słowa dawać wiedzieć zda się/ jak się to rozumieć ma/ co miedzy temi słowy mówi/ Kto pożywa ciało moje, i pije krew moję, i Ciało moje prawdziwie jest pokarm i krew moja prawdziwie jest napój. Jakoby rzekł/ jeść ciało moje/ i pić moję krew/ jest/ jeść chleb/ który z stąpił z nieba: jest mnie jeść. Który ja/ jestem prawdziwie pokarm/ i prawdziwie napój. i kto ije chleb ten/ który z nieba zstąpił/ to jest/ kto mnie ije/ ije ten ciało moje/ i pije krew moję/ i nie umrze/ ale żyw będzie na wieki. A to dlamnie
słowá dáwáć wiedźieć zda sie/ iák sie to rozumieć ma/ co miedzy temi słowy mowi/ Kto pożywa ćiáło moie, y piie krew moię, y Ciáło moie prawdźiwie iest pokarm y krew moiá prawdźiwie iest napoy. Iákoby rzekł/ ieść ćiáło moie/ y pić moię krew/ iest/ ieść chleb/ ktory z stąpił z niebá: iest mnie ieść. Ktory ia/ iestem prawdźiwie pokarm/ y prawdźiwie napoy. y kto ije chleb ten/ ktory z niebá zstąpił/ to iest/ kto mnie ije/ ije ten ćiáło moie/ y piie krew moię/ y nie vmrze/ ále żyw będźie ná wieki. A to dlamnie
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 170
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
żyjemy, Próżno żywotem zowiemy. Sen to tylko, sen znikomy, Na krótki czas pozwolony,
Który wtenczas się wyjawi, Gdy nas śmierć pod ziemię wprawi. Lecz nasze mizerne siły Gdyby od ciebie nie były
Posilone, by kłopoty Nie szły od nas twymi wroty, Jużby ludzkiego plemienia Nie zostało i imienia.
Stąpże wdzięczny a smacznymi Obłap skrzydłami swoimi Dziewczę me; tobie samemu Wolno, nikomu inszemu.
Mnie się zaś nie tykaj, bo ja Tu stać będę u podwoja, Mając pod wartą te progi, Za którymi skarb tak drogi,
By złodzieje, by zbojnicy Nie skradli, a złajnicy Niech koło domu biegają A niech darmo
żyjemy, Prożno żywotem zowiemy. Sen to tylko, sen znikomy, Na krotki czas pozwolony,
Ktory wtenczas się wyjawi, Gdy nas śmierć pod ziemię wprawi. Lecz nasze mizerne siły Gdyby od ciebie nie były
Posilone, by kłopoty Nie szły od nas twymi wroty, Jużby ludzkiego plemienia Nie zostało i imienia.
Stąpże wdzięczny a smacznymi Obłap skrzydłami swoimi Dziewczę me; tobie samemu Wolno, nikomu inszemu.
Mnie się zaś nie tykaj, bo ja Tu stać będę u podwoja, Mając pod wartą te progi, Za ktorymi skarb tak drogi,
By złodzieje, by zbojnicy Nie skradli, a złajnicy Niech koło domu biegają A niech darmo
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 380
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
to uczynili że wam źle prognostykuje. Z nieszczęśliwych onych Miast Palestyńskich szły bicze do nieba trzaskające/ szła gęsto materia karania/ wszeteczeńsstwo/ obżarstwo/ opressja ubogich/ nieludzkość/ a nadewszytko zaślepienie we złym/ i tak się nazbierało siła tego wysoko/ że od ciężaru miało upaść na nie; a że Pan: Z stąpię/ prawi/ a obaczę jeżeli tak tam na ziemi jako tu w niebie słychać; jeżeli to stamtąd te Posełł i wyprawują z listami odpowiednemi co je tu widziemy; obaczeli że tak jest/ do puszczę żeby ten ogień którego tu do nieba tak obficie posłali spadł na ich głowę włąsną. Godne uważenia słowa pisma świętego
