, Ale owies nagrodzi robotę sowito: Wysiejesz korzec, z korca kopa będzie pewnie, Z kopy korzec, prócz tego, co idzie do plewnie. Buk raz w dziesięć lat kwitnie; kto nachowa świni, Nuż żołądź, nuż orzechy, szkody nie uczyni. Zima na święty Michał swój miewa początek, Najeździsz się na saniach do Zielonych Świątek.
Drwa tylko w piec nie lezą. Samo się zaleca Miejsce, bo prawie wszędy może być forteca. Ptastwo krzyczy cały rok; nie uświadczysz strzechy, Wieś pod gontem: tu oczom, tam uszom uciechy. Tam każdy ptak do cieplic, jąwszy na suchedni, Lecąc pasie; pożytek i to niepośledni
, Ale owies nagrodzi robotę sowito: Wysiejesz korzec, z korca kopa będzie pewnie, Z kopy korzec, prócz tego, co idzie do plewnie. Buk raz w dziesięć lat kwitnie; kto nachowa świni, Nuż żołądź, nuż orzechy, szkody nie uczyni. Zima na święty Michał swój miewa początek, Najeździsz się na saniach do Zielonych Świątek.
Drwa tylko w piec nie lezą. Samo się zaleca Miejsce, bo prawie wszędy może być forteca. Ptastwo krzyczy cały rok; nie uświadczysz strzechy, Wieś pod gontem: tu oczom, tam uszom uciechy. Tam każdy ptak do cieplic, jąwszy na suchedni, Lecąc pasie; pożytek i to niepośledni
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 12
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
(F). DO SŁOWAKOWICA ASTRONOMA
Niesłusznie czynił, kto cię krzcił Słowakowiczem, Boś niesłowny, a twoja praktyka się z niczem, Na ziemi co się dzieje, na niebie, nie zgadza. I odpuść: nie mnie tylko, wiele inszych zdradza. Spuściwszy się na śniegi i na twoje mrozy, Posłałem sanie po sól, com miał posłać wozy;
Aż błoto miasto mrozu, deszcze miasto śniegu, Że ją przyszło na pierwszym porzucić noclegu. Często luty frymarczy swoję chwilę na maj. Alboż nie pisz minucyj, albo w nich nie kłamaj. 68 (N). BABY A OWCE
Fizycy albo raczej naturalistowie Twierdzą,
(F). DO SŁOWAKOWICA ASTRONOMA
Niesłusznie czynił, kto cię krzcił Słowakowiczem, Boś niesłowny, a twoja praktyka się z niczem, Na ziemi co się dzieje, na niebie, nie zgadza. I odpuść: nie mnie tylko, wiele inszych zdradza. Spuściwszy się na śniegi i na twoje mrozy, Posłałem sanie po sól, com miał posłać wozy;
Aż błoto miasto mrozu, deszcze miasto śniegu, Że ją przyszło na pierwszym porzucić noclegu. Często luty frymarczy swoję chwilę na maj. Alboż nie pisz minucyj, albo w nich nie kłamaj. 68 (N). BABY A OWCE
Fizycy albo raczej naturalistowie Twierdzą,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 38
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ten sekret objawi, Ponieważ matka tylko wiedziała i dzieci, A ludzie pospolicie tają, co ich szpeci. 495 (N). MYŚLIWSKA SZTUKA
Dowiedziawszy o wilkach, że blisko obiegli, Obsyła sąsiad, żeby w kompaniją zbiegli, Grzeczny jeden senator; a gdy dobrą sprawą Kilkanaście za jedną padło ich obławą, Ułożywszy na sanie źle okrzepłe trupy, Prosi owych do bliskiej na obiad chałupy I żartując przestrzega, żeby, kto tu siędzie, Wiedział, że wilcze mięso do obiadu będzie. Tymczasem kuchmistrzowi pośle flaszę wina, Żeby na stole była dzisiejsza zwierzyna. Więc że z wilków na polu nie zbierają skory, Każe kuchmistrz kryjomo wyrzynać ozory,
I
