, ale się Głowie poddał: że to nie dla nie- O Schizmie Angielskiej
nawiści Królowy, ale dla gryzącego sumnienia to czyni. Królowa wstała prosząc o przyjęcie Apelacyj; a widząc trudnych, poszła z Tronu swego, do Królewskiego Tronu na prawej stronie, klęknęła, prosząc go, aby nie bronił Apelacyj. Wstał Król miłe spojrzał, pozwolił na Apelacją; Lud płakał patrząc. Wróciła się do Bajnardu Zamku, mówiąc: Dziś dopiero, abym Sprawie mojej nie zaszkodziła. Króla Pana mego nie słuchałam: ale jak się tylko z nim obaczę, klęknę przed nim, i przeproszę go. Wkrótce tę politykę Król odłożył na stronę, przynaglał Sędziów
, ale się Głowie poddał: że to nie dla nie- O Schizmie Angielskiey
nawiści Krolowy, ale dla gryzącego sumnienia to czyni. Krolowa wstała prosząc o przyięcie Apellacyi; a widząc trudnych, poszła z Tronu swego, do Krolewskiego Tronu na prawey stronie, klęknęłá, prosząc go, aby nie bronił Apellácyi. Wstał Krol miłe spoyrzał, pozwolił na Apellacyą; Lud płakał patrząc. Wrociła się do Báynardu Zamku, mowiąc: Dziś dopiero, abym Sprawie moiey nie zaszkodziła. Krola Pána mego nie słuchałam: ale iak się tylko z nim obaczę, klęknę przed nim, y przeproszę go. Wkrotce tę politykę Krol odłożył na stronę, przynaglał Sędziow
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 92
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
żeby się wojsko wygubiło?” Odpowiada generalissimus: „Posłaliśmy jednego generała z trzema tysiącymi dragonii komenderowanej na podjazd, wrócił się tylko kapral z kilku żołnierzami, salwując się, a drudzy wszyscy zginęli, spotkawszy się z pięciuset tylko Turków, do których naszym i wystrzelić nie przyszło”. W tym punkcie obróciwszy się Król spojrzał po Polakach, uważając kto mu tu jest przytomny i spostrzegłszy niejakich dwóch, Romana Ruszczyca i Demiana Szumlańskiego, lekkiej chorągwie rotmistrzów, zawołał ich do siebie, mówiąc te słowa: „Weźcie, Waszecie, sobie każdy z osobna po sto koni dobrych z przedniej straży, bo pójdziecie na podjazd”, a potym, obróciwszy
żeby się wojsko wygubiło?” Odpowiada generalissimus: „Posłaliśmy jednego generała z trzema tysiącymi dragonii kommenderowanej na podjazd, wrócił się tylko kapral z kilku żołnierzami, salwując się, a drudzy wszyscy zginęli, spotkawszy się z pięciuset tylko Turków, do których naszym i wystrzelić nie przyszło”. W tym punkcie obróciwszy się Król spojrzał po Polakach, uważając kto mu tu jest przytomny i spostrzegłszy niejakich dwóch, Romana Ruszczyca i Demiana Szumlańskiego, lekkiej chorągwie rotmistrzów, zawołał ich do siebie, mówiąc te słowa: „Weźcie, Waszecie, sobie każdy z osobna po sto koni dobrych z przedniej straży, bo pójdziecie na podjazd”, a potym, obróciwszy
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 47
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
żebym się napiła, bynajmniej, tylko żebym ci to powiedziała. Zląkł się Stelej, nie wiedząc, coby miał odpowiedzieć. Ach, mówi dalej, nie chceszli mi odpowiedzieć? Zal mi teraz w samej rzeczy, żem tu dla ciebie przyszła. Poczekajże tylko, nie przyjdę już więcej. Spojrzał na nią smutno, mówiąc, że jej za społubolewanie barzo jest obowiązany, i podał jej na wdzięczność rękę. Tę wnet do ust, wnet do piersi przycisnęła, igrając z jego czarnymi kędzierzami, i powtarzając swoje pieszczoty dziesięciorakim sposobem. Chciał już odchodzić. O poczekaj jeszcze, zaczęła, nie mogę się dosyć ciebie napatrzyć
