jest, nikt tego nie powie, aż sam obaczy. Dopiero się dowie, co Bóg zgotował swoim przeznaczonym, błogosławionym. Nie tylko język, lecz i myśl ustaje, gdy chce uważyć, jakie tam są kraje w nagrodę hojną świętym pozwolone, wiecznie puszczone. Bo oko tego nigdy nie widziało ani też ucho na świecie słychało, co czeka świętych Boga miłujących, Jemu służących. Podnieś człowiecze, kmieciu opłakany, oczy ku górze na kraj pożądany, a obacz niebów dziwne wysokości i szerokości. Jakby z szafiru wszytkie zbudowane pokazują się, choćże niedojźrzane, piękne, ozdobne, wdzięczne ku wejźrzeniu oku ludzkiemu. Tam są przedziwne sfery ułożone, samego
jest, nikt tego nie powie, aż sam obaczy. Dopiero się dowie, co Bóg zgotował swoim przeznaczonym, błogosławionym. Nie tylko język, lecz i myśl ustaje, gdy chce uważyć, jakie tam są kraje w nagrodę hojną świętym pozwolone, wiecznie puszczone. Bo oko tego nigdy nie widziało ani też ucho na świecie słychało, co czeka świętych Boga miłujących, Jemu służących. Podnieś człowiecze, kmieciu opłakany, oczy ku górze na kraj pożądany, a obacz niebów dziwne wysokości i szerokości. Jakby z szafiru wszytkie zbudowane pokazują się, choćże niedojźrzane, piękne, ozdobne, wdzięczne ku wejźrzeniu oku ludzkiemu. Tam są przedziwne sfery ułożone, samego
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 104
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
, że bez znoju Już się nie boją nędzy W głębokim pokoju I inszy, których ciżba Nieporachowana, Ale tych wszytkich liczba Z jednym niezrównana, Żeś nam Syna darował Jednorodzonego, Który nas sam ratował Z zginienia wiecznego, Że nam w nim obiecujesz Lata nieskończone W Twym raju i darujesz Szczęśliwości one, O których nie słychało Ucho ani oko Ludzkie ich nie widziało Ani tak wysoko I myśl wstąpić nie może, Coś Ty nagotował Tym, którycheś, o Boże, Z łaski umiłował. EMBLEM A 43
Miłość święta leci do nieba mając skrzydła przyprawione, a człowiek się wlecze na wózku, który żółwie ciągną. Napis: Nie lubi lenistwa
, że bez znoju Już się nie boją nędzy W głębokim pokoju I inszy, których ciżba Nieporachowana, Ale tych wszytkich liczba Z jednym niezrównana, Żeś nam Syna darował Jednorodzonego, Który nas sam ratował Z zginienia wiecznego, Że nam w nim obiecujesz Lata nieskończone W Twym raju i darujesz Szczęśliwości one, O których nie słychało Ucho ani oko Ludzkie ich nie widziało Ani tak wysoko I myśl wstąpić nie może, Coś Ty nagotował Tym, którycheś, o Boże, Z łaski umiłował. EMBLEM A 43
Miłość święta leci do nieba mając skrzydła przyprawione, a człowiek się wlecze na wózku, który żółwie ciągną. Napis: Nie lubi lenistwa
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 305
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975
PRZEMOWA
periencją starszym będąc dwiema tysięcy lat, (a dies diem docet, i biedna pernoctata siła ma przed wczorajszym), i nową niebieską nauką wsparty miał utroque excellere: cnotą naprzód, wiedząc, że i na tym świecie równą z pogany dawnymi sławę, która post funera vivit, i na onym przyszłym (czego nie słychało pogaństwo) żywot wiecznie szczęśliwy pewną mieć będzie odpłatą, nauką zaś, która za czasem rośnie (bo assiduo addiscentes ad senium pervenimus, mielibyśmy celować młodszy świat. Ale że za nim w obojgu tym mydło wozimy!
Czyli to szatan, za odjęciem sobie przez Chrystusa Pana tamtego świata, pilniej około nas i
PRZEMOWA
periencją starszym będąc dwiema tysięcy lat, (a dies diem docet, i biedna pernoctata siła ma przed wczorajszym), i nową niebieską nauką wsparty miał utroque excellere: cnotą naprzód, wiedząc, że i na tym świecie równą z pogany dawnymi sławę, która post funera vivit, i na onym przyszłym (czego nie słychało pogaństwo) żywot wiecznie szczęśliwy pewną mieć będzie odpłatą, nauką zaś, która za czasem rośnie (bo assiduo addiscentes ad senium pervenimus, mielibyśmy celować młodszy świat. Ale że za nim w obojgu tym mydło wozimy!