ten sekret objawi, Ponieważ matka tylko wiedziała i dzieci, A ludzie pospolicie tają, co ich szpeci. 495 (N). MYŚLIWSKA SZTUKA
Dowiedziawszy o wilkach, że blisko obiegli, Obsyła sąsiad, żeby w kompaniją zbiegli, Grzeczny jeden senator; a gdy dobrą sprawą Kilkanaście za jedną padło ich obławą, Ułożywszy na sanie źle okrzepłe trupy, Prosi owych do bliskiej na obiad chałupy I żartując przestrzega, żeby, kto tu siędzie, Wiedział, że wilcze mięso do obiadu będzie. Tymczasem kuchmistrzowi pośle flaszę wina, Żeby na stole była dzisiejsza zwierzyna. Więc że z wilków na polu nie zbierają skory, Każe kuchmistrz kryjomo wyrzynać ozory,
I
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 221
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
chciała natura objawić w zapachu. I pewnie, że się moja racja ostoi: Bo nie tylko pies, i człek bździ, kiedy się boi. 147 (P). WITAJ KACZKA NIE BRODZĄC
Jeden szlachcic żartowny, co tylko koń zdole Bieżąc z miasta do domu, obaczy na dole Kaczora przy gościńcu; więc sani odchodząc: „Witaj mi — rzecze — kaczka — do chłopca — nie brodząc.” Ale gdy wylazł z dołu, zmaczawszy czuprynę: „Niech diabeł weźmie kąpiel i swoję zwierzynę! Słyszysz, wspomni mi zawsze, podając kieliszki, Że w jeden dół wpadają pijani i liszki.” 148. WILK STRZELCA OCHĘDOŻYŁ
Wyszedł
chciała natura objawić w zapachu. I pewnie, że się moja racyja ostoi: Bo nie tylko pies, i człek bździ, kiedy się boi. 147 (P). WITAJ KACZKA NIE BRODZĄC
Jeden szlachcic żartowny, co tylko koń zdole Bieżąc z miasta do domu, obaczy na dole Kaczora przy gościńcu; więc sani odchodząc: „Witaj mi — rzecze — kaczka — do chłopca — nie brodząc.” Ale gdy wylazł z dołu, zmaczawszy czuprynę: „Niech diabeł weźmie kąpiel i swoję zwierzynę! Słyszysz, wspomni mi zawsze, podając kieliszki, Że w jeden dół wpadają pijani i liszki.” 148. WILK STRZELCA OCHĘDOŻYŁ
Wyszedł
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 263
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, wszytkim do ratusza Bez fałszu, bez korupcyj, bo sędzia cnotliwy Wspomniawszy żonę dekret da po sprawiedliwej. Brednia dary fortuny; w tej kto kocha żenie, Weźmie sławę, koronę, mądrość, dobre mienie. 258. STUDNIA W DĄBROWEJ, WSI POD SĄCZEM
Jadę podczas szwedzkiego przez Dąbrowę zgiełku, Aż chłopek coś na saniach wiezie w półachtełku. Pytam, co; jako mi się pić chciało w południe. Odpowie, że „Do dworskiej wodę wiozę studnie.” Dopiero dziś pierwszy raz taką widzę modę, Żeby kto drwa do łasa, w studnią woził wodę. 259. PROSZEK NA PCHŁY
Idę imo kram, aż w nowej ampule Przeczytam
, wszytkim do ratusza Bez fałszu, bez korupcyj, bo sędzia cnotliwy Wspomniawszy żonę dekret da po sprawiedliwej. Brednia dary fortuny; w tej kto kocha żenie, Weźmie sławę, koronę, mądrość, dobre mienie. 258. STUDNIA W DĄBROWEJ, WSI POD SĄCZEM
Jadę podczas szwedzkiego przez Dąbrowę zgiełku, Aż chłopek coś na saniach wiezie w półachtełku. Pytam, co; jako mi się pić chciało w południe. Odpowie, że „Do dworskiej wodę wiozę studnie.” Dopiero dziś pierwszy raz taką widzę modę, Żeby kto drwa do łasa, w studnią woził wodę. 259. PROSZEK NA PCHŁY
Idę imo kram, aż w nowej ampule Przeczytam
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 304
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
4 ½ linij.