żebym śię napiła, bynaymniey, tylko żebym ći to powiedziała. Zląkł śię Steley, nie wiedząc, coby miał odpowiedzieć. Ach, mowi daley, nie chceszli mi odpowiedzieć? Zal mi teraz w samey rzeczy, żem tu dla ciebie przyszła. Poczekayże tylko, nie przyydę iuż więcey. Spoyrzał na nię smutno, mowiąc, że iey za społubolewanie barzo iest obowiązany, i podał iey na wdzięczność rękę. Tę wnet do ust, wnet do pierśi przyćisnęła, igraiąc z iego czarnymi kędzierzami, i powtarzaiąc swoie pieszczoty dzieśięćiorakim sposobem. Chciał iuż odchodzić. O poczekay ieszcze, zaczęła, nie mogę śię dosyć ciebie napatrzyć
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 118
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
Mcia Pani, raczej zasługuję u WMPani na politowanie, i mój Hrabia-- ten cię kocha, rzekła sam, właśnie tak serdecznie, jak przed tym. Widząc mnie zawstydzoną spieszyła się, aby przez swoje ścisnienie, ten dla mnie smutny skróciła moment. Widziało się, jakoby Stelej prawdziwie mniej poważać mię poczynał. Wnet na mnie spojrzał, wnet na Hrabię. Jakoż? nie jestże już więcej WMPana Zoną? Z niejaką wyrzekł gorączką. Jest moją Zoną, odpowiedział mu Hrabia, nie trap się WMPan. Wiem, że mię kochasz, nic mi więcej do mego szczęścia oprócz dnia dzisiejszego nie dostawało. Na to się nasza radość jakoby na
Mćia Pani, raczey zasługuię u WMPani na politowanie, i moy Hrabia-- ten ćię kocha, rzekła sam, własnie tak serdecznie, iak przed tym. Widząc mnie zawstydzoną spieszyła się, aby przez swoie śćisnienie, ten dla mnie smutny skrociła moment. Widziało się, iakoby Steley prawdziwie mniey poważać mię poczynał. Wnet na mnie spoyrzał, wnet na Hrabię. Jakoż? nie iestże iuż więcey WMPana Zoną? Z nieiaką wyrzekł gorączką. Jest moią Zoną, odpowiedział mu Hrabia, nie trap śię WMPan. Wiem, że mię kochasz, nic mi więcey do mego szczęśćia oprocz dnia dziśieyszego nie dostawało. Na to się nasza radość iakoby na
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 146
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
jakże tedy w ten czas Jego Mość Pan Hrabia wyglądał, gdy stał przed WMPanią niewolnikiem? Czy z Pańska patrzył, albo nie? miałli minę smutną? Mina jego, odpowiedziała, stosowała się do tego sposobu, którymem z nim mówiła. Gdym go barzo po przyjacielsku żałowała, miasto wdzięczności, pokornie na mnie spojrzał, i gdym się w momencie nie dość dotkniętą jego utrapieniem pokazała: zarzucał mi poważnem licem moje oziebłe serce, przez com zgadnąć mogła, że niewinnie jest nieszczęśliwym, i że w nędzy nawet jeszcze wspaniałomyślnym. Lecz jakże był ubrany? Gorzej niżem sobie życzyła. Niemiecka kamzela barzo wytarta, czarny Ruski kożuch
iakże tedy w ten czas Jego Mość Pan Hrabia wyglądał, gdy stał przed WMPanią niewolnikiem? Czy z Pańska patrzył, albo nie? miałli minę smutną? Mina iego, odpowiedziała, stosowała śię do tego sposobu, ktorymem z nim mowiła. Gdym go barzo po przyiaćielsku żałowała, miasto wdzięczności, pokornie na mnie spoyrzał, i gdym śię w momenćie nie dość dotkniętą iego utrapieniem pokazała: zarzucał mi poważnem licem moie oziebłe serce, przez com zgadnąć mogła, że niewinnie iest nieszczęśliwym, i że w nędzy nawet ieszcze wspaniałomyślnym. Lecz iakże był ubrany? Gorzey niżem sobie życzyła. Niemiecka kamzela barzo wytarta, czarny Ruski kożuch
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 148
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
