się mu oprzeć; a ci zaś którzy mu nie afekci byli, mniemali iż to Betlejem Gaborów zaciąg na przymuszenie ich do posłuszeństwa, gdzieby go po dobrej woli niechcieli za pana przyjąć. Niektórzy też z kądsi sobie byli wyrwali, iż królewic j. m. jako bliższy niż Betlejem Gabor, dwóch niezgodliwych idzie rozwadzać. Zaczem w onem zamięszaniu babelskiemu niecoś podobnem, co żywo do miasta uciekało, a osobliwie panowie wojacy, w żelaznych basztach, z ciężkiemi muszkietami, których gdy w miasto dla pomienionego podejrzenia (iż nikt nikomu nie ufał) niechcieli wpuścić panowie Opolanie, a owi też szturmem raczej dobywać się do miasta chcieli,
się mu oprzeć; a ci zaś którzy mu nie afekci byli, mniemali iż to Bethlehem Gaborów zaciąg na przymuszenie ich do posłuszeństwa, gdzieby go po dobrej woli niechcieli za pana przyjąć. Niektórzy też z kądsi sobie byli wyrwali, iż królewic j. m. jako bliższy niż Bethlehem Gabor, dwóch niezgodliwych idzie rozwadzać. Zaczem w onem zamięszaniu babelskiemu niecoś podobnem, co żywo do miasta uciekało, a osobliwie panowie wojacy, w żelaznych basztach, z ciężkiemi muszkietami, których gdy w miasto dla pomienionego podejrzenia (iż nikt nikomu nie ufał) niechcieli wpuścić panowie Opolanie, a owi też szturmem raczej dobywać się do miasta chcieli,
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 59
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
piłkę, precz poszedł, na co się chowając Inszego, z piłkę mocy tak wiele nie mając.
Tak baczny nie kusi się, kiedy niepodobne Rzeczy widzi, miarkując, jeśli są sposobne
Jego siły; w tym czeka na czas pogodniejszy, Pomniąc, że teraz lepszy ten, kto jest mocniejszy. XL. Dwu trzeci rozwadza. JELEŃ, KOŃ I CHŁOP.
Jeleń i koń na jednej gdy łące chodzili I pospołu się trawą zieloną karmili, Zajźrzał jeden drugiemu miejsca tak dobrego, Myśląc każdy z nich, jakby zbyć stamtąd drugiego.
Przyszło nawet do złych słów, od złych słów do zwady, Przegrał Koń, zaczym z inąd musiał szukać rady
piłkę, precz poszedł, na co się chowając Inszego, z piłkę mocy tak wiele nie mając.
Tak baczny nie kusi się, kiedy niepodobne Rzeczy widzi, miarkując, jeśli są sposobne
Jego siły; w tym czeka na czas pogodniejszy, Pomniąc, że teraz lepszy ten, kto jest mocniejszy. XL. Dwu trzeci rozwadza. JELEŃ, KOŃ I CHŁOP.
Jeleń i koń na jednej gdy łące chodzili I pospołu się trawą zieloną karmili, Zajźrzał jeden drugiemu miejsca tak dobrego, Myśląc każdy z nich, jakby zbyć stamtąd drugiego.
Przyszło nawet do złych słów, od złych słów do zwady, Przegrał Koń, zaczym z inąd musiał szukać rady
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 41
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
Aleć opak uczynił, bo gdy się pokrzepi, Chce oddać, choć już tego, co wziął, nie odlepi. Nuż w tykwy i co włosów mają wkoło piesze, Jeden ociec drugiego bez grzebienia czesze. Mieliby też, jako Piotr, pryncypał ich święty, Miecz do takiej potrzeby do boku przypięty. Nikt rozwadzać i tknąć się nie śmie deputata, Żeby nie zdał pomagać, bo sprawa u kata. Toż skoro się upuszą, ukrwawią do woli, Idą sądzić na ratusz na naszy apostoli. 153 (D). STOIK
Bukszpan w ogrodzie, w dzikim jodła boru Nigdy swojego nie tracą koloru: Lato lub wiosna, zimie lub
Aleć opak uczynił, bo gdy się pokrzepi, Chce oddać, choć już tego, co wziął, nie odlepi. Nuż w tykwy i co włosów mają wkoło piesze, Jeden ociec drugiego bez grzebienia czesze. Mieliby też, jako Piotr, pryncypał ich święty, Miecz do takiej potrzeby do boku przypięty. Nikt rozwadzać i tknąć się nie śmie deputata, Żeby nie zdał pomagać, bo sprawa u kata. Toż skoro się upuszą, ukrwawią do woli, Idą sądzić na ratusz na naszy apostoli. 153 (D). STOIK
Bukszpan w ogrodzie, w dzikim jodła boru Nigdy swojego nie tracą koloru: Lato lub wiosna, zimie lub
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 610
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wymawiasz, abo też i żonę? Miły bracie, powiedz mi, starasz się ty o nią? Już mi wierz, luboś ty kmotr, jak cię łatać pocznę, Choć stare kosturzysko, przecię jednak mocne! Zjedz jutro na śniadanie skrzabła warzonego, A drugi raz wymawiać mnie nie waż się tego!
