abo igiełką magnesem natartą, nie tak doskonale, jakie były na polu, ale mniejsze, abo większe. Ze nie wspomnię, jako z różnych okazji często inszą liczbę gradusów, składających anguły, z karty abo z pugilares wyrwą nie, tę, która była na polu. Zaczym znacznie linie między stacjami abo ściskają, abo rozszerzają. Gdy skale wydzielają, abo wydzielonych używają, z których nie mogą brać wyraźnie zosobna każdej miary swojej: łokcia, laskiej, abo sznura: ale w kupie, za 10. jednę abo za dwie, abo za 5. z ujęciem prawdziwej odległości między stacjami. Gdy na skali miary większe od łokcia biorą,
ábo igiełką mágnesem nátártą, nie ták doskonále, iákie były ná polu, ale mnieysze, ábo większe. Ze nie wspomnię, iáko z rożnych okázyy często inszą liczbę gradusow, składáiących ánguły, z karty ábo z pugilares wyrwą nie, tę, ktora była ná polu. Záczym znácznie liniie między stácyámi ábo śćiskáią, ábo rozszerzáią. Gdy skále wydźieláią, ábo wydźielonych vżywaią, z ktorych nie mogą brać wyraźnie zosobná káżdey miáry swoiey: łokćiá, laskiey, ábo sznurá: ále w kupie, zá 10. iednę ábo zá dwie, ábo zá 5. z uięćiem prawdźiwey odległośći między stácyámi. Gdy ná skáli miáry większe od łokćiá biorą,
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 63
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
, i rumiane lice. Żaden nie mógł tej złości uskromić żelazem, by mi nie zaraziło głowy z twarzą razem. A cóż, kiedy przypomnię ciemnockliwe łoże i rany, których tknienia ból znosić nie może? Pewnie tych – ach, niestetyż! – rozjątrzenia nowe nie zaleczą już zioła i Machaonowe, bo się te rozszerzają tak barzo w mym ciele, jak od broni pogańskiej gdy więc ginie wiele; rany, które rabują skrytych myśli końce i pod ciężką doktorską ręką bolejące, albowiem zbytnie grzechy zraniły mi duszę, przywiódszy ją już cale o ciemne katusze. Jeszczem nadto strapiona i pszczelną puchliną, której wymiot wstrzymany jest wielką przyczyną. Rwie
, i rumiane lice. Żaden nie mógł tej złości uskromić żelazem, by mi nie zaraziło głowy z twarzą razem. A cóż, kiedy przypomnię ciemnockliwe łoże i rany, których tknienia ból znosić nie może? Pewnie tych – ach, niestetyż! – rozjątrzenia nowe nie zaleczą już zioła i Machaonowe, bo się te rozszerzają tak barzo w mym ciele, jak od broni pogańskiej gdy więc ginie wiele; rany, które rabują skrytych myśli końce i pod ciężką doktorską ręką bolejące, albowiem zbytnie grzechy zraniły mi duszę, przywiódszy ją już cale o ciemne katusze. Jeszczem nadto strapiona i pszczelną puchliną, której wymiot wstrzymany jest wielką przyczyną. Rwie
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 37
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
i z pasterzmi swemi sromotnie gniją/ i nie Matkę swą/ która ich do pierwszego starania i pilności wiodę/ prześladują/ i zatracić usiłują. Przetoż biada im/ iż zamkneli Królestwo Niebieskie przed ludźmi/ w które ani sami wchodzą/ ani drugim wniść dopuszczają. Biada im iż pożyrają dusze owiec Ojca swego/ i rozszerzają szaty swoje/ rozpuszczają kraje płaszczów swoich/ a przecedzając komory Wielbłądy połykają/ ci są wodzowie ślepi/ i którzy na stolicy Mojżeszowej usiadszy/ źle uczą/ i źle czynią/ a iżby je Rabbinami zwano/ pragną. Nie jestli to prze Bóg rzecz dziwna i żałosna? iż i ci sami którym lekarstwo do rąk