Czyli to szatan, za odjęciem sobie przez Chrystusa Pana tamtego świata, pilniej około nas i
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 358
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
mówiąc: — „Cóż to jest, żeś nad zwyczaj twój taką wielką ochotę ukazał temu panu? Tegośmy po tobie pierwej nie widali.”
Na to rzekł derwisz: — ”Zaż nie wiecie co powiedziano od starszych?
„Może się ucho obejść, by najdłużej trwało, Choćby żadnej muzyki nigdy nie słychało, Może oko ogrodów nie znać różno lsknących, Może nos różej i ziół nie wąchać pachniących, Może kto smaczno spad w czas twardego uśpienia, W głowy miasto poduszek nasławszy kamienia, I białej głowy ku swej nie mając potrzebie, Ręce swe własne mile przyciskać do siebie; Sam tylko brzuch jest, który nie zna cierpliwości
mówiąc: — „Cóż to jest, żeś nad zwyczaj twój taką wielką ochotę ukazał temu panu? Tegośmy po tobie pierwéj nie widali.”
Na to rzekł derwisz: — ”Zaż nie wiecie co powiedziano od starszych?
„Może się ucho obejść, by najdłużéj trwało, Choćby żadnéj muzyki nigdy nie słychało, Może oko ogrodów nie znać różno lsknących, Może nos różéj i ziół nie wąchać pachniących, Może kto smaczno spad w czas twardego uśpienia, W głowy miasto poduszek nasławszy kamienia, I białéj głowy ku swéj nie mając potrzebie, Ręce swe własne mile przyciskać do siebie; Sam tylko brzuch jest, który nie zna cierpliwości
Skrót tekstu: SaadiOtwSGul
Strona: 157
Tytuł:
Giulistan to jest ogród różany
Autor:
Saadi
Tłumacz:
Samuel Otwinowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1610 a 1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
I. Janicki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Świdzińscy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1879
daj Chryste Panie ducha takowego/ Jakoby cię poznali Boga prawdziwego. Echo po wszytkim mieście tak w ten czas grzmotnęło Iż już wszyscy mniemali by się zapaść miało Smoleńsko to/ a wrota do Moskiewskiej ziemie/ Jakowego w murzech swych nigdy zacne plemię Ezechielowe mieć: nie rzekąc by miało/ Wierę bodaj i o nim kiedy więc słychało/ Jakowy tam mur był wzmięsz na troje sążenie/ Eliare Moskiewscy gdzie swoje złożenie Radzi mieli/ bo na nich takie pomieszkanie Spokojne im bywało/ ba i przesypianie: Kędy Baszta od Baszty na dobre strzelenie/ Jak z najdłuższej ptaszyce swoje położenie/ Ebańskim kształtem miały z piękną wyniosłością/ Ale moc ich ta wstytka napełniona złością
day Chryste Pánie duchá tákowego/ Iákoby ćię poználi Bogá prawdźiwego. Echo po wszytkim mieśćie ták w ten cżás grzmotnęło Yż iuż wszyscy mniemáli by się zápáść miáło Smoleńsko to/ á wrotá do Moskiewskiey źiemie/ Iákowego w murzech swych nigdy zacne plemię Ezechielowe mieć: nie rzekąc by miáło/ Wierę boday y o nim kiedy więc słycháło/ Iákowy tám mur był wzmięsz ná troie sążenie/ Eliare Moskiewscy gdźie swoie złożenie Rádźi mieli/ bo ná nich tákie pomieszkánie Spokoyne im bywáło/ bá y przesypiánie: Kędy Básztá od Bászty ná dobre strzelenie/ Iák z naydłuższey ptaszyce swoie położenie/ Ebáńskim kształtem miáły z piękną wyniosłośćią/ Ale moc ich tá wstytká napełniona złośćią
Skrót tekstu: OzimSzturm
Strona: Bv
Tytuł:
Szturm pocieszny smoleński
Autor:
Baltazar Ozimiński
Drukarnia:
Jan Karcan
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1611
Data wydania (nie wcześniej niż):
1611
Data wydania (nie później niż):
1611