TRZECI ich rozwadza
A cóż się wam to dzieje, wżdyście przyjaciele? Tak się swarzyć i łajać przy tych ludziach śmiele? Otóż prawie kmotrowie, prawie przyjaciele: Nie zgadzają się z sobą, chociaż ich niewiele! Poprzestańcie wżdy teraz już tego fasołu, Wżdyście zwykli z sobą pić gorzałkę u stołu.
Przynamniej się wstydajcie tych przezacnych
wymawiasz, abo też i żonę? Miły bracie, powiedz mi, starasz się ty o nię? Już mi wierz, luboś ty kmotr, jak cię łatać pocznę, Choć stare kosturzysko, przecię jednak mocne! Zjedz jutro na śniadanie skrzabła warzonego, A drugi raz wymawiać mnie nie waż się tego!
TRZECI ich rozwadza
A cóż się wam to dzieje, wżdyście przyjaciele? Tak się swarzyć i łajać przy tych ludziach śmiele? Otóż prawie kmotrowie, prawie przyjaciele: Nie zgadzają się z sobą, chociaż ich niewiele! Poprzestańcie wżdy teraz już tego fasołu, Wżdyście zwykli z sobą pić gorzałkę u stołu.
Przynamniej się wstydajcie tych przezacnych
Skrót tekstu: PasOkoń
Strona: 210
Tytuł:
Pasterze
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1700
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
jednak na ziemię lekko złożył. Co oni ludzie patrzający postrzegszy/ przybieżeli gromadnie do nich/ i społecznie uwikłanych zastawszy z sobą: jednego z nich na ziemi leżącego (tak jako widzisz w abrysie) za nos trzymającego/ a drugiego na nim stojącego/ obudwu jednak zajadłych/ i wlepione głęboko paznokry trzymających/ gdzie przyszłoby rozwadzając obudwu rozerwać: przetoż jako zwyciężcy winszując i faworyzując/ zwyciężonego dobili/ a drugiego jako Zwyciężcę żywym zostawili: Którego PP. Gdańszczanie w swym sekwestrze napewnym miejscu mają/ i po dziśdzień ludziom pokazują. Zabity u Pasztetnika. W WARSZAWIE, V Wdowy i Dziedziców PiotraFlerei P K M Typografa.
iednák ná źiemię lekko złożył. Co oni ludźie pátrzáiący postrzegszy/ przybieżeli gromádnie do nich/ y społecznie vwikłánych zástawszy z sobą: iednego z nich ná źiemi leżącego (ták iáko widźisz w ábryśie) zá nos trzymáiącego/ á drugiego ná nim stoiąceg^o^/ obudwu iednák záiádłych/ y wlepione głęboko páznokry trzymáiących/ gdźie przyszłoby rozwadzáiąc obudwu rozerwáć: przetoż iáko zwyćiężcy winszuiąc y fáworyzuiąc/ zwyćiężonego dobili/ á drugiego iáko Zwyćiężcę żywym zostáwili: Ktorego PP. Gdáńszczánie w swym sequestrze nápewnym mieyscu máią/ y po dźiśdźień ludźiom pokázuią. Zábity v Pásztetniká. W WARSZAWIE, V Wdowy y Dźiedźicow PiotráFlerei P K M Typográphá.
Skrót tekstu: NeuPoj
Strona: 1
Tytuł:
Neumachia albo pojedynek [...] dwóch orłów
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia wdowy i dziedziców Piotra Elerta
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Gatunek:
relacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1655
Data wydania (nie wcześniej niż):
1655
Data wydania (nie później niż):
1655
to nie było ostateczne moje napomnienie do ciebie. On odpowie zmyślając jakoby to przyjął/ i za grzechy żałował: Ojcze chcę się spowiadać/ pomyślę o swych grzechach/ jutro się wrócę do W. M. ale złość jego na inną go stronę obróciła/ bo mało dbając na wypełnienie swej obietnice czasu naznaczonego: gdy chciał rozwadzać dwu co się przed jego domem wadzili/ odniósł w uchu sztychową ranę/ od której umarł/ czasu do spowiedzi nie mając.