spokojny: Gdy już przychodził dzień świętego Jana Do Sarmacyjej kędyś od Jordana, Dzień sławny wiekom, którego imieniem Jan Kazimirz Król za Boskim zrządzeniem Wiecznie się szczyci, tedy swe staranie Ugrontowawszy w empirejskim Panie Monarcha polski, nim fest następuje, Na drugą stronę wojsko przeprawuje Przez Styr. A potym, skoro na te sprzęty Marsowe spojrzał z Olimpu Jan święty, Nazajutrz w sam dzień Chrzciciela Bożego Przeszedł za Panem cny pułk Jeremiego I tam pod niebem, przy uroczystości Wielkiego święta, używał świętości. Albowiem sam Król obróciwszy oczy W niebo, nie chciał nic czynić przez pomocy Patrona swego, lecz wszystkie fortuny Do Boskiej naprzód oddawszy obrony, Niemniej też z wielką
spokojny: Gdy już przychodził dzień świętego Jana Do Sarmacyjej kędyś od Jordana, Dzień sławny wiekom, którego imieniem Jan Kazimirz Król za Boskim zrządzeniem Wiecznie się szczyci, tedy swe staranie Ugrontowawszy w empirejskim Panie Monarcha polski, nim fest następuje, Na drugą stronę wojsko przeprawuje Przez Styr. A potym, skoro na te sprzęty Marsowe spojrzał z Olimpu Jan święty, Nazajutrz w sam dzień Chrzciciela Bożego Przeszedł za Panem cny pułk Jeremiego I tam pod niebem, przy uroczystości Wielkiego święta, używał świątości. Albowiem sam Król obróciwszy oczy W niebo, nie chciał nic czynić przez pomocy Patrona swego, lecz wszystkie fortuny Do Boskiej naprzód oddawszy obrony, Niemniej też z wielką
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 105
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wszytkie oblały Gmachy Plejady, wszędzie się kwiliły Płacze, a smutki tren swój roznosiły. Skąd i my wielkiem żalem przerażeni, Wespół z Hernestem będąc zasmuceni Poszliśmy prędko od płaczu takiego Do kamienicy starosty puckiego, Z której pod wieczór nie wychodząc dalej — Tameśmy wszyscy krótką noc przespali. Wszakże jako dzień swym wesołym okiem Spojrzał rozlicznie nad pięknym Roztokiem, I sam Zawadzki rozświecił się prawie Splendorem polskiem, gdy mu swojej sławie Wszytkich pociągnął swoją wspaniałością I przyrodzoną zniewalał ludzkością. On tam wzajemnie za wczorajsze chęci, Że od mieszczanów tak mile przyjęci Polacy byli — kazał kosztem swojem Kuchnią nałożyć bez mała nie trojem Bogatszą sumptem, a na zawdzięczenie Miejskiej ochoty
wszytkie oblały Gmachy Plejady, wszędzie się kwiliły Płacze, a smutki tren swój roznosiły. Skąd i my wielkiem żalem przerażeni, Wespół z Hernestem będąc zasmuceni Pośliśmy prędko od płaczu takiego Do kamienicy starosty puckiego, Z której pod wieczór nie wychodząc dalej — Tameśmy wszyscy krótką noc przespali. Wszakże jako dzień swym wesołym okiem Spojrzał rozlicznie nad pięknym Roztokiem, I sam Zawadzki rozświecił się prawie Splendorem polskiem, gdy mu swojej sławie Wszytkich pociągnął swoją wspaniałością I przyrodzoną zniewalał ludzkością. On tam wzajemnie za wczorajsze chęci, Że od mieszczanów tak mile przyjęci Polacy byli — kazał kosztem swojem Kuchnią nałożyć bez mała nie trojem Bogatszą sumptem, a na zawdzięczenie Miejskiej ochoty
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 157
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dźwignął, i ratował Pogańskiego, długo w tym, i silnie pracował, To mówiąc, i to czyniąc, czymby niepożyte Serce jego mógł skruszyć; jednak Ducha Syte Świętego słowa darmo przed głuchem powiadał, I próżno mu naukę zbawienną przekładał. Aż, gdy życzliwy Twórca na Tronie wysokiem Siedząc, na Jozafata dobrotliwym okiem Spojrzał z Nieba, a modły jego przyjął w uszy Swe, serce się krzemienne Abennera kruszy, (Bowiem bojących siebie wolą w’ ich potrzebie Czynić będzie, i prośby ich przyjmie do siebie) I na ten czas to wszytko snadnie zrozumiewa, Cokolwiek mu nauką Jozafat opiewa. A tak znalazł sposobny czas na otrzymanie Zwycięstwa nad
