swymi trzodami, Ptastwo leśne i co między skałami Gniazda swe macie, skalni jerzykowie, Kukułki głupie, nutni słowikowie, Puchaczu nocny, co do nieboszczyków Wzywasz swym głosem i stadem puszczyków, Owa ty góro z tym, co masz na sobie — Otwórzcie na mój lament uszy obie! Okrutne dziewczę serce mi zraniło, A skarżyć mi się na ból zabroniło — To, to postępek najnielitościwszy: Nie dać i płakać, dostatnie wybiwszy! Nie dosyć na tym, bo gdym przyrodzenia Nie mógł zwyciężyć i do uskarżenia Pociągały mię coraz świeże rany, Tak-em ostatnim dekretem wskazany — Nie dosłuchawszy, rzekła mi suro wie: „Jeśli-ć
swymi trzodami, Ptastwo leśne i co między skałami Gniazda swe macie, skalni jerzykowie, Kukułki głupie, nutni słowikowie, Puchaczu nocny, co do nieboszczyków Wzywasz swym głosem i stadem puszczyków, Owa ty góro z tym, co masz na sobie — Otwórzcie na mój lament uszy obie! Okrutne dziewczę serce mi zraniło, A skarżyć mi się na ból zabroniło — To, to postępek najnielutościwszy: Nie dać i płakać, dostatnie wybiwszy! Nie dosyć na tym, bo gdym przyrodzenia Nie mógł zwyciężyć i do uskarżenia Pociągały mię coraz świeże rany, Tak-em ostatnim dekretem wskazany — Nie dosłuchawszy, rzekła mi suro wie: „Jeśli-ć
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 20
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
suszy, Każesz sobie powiadać, kiedy cię nie ruszy? Te męki, które cierpię u ciebie w więzieniu, Wiedzieć chcesz, ale nie chcesz myślić o ulżeniu; Już też to wierutna złość, że-ć miłość do smaku Moja, a wżdy się skłonić do jej nie chcesz znaku. Mogę-ć się śmiele skarżyć i krzyczeć, że ginę — Znosisz lament, lamentu odrzucasz przyczynę. Gdy-ć się tedy wyrazić żale me napieram, Nie śpiewam wtenczas, Zosiu, nie, ale umieram. GNIEWEM NIE WSKÓRASZ
Jeśli chcesz mnożyć miłość gniewy twymi, Mam tyle siły nad ogniami mymi, Że z sideł, które twe stawiają oczy,
suszy, Każesz sobie powiadać, kiedy cię nie ruszy? Te męki, które cierpię u ciebie w więzieniu, Wiedzieć chcesz, ale nie chcesz myślić o ulżeniu; Już też to wierutna złość, że-ć miłość do smaku Moja, a wżdy się skłonić do jej nie chcesz znaku. Mogę-ć się śmiele skarżyć i krzyczeć, że ginę — Znosisz lament, lamentu odrzucasz przyczynę. Gdy-ć się tedy wyrazić żale me napieram, Nie śpiewam wtenczas, Zosiu, nie, ale umieram. GNIEWEM NIE WSKÓRASZ
Jeśli chcesz mnożyć miłość gniewy twymi, Mam tyle siły nad ogniami mymi, Że z sideł, które twe stawiają oczy,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 252
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, że im wiernie poddany.
Powiedz mi przecię, bo cię spytać muszę, Jeśliś do serca puściła mą duszę I jeśli temu Uwierzysz wszytkiemu, , , W sercu mym wyryta, Lubo to z musu było, lub z chęci.
Patrząc w śliczne oczy Melity, Chociażbym zabity Poległ przez ich jad skryty, Skarżyć się nie będę: Wielką sławę ten zbiera, Kto, mając wzrok jej w kolędę, Od tak pięknych oczu umiera.
Tak słodkiej, choć śmiertelnej, strzały Nie będą się bały
Wierność i afekt stały, Gdy tylko to sprawią, Że będąc w ciemnym grobie, Przecię za spadek zostawią Łzy tak pięknych oczu po sobie
, że im wiernie poddany.
Powiedz mi przecię, bo cię spytać muszę, Jeśliś do serca puściła mą duszę I jeśli temu Uwierzysz wszytkiemu, , , W sercu mym wyryta, Lubo to z musu było, lub z chęci.