y z pásterzmi swemi sromotnie gniią/ y nie Mátkę swą/ ktora ich do pierwszego stáránia y pilności wiodę/ prześláduią/ y zátráćić vśiłuią. Przetoż biádá im/ iż zámkneli Krolestwo Niebieskie przed ludźmi/ w ktore áni sámi wchodzą/ áni drugim wniść dopuszcżáią. Biáda im iż pożyráią dusze owiec Oycá swego/ y rozszerzáią száty swoie/ rozpuszcżaią kráie płaszcżow swoich/ á przecedzáiąc komory Wielbłądy połykáią/ ći są wodzowie ślepi/ y ktorzy ná stolicy Moyzeszowey vśiadszy/ źle vcżą/ y źle czynią/ á iżby ie Rábbinámi zwano/ prágną. Nie iestli to prze Bog rzecż dźiwna y żáłosna? iż y ci sámi ktorym lekárstwo do rąk
Skrót tekstu: SmotLam
Strona: 11v
Tytuł:
Threnos, to iest lament [...] wschodniej Cerkwi
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
brzemiennej dane i kiedy Hipp: wyrzekł tym Aforysmem. Brzemienne mają być leczone/ jeśli wilgotności w ciele kisają/ abo radniej się ruszają/ od czwartego Księżyca/ i aż do siódmego: jednak te mniej/ a gdy płód jeszcze młodszy abo starszy purgaciej nie dawać/ tę sentencją źle niektórzy do krwie puszczania przyciągają i też rozszerzają/ a Hipp: radniej tego słowa leki używa do lekarstwa purgującego/ jako też wszyscy wykładacze jego/ jednymi usty/ i sam Galen toż wyznawa/ abowiem gdyby o krwi puszczaniu rozumiał/ tedyby pierwszych miesięcy nie wyliczał. Już przeto od czwartego Księżyca porządkiem/ aż do siódmego (potym ostróżnie) purgujące leki mogą być
brzemienney dáne y kiedy Hipp: wyrzekł tym Aphorysmem. Brzemienne máią być leczone/ ieśli wilgotnośći w ćiele kisáią/ ábo rádniey się ruszáią/ od czwartego Kśiężycá/ y áż do śiodmego: iednák te mniey/ á gdy płod ieszcze młodszy ábo stárszy purgáciey nie dáwáć/ tę sentencyą źle niektorzy do krwie puszczánia przyćiągáią y też rozszerzáią/ á Hipp: rádniey tego słowá leki vżywa do lekárstwá purguiącego/ iáko też wszyscy wykłádácze iego/ iednymi vsty/ y sam Galen toż wyznawa/ ábowiem gdyby o krwi puszczániu rozumiał/ tedyby pierwszych mieśięcy nie wyliczał. Iuż przeto od czwartego Kśiężycá porządkiem/ áż do śiodmego (potym ostrożnie) purguiące leki mogą być
Skrót tekstu: CiachPrzyp
Strona: G4v
Tytuł:
O przypadkach białychgłów brzemiennych
Autor:
Piotr Ciachowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
poradniki, traktaty
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
i inni napoczęli, to oni szerzej, dostatniej, i piękniej nam teraz do wiadomości, jakoby z rąk do rąk podali. Tym sposobem i pośledniejszych czasów ludzie w Filozofii wielcy nie próżnując, co się zda u Platona i Arystotelesa doskonałego, czemu by się już nic nie mogło przyczynić, to oni rozumem swym tak rozszerzają i rozmnażają; że Plato i Arystoteles zdadzą się tylko początki i nasienie mieć, a pośledniejszy pożytek hojny z tego nasienia wydawać. Jeszcze to pilniej zachowali przodkowie naszej Medycyny: którzy starali się o to usilnie, aby nie tylko majętności doczesne, ale i bogactwa rozumu, dziatkóm swym zostawiali. Abowiem acz żadnego od tej zacnej
y inni nápocżęli, to oni szerzey, dostátniey, y piękniey nam teraz do wiádomośći, iákoby z rąk do rąk podáli. Tym sposobem y poślednieyszych cżásow ludźie w Philozophiey wielcy nie proznuiąc, co się zda u Platoná y Arystotelesá doskonáłego, cżemu by się iuż nic nie mogło przycżynić, to oni rozumem swym ták rozszerzáią y rozmnażáią; że Plato y Arystoteles zdádzą się tylko pocżątki y naśienie mieć, á poślednieyszy pożytek hoyny z tego naśienia wydáwáć. Ieszcże to pilniey záchowáli przodkowie nászey Medicyny: ktorzy stáráli się o to uśilnie, áby nie tylko máiętnośći docżesne, ále y bogáctwá rozumu, dźiatkóm swym zostáwiáli. Abowiem ácż żadnego od tey zacney
