloem. B. Niebawiąc się dłużej jak Lew rozgniewany, z dobyta wpadłem bronią, między onę nocną hałastrę którą takem nie litościwie począł dmuchac. sam i tam żem one wojska rozdął, trybem wiatrów rozdymqiących szarawe chmury. T. Niemaszci niemasz nic nad resolucją? Ale Księżyc jako sobie na ten czas postąpił. B. Księżyc zbladł jak chusta wszytek na twarzy, groząc oną swą bladawością że mnie niepogodą tęskliwą i ustawicznemi dżdżami miał wolą koniecznie, jakoby nowym jakimsi zalać potopem, co ja postrzegszy,
, swego, mężniey y odważniey zwykłeś się potykáć, niżeli się potykał Vulcánus z Xanthem Cyrus z Eufrátem, y Hercules z Archeloem. B. Niebawiąc się dłużey iák Lew rozgniewány, z dobyta wpádłem bronią, między onę nocną háłástrę ktorą tákem nie lutośćiwie począł dmuchác. sám y tám żem one woyská rozdął, trybem wiátrow rozdymqiących száráwe chmury. T. Niemászći niemász nic nád resolutią? Ale Xięzyc iáko sobie ná ten czás postąpił. B. Xiężyc zbladł iák chustá wszytek ná twarzy, groząc oną swą bládáwośćią że mnie niepogodą tęskliwą y vstáwicznemi dzdzámi miał wolą koniecznie, iákoby nowym iákimśi zálać potopem, co ia postrzegszy,
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 121
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
zaś co za kawy, co słyszę za plotki? Przez jakież by umarli wstawać mieli środki, Których ja, jak Bóg sobie powierzoną duszę Odbierze, ciała w popiół i w drobny proch kruszę? Jednych-em ptakom, drugich rybom dała w żerze, Inszych zjadły bestyje, inszych ogień w perze Obrócił i wiatr rozdął. Co wiedzieć, gdzie który Rozniosły proszek ryby albo ptacy pióry? A on dekret rajski w co, który Bóg ferował? Któż wżdy za grzech Adamów, pytam, pokutował? Plotki to, jakom rzekła, a że idzie o cię, Co byś rad widział, prawisz, mój miły żywocie. I
zaś co za kawy, co słyszę za plotki? Przez jakież by umarli wstawać mieli środki, Których ja, jak Bóg sobie powierzoną duszę Odbierze, ciała w popiół i w drobny proch kruszę? Jednych-em ptakom, drugich rybom dała w żerze, Inszych zjadły bestyje, inszych ogień w perze Obrócił i wiatr rozdął. Co wiedzieć, gdzie który Rozniosły proszek ryby albo ptacy pióry? A on dekret rajski w co, który Bóg ferował? Któż wżdy za grzech Adamów, pytam, pokutował? Plotki to, jakom rzekła, a że idzie o cię, Co byś rad widział, prawisz, mój miły żywocie. I
Skrót tekstu: PotZmartKuk_I
Strona: 637
Tytuł:
Dialog o zmartwychwstaniu pańskim.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
to ten nos twój zdoła Za komin, co przeń z głowy dym wyńdzie i z czoła. 7
Nie każdemu — jak mówią — nos mieć pozwolono, Tobie nie nos, ale mieć arcynos zrządzono. 8
Jeśli na upoconym czole i na twarzy Żar słonecznyć dojmuje i zbytnie cię parzy, Możesz nim chłodu nawiać, te rozdąwszy nozdrze; Możesz i za klin mieć go, żeć wpół drzewo rozdrze. 9
Minerwie palce służą, genijuszom skronie, Merkuremu należą nogi, bark Junonie, Pierś Neptunowi. Nos twój, co stworzeniem mnogiem, Niech się szczyci, gdy mu równ Amaltei rogiem. 10
Będzie i za zegarek kompasowy, kiedy Staniesz siońcu
to ten nos twój zdoła Za komin, co przeń z głowy dym wyńdzie i z czoła. 7
Nie każdemu — jak mówią — nos mieć pozwolono, Tobie nie nos, ale mieć arcynos zrządzono. 8
Jeśli na upoconym czole i na twarzy Żar słonecznyć dojmuje i zbytnie cię parzy, Możesz nim chłodu nawiać, te rozdąwszy nozdrze; Możesz i za klin mieć go, żeć wpół drzewo rozdrze. 9
Minerwie palce służą, genijuszom skronie, Merkuremu należą nogi, bark Junonie, Pierś Neptunowi. Nos twój, co stworzeniem mnogiem, Niech się szczyci, gdy mu równ Amaltei rogiem. 10
Będzie i za zegarek kompasowy, kiedy Staniesz siońcu
Skrót tekstu: GawBukBar_II
Strona: 133
Tytuł:
Bukolika albo sielanki nowe
Autor:
Jan Gawiński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1668
Data wydania (nie wcześniej niż):
1668
Data wydania (nie później niż):
1668
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965