górze wysokiej Pamphilego, który pałac nazywa się Belvedere, jakoż dobrze nazwano, bo naprzód z niego w samych Freskatach kury liczyć może; drzew wyśmienitość i apropo pod cyrkuł ogród bardzo piękny, w szpalerach z obu stron cyprysowe drzewa; przed pałacem na górze są niby ganki, które trzymają aquae ductus, i znowu są rynny nieznaczne na tychże gankach, któremi deszcze spadające ściekają i plac przed pałacem osuszają; za temi gankami plac nie wielki między fontannami do grania; przed samym pałacem palustrada, na których Vasa wielkie z rozmaitemi szczepami: pomarańcz, cytryn, limonów, rodzynek i inszych owoców, a wszystko to, gradatim idzie, to jest
górze wysokiéj Pamphilego, który pałac nazywa się Belvedere, jakoż dobrze nazwano, bo naprzód z niego w samych Freskatach kury liczyć może; drzew wyśmienitość i apropo pod cyrkuł ogród bardzo piękny, w szpalerach z obu stron cyprysowe drzewa; przed pałacem na górze są niby ganki, które trzymają aquae ductus, i znowu są rynny nieznaczne na tychże gankach, któremi deszcze spadające ściekają i plac przed pałacem osuszają; za temi gankami plac nie wielki między fontannami do grania; przed samym pałacem palustrada, na których Vasa wielkie z rozmaitemi szczepami: pomarańcz, cytryn, limonów, rodzynek i inszych owoców, a wszystko to, gradatim idzie, to jest
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 93
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
Przewlecze? Któż na świecie ten cetnar odrzuci? Wszytkich nas tu pokusa złota bałamuci. 421 (N). TREFUNEK NA WJEŹDZIE KRÓLA MICHAŁA
Kiedy króla chorągiew usarska wrprowadza, Na koniu się waśniwym towarzysz wysadza: Prawe skrzydło zawodząc, z humorem się szasta,
Już wjeżdża Tworzyjańską ulicą do miasta. Po dachach, oknach, rynnach dziwowidzów siła; Aż gdzieś z kąta wylazszy zastąpi kobyła. Tu mój drygant, na munsztuk ani na ostrogi Nie dbając, jako wściekły rzuci na nią nogi. Trzyma się żołnierz grzywy; gdy koń zadem kiwa, W toku dzierżąc kopiją, w takt mu potakiwa. Śmiali się wszyscy srodze, ale nie bez strachu,
Przewlecze? Któż na świecie ten cetnar odrzuci? Wszytkich nas tu pokusa złota bałamuci. 421 (N). TREFUNEK NA WJEŹDZIE KRÓLA MICHAŁA
Kiedy króla chorągiew usarska wrprowadza, Na koniu się waśniwym towarzysz wysadza: Prawe skrzydło zawodząc, z humorem się szasta,
Już wjeżdża Tworzyjańską ulicą do miasta. Po dachach, oknach, rynnach dziwowidzów siła; Aż gdzieś z kąta wylazszy zastąpi kobyła. Tu mój drygant, na munsztuk ani na ostrogi Nie dbając, jako wściekły rzuci na nię nogi. Trzyma się żołnierz grzywy; gdy koń zadem kiwa, W toku dzierżąc kopiją, w takt mu potakiwa. Śmiali się wszyscy srodze, ale nie bez strachu,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 183
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, I kiedy się zasłonisz, Czynisz krzywdę śreżodze. Głupiuchna-ście, gospodze. Nie bądź-że o mnie w trwodze, Bo twoje wargi szare I twoje kości stare, O głupiuchna gospodze, Niech pies liże i głodzę. PRZYPADEK
Gdy dziecię wchodzi pod kościelne dachy, Z których wisiały lodowate blachy, Urwany sopel od wysokiej rynny Przeciął i szyję, i gardziel dziecinny, A po tym mordzie i okrutnym ciu W ciepłej krwi stajał w zanadrzu dziecięciu. Gdzież się tu człowiek ustrzeże przygody, Kiedy lód strzela i ścinają lody? NA PAWŁA
Paweł się kocha w Zośce, a niech mi odpuści, Nie masz w czym: nos ma krzywy,
, I kiedy się zasłonisz, Czynisz krzywdę śreżodze. Głupiuchna-ście, gospodze. Nie bądź-że o mnie w trwodze, Bo twoje wargi szare I twoje kości stare, O głupiuchna gospodze, Niech pies liże i głodzę. PRZYPADEK
Gdy dziecię wchodzi pod kościelne dachy, Z których wisiały lodowate blachy, Urwany sopel od wysokiej rynny Przeciął i szyję, i gardziel dziecinny, A po tym mordzie i okrutnym ciu W ciepłej krwi stajał w zanadrzu dziecięciu. Gdzież się tu człowiek ustrzeże przygody, Kiedy lód strzela i ścinają lody? NA PAWŁA
Paweł się kocha w Zośce, a niech mi odpuści, Nie masz w czym: nos ma krzywy,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 84
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
górze ujźrzała, Która prosto do morza i do nas bieżała. Odoryk też, jak skoro z daleka ich zoczył, Uciekając do lasa, odemnie poskoczył.
