i od końca dwie wieczerze w poście, Gospodarzów i na nich uważywszy goście — O, jak od ostatniego czwartku różny wtorek, Gdzie tenże bies wieczerza, co i podwieczorek: Chce na całe siedm niedziel mięsem i pampuchy Tłusty diabeł obetkać chrześcijańskie brzuchy. Ludzie z mózgu szaleni ścigają się kołem, Że im trzeba nazajutrz suć głowy popiołem: Grzech, swawola, rozpusta, bydło, wieprze, świnie. Gdyby kto nie przy rybach, nie przy dobrym winie, Nie siedm niedziel, lecz siedm lat o chlebie a soli Pokutował, nie minie karanie swejwoli; Bogdaj się te maszkary kiedyś nie przydadzą Na tych, co nimi dzisia twarzy swe szkaradzą
i od końca dwie wieczerze w poście, Gospodarzów i na nich uważywszy goście — O, jak od ostatniego czwartku różny wtorek, Gdzie tenże bies wieczerza, co i podwieczorek: Chce na całe siedm niedziel mięsem i pampuchy Tłusty diabeł obetkać chrześcijańskie brzuchy. Ludzie z mózgu szaleni ścigają się kołem, Że im trzeba nazajutrz suć głowy popiołem: Grzech, swawola, rozpusta, bydło, wieprze, świnie. Gdyby kto nie przy rybach, nie przy dobrym winie, Nie siedm niedziel, lecz siedm lat o chlebie a soli Pokutował, nie minie karanie swejwoli; Bogdaj się te maszkary kiedyś nie przydadzą Na tych, co nimi dzisia twarzy swe szkaradzą
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 69
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wyli, Gdy we psy od niej obróceni byli. Byli i tacy co łaskę i skrzele Mając pływali po jeziorach śmiele. Nawet i rozum, acz go nie zabrała Wszytkiego, jednak tak zapakowała, Że sobie stan on wszyscy smakowali Ani o pierwszym wspominać dawali. Tym i słonecze hamowała biegi, Tym i śród lata zimne suła śniegi I dżdże w połzimy lała, tym zielone Drzewa kilkakroć na rok ozdobione Listem i jabłkiem a zaś drogie schnęły, Kiedy je możne słowa jej przeklęły. Tym nawet wiedma dziwnymi sposoby Zimne umarłych otwierała groby. Przez ten gadziny złe abo się dają Wziąć w rękę, abo w sztoki rozsiadają. Ten srogie wichry i chmury
wyli, Gdy we psy od niej obroceni byli. Byli i tacy co łaskę i skrzele Mając pływali po jeziorach śmiele. Nawet i rozum, acz go nie zabrała Wszytkiego, jednak tak zapakowała, Że sobie stan on wszyscy smakowali Ani o pierwszym wspominać dawali. Tym i słonecze hamowała biegi, Tym i środ lata zimne suła śniegi I dżdże w połzimy lała, tym zielone Drzewa kilkakroć na rok ozdobione Listem i jabłkiem a zaś drogie schnęły, Kiedy je możne słowa jej przeklęły. Tym nawet wiedma dziwnymi sposoby Zimne umarłych otwierała groby. Przez ten gadziny złe abo się dają Wziąć w rękę, abo w sztoki rozsiadają. Ten srogie wichry i chmury
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 445
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
trwałe granice, Dziedzictwo od wszech otrzymał bezpieczne Najazdów prawnych i wszelkiej dzielnice; A miejsce sobie osiadszy stateczne I pożądanej dopadszy stolice, Od Pana, który-ć odjął moc i onę Przeszłą potęgę, świetną wziął koronę. III KANIKUŁA DO JAŚNIE WIELMOŻNEGO JEGOMOŚCI PANA KONIUSZEGO KORONNEGO
Com kiedyś śpiewał podczas kanikuły Nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły, Gdzie Psoł, gdzie Worskło toczą błotne wody I dwa słowiańskie graniczą narody, Tobie, Wielmożny Panie, ofiaruję, Którego jeśli łaskawym uczuję Tej lichej prace, do większej roboty Nabędę siły, nabędę ochoty. Teraz te karty, lubo ważą mało, Tobie nad inszych oddać mi się zdało, Boś, widzę,
trwałe granice, Dziedzictwo od wszech otrzymał bezpieczne Najazdów prawnych i wszelkiej dzielnice; A miejsce sobie osiadszy stateczne I pożądanej dopadszy stolice, Od Pana, który-ć odjął moc i onę Przeszłą potęgę, świetną wziął koronę. III KANIKUŁA DO JAŚNIE WIELMOŻNEGO JEGOMOŚCI PANA KONIUSZEGO KORONNEGO
Com kiedyś śpiewał podczas kanikuły Nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły, Gdzie Psoł, gdzie Worskło toczą błotne wody I dwa słowiańskie graniczą narody, Tobie, Wielmożny Panie, ofiaruję, Którego jeśli łaskawym uczuję Tej lichej prace, do większej roboty Nabędę siły, nabędę ochoty. Teraz te karty, lubo ważą mało, Tobie nad inszych oddać mi się zdało, Boś, widzę,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 151
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
swe wody Równo z Dnieprem w limańskie toczy czarne brody,