Patrząc w śliczne oczy Melity, Chociażbym zabity Poległ przez ich jad skryty, Skarżyć się nie będę: Wielką sławę ten zbiera, Kto, mając wzrok jej w kolędę, Od tak pięknych oczu umiera.
Tak słodkiej, choć śmiertelnej, strzały Nie będą się bały
Wierność i afekt stały, Gdy tylko to sprawią, Że będąc w ciemnym grobie, Przecię za spadek zostawią Łzy tak pięknych oczu po sobie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 289
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nie mogą, Które bezpieczną nie stąpają nogą, Przeto mię nie chciej i spowiedzią straszyć Ani mi fraszek rozkazuj wałaszyć: Niech one śmiele, choćbym miał być w winie, Rżą jak dryganci, nie kwiczą jak świnie! O PAROBKU
Igrał z dziewczyną parobek na sienie, Ona się jednak broniła uczenie I groziła mu nie skarżyć przed panią, Ale mu przebić łeb siana wiązanią. On jako mężny posłał to oręże Pod zadek, a sam dziewczynę przylęże, A po rozprawie kazał jej te wiązki Tam sobie wetknąć, gdzie ma krok niewąski. O JANKU
Janek, kto go zna, piwszy trunek rzeźwy, Ocknął się w nocy, a jeszcze nietrzeźwy
nie mogą, Które bezpieczną nie stąpają nogą, Przeto mię nie chciej i spowiedzią straszyć Ani mi fraszek rozkazuj wałaszyć: Niech one śmiele, choćbym miał być w winie, Rżą jak dryganci, nie kwiczą jak świnie! O PAROBKU
Igrał z dziewczyną parobek na sienie, Ona się jednak broniła uczenie I groziła mu nie skarżyć przed panią, Ale mu przebić łeb siana wiązanią. On jako mężny posłał to oręże Pod zadek, a sam dziewczynę przylęże, A po rozprawie kazał jej te wiązki Tam sobie wetknąć, gdzie ma krok niewąski. O JANKU
Janek, kto go zna, piwszy trunek rzeźwy, Ocknął się w nocy, a jeszcze nietrzeźwy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 311
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Domu tego Bożego, a ta jest o Zacheuszu, na którego mi też łasce należy, bo częstuje Ucznie Pańskie, i jałmużny rżęsiste ofiaruje. Pogodzę te Ewangelie, biorąc na przedświęwżyęcie Kazania mego, słowa obudwom Ewangeliom spolne In illo tempore. Onego czasu. a tak ani ta, ani ta, nie będzie mogła się skarżyć Ewangelia: O mnie, niekazał. I pokażę, że ludzie na In illo tempore, na dawne lata wspominają że lata przeszłe, iż lepsze, chwalą. Na większą chwałę Pana Boga naszego. KAZANIE I. PIERWSZA CZĘSC
3. BIORĘ NA TŁUMACZĘNIE ROZDŹIAŁ DWUDŹIESTY KsIĄG CZWARTYCH KrólEWSKICH, gdzie się opisuje żal Ezechiasza Króla
Domu tego Bożego, á tá iest o Zácheuszu, ná ktorego mi też łásce należy, bo częstuie Vcznie Páńśkie, i iáłmużny rżęsiste ofiáruie. Pogodzę te Ewángelyie, biorąc ná przedświęwżięćie Kazánia mego, słowá obudwom Ewángelyiom spolne In illo tempore. Onego czásu. á ták áni tá, áni tá, nie będźie mogłá się skárżyć Ewángelyia: O mnie, niekazał. I pokażę, że ludźie ná In illo tempore, ná dawne látá wspomináią że látá przeszłe, iż lepsze, chwalą. Ná większą chwałę Páná Bogá nászego. KAZANIE I. PIERWSZA CZĘSC
3. BIORĘ NA TŁUMACZĘNIE ROZDŹIAŁ DWUDŹIESTY XIĄG CZWARTYCH KROLEWSKICH, gdźie się opisuie żal Ezechiászá Krolá
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 40
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
