gdyby jako główny grzech nań wiedział/ nie zataiłby go.
I to też czasem przy pijatyce bywa/ że jeden drugiego słówka chwyta/ a podczas/ czego się drugi nie spodzieje/ z marnego słówka taki kłopot w szczyna/ że nie tylko Pijacy słów lekkomyślnych i uszczypliwych sobie nadadzą: ale się też biją/ sieką/ kolą/ na ręke wyzywają; ba drugdy i mordy popełniają: czego potym/ gdy wyszumieją/ bolesno żałują. Lecz po szkodzie Polak mądr. IX . X.
Pijanicy znieważają dziewiąte i dziesiąte przykazanie Boże/ ponieważ złym i nieporządnym żądzom i pożądliwościom cuglów popuszczają. A iż wszystko/ cokolwiek mieli/ przeżarli/ przepili
gdyby jáko głowny grzech nań wiedźiał/ nie zátáiłby go.
Y to też czásem przy pijátyce bywa/ że jeden drugiego słowká chwyta/ á podczás/ czego śię drugi nie spodźieje/ z márnego słowká táki kłopot w sczyná/ że nie tylko Pijacy słow lekkomyślnych y usczypliwych sobie nádádzą: ále śię też biją/ śieką/ kolą/ ná ręke wyzywáją; bá drugdy y mordy popełniáją: czego potym/ gdy wyszumieją/ bolesno żáłują. Lecz po szkodźie Polak mądr. IX . X.
Pijánicy znieważáją dźiewiąte y dźieśiąte przykazánie Boże/ ponieważ złym y nieporządnym żądzom y pożądliwośćiom cuglow popusczáją. A iż wszystko/ cokolwiek mieli/ przeżárli/ przepili
Skrót tekstu: GdacKon
Strona: 23.
Tytuł:
Dyszkursu o pijaństwie kontynuacja
Autor:
Adam Gdacjusz
Drukarnia:
Jan Krzysztof Jakub
Miejsce wydania:
Brzeg
Region:
Śląsk
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
sobą mnie uprosił karety. Jedziem z rynku godzinę, jedziem drugą ciągiem, Tnie stangret, tnie forytarz, choć szkaradnym drągiem; Lada rynsztok, lada się trafi w drodze dołek, Musi koniom pomagać nieszczęsny pachołek. Aż skoro na zamkową przyszło wjeżdżać górę, Darmo dźwiga pachołek, darmo gołą skórę Do żywego woźnice ścierwu biczmi sieką;
Konie, jak wryte. Widząc, że nas nie wywleką, Że mi przyjdzie piechotą w błocie zagrzać czoła: „Czy nie widzą przed sobą te marchy anioła Z oślicą Balamową, o czym piszą święci” — Żartem rzekę; na to pan, choć się wstydem kręci: „Kiedyćby chciały mówić”, a
sobą mnie uprosił karety. Jedziem z rynku godzinę, jedziem drugą ciągiem, Tnie stangret, tnie forytarz, choć szkaradnym drągiem; Leda rynsztok, leda się trafi w drodze dołek, Musi koniom pomagać nieszczęsny pachołek. Aż skoro na zamkową przyszło wjeżdżać górę, Darmo dźwiga pachołek, darmo gołą skórę Do żywego woźnice ścierwu biczmi sieką;
Konie, jak wryte. Widząc, że nas nie wywleką, Że mi przyjdzie piechotą w błocie zagrzać czoła: „Czy nie widzą przed sobą te marchy anioła Z oślicą Balamową, o czym piszą święci” — Żartem rzekę; na to pan, choć się wstydem kręci: „Kiedyćby chciały mówić”, a
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 209
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
stare odmienia powłoki, Blaskiem promieni południowych bity Lśni się nieskryty.
Kiedy i Wenus pospołu z nimfami Poplotszy ręce pięknymi parami, Pieszczoną nogą zaczynają wesoło Taneczne koło.
Jako rzecz piękna lub ptastwo pierzchliwe Łowić, lub głosy słyszeć świegotliwe, Lub leśny pędzić zwierz w niepostrzeżone Sieci wstawione.
Lub patrzać kiedy sady zakwitają, Gdy łąki sieką, gdy siana sprzątają, Gdy wół roboczy w jarzmo zaprzężony Wali zagony.