1693. 9 . 11 Stycznia trzęsienie ziemi gwałtowne w Malcie, w Sycylii, w nizszej Kalabryj; siedym Miast, wiele miasteczek, a więcej jeszcze wiosek, i zamków z ziemią zrównało. Morze przerwawszy ziemię około miasta Sycylijskiego Agosta (augusta) uczyniło jezioro: Tegoż dnia trzęsienie ziemi w Lasanie, w Orbe, w Ywerdon. Bagniska i jeziora nad zwyczaj wodą się napełniły.
Tegoż czasu Etna wybuchała.
18 Stycznia dwa słońca w Paryżu od 7 i 38 minutach z rana, aż do 7 i 58 minut wieczor: widziane.
15 Czerwca Powodź największa, która tylko była, rzeki Powody lały się przez
4 ½ linij.
1693. 9 . 11 Stycznia trzęsienie ziemi gwałtowne w Malcie, w Sycylii, w nizszey Kalabryi; siedym Miast, wiele miasteczek, á więcey ieszcze wiosek, y zamkow z ziemią zrownało. Morze przerwawszy ziemię około miasta Sycyliyskiego Agosta (augusta) uczyniło iezioro: Tegoż dnia trzęsienie ziemi w Lasanie, w Orbe, w Ywerdon. Bagniska y ieziora nad zwyczay wodą się napełniły.
Tegoż czasu Etna wybuchała.
18 Stycznia dwa słońca w Paryżu od 7 y 38 minutach z rana, aż do 7 y 58 minut wieczor: widziane.
15 Czerwca Powodź naywieksza, ktora tylko była, rzeki Powody lały się przez
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 145
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
pustoszeniem majętności, abo go do intencji przywieść Francuskich, abo do desperaciej przymusić, i nec[...] ssitować być hostem, dla pretekstu słuszności do karania.
Niedosyć natym: Obozy Wojska we Lwowie zaciągnionego na moje ordynowano Majętności; tak, że Oboźny na ten czas P. Sokołowski zesłany będąc, w Jarysławiu most budować na Sanie chciał, na co Universał I. K. Mości z sobą przywiósł, i jako dalej z pod Jarosławia stawiać, i ku Lancutu pomykać miał Wojsko; publicował, co Obywatelami tamecznemi komprobować submittuję się, i gdyby było Wojsko Związkowe prześciem z pod Zawichosta za Wisłę tej imprezy niezatrudniło, niechybnie zniesionybym był w moich
pustoszeniem máiętnośći, ábo go do intenciey przywieść Fráncuskich, ábo do desperáciey przymuśić, y nec[...] ssitowáć bydź hostem, dla pretextu słusznośći do karánia.
Niedosyć nátym: Obozy Woyská we Lwowie záćiągnionego ná moie ordinowano Máiętnośći; ták, że Oboźny ná ten czás P. Sokołowski zesłány będąc, w Iárisłáwiu most budowáć ná Sanie chćiał, ná co Vniversał I. K. Mośći z sobą przywiosł, y iáko dáley z pod Iárosłáwiá stáwiáć, y ku Láncutu pomykáć miał Woysko; publicował, co Obywátelámi támecznemi comprobowáć submittuię się, y gdyby było Woysko Zwiąskowe prześćiem z pod Záwichostá zá Wisłę tey imprezy niezátrudniło, niechybnie znieśionybym był w moich
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 48
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
dziś na stronę bojom pospołu z wojnami, A weź lutnią słoniową z białośniegiej kości, Bo dziś u mnie zastaniesz bardzo wdzięcznych gości. Dziś radość i wesele u nas mieszkać mają, Które troski z frasunkiem ze łba wybijają. Do nas, do nas, ucieszna, wszech rozkoszy pani, Rumiana Wenus, wsiadaj we złociste sani! Weźmij z sobą on wdzięczny orszak panien swoich, By jedno uweselić wdzięcznych gości moich. Amfijon z Orfeuszem, sławni muzykowie, Stawcie się w obiecanym do mnie dzisiaj słowie, Przed którymi przed laty lasy, góry, skały, Rzeki, ptastwa i insze zwierzęta pląsały. Rozruchajcie dziś, proszę, wdzięcznych gości moich,