się i ty na to nie rozślochała, gdy już Familia Jagielońska prawie gaśnie. 8. DO MEGO PRZEDŚIĘWŹIĘĆIA. Płacze Ezechiasz, bo wspomina na dawne dobre lata. Zwyczajna to, że Człowiek chory o tym mówi na co stęka, tam mowa gdzie boleść: niech jedno kogo bolą zęby, pewnie na to się naprzód skarżyć będzie. W-czymże wydaje boleść swoję Ezechiasz: Ego dixi, Jam rzekł. Cóżeś naprzód rzekł? którąś boleść wydał? W-pośrzodku dni moich pójdę. Słowa pomienione tłumaczy tak Glossa interlinearis: Quia non complebo numerum annorum meorum, sicut patres mei. Smakuje sobie Ezechiasz In illo tempore, Onego czasu
się i ty ná to nie rozślocháłá, gdy iuż Fámilia Iágielońska práwie gáśnie. 8. DO MEGO PRZEDŚIĘWŹIĘĆIA. Płácze Ezechiasz, bo wspomina ná dawne dobre látá. Zwyczáyna to, że Człowiek chory o tym mowi ná co stęka, tám mowá gdźie boleść: niech iedno kogo bolą zęby, pewnie ná to się naprzod skárzyć będźie. W-czymże wydáie boleść swoię Ezechiasz: Ego dixi, Iam rzekł. Cożeś naprzod rzekł? ktorąś boleść wydał? W-pośrzodku dni moich poydę. Słowá pomienione tłumáczy ták Glossa interlinearis: Quia non complebo numerum annorum meorum, sicut patres mei. Smákuie sobie Ezechiasz In illo tempore, Onego czásu
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 40
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
spadek mu, Casus Genitivus. Postanowiwszy się, aż tu zapisze wiele Małżonce, Spadek mu Dativus, z-różnych okazji, to słudze daruje, to Sąsiadowi zafantuje. Spadek mu dawanie; dał za urząd wiele, spodziewał się wskórać, nie wskórał Dativus Casus dający spadek, spadek mu z-szczęścia. Poczną się na niego skarżyć, Pan niesłowny, pożycza nie oddawa, także poczną się na niego skarżyć sąsiedzi: najeżdża, krzywdzi, w-granicach przeorywa, i te wszystkie skargi, są mu na spadek szczęścia, spadek mu Accusativus. Aż potym przyjdzie do pozwu, Tibi nobili poczną go pozywać, spadek mu Vocativus, wytoczy na Trybunał sprawę
zpadek mu, Casus Genitivus. Postánowiwszy się, áż tu zápisze wiele Małżonce, Zpadek mu Dativus, z-rożnych okáziy, to słudze dáruie, to Sąśiádowi záfantuie. Zpádek mu dawánie; dał zá urząd wiele, spodźiewał się wskoráć, nie wskorał Dativus Casus dáiący zpadek, zpadek mu z-szczęśćia. Poczną się ná niego skárżyć, Pąn niesłowny, pożycza nie oddawa, tákże poczną się ná niego skárżyć sąśiedźi: náieżdża, krzywdźi, w-gránicach przeorywa, i te wszystkie skárgi, są mu ná zpadek szczęśćia, zpadek mu Accusativus. Aż potym przyidźie do pozwu, Tibi nobili poczną go pozywáć, zpadek mu Vocativus, wytoczy ná Trybunał sprawę
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 75
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, Spadek mu Dativus, z-różnych okazji, to słudze daruje, to Sąsiadowi zafantuje. Spadek mu dawanie; dał za urząd wiele, spodziewał się wskórać, nie wskórał Dativus Casus dający spadek, spadek mu z-szczęścia. Poczną się na niego skarżyć, Pan niesłowny, pożycza nie oddawa, także poczną się na niego skarżyć sąsiedzi: najeżdża, krzywdzi, w-granicach przeorywa, i te wszystkie skargi, są mu na spadek szczęścia, spadek mu Accusativus. Aż potym przyjdzie do pozwu, Tibi nobili poczną go pozywać, spadek mu Vocativus, wytoczy na Trybunał sprawę, jużyą przywołają, oto tam bliski dopiero spadek Casus Vocativus. Aż przysądzą