to vczynili że wam źle prognostykuie. Z niesczęśliwych onych Miast Pálestyńskich szły bicze do niebá trzáskáiące/ szłá gęsto máterya karánia/ wszéteczeńsstwo/ obżárstwo/ oppressya vbogich/ nieludzkość/ á nádewszytko záślepienie we złym/ y ták sie názbieráło śiłá tego wysoko/ że od ćiężaru miáło vpáść ná nie; á że Pan: Z stąpię/ práwi/ á obaczę ieżeli ták tám ná źiemi iáko tu w niebie słycháć; ieżeli to stámtąd te Posełł i wypráwuią z listámi odpowiednemi co ie tu widźiemy; obaczeli że ták iest/ do pusczę żeby ten ogień ktoreg^o^ tu do niebá ták obfićie posłáli spadł ná ich głowę włąsną. Godne vważenia słowá pismá świętégo
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: B4v
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
nią aby raz sztukę mięsa włoży, Jak żywo się jej kucharz już nie dochędoży; Niechaj ją wiechciem w nocy, niech szoruje we dnie, Co dalej, to cieńczeje, co dalej, to blednie. 408. WIELKI, WIĘKSZY, NAJWIĘKSZY BŁAZEN
Siła błaznów na świecie. Pierwszy Kserkses, który, Żeby z drogi stąpiła, słał posłów do góry. Drugi po nim w regiestrze Amfistydes chodzi, Co nie wiedział, ociec czy matka dzieci rodzi. 409. OMYŁKA
Jeden wielkiego pana mając gościa w domu, Kiedy mu się zszeptuje z żoną po kryjomu, Rzekomo uśnie pijany, a choć nie śpi, chrapie, Że się owi z komnaty
nię aby raz sztukę mięsa włoży, Jak żywo się jej kucharz już nie dochędoży; Niechaj ją wiechciem w nocy, niech szoruje we dnie, Co dalej, to cieńczeje, co dalej, to blednie. 408. WIELKI, WIĘKSZY, NAJWIĘKSZY BŁAZEN
Siła błaznów na świecie. Pierwszy Kserkses, który, Żeby z drogi stąpiła, słał posłów do góry. Drugi po nim w regiestrze Amfistydes chodzi, Co nie wiedział, ociec czy matka dzieci rodzi. 409. OMYŁKA
Jeden wielkiego pana mając gościa w domu, Kiedy mu się zszeptuje z żoną po kryjomu, Rzekomo uśnie pijany, a choć nie śpi, chrapie, Że się owi z komnaty
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 361
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z młodu. W Tuchowie na odpuście, na święty Piotr w Bieczu, I psy zna, nie rzkąc ludzi, na swoim porzeczu. Chociaż wojny nie służył i nie był za Lwowem, Dość, kiedy wie Gorlice, Bobową z Grybowem; Rzadko nie w samych gaciach, rzadko kiedy w pasie; Bez gorzałki nie stąpi i stąd za coś ma się, Że chłopom przy robocie minucyje czyta: Już tu z niego i szlachcic, i rzeczpospolita. Nie piszże mu: Mnie wielce Mościwemgo pana I brata niski sługa; wolałbyś szatana Albo kogo niż szatan gorszego rozdrażnić Aniżeli takiego mieszańca sprzyjaźnić.
Mało przyjdzie, niech się jej cnotliwy
z młodu. W Tuchowie na odpuście, na święty Piotr w Bieczu, I psy zna, nie rzkąc ludzi, na swoim porzeczu. Chociaż wojny nie służył i nie był za Lwowem, Dość, kiedy wie Gorlice, Bobową z Grybowem; Rzadko nie w samych gaciach, rzadko kiedy w pasie; Bez gorzałki nie stąpi i stąd za coś ma się, Że chłopom przy robocie minucyje czyta: Już tu z niego i szlachcic, i rzeczpospolita. Nie piszże mu: Mnie wielce Mościwemgo pana I brata niski sługa; wolałbyś szatana Albo kogo niż szatan gorszego rozdrażnić Aniżeli takiego mieszańca sprzyjaźnić.