Lubo gałązki, gdy jeszcze pęcnieją, Szczepić, z prędkiego owocu nadzieją, Lubo gościnną wsadzić też macicę W własną winnicę.
Lubo gdy Phoebus już ku zachodowi Schyla, gdy schodzić czas robotnikowi, Widzieć gdy wloką jarzma zawieszone Woły zemdlone.
Widzieć gdy
stare odmienia powłoki, Blaskiem promieni południowych bity Lśni się nieskryty.
Kiedy i Wenus pospołu z nimfami Poplotszy ręce pięknymi parami, Pieszczoną nogą zaczynają wesoło Taneczne koło.
Jako rzecz piękna lub ptastwo pierzchliwe Łowić, lub głosy słyszeć świegotliwe, Lub leśny pędzić zwierz w niepostrzeżone Sieci wstawione.
Lub patrzać kiedy sady zakwitają, Gdy łąki sieką, gdy siana sprzątają, Gdy woł roboczy w jarzmo zaprzężony Wali zagony.
Lubo gałązki, gdy jeszcze pęcnieją, Szczepić, z prędkiego owocu nadzieją, Lubo gościnną wsadzić też macicę W własną winnicę.
Lubo gdy Phoebus już ku zachodowi Schyla, gdy schodzić czas robotnikowi, Widzieć gdy wloką jarzma zawieszone Woły zemdlone.
Widzieć gdy
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 348
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Od której nam wschodzi słonie. Tę, choć okropne Wulturny z niej wieją Ja przecię dobrą nazowię nadzieją. 704. Języki ludzkie.
Oset rad kole, pokrzywy parzają A starte polne języczki kąsają, Ale domowe w złości niezrownane Z tymi wszytkimi, kiedy wyuzdane Poczną się czyją zabawiać opieką, Kolą, kąsają, parzają i sieką. Nie tak szkodliwe sardyńskie krainy Zioła wydają; nie tak złe gadziny Jadem parskają w wszytkorodnej ziemi; Nie tak wąż świszczy żądły troistymi;
Nie tak jest srogi, tak nieuchroniony Miecz na obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w
Od ktorej nam wschodzi słonie. Tę, choć okropne Wulturny z niej wieją Ja przecię dobrą nazowię nadzieją. 704. Języki ludzkie.
Oset rad kole, pokrzywy parzają A starte polne języczki kąsają, Ale domowe w złości niezrownane Z tymi wszytkimi, kiedy wyuzdane Poczną się czyją zabawiać opieką, Kolą, kąsają, parzają i sieką. Nie tak szkodliwe sardyńskie krainy Zioła wydają; nie tak złe gadziny Jadem parskają w wszytkorodnej ziemi; Nie tak wąż świszczy żądły troistymi;
Nie tak jest srogi, tak nieuchroniony Miecz na obiedwie strony wyostrzony Ani tak z szybkiej cięciwy puszczone Żeleźce w nagim ciele utopione; Nie tak okrutne były Atreowe Tasaki, kiedy rozciąwszy w
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 443
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
się schować, ani uciec ma którędy, Bom już wchodził do sieni. Bo wieprza zabito, Stało w izbie przy ścienie na połcie koryto. Tym go chyżo przykryje wedle pieca mamka, Słysząc, kiedy izdebna zapadała klamka. Pytam, jeśli pan doma, a ta: „Jeszcze rano Pojechał do folwarku, kędy sieką siano.” Gdy to było w jesieni, myślę, że mię błaźni. „Jakożkolwiek — odpowiem — w nadzieję przyjaźni, Mając gotowy ogień, jest gdzie warzyć, gdzie piec,
Gotuj jeść, będziesz miała na krakowski czepiec.” Więc jej dawszy kapłona, bo nam czas był krótki, I parę piec kuropatw
się schować, ani uciec ma którędy, Bom już wchodził do sieni. Bo wieprza zabito, Stało w izbie przy ścienie na połcie koryto. Tym go chyżo przykryje wedle pieca mamka, Słysząc, kiedy izdebna zapadała klamka. Pytam, jeśli pan doma, a ta: „Jeszcze rano Pojechał do folwarku, kędy sieką siano.” Gdy to było w jesieni, myślę, że mię błaźni. „Jakożkolwiek — odpowiem — w nadzieję przyjaźni, Mając gotowy ogień, jest gdzie warzyć, gdzie piec,
Gotuj jeść, będziesz miała na krakowski czepiec.” Więc jej dawszy kapłona, bo nam czas był krótki, I parę piec kuropatw
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 274