dziś na stronę bojom pospołu z wojnami, A weź lutnią słoniową z białośniegiej kości, Bo dziś u mnie zastaniesz bardzo wdzięcznych gości. Dziś radość i wesele u nas mieszkać mają, Które troski z frasunkiem ze łba wybijają. Do nas, do nas, ucieszna, wszech rozkoszy pani, Rumiana Wenus, wsiadaj we złociste sani! Weźmij z sobą on wdzięczny orszak panien swoich, By jedno uweselić wdzięcznych gości moich. Amfijon z Orfeuszem, sławni muzykowie, Stawcie się w obiecanym do mnie dzisiaj słowie, Przed którymi przed laty lasy, góry, skały, Rzeki, ptastwa i insze zwierzęta pląsały. Rozruchajcie dziś, proszę, wdzięcznych gości moich,
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 253
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
więc w robotę, ten Zosię, ów Dorotę
Porwi w taniec! Regały będą wam wnetki brzmiały. Przed kim pełne dwie stoją, jedna niech będzie moją. Bogdajżeś zdrów, sąsiedzie, każdy niech wesół będzie. NA OŻENIENIE ZENOWICZA
Do nas, do nas, ucieszna wszech rozkoszy pani, Rumiana Wenus, wsiadaj na złociste sani! Karmazynowym sznurem białych ulecować Rozkaż parę gołębi, każ i nagotować Dla swych panien lektykę, a Kupidynowi Jako matka własnemu swemu potomkowi Nasztychuj skrzydła pióry wysokolotnymi I strzałmi pełen natkaj sajdak hartownymi.
Niech jako do potrzeby wsiada uzbrojony I łuk przypnie do boku mocno naciągniony. Nie dlatego, żeby miał być gotów do boju, Ale
więc w robotę, ten Zosię, ów Dorotę
Porwi w taniec! Regały będą wam wnetki brzmiały. Przed kim pełne dwie stoją, jedna niech będzie moją. Bogdajżeś zdrów, sąsiedzie, każdy niech wesół będzie. NA OŻENIENIE ZENOWICZA
Do nas, do nas, ucieszna wszech rozkoszy pani, Rumiana Wenus, wsiadaj na złociste sani! Karmazynowym sznurem białych ulecować Rozkaż parę gołębi, każ i nagotować Dla swych panien lektykę, a Kupidynowi Jako matka własnemu swemu potomkowi Nasztychuj skrzydła pióry wysokolotnymi I strzałmi pełen natkaj sajdak hartownymi.
Niech jako do potrzeby wsiada uzbrojony I łuk przypnie do boku mocno naciągniony. Nie dlatego, żeby miał być gotów do boju, Ale
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 261
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
i uchem lewym płynęła. Mój służący Baranowski porzucił mię za nieżywego. Koń, którym jechałem, na drobne kawałki sanki potłukł i sam się zerwał, a Baranowski pobiegł po sanie żydowskie do karczmy wajgowskiej, chcąc mię, choć nieżywego, przywieźć do tejże karczmy, do której blisko mili było.
Gdy przyjechał z saniami Baranowski i pęk łuczywy rozpalonej przywiózł, owe światło ocuciło mię, żem dopiero przejrzał, i powiedziano mi, co się ze mną stało. Zacząłem potem z zbytniego strzęśnienia się womitować, a potem wstałem, wsiadłem na sanie i zajechałem do karczmy wajgowskiej. Tam spałem dobrze, a nazajutrz,
i uchem lewym płynęła. Mój służący Baranowski porzucił mię za nieżywego. Koń, którym jechałem, na drobne kawałki sanki potłukł i sam się zerwał, a Baranowski pobiegł po sanie żydowskie do karczmy wajgowskiej, chcąc mię, choć nieżywego, przywieźć do tejże karczmy, do której blisko mili było.
Gdy przyjechał z saniami Baranowski i pęk łuczywy rozpalonej przywiózł, owe światło ocuciło mię, żem dopiero przejrzał, i powiedziano mi, co się ze mną stało. Zacząłem potem z zbytniego strzęśnienia się womitować, a potem wstałem, wsiadłem na sanie i zajechałem do karczmy wajgowskiej. Tam spałem dobrze, a nazajutrz,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 112
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986