od Rzemieslników zwanych tam Officiales. Ci co się zowią Cavallieros w czerni chodzący z Szpadami, mogą i szewstwo robić. Służba tylko wojenna dystyngwuje i Order wojenny; a druga dystynkcja tytuły Hrabiowskie, Margrabiowskie, vulgo Grafów i Margrafów.
Król Hiszpański lubo tak wielkiej powagi, salę sądową ma koło Pałaców, aby sam mógł często spojrzeć, słuchać. Trybunał MADRYCKI ma swego Inkwizycora Generalnego, i Inkwizycorów, przytym Szpiegów i Szlachtę wielu wolnościami nadaną, która łowi, prowadzi, Bluźnierców, Heretyków, Familiares de santa Inquisition, zwaną. Złowionym dają znak el Sanbenito; stąd złapani, i do Inkwizycyj porwani zowią się Sanbenitos. Piszą ich imiona z Krzyżem
od Rzemieslnikow zwanych tam Officiales. Ci co się zowią Cavallieros w czerni chodzący z Szpádami, mogą y szewstwo robić. Służba tylko woienna distingwuie y Order woienny; a druga distynkcya tituły Hrabiowskie, Márgrabiowskie, vulgo Graffow y Margraffow.
KROL Hiszpański lubo tak wielkiey powagi, salę sądową ma koło Pałacow, aby sam mogł często spoyrzeć, słuchać. Trybunał MADRYCKI ma swego Inkwizytora Generalnego, y Inkwizytorow, przytym Szpiegow y Szlachtę wielu wolnościami nadáną, ktora łowi, prowádzi, Bluzniercow, Heretykow, Familiares de santa Inquisition, zwaną. Złowionym daią znak el Sanbenito; ztąd złapani, y do Inkwizycyi porwani zowią się Sanbenitos. Piszą ich imiona z Krzyżem
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 171
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
, niepoznając przyczyny. Kto patrząc na wspaniały pałac, powie: iż kamienie przypadkiem zbiegłszy się, ułożyły to misterne budowanie? Kto uważając zegarek porządnie godziny skazniący, niepowie: iż to jest dzieło mądrej i uczonej ręki? luboby niepoznawał, ani ułożenia koł, ani przyczyny one wzruszającej? Tak dosyć jest spojrzeć na niebo, i na ziemię, dla poznania wszechmocności i mądrości niestworzonego Rzemieślnika.
Z tym wszystkim nie zakazał Bóg dochodzić końców osobnych każdej rzeczy, owszem dał nam rozum i zdolny do ich wynalezienia, i ciekawy. Ta ciekawość póki w granicach od Boga położonych trzyma się, nietylko szkodliwa nie jest ale owszem pożyteczna.
, niepoznaiąc przyczyny. Kto patrząc na wspaniały pałac, powie: iż kamienie przypadkiem zbiegłszy się, ułożyły to misterne budowanie? Kto uważaiąc zegarek porządnie godziny skazniący, niepowie: iż to iest dzieło mądrey y uczoney ręki? luboby niepoznawał, ani ułożenia koł, ani przyczyny one wzruszaiącey? Tak dosyć iest spoyrzeć na niebo, y na ziemię, dla poznania wszechmocności y mądrości niestworzonego Rzemieślnika.
Z tym wszystkim nie zakazał Bog dochodzić końcow osobnych każdey rzeczy, owszem dał nam rozum y zdolny do ich wynalezienia, y ciekawy. Ta ciekawość poki w granicach od Boga położonych trzyma się, nietylko szkodliwa nie iest ale owszem pożyteczna.