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Ust na fałszywe nie otworzysz świadki, Jako baranek wiedziony do jatki, Gdy psi, żeby krew łeptali językiem, Naszczekują go wkoło za rzeźnikiem. Wszeteczne grzechy, głupie nieuwagi Moje przyczyną tej twojej zniewagi: To drzewo moje serce na Cię włoży, Jednorodzony Jezu, Synu Boży! Jam zgrzeszył, Ciebie o me złości sieką; Żebym ja był zdrów, Tyś dzisia kaleką. Ty, coś dopiero uzdrawiał tak wielu, Mieć przyjaciela w całym Izraelu
Nie możesz, żeby w tak szkaradym znoju Wodyć, nie żółci, podał do napoju. Jezu, do srogiej idący katusze, Odejm, odejm grzech brzydki od mej dusze. Niech nie
Ust na fałszywe nie otworzysz świadki, Jako baranek wiedziony do jatki, Gdy psi, żeby krew łeptali językiem, Naszczekują go wkoło za rzeźnikiem. Wszeteczne grzechy, głupie nieuwagi Moje przyczyną tej twojej zniewagi: To drzewo moje serce na Cię włoży, Jednorodzony Jezu, Synu Boży! Jam zgrzeszył, Ciebie o me złości sieką; Żebym ja był zdrów, Tyś dzisia kaleką. Ty, coś dopiero uzdrawiał tak wielu, Mieć przyjaciela w całym Izraelu
Nie możesz, żeby w tak szkaradym znoju Wodyć, nie żółci, podał do napoju. Jezu, do srogiej idący katusze, Odejm, odejm grzech brzydki od mej dusze. Niech nie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 385
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Gdzie most na Dnieprze, i przy nim skupieni Moskiewskie wojska, i wszyscy wodzowie, Tak gotowemi czekając do wsparcia, Jako do szturmu naszy i natarcia. III.
Którali sroga polskiej moc ochocie? Jako bez oczu z nimi się okryją, Droga przez ognie, przez miecze ich cnocie, Kto się nawinie, gromią, sieką, biją,
Że los puściwszy wiecznej swej sromocie Zegnana Moskwa w ostrogi się kryją, Gdzie z pod okopów zasadzki zdradliwe I z dział ogromnych ognie pełgną żywe. IV.
Już tu, już razy ślepe, nieodbite, Które tak blisko zrażą i lud zbrojny, Cne towarzystwo płacze was pobite, Smoleńskiej roty i mężnego Wojny
Gdzie most na Dnieprze, i przy nim skupieni Moskiewskie wojska, i wszyscy wodzowie, Tak gotowemi czekając do wsparcia, Jako do szturmu naszy i natarcia. III.
Którali sroga polskiej moc ochocie? Jako bez oczu z nimi się okryją, Droga przez ognie, przez miecze ich cnocie, Kto się nawinie, gromią, sieką, biją,
Że los puściwszy wiecznej swej sromocie Zegnana Moskwa w ostrogi się kryją, Gdzie z pod okopów zasadzki zdradliwe I z dział ogromnych ognie pełgną żywe. IV.
Już tu, już razy ślepe, nieodbite, Które tak blisko zrażą i lud zbrojny, Cne towarzystwo płacze was pobite, Smoleńskiej roty i mężnego Wojny
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 10
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
po Apeninie goni wiec zawody, Piór niedoszłych probując, i ten swą bystrością Ów mestwem go przechodzi, i starą dzielnością. Jedno serce w-obudwu, i chuć sławy chciwa. Tam że gdzie ich dolina prowadziła krzywa Do Kozackich Okopów, z-O bron swych wycieką, I napadszy z-tumultem, gromią, biją, sieką, Snem, gorzałką, tabakiem napuł pogrzebionych; Kształtem wielkiej pozogi, kiedy pobudzonych Pochop wziąwszy Afryków, w-gotowe się słomy I peszycia zawije, lecą wiotche domy, Chlewy, Kolnie, Koszary, a niż ku obronie Chłopstwo przyjdzie pijane, bez ratunku spłonie Wieś budowna. Huk zatym i trwoga powstanie Miedzy Czernią straszliwa
po Apeninie goni wiec zawody, Pior niedoszłych probuiąc, i ten swą bystrośćią Ow mestwem go przechodźi, i starą dźielnośćią. Iedno serce w-obudwu, i chuć sławy chćiwa. Tam że gdźie ich dolina prowádźiłá krzywa Do Kozackich Okopow, z-O bron swych wyćieką, I nápadszy z-tumultem, gromią, biią, sieką, Snem, gorzałką, tabakiem napuł pogrzebionych; Kształtem wielkiey pozogi, kiedy pobudzonych Pochop wżiąwszy Afrykow, w-gotowe sie słomy I peszyćia záwiie, lecą wiotche domy, Chlewy, Kolnie, Koszáry, á niż ku obronie Chłopstwo przyydźie piiáne, bez ratunku spłonie Wieś budowna. Huk zatym i trwoga powstanie Miedzy Czernią straszliwa
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 73
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
o sprawiedliwe nic nie dbają.