dźwignął, y rátował Pogáńskiego, długo w tym, y śilnie prácował, To mowiąc, y to czyniąc, czymby niepożyte Serce iego mogł skruszyć; iednák Duchá Syte Swiętego słowá dármo przed głuchem powiádał, Y prożno mu náukę zbáwienną przekłádał. Aż, gdy życzliwy Tworcá ná Thronie wysokiem Siedząc, ná Iozáphatá dobrotliwym okiem Spoyrzał z Niebá, á modły iego przyiął w vszy Swe, serce się krzemienne Abennerá kruszy, (Bowiem boiących śiebie wolą w’ ich potrzebie Czynić będzie, y prośby ich przyymie do śiebie) Y ná ten czás to wszytko snádnie zrozumiewa, Cokolwiek mu náuką Iozáphát opiewa. A ták ználazł sposobny czás na otrzymánie Zwyćięstwá nád
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 260
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
tym co żyje/ bo się ten ratować może/ i z stanu złego powstać przy łasce Boskiej/ byle się do niej przyłożył/ jako może: ale dusze w Czyśćcu nic się ratować nie mogą. Ze jednak po tej rozmowie Bertrandus trwał w swoim zdaniu/ nocy następującej obaczył umarłego z trunną/ który nań surowo spojrzał. Które widzenie/ gdy owemu drugiemu Bertrand powiedział/ za jego zdaniem poszedł/ i bardziej się potym za umarłych modlił. Wiek 13. Rok P. 1220. Honoriusza III 4. Fryderyka II. 1. Roberta 1. 8. Powieść piękna o miłosierdziu.
Tegoż czasu jako Humbertus pisze/ student jeden co
tym co żyie/ bo się ten ratowáć może/ i z stánu złego powstáć przy łásce Boskiey/ byle się do niey przyłożył/ iáko może: ále dusze w Czyscu nic się ratowáć nie mogą. Ze iednak po tey rozmowie Bertrandus trwał w swoim zdániu/ nocy nástępuiącey obaczył umarłego z trunną/ ktory náń surowo spoyrzał. Ktore widzenie/ gdy owemu drugiemu Bertrand powiedźiał/ zá iego zdaniem poszedł/ i bardźiey się potym żá umarłych modlił. Wiek 13. Rok P. 1220. Honoriusza III 4. Friderika II. 1. Roberta 1. 8. Powieść piękná o miłośierdźiu.
Tegosz czasu iako Humbertus pisze/ student ieden co
Skrót tekstu: KwiatDzieje
Strona: 45
Tytuł:
Roczne dzieje kościelne
Autor:
Jan Kwiatkiewicz
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
łacinie mówi a po Niemiecku rzadko kto po Polsku nikt i taka właśnie dyferencja mowy Judlantczyków od Niemieckiej jako łatwa albo żmudz od Polaków. Luboc mi było trochę okropno jechać tam między samę wielkie morza bo to już w samym Czuplu spojrzawszy i natę stronę i natę ad meridiem Bałtyckie tuzas ad septem trionem właśnie jako by na obłoki spojrzał alubo to woda jakoj to woda przecię znać że insza tego a insza tamtego Morza Natura jest Bo uwazałem bez to, że czasem jedno się wydaje błękitno drugie czarno. To zaś czasem. jako Niebo takiego koloru a drugie zawsze od tamtego od Mienne. To igra wały na nim okrutne skaczą a to spokojnie stoi nawet kiędy
łacinie mowi a po Niemiecku rzadko kto po Polsku nikt y taka własnie dyfferencyia mowy Iudlantczykow od Niemieckiey iako łatwa albo zmudz od Polakow. Luboc mi było trochę okropno iechac tam między samę wielkie morza bo to iuż w samym Czuplu spoyrzawszy y natę stronę y natę ad meridiem Baltyckie tuzas ad septem trionem własnie iako by na obłoki spoyrzał alubo to woda iakoy to woda przecię znac że insza tego a insza tamtego Morza Natura iest Bo uwazałęm bez to, że czasęm iedno się wydaie błekitno drugie czarno. To zaś czasęm. iako Niebo takiego koloru a drugie zawsze od tamtego od Mięnne. To igra wały na nim okrutne skaczą a to spokoynie stoi nawet kiędy
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 63
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688