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 147
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
ukłonami. Po której pracy z niemi wszyscy społem Stół okolisty zasiedliśmy kołem. Tam przy milczeniu jak już smacznie jemy, Na obyczaje i wstyd ich patrzymy, Który po twarzach kiedy im przechodził, Na kształt szarłatu romieniec wywodził Farbując wstydu panieńskiego lice I na wskroś prawie przechodząc źrzenice, Które spuściwszy spokojnie trzymały, Że nigdzie spojrzeć i mrugnąć nie śmiały. A jako woda czysta — swe strumienie Tocząc — naprawia złe ludziom widzenie, Tak też z panieńskiej wychodząc źrzenice Wstyd, statek, czystość, jak z jasnej krynice, Poczciwych ludzi oczy naprawują I jak słodki zdrój cnotliwym smakują. Takowe cnoty w tych panienkach były. Bodaj się takie na świecie rodziły
ukłonami. Po której pracy z niemi wszyscy społem Stół okolisty zasiedliśmy kołem. Tam przy milczeniu jak już smacznie jemy, Na obyczaje i wstyd ich patrzymy, Który po twarzach kiedy im przechodził, Na kształt szarłatu romieniec wywodził Farbując wstydu panieńskiego lice I na wskroś prawie przechodząc źrzenice, Które spuściwszy spokojnie trzymały, Że nigdzie spojrzeć i mrugnąć nie śmiały. A jako woda czysta — swe strumienie Tocząc — naprawia złe ludziom widzenie, Tak też z panieńskiej wychodząc źrzenice Wstyd, statek, czystość, jak z jasnej krynice, Poczciwych ludzi oczy naprawują I jak słodki zdrój cnotliwym smakują. Takowe cnoty w tych panienkach były. Bodaj się takie na świecie rodziły
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 88
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
południe (Kiedy już słońce rosę osuszyło) Dopier nas wszystkich prawie obudziło. A z wierzchu nawa tak się rozpaliła Od południowych wtenczas ogniów była, Iż gdyśmy na wierzch z spodku wychodzili, Ręceśmy sobie o odrzwi parzyli. Blask się po wodzie spokojny przechodził Za promieniami, które Febus wodził. Jasność nam sama i spojrzeć nie dała, Gdy się o oczy nasze obijała; Lecz skoro ze snu oneśmy omyli, Prędkośmy okręt drugi obaczyli, Który na staje dobre od naszego Okrętu stojał dla morza gładkiego Nic się nie chwiejąc — a na wierzchu stali Ludzie, co w drogę na nim żeglowali, W różnym ubierze stroju niemieckiego, Także i
południe (Kiedy już słońce rosę osuszyło) Dopier nas wszystkich prawie obudziło. A z wierzchu nawa tak się rozpaliła Od południowych wtenczas ogniów była, Iż gdyśmy na wierzch z spodku wychodzili, Ręceśmy sobie o odrzwi parzyli. Blask się po wodzie spokojny przechodził Za promieniami, które Febus wodził. Jasność nam sama i spojrzeć nie dała, Gdy się o oczy nasze obijała; Lecz skoro ze snu oneśmy omyli, Prędkośmy okręt drugi obaczyli, Który na staje dobre od naszego Okrętu stojał dla morza gładkiego Nic się nie chwiejąc — a na wierzchu stali Ludzie, co w drogę na nim żeglowali, W różnym ubierze stroju niemieckiego, Także i
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 102
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
? AK: Wszak że cię, Korony Następcą czyni. ELI: Łudzi Saul sobą: Trony Kochaną Krwią oblane sercu są niemiłe, W którym dobroć paniue. Któż wie, jeźli przecie, Jak raz jeszcze zobaczy synów; nie zwycięży Miłość tej surowości jego. AK: Król z daleka, Niechcąc i na nich spojrzeć, od synów ucieka. ELI: Jonatasz wszakże, w swojej dzielności nagrodę Prosił o życie Brata? AK: Prosił; nieuprosił. ELI: O nieludzki człowiecze! tyranie nie Ojcze! AK: Bo, i Nieba się boi: gdyby Bratobójstwa Melchisa nie karał. i ludu się obawia, Jonatę niewinnego tracąc.
? AK: Wszák że cię, Korony Nástępcą czyni. ELI: Łudzi Saul sobą: Trony Kocháną Krwią oblane sercu są niemiłe, W którym dobroć pániue. Któż wie, ieźli przecie, Ják raz ieszcze zobaczy synów; nie zwycięży Miłość tey surowości jego. AK: Król z dáleká, Niechcąc i ná nich spoyrzeć, od synów ucieka. ELI: Jonátász wszakże, w swoiey dzielności nagrodę Prosił o życie Bráta? AK: Prosił; nieuprosił. ELI: O nieludzki człowiecze! tyránnie nie Oycze! AK: Bo, i Niebá się boi: gdyby Brátobóystwá Melchisá nie karał. i ludu się obawia, Jonátę niewinnego tracąc.