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 4
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
Może też to pochodzić od ciężkości kurzaw. Albowiem według P. Newtona istoty naprzykład około słońca krążące, tym więcej ku niemu ciężą, im są onego bliższe: obrócone zaś obłoki kurzaw ku słońcu bliższe są jego niż te, które są z drugiej strony: więc bardziej ku niemu ciężą: a zatym w tej stronie rozszerzają się, jako ciężenie wód ku księżycowi morze nasze przez 6 godzin dwa razy we 24 godzinach podnosi,
Czemu bramka słabsze ma światło? (Rozdział 2 l. 2)
Im rzadsza bowiem rzecz jest, tym mniej od niej promieni odbija się: kurzawy zaś rzadsze są za jądro komety: więc mniej promieni od nich odbitych
Może też to pochodzić od cięszkości kurzaw. Albowiem według P. Newtona istoty naprzykład około słońca krążące, tym więcey ku niemu ciężą, im są onego bliższe: obrocone zaś obłoki kurzaw ku słońcu bliższe są iego niż te, ktore są z drugiey strony: więc bardziey ku niemu ciężą: a zatym w tey stronie rozszerzaią się, iako ciężenie wod ku księżycowi morze nasze przez 6 godzin dwa razy we 24 godzinach podnosi,
Czemu bramka słabsze ma światło? (Rozdział 2 l. 2)
Im rzadsza bowiem rzecz iest, tym mniey od niey promieni odbiia się: kurzawy zaś rzadsze są za iądro komety: więc mniey promieni od nich odbitych
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 73
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
: a zatym i kurzawy w stronie wypukłej więcej promieni do oczu patrzących przesyłają, niż przeciwna strona.
Czemu ogon komet szerszy przy końcu?
Im leksze bowiem są kurzawy, tym wyżej nad inne wynoszą się i łacniej po owych niebieskich przeciągach rozsypują się: jako i dymy ziemskie im wyżej z komina podnoszą się, tym bardziej rozszerzają się. Czemu komet mniejszych, większych zaś większy?
Bo podobno w wielkiej są od nas odległości, a zatym i same i ogon ich mały wydaje się.
Czemu ogon z światłem i z wielkością komety umniejsza się?
Bo się bardziej od nas, i od słońca oddala: oddalając się od nas nam się mniejsza wydaje
: a zatym y kurzawy w stronie wypukłey więcey promieni do oczu patrzących przesyłaią, niż przeciwna strona.
Czemu ogon komet szerszy przy końcu?
Im leksze bowiem są kurzawy, tym wyżey nad inne wynoszą się y łacniey po owych niebieskich przeciągach rozsypuią się: iako y dymy ziemskie im wyżey z komina podnoszą się, tym bardziey rozszerzaią się. Czemu komet mnieyszych, większych zaś większy?
Bo podobno w wielkiey są od nas odległości, a zatym y same y ogon ich mały wydaie się.
Czemu ogon z światłem y z wielkością komety umnieysza się?
Bo się bardziey od nas, y od słońca oddala: oddalaiąc się od nas nam się mnieysza wydaie
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 114
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
są tylko grubość i subtelność cząstek rzecz składających, i onych mniejsze lub większe spojenie; jako tego doświadczamy w wodzie, która zmarzła, staje się twardą i suchą massą. Zimno zaś na tym zależy, iż cząstki rzecz składające albo się zgoła nie ruszają, albo przynajmniej nieznacznie. Tak kruszce latem dla cząstek ich ruszających się rozszerzają się i rozciągają, zimą zaś ściągają się i zminiejszają, przeto własności te nie są dzielne. Bywa wprawdzie zimno częstokroć okazją, lubo nie przyczyną, niektórych skutków, planety jednak a osobliwie komety na owczas gdy się nam ukazują w bliskości wielkiej słońca biegając raczej gorącość niż zimno w sobie mają.