Mało przyjdzie, niech się jej cnotliwy
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 392
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
; Pana nie zna; gwałtowne nie szkodzą mu chmury, Powódź mu nie zabierze, nie zbiją mu grady, Nie spali nieprzyjaciel; choć świata osady Mieszkańcem jest całego, i w lewo, i w prawo Pojrzawszy, do wszytkiego ma wolność, ma prawo:
Niechaj kto inszy kopce usypane liczy, On wszędy, kędy stąpi na ziemi, dziedziczy. Wszędy idzie swobodnie, a dla chleba kromki Otwarte mu pałace i książęce zamki. O dom się nie frasuje bynajmniej; jeśli tu Kapie nań, do inszego prowadzi się szczy tu. Ma wolność w zwierzu, w ptaku, ma i w rzecznej rybie, Może zabić, jeśli co po
; Pana nie zna; gwałtowne nie szkodzą mu chmury, Powódź mu nie zabierze, nie zbiją mu grady, Nie spali nieprzyjaciel; choć świata osady Mieszkańcem jest całego, i w lewo, i w prawo Pojźrawszy, do wszytkiego ma wolność, ma prawo:
Niechaj kto inszy kopce usypane liczy, On wszędy, kędy stąpi na ziemi, dziedziczy. Wszędy idzie swobodnie, a dla chleba kromki Otwarte mu pałace i książęce zamki. O dom się nie frasuje bynajmniej; jeśli tu Kapie nań, do inszego prowadzi się szczy tu. Ma wolność w zwierzu, w ptaku, ma i w rzecznej rybie, Może zabić, jeśli co po
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 409
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
a z kraju tamtego Do Węgier nakierował, a z Węgier do Polski, I mieszkał w Lusławicach niecnota swowolski. Pojmali go byli w Krakowie Męndycy, Jednak mu czynili cześć po każdej ulicy, Za onę jego godność, którą czynił w zborze, I za księgę, co pisał o swym Serwatorze. Na kamień gołą nogą stąpić mu nie dali, Drąc karty z ksiąg pod stopy je podkładali, Mówiący słowa one głośno znakomite: ,,Będę deptał wiary mej pismo jadowite". Zatem mu chcieli czynić w Wiśle ponurzanie, Ale się im z rąk wymknął nad ludzkie mniemanie. Chciał Belzebub pan Mucha, co go z piekła zową, Żeby go
a z kraju tamtego Do Węgier nakierował, a z Węgier do Polski, I mieszkał w Lusławicach niecnota swowolski. Poimali go byli w Krakowie Męndycy, Jednak mu czynili cześć po każdej ulicy, Za onę jego godność, którą czynił w zborze, I za księgę, co pisał o swym Serwatorze. Na kamień gołą nogą stąpić mu nie dali, Drąc karty z ksiąg pod stopy je podkładali, Mówiący słowa one głośno znakomite: ,,Będę deptał wiary mej pismo jadowite". Zatem mu chcieli czynić w Wiśle ponurzanie, Ale się im z rąk wymknął nad ludzkie mniemanie. Chciał Belzebub pan Mucha, co go z piekła zową, Żeby go
Skrót tekstu: ErZrzenAnKontr
Strona: 362
Tytuł:
Anatomia Martynusa Lutra Erazma z Roterdama
Autor:
Erazm z Rotterdamu
Tłumacz:
Jan Zrzenczycki
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
Wienny Jako tam wdzięcznym gościem od wszystkich przyjęty, Jako na nim z radości wuj polegał święty, Gdy na twarz jego patrząc, tu oczy, tu inne Podobieństwa kochane uznawał siostrzynne.
Pełne były ulice łuków wystawionych, Pełne sale poetów i rózg poświęconych, A wdzięczność, i rodzone pięknej Kalliopy, Gdzie pojrzał, gdzie i stąpił, w jego zaraz tropy. Z tem opuścił Wiennę, nie bez żądze jakiej Dłuższego z nią kochania. Jako swej Itaki Odjeżdżając Ulisses, z miłości uprzejmej Upatrował w pół morza ostatnie jej dymy. Wnet helweckie kantony gospodą mu były, Że cieniami wiecznemi Alpes zawaliły, Co za tor miał Annibal, gdy pierwszy je kował
Wienny Jako tam wdzięcznym gościem od wszystkich przyjęty, Jako na nim z radości wuj polegał święty, Gdy na twarz jego patrząc, tu oczy, tu inne Podobieństwa kochane uznawał siestrzynne.