Nie daleko tegoż miasta jedna Indianka Katoliczka/ na każdą Niedzielę i święto zapowiedziane/ chodziła na pewne skryte miejsce/ Boską cześć bałwanowi oddawać/ i bydło mu ofiarować/ a potym Mszej słuchała
to nie było ostáteczne moie nápomnienie do ćiebie. On odpowie zmyśláiąc iákoby to przyiął/ y zá grzechy żáłował: Oycze chcę się spowiádáć/ pomyślę o swych grzechách/ iutro się wrocę do W. M. ále złość iego ná iną go stronę obroćiłá/ bo máło dbáiąc ná wypełnienie swey obietnice czásu náznáczonego: gdy chćiał rozwadzáć dwu co się przed iego domem wádźili/ odniosł w uchu sztychową ránę/ od ktorey umárł/ czásu do spowiedźi nie máiąc.
Nie dáleko tegoż miástá iedná Indyánká Kátholiczká/ ná káżdą Niedźielę y święto zápowiedźiáne/ chodźiłá ná pewne skryte mieysce/ Boską cześć báłwánowi oddáwáć/ y bydło mu ofiárowáć/ á potym Mszey słucháłá
Skrót tekstu: TorRoz
Strona: 38.
Tytuł:
O rozszerzeniu wiary świętej chrześcijańskiej katolickiej w Ameryce na Nowym Świecie
Autor:
Diego de Torres
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1603
Data wydania (nie wcześniej niż):
1603
Data wydania (nie później niż):
1603
nieznośnie się tłukąc, naostatek uderzywszy się o ziemię, żarły się i szarpały ścierw na sobie przez czas niemały, jeden drugiego koniecznie chcąc zazrzeć, aż jeden z nich szwankował potężnie szponami drugiego zdzięty. Lud w polu na ten czas bawiący się oraniem i sianiem, zbiegszy się na dziwowisko, widząc jednego przekonywając drugiego, rozwadzać poczęli, mordujących się a niemogąc rozwadzić, duzszego i silniejszego ratowali, który szwankował, kije ubity, żywy na dziw do Gdańska zaniesiony, (bo tam taki ptak nie tylko rzadki ale niewidany) a zaś zwyciężony przy swoim nieszczęściu życie położył, co zaś te Orły dwa znaczą, obacz u Kochowskiego. Kazimierz wypędzony
nieznośnie się tłukąc, naostatek uderzywszy się o źięmię, żarły się y szarpały śćierw na sobie przez czas niemały, ieden drugiego koniecznie chcąc zazrzeć, aż ieden z nich szwankował potężnie szponami drugiego zdzięty. Lud w polu na ten czas bawiący się oraniem y sianiem, zbiegszy się ná dziwowisko, widząc iednego przekonywaiąc drugiego, rozwadzać poczęli, morduiących się á niemogąc rozwadźić, duzszego y silnieyszego ratowali, ktory szwankował, kije ubity, żywy na dziw do Gdanska zaniesiony, (bo tam táki ptak nie tylko rzadki ale niewidany) a zaś zwyćiężony przy swoim nieszczęśćiu żyćie położył, co zaś te Orły dwa znaczą, obacz u Kochowskiego. Kazimierz wypędzony
Skrót tekstu: KołTron
Strona: 180
Tytuł:
Tron ojczysty
Autor:
Augustyn Kołudzki
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1707
Data wydania (nie wcześniej niż):
1707
Data wydania (nie później niż):
1707
nic, z którejby urosły przyczyny One burdy i one srogie mieszaniny, Zdumiawszy się okrutnie, na swych miejscach stoją, Czekając, jako się te rozruchy ustoją.
CXVI.
Z których się jedni potem na pomoc puścili Pospólstwu, ale tego prędko przypłacili; Drudzy, co mieli lepszy rozsądek, bieżeli Hamować stron i gwałtem rozwadzać je chcieli; Inszy zaś, ostrożniejszy, na miejscu czekali I końca onej krwawej sprawy wyglądali. Z których napierwszy Gryfon i Akwilant byli, Co się wprzód zemścić zbroje odjętej rzucili.