Słońce ciepłem swoim jak
są tylko grubość y subtelność cząstek rzecz składaiących, y onych mnieysze lub większe spojenie; iako tego doświadczamy w wodzie, ktora zmarzła, staje się twardą y suchą massą. Zimno zaś na tym zależy, iż cząstki rzecz składaiące albo się zgoła nie ruszaią, albo przynaymniey nieznacznie. Tak kruszce latem dla cząstek ich ruszaiących się rozszerzaią się y rozciągają, zimą zaś ściągaią się y zminieyszaią, przeto własności te nie są dzielne. Bywa wprawdzie zimno częstokroć okazyą, lubo nie przyczyną, niektorych skutkow, planety iednak a osobliwie komety na owczas gdy się nam ukazuią w bliskości wielkiey słońca biegaiąc raczey gorącość niż zimno w sobie maią.
Słońce ciepłem swoim iak
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 258
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
przestrzegać/ przestrzegajcie i czyńcie: ale według uczynków ich nie czyńcie. Abowiem oni mówią/ ale nie czynią. 4. Bo wiążą brzemiona ciężkie i nieznośne/ i kładą je na ramiona ludzkie: lecz palcem swoim nie chcą ich ruszyć. 5. A wszystkie uczynki swoje czynią/ aby byli widziani od ludzi/ i rozszerzają bramy swoje/ i rozpuszczają podołki płaszczów swoich. 6. Nad to miłują pierwsze miejsca na wieczerzach/ i pierwsze stołki w bożnicach: 7. I pozdrawiania na rynkach: i aby je nazywali ludzie; Mistrzu/ Mistrzu. 8. Ale wy nie nazywajcie się Mistrzami: abowiem jeden jest Mistrz wasz/ CHrystus: ale
przestrzegáć/ przestrzegajćie y cżyńćie: ále według ucżynkow ich nie cżyńćie. Abowiem oni mowią/ ále nie cżynią. 4. Bo wiążą brzemioná ćiężkie y nieznośne/ y kłádą je ná rámioná ludzkie: lecż pálcem swojim nie chcą ich ruszyć. 5. A wszystkie ucżynki swoje cżynią/ áby byli widźiani od ludźi/ y rozszerzáją brámy swoje/ y rozpuszcżáją podołki płaszcżow swojich. 6. Nád to miłują pierwsze miejscá ná wiecżerzách/ y pierwsze stołki w bożnicách: 7. Y pozdrawiánia ná rynkách: y áby je názywali ludźie; Mistrzu/ Mistrzu. 8. Ale wy nie názywajćie śię Mistrzámi: ábowiem jeden jest Mistrz wász/ CHrystus: ále
Skrót tekstu: BG_Mt
Strona: 27
Tytuł:
Biblia Gdańska, Ewangelia według św. Mateusza
Autor:
św. Mateusz
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
ma paszą i po wierzchu niektórych gór/ czemubyś podobno nie wierzył: ma też i niektóre jeziora/ ale nasławniejsze są owe u Nissy/ u Burgheto/ i u Genewy. Ma w sobie Sauoja góry niezmierne rozmaitych kżtałtów: tak iż kto idzie przez tamte kraje/ obaczy zawsze rzeczy nowe: abowiem przechody czasem rozszerzają/ czasem też sciskają góry: czasem się podnoszą góry/ a czasem zniżają: raz się przed tobą ukażą/ a drugi raz się nazad obrócą: raz cię przyprowadzą na równinę/ a potym cię zamkną w dolinie. Sawoja i z swymi przyległościami/ ma około 800000. ludzi: a miedzy nimi jest szlachty do 7000
ma paszą y po wierzchu niektorych gor/ czemubyś podobno nie wierzył: ma też y niektore ieźiorá/ ále nasławnieysze są owe v Nissy/ v Burgheto/ y v Genewy. Ma w sobie Sauoia gory niezmierne rozmáitych kżtałtow: ták iż kto idźie przez támte kráie/ obaczy záwsze rzeczy nowe: ábowiem przechody czásem rozszerzáią/ czásem też zćiskáią gory: czásem się podnoszą gory/ á czásem zniżáią: raz się przed tobą vkażą/ á drugi raz się názad obrocą: raz ćię przyprowádzą ná rowninę/ á potym ćię zámkną w dolinie. Sáwoiá y z swymi przyległośćiámi/ ma około 800000. ludźi: á miedzy nimi iest szláchty do 7000
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 48
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609