XXX.
Ci mię, rycerzu, onej obronili doby Od złego zdrajce, ale takiemi sposoby, Jako kiedy kto według przypowieści rzecze, Że przede dżdżem gwałtownem pod rynnę uciecze. Prawda, że nie we wszytkiem jestem nieszczęśliwa I ich wola nie jest zła i do końca krzywa, Bo jeszcze mej osoby dotąd nie zgwałcili; Nie, żeby to z dobroci i cnoty czynili,
XXXI.
Lecz, że jeśli mię panną, jakom jest, oddadzą, Za więtsze mię pieniądze i drożej
górze ujźrzała, Która prosto do morza i do nas bieżała. Odoryk też, jak skoro z daleka ich zoczył, Uciekając do lasa, odemnie poskoczył.
XXX.
Ci mię, rycerzu, onej obronili doby Od złego zdrajce, ale takiemi sposoby, Jako kiedy kto według przypowieści rzecze, Że przede dżdżem gwałtownem pod rynnę uciecze. Prawda, że nie we wszytkiem jestem nieszczęśliwa I ich wola nie jest zła i do końca krzywa, Bo jeszcze mej osoby dotąd nie zgwałcili; Nie, żeby to z dobroci i cnoty czynili,
XXXI.
Lecz, że jeśli mię panną, jakom jest, oddadzą, Za więtsze mię pieniądze i drożej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 281
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, znowu wezwany wróciłem się. Od niemałego czasu skarżył się, że gdy urynę wypuszczał, czuł dolęgliwość pod prawym wielkim muskułem, który jest w udach, i ma imię Gluteum maximum; że ten ból pochodził od uryny jakiej części, która z przyrodzonej wyboczała drogi, byłem pewnym: bowiem uryna przegryzłszy żyłę urynną, płynąc do incyzyj uczynionej przed kością utrzymującą pacierze, miała miejsca do przebywania na trzy około cale: dla tego (jakom pierwej zalecał) przykazałem ażeby w czasie kiedy urynę wypuszczał, otwarcie uczynione przez incyzją, rękami przyciskał, gdyby jaka kropla uryny pozostała na stronie, w maskułach nie była zatrzymana; takoż przykazał
, znowu wezwany wrociłem się. Od niemałego czasu skarżył się, że gdy urynę wypuszczał, czuł dolęgliwość pod prawym wielkim muskułem, ktory iest w udach, y ma imie Gluteum maximum; że ten bol pochodził od uryny iakiey części, ktora z przyrodzoney wyboczała drogi, byłem pewnym: bowiem uryna przegryzłszy żyłę urynną, płynąc do incyzyi uczynioney przed kością utrzymuiącą pacierze, miała mieysca do przebywania na trzy około cale: dla tego (iakom pierwey zalecał) przykazałem ażeby w czasie kiedy urynę wypuszczał, otwarcie uczynione przez incyzyą, rękami przyciskał, gdyby iaka kropla uryny pozostała na stronie, w maskułach nie była zatrzymana; takoż przykazał
Skrót tekstu: ListDokt
Strona: 16
Tytuł:
List doktorski i anatomiczny o chorobie od lat czternastu do doskonałych medycyny nauczycielów
Autor:
Stefan Bisio
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
/ abo póki klacza przyjmować je będzie. A potym do Stajniej/ na nie uwiązanie/ żeby wolne chodzenie/ i wegnanie przestrone/ i ono ogrodzenie miały/ by i drugą Stajnią/ przeciwko ich staniu postanowić/ dla przechodzenia. Siana dobrego za drabiny/ Owsa na czworo korzec/ Sieczki rżanej pułkorca przymieszywać/ Wodę przypuściwszy rynnami do Stajniej ich/ i dwarazy poić ich przez dzień. Abowiem pędzać ich do wody/ nie jest bezpieczno/ bo na gołoledzi rady padają/ a obrażają się. A w takim zamknieniu mają być/ aż do Świętegp Wojciecha. A potym w trawę puszczone/ i zaś na stanie wzięte na dzień Świętej Jadwigi/ i