Twierdził/ iż Cnota taką jest bronią/ której nie lza wydrzeć.
Gdy mu mówiono/ przeczby surowie gromił swe ucznie? powiedział: i lekarze także się z chorymi obchodzą. Medycy chcąc oddalić chorobę ciała: siła zakazują pacientom: siła im dają nieprawie smacznych rzeczy używać A podczas sieką i pieką/ jako i Hippocrates in Aphor wspomina. Także lecząc umysł/ trzeba też przycierpieć. O czym i Poeta pisze Ouid. de remedio amoris lib. I.229. Vt corpus redimas, ferrum patieris et ignes. Arrida nec siriens ora leuabis aqua. Vt valeas animo. quicq tolerare negabis? At pretium
o spráwiedliwe nic nie dbáią.
Twierdźił/ iż Cnotá táką iest bronią/ ktorey nie lza wydrzeć.
Gdy mu mowiono/ przecżby surowie gromił swe vcżnie? powiedźiał: y lekárze tákże się z chorymi obchodzą. Medycy chcąc oddalić chorobę ćiáłá: śiłá zákázuią pácientom: śiłá im dáią niepráwie smácżnych rzecży vżywáć A podczás śieką y pieką/ iáko y Hippocrates in Aphor wspomina. Tákże lecżąc vmysł/ trzebá też przyćierpieć. O cżym y Poetá pisze Ouid. de remedio amoris lib. I.229. Vt corpus redimas, ferrum patieris et ignes. Arrida nec siriens ora leuabis aqua. Vt valeas animo. quicq tolerare negabis? At pretium
Skrót tekstu: BudnyBPow
Strona: 23
Tytuł:
Krotkich a wezłowatych powieści [...] księgi IIII
Autor:
Bieniasz Budny
Drukarnia:
Piotr Blastus Kmita
Miejsce wydania:
Lubcz
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
filozofia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Z głową, nie był tak czas drogi, Nerki, ozór z skopowiną, Weszły w cenę z wieprzowiną. Odpowiedź.
Łacno, widzę, nam rachować, Cudze woły w domu chować; Ale im jeść, pić potrzeba. Z ciężką pracą sztuka chleba! Piekarze.
Niechaj go piekarze pieką, W młynach pytlem mąkę sieką! Za dwa grosze bochen chleba Dosyć mały, a Pan z nieba Dostatki nam w polach daje; Bułka za szeląg , jak jaje, Ni upieką, nie nagniotą, Ani jasna, coś rozgniotą. Wstyd piekarzom, Boże odpuść,
Choć na starszych, Panie! dopuść, Żeby ich tam odesłano, W naukę
Z głową, nie był tak czas drogi, Nerki, ozór z skopowiną, Weszły w cenę z wieprzowiną. Odpowiedź.
Łacno, widzę, nam rachować, Cudze woły w domu chować; Ale im jeść, pić potrzeba. Z ciężką pracą sztuka chleba! Piekarze.
Niechaj go piekarze pieką, W młynach pytlem mąkę sieką! Za dwa grosze bochen chleba Dosyć mały, a Pan z nieba Dostatki nam w polach daje; Bułka za szeląg , jak jaje, Ni upieką, nie nagniotą, Ani jasna, coś rozgniotą. Wstyd piekarzom, Boże odpuść,
Choć na starszych, Panie! dopuść, Żeby ich tam odesłano, W naukę
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 23
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909