Skrót tekstu: JawJon
Strona: 60
Tytuł:
Jonatas
Autor:
Stanisław Jaworski
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1746
Data wydania (nie wcześniej niż):
1746
Data wydania (nie później niż):
1746
, Drugich kazał bić żyłą sromotnie wołową, Innym zasię na wzgardę sadzą wzrok namazał, Wędrować precz im z Dworu swojego rozkazał. A sam swemi Bogami wszczął dla ich slabości Gardzić, lubo niemyślił jeszcze do światłości Chrystusowej wznieść wzroku: bo mgła błędu, która Otaczała jego zmysł wnętrzny jako chmura Cienista, niedała mu spojrzeć ku jasności. Kapłanów zaś swych niemiał z żadnej uczciwości, Ani ofiar wyrządzał Bogom swym fałszywym, Lecz był na obie strony, tam i sam wątpliwym. Stąd widomą Bogów swych słabość uważając, Z owąd w Ewangeliej prawdę uznawając. Jako Lemniejskiej kuźnie twardemi kajdany Więzień, tak on nałogiem złym był skrępowany: Wszytek się
, Drugich kazał bić żyłą sromotnie wołową, Innym záśię ná wzgárdę sádzą wzrok námázał, Wędrowáć precz im z Dworu swoiego roskazał. A sam swemi Bogámi wszczął dla ich slábośći Gárdźić, lubo niemyślił ieszcze do świátłośći Chrystusowey wznieść wzroku: bo mgła błędu, ktura Otaczáłá iego zmysł wnętrzny iáko chmurá Cienista, niedáłá mu spoyrzeć ku iásnośći. Kápłánow záś swych niemiał z żadney vczćiwośći, Ani ofiar wyrządzał Bogom swym fałszywym, Lecz był ná obie strony, tám y sám wątpliwym. Ztąd widomą Bogow swych słábość vważáiąc, Z owąd w Ewángeliey prawdę vznawáiąc. Iáko Lemnieyskiey kuźnie twárdemi káydány Więźień, ták on náłogiem złym był skrępowány: Wszytek się
Skrót tekstu: DamKuligKról
Strona: 215
Tytuł:
Królewic indyjski
Autor:
Jan Damasceński
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
żywoty świętych
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
ludzi nic Wmć niewinnych, lubo się w swych Damach szalenie zakochali. Snać to mila wiadomość Wmci iż ci którzy się zakochali mają w sobie coś niebieskięgo, za Przywilejem danym sobie od Wenery Bogini, gdyż mogą jednej minuty omierżyć sobie, tę którą nad wszystko na świecie przedkładali, a zakochać się na którą przedtym i spojrzeć nie mogli, mogą umrzeć w sobie a żyć wkim inszym, mogą pałać z daleka, a ziębnąć z bliska, na koniec mogą tam być raczej, gdzie zakochali, niż gdzie właśnie są i rezydują. B. Porwą się w tym huku i hałasie wychowałe szkapy, w bieg już żadnym wędzidłem nie umiarkowanym,
ludźi nic Wmć niewinnych, lubo się w swych Dámách szalenie zákochali. Snać to mila wiádomość Wmći iż ći ktorzy się zákocháli máią w sobie coś niebieskięgo, zá Przywileiem dánym sobie od Venery Bogini, gdyż mogą iedney minuty omierżyć sobie, tę ktorą nád wszystko ná świećie przedkładali, á zákocháć się ná ktorą przedtym y spoyrzeć nie mogli, mogą vmrzeć w sobie a żyć wkim inszym, mogą pałáć z dáleká, á ziębnąć z bliská, ná koniec mogą tám być raczey, gdźie zákocháli, niż gdźie właśnie są y residuią. B. Porwą się w tym huku y hałáśie wychowáłe szkápy, w bieg iuż żádnym wędźidłem nie vmiárkowánym,
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 24
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
w pracą wprawiony, pracą ma zaodpoczynek, a ów który niespokojny ma animusz, żadną miarą być ukontentowany, w niwczym, nie może, otoż już odtąd sobie samemu siły dodawać nie zaniecham, a twą nie wzgardziwszy życzliwością, głównym Nieprzyjacielem zostanę tym wszetecznicom miłości i Fortunie. T. Sztuka na Fortunę spojrzeć śmiele w oczy, nie podając tyłu, pomniąc, iż ona ślepota zwykła zarazać animusze, których się lęka, aby siły jej swą nie znieśli statecznością B. Już, już uwolnionym z Tyraństwa miłości, i Fortuna niesprawiedliwemi Altami nałogów swoich trudnić mię więcej nie wydoła. Mam władzą nad sobą samym, według zwyczaju swojego,