/ ábo poko kláczá przyimowáć ie będźie. A potym do Stáyniey/ ná nie vwiązánie/ żeby wolne chodzenie/ y wegnánie przestrone/ y ono ogrodzenie miáły/ by y drugą Stáynią/ przećiwko ich staniu postánowić/ dla przechodzenia. Siáná dobrego zá drabiny/ Owsá ná czworo korzec/ Sieczki rżáney pułkorcá przymieszywáć/ Wodę przypuśćiwszy rynnámi do Stáyniey ich/ y dwárázy poić ich przez dzień. Abowiem pędzáć ich do wody/ nie iest bespieczno/ bo ná gołoledźi rády padáią/ á obrażáią się. A w tákim zámknieniu máią bydź/ áż do Swiętegp Woyćiechá. A potym w trawę puszczone/ y záś ná stanie wźięte ná dźień Swiętey Iádwigi/ y
Skrót tekstu: PienHip
Strona: 9
Tytuł:
Hippika abo sposób poznania chowania i stanowienia koni
Autor:
Krzysztof Pieniążek
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
gospodarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1607
Data wydania (nie wcześniej niż):
1607
Data wydania (nie później niż):
1607
Burs/ z Szkół wypadli/ i zaszli do Niemiec do Heretyków/ i z tamtąd nowych wiarek do Korony nanosili? Zbrzydzili sobie matką iż im dogody nie mogła uczynić/ w tym czego się byli naparli; a zaraz/ a teraz/ chcemy aby sprawiedliwość była. Górąco kąpani byli/ prędko wyskoczyli/ ze dżdża pod rynnę trafili/ od Scylli do Charybdy. Zal się Boże tak wiele dusz/ które na wieczne poszły potępienie. Ale było się czym obrazić do matki? Prawda. ale było więcej przyczyn/ dla których trzeba było poszanować matkę. Mogła mówić ona nędzna Wychowanica Królów/ na ten czas; Synowie matki mojej wojowali przeciwko mnie,
Burs/ z Szkoł wypádli/ y zászli do Niemiec do Heretykow/ y z támtąd nowych wiárek do Korony nánośili? Zbrzydźili sobie mátką iż im dogody nie mogłá vczynić/ w tym czego się byli nápárli; á záraz/ á teraz/ chcemy áby spráwiedliwość byłá. Gorąco kąpáni byli/ prędko wyskoczyli/ ze dżdzá pod rynnę tráfili/ od Scylli do Chárybdy. Zal się Boże ták wiele dusz/ ktore ná wieczne poszły potępienie. Ale było się czym obráźić do mátki? Prawdá. ále było więcey przyczyn/ dla ktorych trzebá było poszánowáć mátkę. Mogłá mowić oná nędzna Wychowánicá Krolow/ ná ten czás; Synowie mátki moiey woiowáli przećiwko mnie,
Skrót tekstu: BirkOboz
Strona: 73
Tytuł:
Kazania obozowe o Bogarodzicy
Autor:
Fabian Birkowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
odłączył się Laban od Jakoba/ jakoby na trzy dni drogi: A Jakub pasł ostatek owiec Labanowych. 37.
Nabrał tedy Jakub prętów zielonych topolowych/ i laskowych/ I kasztanowych/ i obłupił miejscami skórkę ich do białego obnażając białość która na prętach była. 38. I nakładł onych prętów które był obłupił do rynien i do koryt/ gdzie lano wody (gdy przychodziły owce aby piły) nakładł ich przeciwko owcom/ aby poczynały/ gdyby przychodziły pić. 39. I poczynały owce patrząc na one pręty/ i rodziły jagnięta strokate/ pstre/ i nakrapiane. 40. I odłączył Jakub jagnięta/ a stawiał owce twarzą do jagniąt strokatych
odłączył śię Lában od Iákobá/ jákoby ná trzy dni drogi: A Iákob pásł ostátek owiec Lábánowych. 37.