, Zpadek mu Dativus, z-rożnych okáziy, to słudze dáruie, to Sąśiádowi záfantuie. Zpádek mu dawánie; dał zá urząd wiele, spodźiewał się wskoráć, nie wskorał Dativus Casus dáiący zpadek, zpadek mu z-szczęśćia. Poczną się ná niego skárżyć, Pąn niesłowny, pożycza nie oddawa, tákże poczną się ná niego skárżyć sąśiedźi: náieżdża, krzywdźi, w-gránicach przeorywa, i te wszystkie skárgi, są mu ná zpadek szczęśćia, zpadek mu Accusativus. Aż potym przyidźie do pozwu, Tibi nobili poczną go pozywáć, zpadek mu Vocativus, wytoczy ná Trybunał sprawę, iużią przywołáią, oto tám bliski dopiero zpadek Casus Vocativus. Aż przysądzą
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 75
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, choćby też i morskie mię wały Pożarły, byłem kraje opuścił mierzione, Gdzie mię fale i wiatry zaniosą szalone. Tam na swoje nieszczęście i niebaczność twoję, Morzu, wiatrom i skałom powiem skargi moje, Opowiem i przepaściom; przepaści snadź ruszę, Który serca twardego poruszyć nie tuszę. Zwierzom dzikim i głuchym będę skarżyć lasom, I też skargi najdalszym przez wiersz podam czasom. A wy wiatry, co morzem rzucacie burzliwym, Zatopcie mię, niżbym się wrócił jej życzliwym. 767. Sen poranny.
Już złoty warkocz ranna zorza rozwijała, I jasny dzień jutrzenka wdzięczna uprzedzała, Kiedy mię stroskanego rożnymi myślami Sen spokojny swoimi obłapił skrzydłami, Który
, choćby też i morskie mię wały Pożarły, byłem kraje opuścił mierzione, Gdzie mię fale i wiatry zaniosą szalone. Tam na swoje nieszczęście i niebaczność twoję, Morzu, wiatrom i skałom powiem skargi moje, Opowiem i przepaściom; przepaści snadź ruszę, Ktory serca twardego poruszyć nie tuszę. Zwierzom dzikim i głuchym będę skarżyć lasom, I też skargi najdalszym przez wiersz podam czasom. A wy wiatry, co morzem rzucacie burzliwym, Zatopcie mię, niżbym się wrocił jej życzliwym. 767. Sen poranny.
Już zloty warkocz ranna zorza rozwijała, I jasny dzień jutrzenka wdzięczna uprzedzała, Kiedy mię stroskanego rożnymi myślami Sen spokojny swoimi obłapił skrzydłami, Ktory
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 251
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
A skoro Febus złote rozpuścił promienie I pod ziemię wypędził niewesołe cienie, I słońce się po wszystkiem świecie rozświeciło, Postrzegł cesarz, że jego synowca nie było.
LXXXVII.
Z wielkiem swojem na on czas usłyszał niesmakiem O wyjeździe synowca swego ladajakiem, I że, kiedy go było najpilniej, pojechał I przed swoją się radą skarżyć nie zaniechał, Na niego o ten odjazd srodze rozgniewany, Najdując nań przymówki i różne przygany I grożąc mu, jeśli się nie wróci, że wszędzie Będą wiedzieć, że prędko żal mu tego będzie.
LXXXVIII.
Brandymart też, którego Orland tak miłował, Jako siebie samego, za niem się gotował, Chcąc,
A skoro Febus złote rozpuścił promienie I pod ziemię wypędził niewesołe cienie, I słońce się po wszystkiem świecie rozświeciło, Postrzegł cesarz, że jego synowca nie było.
LXXXVII.
Z wielkiem swojem na on czas usłyszał niesmakiem O wyjeździe synowca swego ladajakiem, I że, kiedy go było najpilniej, pojechał I przed swoją się radą skarżyć nie zaniechał, Na niego o ten odjazd srodze rozgniewany, Najdując nań przymówki i różne przygany I grożąc mu, jeśli się nie wróci, że wszędzie Będą wiedzieć, że prętko żal mu tego będzie.
LXXXVIII.
Brandymart też, którego Orland tak miłował, Jako siebie samego, za niem się gotował, Chcąc,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 169
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905