w prácą wpráwiony, pracą ma záodpoczynek, á ow ktory niespokoyny ma ánimusz, żadną miárą być ukontentowány, w niwczym, nie może, otoż iuż odtąd sobie sámemu śiły dodawáć nie zániecham, á twą nie wzgárdźiwszy życzliwośćią, głownym Nieprzyiacielem zostánę tym wszetecznicom miłośći y Fortunie. T. Sztuká ná Fortunę spoyrzeć śmiele w oczy, nie podáiąc tyłu, pomniąc, iż oná ślepotá zwykłá zárazáć ánimusze, ktorych się lęka, áby śiły iey swą nie znieśli státecznośćią B. Iuż, iuż uwolnionym z Tyránstwá miłośći, y Fortuná niespráwiedliwemi Altámi nałogow swoich trudnić mię więcey nie wydoła. Mam władzą nád sobą sámym, według zwyczáiu swoiego,
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 103
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
rzec, z Łacińskiego języka. B. Wiem ja co jest Fama, wiem co w sobie ma za własności i Fames, niewypolerowany dowcipu Prostaku i Głupcze. T. To mnie cieszy, żem nie sam na świecie. B. Jakobyś chciał rzeć. T. Nie ruszaj sięz miejsca, nie śmieszli spojrzeć Orlandowi w oczy którymeś jest Waszmość. B. Słusznie, słusznie, Słyszałeś ty kiedy o onym Manliusie Torqvacie Rzymianinie, dobrym moim Kompanie, T. Co się tylko szczególnie przedtym zwał Manliuszem, a potym Torqvatem go tytułowano, od onego złotego łancuha wziętego, z zabitego swemi rękoma napojedynku Francuza. B.
rzec, z Łáćińskiego ięzyká. B. Wiem ia co iest Fama, wiem co w sobie ma zá włásnośći y Fames, niewypolerowány dowćipu Prostaku y Głupcze. T. To mnie ćieszy, żem nie sąm ná świecie. B. Iákobyś chćiał rzeć. T. Nie ruszay sięz mieyscá, nie śmieszli spoyrzeć Orlándowi w oczy ktorymeś iest Wászmość. B. Słusznie, słusznie, Słyszałeś ty kiedy o onym Manliuśie Torqváćie Rzymiáninie, dobrym moim Kompanie, T. Co się tylko szczegulnie przedtym zwał Manliuszem, á potym Torqvatem go titułowano, od onego złotego łáncuhá wźiętego, z zábitego swemi rękomá nápoiedynku Fráncuza. B.
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 147
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, Rzecze: czemu chcesz mnie widzieć grzesznicę? Uciekać będziesz, pomówiwszy ze mną; Wzrok stracisz, boć się zarażą źrzenice; Bazyliszkiem mię osądzisz z wejrzenia, Gdyś sprośniejszego nie widział stworzenia. Patrzę z bojaźnią, bo to na mnie wiele, W Twarzy Anielskiej długo się przeglądać; Strach grzesznym w Święte oczy spojrzeć śmiele, W prżód Ich przyczyny, o tę łaskę żądać, Żeby nas grzesznych znali swej urody, Przez Boską miłość i pokutne wody. Więcej świadectwa szukać mi nie trzeba O dobrej Duszy, sam na ziemię padam, Już widzę jawnie, że nią rządzą Nieba, Głęboką prośbę przy Jej nogach składam: Błogosław Matko słudze
, Rzecze: czemu chcesz mnie widzieć grzesznicę? Uciekać będziesz, pomowiwszy ze mną; Wzrok stracisz, boć się zárażą źrzenice; Bázyliszkiem mię osądzisz z weyrzenia, Gdyś sprośnieyszego nie widział stworzenia. Pátrzę z boiaźnią, bo to ná mnie wiele, W Twárzy Anielskiey długo się przeglądać; Strach grzesznym w Swięte oczy spoyrzeć śmiele, W prżod Ich przyczyny, o tę łáskę żądać, Zeby nas grzesznych ználi swey urody, Przez Boską miłość y pokutne wody. Więcey świadectwa szukać mi nie trzeba O dobrey Duszy, sam ná ziemię padam, Już widzę iawnie, że nią rządzą Nieba, Głęboką proźbę przy Jey nogach skłádam: Błogosław Mátko słudze
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 163
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752