Nábrał tedy Jákob prętow źielonych topolowych/ y láskowych/ Y kásztanowych/ y obłupił miejscámi skorkę ich do białego obnażájąc biáłość ktora ná prętách byłá. 38. Y nákładł onych prętow ktore był obłupił do rynien y do koryt/ gdźie lano wody (gdy przychodźiły owce áby piły) nákładł ich przećiwko owcom/ áby poczynáły/ gdyby przychodźiły pić. 39. Y poczynáły owce pátrząc ná one pręty/ y rodźiły jágniętá strokáte/ pstre/ y nákrapiáne. 40. Y odłączył Iákob jágniętá/ á stáwiał owce twarzą do jágniąt strokátych
Skrót tekstu: BG_Rdz
Strona: 31
Tytuł:
Biblia Gdańska, Księga Rodzaju
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Daniel Mikołajewski
Drukarnia:
Andreas Hünefeld
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
Biblia
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
kiedy się łyśnie, Kiedy w pełnej dżdżu grzmot się ozwie chmurze; Rozumiejąc, że nań godzi umyśnie, Nie śmie piorunem dostawać w posturze. Drugi do sklepów najgłębszych się ciśnie, Że go ten postrzał nie dosięże w murze; Nie wie, że z deszcza, jeśli śmierci winny, Jako przypowieść, ucieka do rynny. Wraz, jako się go ręka tknie matczyna, Bierze cedułę człek swego żywota; Źlem rzekł, bo wtenczas, skoro się poczyna, Już mu dni w matce naznaczona kwota. Niech cuda robi, niech na niebo wspina, Jedna mu z liczby nie ubędzie jota; Więc już nie śmierci, której dekret stoi
kiedy się łyśnie, Kiedy w pełnej dżdżu grzmot się ozwie chmurze; Rozumiejąc, że nań godzi umyśnie, Nie śmie piorunem dostawać w posturze. Drugi do sklepów najgłębszych się ciśnie, Że go ten postrzał nie dosięże w murze; Nie wie, że z deszcza, jeśli śmierci winny, Jako przypowieść, ucieka do rynny. Wraz, jako się go ręka tknie matczyna, Bierze cedułę człek swego żywota; Źlem rzekł, bo wtenczas, skoro się poczyna, Już mu dni w matce naznaczona kwota. Niech cuda robi, niech na niebo wspina, Jedna mu z liczby nie ubędzie jota; Więc już nie śmierci, której dekret stoi
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 602
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
stopniów dwieście szerokich, na ośmdziesiąt i sześć calów, ale tak położystych, że niepostrzeżesz jako schodzą woły snadnie, które wodę w górę prowadzą, wypadającą z zrzodła, które jedno tylko w całym kraju wytryska. Woły nieprzestannie ciągną koło, gdzie jest lina kilka wiader dźwigająca. Woda tak wy- ciągniona, wpada małą wyrobioną rynną, w w drugą studnią, z której tymże samym aż na wierzch dostaje się kształtem, a potym przez różne ścieki dzieli na kilka miejsc w Zamku. A jako ta studnia w kraju uchodzi za bardzo dawną, jakąś Staroswiecką, znać w niej bardzo fozę, rozumiałbym, że tu powinna mieć miejsce,
stopniow dwieśćie szerokich, ná ośmdźiesiąt y sześć calow, ále ták położystych, że niepostrzeżesz iako schodzą woły snádnie, ktore wodę w gorę prowadzą, wypadaiącą z zrzodła, ktore iedno tylko w całym kráiu wytryská. Woły nieprzestánnie ćiągną koło, gdźie iest liná kilka wiáder dźwigáiąca. Wodá ták wy- ciągnioná, wpádá małą wyrobioną rynną, w w drugą studnią, z ktorey tymże samym aż ná wierzch dostaie sie kształtem, á potym przez rożne ścieki dzieli ná kilká mieysc w Zamku. A iáko tá studnia w kraiu uchodzi za bardzo dawną, iákąś Stároswiecką, znać w niey bardzo fozę, rozumiałbym, że tu powinna mieć mieysce,
Skrót tekstu: RolJabłADziej
Strona: 60
Tytuł:
Dziejopis starożytny Egipcjanów, Kartainców, Assyryjczyków, Babilonców, Medów, Persów, Macedończyków i Greków
Autor:
Charles Rollin
Tłumacz:
Józef Aleksander Jabłonowski
Drukarnia:
Drukarnia Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743