CXVII.
Ci widząc, że Norandyn król beł rozgniewany I ukazował srogiem jadem wzrok pijany, I wziąwszy od niektórych dostateczną sprawę, Kto
nic, z którejby urosły przyczyny One burdy i one srogie mieszaniny, Zdumiawszy się okrutnie, na swych miejscach stoją, Czekając, jako się te rozruchy ustoją.
CXVI.
Z których się jedni potem na pomoc puścili Pospólstwu, ale tego prętko przypłacili; Drudzy, co mieli lepszy rozsądek, bieżeli Hamować stron i gwałtem rozwadzać je chcieli; Inszy zaś, ostrożniejszy, na miejscu czekali I końca onej krwawej sprawy wyglądali. Z których napierwszy Gryfon i Akwilant byli, Co się wprzód zemścić zbroje odjętej rzucili.
CXVII.
Ci widząc, że Norandyn król beł rozgniewany I ukazował srogiem jadem wzrok pijany, I wziąwszy od niektórych dostateczną sprawę, Kto
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 65
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
za wielkie nagrody Cnoty, niebezpieczeństwa i na zdrowiu szkody. Wiecie o tem z drugiemi już historiami I jako prorokini z wielkiemi chęciami Dała mu go przy dużej zbroi Hektorowej, Co pracą boskiej ręki beła Wulkanowej.
CI.
Już po kilkakroć przedtem o to się wadzili, Końca burdom dla przeszkód różnych nie czynili; Kto ich rozwadzał, godził kto zapalczywości, Podano to do waszej dawno wiadomości. Atoli do zjechania nie przyszło spólnego, Aż teraz, kiedy Rugier konia szukał swego; U którego Mandrykard, jako ptaka zoczył, Zgrzytając, z tak przykremi zaraz słowy skoczył: PIEŚŃ XXVI.
CII.
„Widzę, że z herbem znak mój nosisz,
za wielkie nagrody Cnoty, niebezpieczeństwa i na zdrowiu szkody. Wiecie o tem z drugiemi już historyami I jako prorokini z wielkiemi chęciami Dała mu go przy dużej zbroi Hektorowej, Co pracą boskiej ręki beła Wulkanowej.
CI.
Już po kilkakroć przedtem o to się wadzili, Końca burdom dla przeszkód różnych nie czynili; Kto ich rozwadzał, godził kto zapalczywości, Podano to do waszej dawno wiadomości. Atoli do zjechania nie przyszło spólnego, Aż teraz, kiedy Rugier konia szukał swego; U którego Mandrykard, jako ptaka zoczył, Zgrzytając, z tak przykremi zaraz słowy skoczył: PIEŚŃ XXVI.
CII.
„Widzę, że z herbem znak mój nosisz,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 310
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
leży na drodze. PIEŚŃ XXVI.
CXVIII.
Nosi go koń po polu, namniej sił nie czuje, Na ziemi Balizardę ostrą zostawuje. Marfiza, co tego dnia swe serce do niego Skłoniła, pała gniewem, boju chce krwawego. Żal jej, iż sama jedna w pokoju została, Drugich, nie dobywając broni, rozwadzała. Do Mandrykarda rączo na swem koniu skoczy I dużo w łeb trafi go, właśnie między oczy.
CXIX.
Rodomont za Rugierem bieży zapalczywy I już, już go dopadał Frontyn, co biegł chciwy. Postrzegł Wiwian zaraz i Ryciardyn młody, Iż niefortunny Rugier nie ujdzie przygody; Rzucą się: Rodomonta ten porwie zjadłego,
leży na drodze. PIEŚŃ XXVI.
CXVIII.
Nosi go koń po polu, namniej sił nie czuje, Na ziemi Balizardę ostrą zostawuje. Marfiza, co tego dnia swe serce do niego Skłoniła, pała gniewem, boju chce krwawego. Żal jej, iż sama jedna w pokoju została, Drugich, nie dobywając broni, rozwadzała. Do Mandrykarda rączo na swem koniu skoczy I dużo w łeb trafi go, właśnie między oczy.
CXIX.
Rodomont za Rugierem bieży zapalczywy I już, już go dopadał Frontyn, co biegł chciwy. Postrzegł Wiwian zaraz i Ryciardyn młody, Iż niefortunny Rugier nie ujdzie przygody; Rzucą się: Rodomonta ten porwie zjadłego,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 315
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905