Pełne były ulice łuków wystawionych, Pełne sale poetów i rózg poświęconych, A wdzięczność, i rodzone pięknej Kalliopy, Gdzie pojrzał, gdzie i stąpił, w jego zaraz tropy. Z tem opuścił Wiennę, nie bez żądze jakiej Dłuższego z nią kochania. Jako swej Itaki Odjeżdżając Ulisses, z miłości uprzejmej Upatrował w pół morza ostatnie jej dymy. Wnet helweckie kantony gospodą mu były, Że cieniami wiecznemi Alpes zawaliły, Co za tor miał Annibal, gdy pierwszy je kował
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 43
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
tobie, Żeś miał ojca ożywić i wyrazić w sobie, Samę rzecz przewyższała. Bo któż mógł i prędzej, I w wieku tak niedoszłym pojąć nad cię więcej? Kto pojąwazy uważyć i złożyć układniej? Nadewszystko, co w myśli, wymówić to snadniej? Jakobyć Hibla wieczna i zaraz gotowe Wypryskały, gdzie stąpisz, żródła Pegazowe. Kto bystrość postanowić młodego humoru Starym umieć rozumem? kto i do kandoru Serca ludzkość przysądzić, i w obojej cerze Jednę twarz uformować, w jakiej była mierze Katonowa powaga, Scypionowemi Osłodzona wdziękami. Ale przed inszemi, Niech ja tylko nie sama przymiotów twych chwalę, Lubo wszystkim (przyznam się) ku
tobie, Żeś miał ojca ożywić i wyrazić w sobie, Samę rzecz przewyższała. Bo któż mógł i pręcej, I w wieku tak niedoszłym pojąć nad cię więcej? Kto pojąwazy uważyć i złożyć układniej? Nadewszystko, co w myśli, wymówić to snadniej? Jakobyć Hibla wieczna i zaraz gotowe Wypryskały, gdzie stąpisz, żródła Pegazowe. Kto bystrość postanowić młodego humoru Starym umieć rozumem? kto i do kandoru Serca ludzkość przysądzić, i w obojej cerze Jednę twarz uformować, w jakiej była mierze Katonowa powaga, Scypionowemi Osłodzona wdziękami. Ale przed inszemi, Niech ja tylko nie sama przymiotów twych chwalę, Lubo wszystkim (przyznam się) ku
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 129
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
córy, Aż jej płaczę! a tylko zostało mi imię. Tak o wonnej Eurocie, gdy (myśląc) się zdrzymię, Złote jabłka mi się śnią, a ja bez pamięci, Chwytam, chwytam, cóż po tem, zostanę przy chęci. Już tylko i o tobie śnić mi się coś będzie, A gdzie stąpię, przedemną wdzięczny cień twój wszędzie. TREN II.
Ledwieś mi się jutrzenko moja pokazała, Ledwie na świat promyszczki złote swe wydała, A już gaśniesz, ani cię we mglistym obłoku Dojźrzeć mogę nieszczęsny i dotrzeć się wzroku. Cóż wdzięki twoje one z śmiechy niewinnemi? Jedno były promieńmi przerażającemi Serce moje. Teraz
córy, Aż jej płaczę! a tylko zostało mi imie. Tak o wonnej Eurocie, gdy (myśląc) się zdrzymię, Złote jabłka mi się śnią, a ja bez pamięci, Chwytam, chwytam, cóż po tem, zostanę przy chęci. Już tylko i o tobie śnić mi się coś będzie, A gdzie stąpię, przedemną wdzięczny cień twój wszędzie. TREN II.
Ledwieś mi się jutrzenko moja pokazała, Ledwie na świat promyszczki złote swe wydała, A już gaśniesz, ani cię we mglistym obłoku Dojżrzeć mogę nieszczęsny i dotrzeć się wzroku. Cóż wdzięki twoje one z śmiechy niewinnemi? Jedno były promieńmi przerażającemi Serce moje. Teraz
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 144
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861