I ujściem głośna Sawrań, gdzie ostatnie pole Ukrainne zasiadło Nowe Koniecpole, I Tykicz ochmatowski, i te Sine Wody, Gdzie swe przeprawy mają ordyńskie narody, I rybna Desna, i Sem, który w Baturynie Trzydzieści i siedm w jednym kół obraca młynie, I Suła, co łożysko swoje ma pod Rumnem, I Worskło, co graniczy z Moskwicinem dumnem I przez saletrne płynie hadziackie osady, I Psoł, co się przez trzcinne przedziera zawady, I Oreł bliższy Krymu z kodackim Samarem, Kołmak i Merło sławny obozem niestarem, Albo i Dniestr chocimską pamiętny rozprawą, I Prut cecorską wiecznie nam
swe wody Równo z Dnieprem w limańskie toczy czarne brody,
I ujściem głośna Sawrań, gdzie ostatnie pole Ukrainne zasiadło Nowe Koniecpole, I Tykicz ochmatowski, i te Sine Wody, Gdzie swe przeprawy mają ordyńskie narody, I rybna Desna, i Sem, który w Baturynie Trzydzieści i siedm w jednym kół obraca młynie, I Suła, co łożysko swoje ma pod Rumnem, I Worskło, co graniczy z Moskwicinem dumnem I przez saletrne płynie hadziackie osady, I Psoł, co się przez trzcinne przedziera zawady, I Oreł bliższy Krymu z kodackim Samarem, Kołmak i Merło sławny obozem niestarem, Albo i Dniestr chocimską pamiętny rozprawą, I Prut cecorską wiecznie nam
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 176
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
NA WIERSZE MOJE
Jesz mięso, jesz ogórki, kasze, grochy, mleka; Jesz u stołu warzone i co się dopieka; Żółta, czarna i szara albo biała jucha, Wszytko to, wszytko zlewasz do jednego brzucha. Tu chrzan, kmin i gorczyca, pieprz, imbier, kubeba;
Jesz potem, do czego suć tych rzeczy nie trzeba. Jesz słodko, kwaśno, gorzko: każde to osobno Dobre. Niechżebyć wsiekał cebule w ryż drobno, Niechby wszytko to kucharz dał na jednej misie Miasto jedzenia, rzekłbyś: dlaboga, ckni mi się. Że taką w moich wierszach uczyniłem łększą, Tem u siebie pokładał przyczynę
NA WIERSZE MOJE
Jesz mięso, jesz ogórki, kasze, grochy, mleka; Jesz u stołu warzone i co się dopieka; Żółta, czarna i szara albo biała jucha, Wszytko to, wszytko zlewasz do jednego brzucha. Tu chrzan, kmin i gorczyca, pieprz, imbier, kubeba;
Jesz potem, do czego suć tych rzeczy nie trzeba. Jesz słodko, kwaśno, gorzko: każde to osobno Dobre. Niechżebyć wsiekał cebule w ryż drobno, Niechby wszytko to kucharz dał na jednej misie Miasto jedzenia, rzekłbyś: dlaboga, ckni mi się. Że taką w moich wierszach uczyniłem łększą, Tęm u siebie pokładał przyczynę
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 384
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, lako ogień, do czasu przysuty w-popiele, Trwało tylko; a zaraz tuszyć temu było, Ze póki w-tych zapedach ich się nam szcześciło, lako wprzód pod Krakowem, pod Kumejki potym, Toż na Starcu, i indziej, pokiśmy się stotym Ceszyć mogli pokojem, i bezpiecznie sobie Koło Dniepru i Suły na uszy spać obie: Ale kiedyż strzeż Boże powinienia nogi, Miał wypaść nie wątpliwie pożar ten to srogi, I ogarnąć Ojczyzne, i memal świat cały; Jakoż dosyć z-iskierki zapalił się mały. Kozacy co są? WOJNY DOMOWEJ PIERWSZEJ Część PIERWSZA
Jest Posada nie mała Chorążemu tedy Koronnemu poddana : a
, lako ogień, do czasu przysuty w-popiele, Trwáło tylko; á zaraz tuszyć temu było, Ze poki w-tych zapedach ich sie nam scześćiło, lako wprzod pod Krákowem, pod Kumeyki potym, Toż ná Starcu, i indźiey, pokiśmy sie ztotym Ceszyć mogli pokoiem, i bezpiecznie sobie Koło Dniepru i Suły na uszy spać obie: Ale kiedyż strzeż Boże powinienia nogi, Miał wypaść nie wątpliwie pożar ten to srogi, I ogarnąć Oyczyzne, i memal świat cały; Iákosz dosyć z-iskierki zapalił sie mały. Kozacy co są? WOYNY DOMOWEY PIERWSZEY CZESC PIERWSZA
Iest Posada nie mała Chorążemu tedy Koronnemu poddana : a
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 5
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Zaczym poszedł z-Wojskiem Ku Dnieprowi samemu, i tam pod Bobrojskiem Mało co i Możerem bawiąc się dobytym, Kraj tamten uspokoił. Który pod przykrytym Zwierzchu niebem utrzymać Wojsko mógł strapione. Aż gdy zima mineła, i w-tym rozsrożone. Przeszłe owe rankory, z-dziesiątkiem tysięcy (A miało ich z-za Suły przybyć wnet co więcej) Znowuz tam wyprawiony (jeźli mu z-tąd cnota Która kiedy przystała?) niejaki Hołota. I ten gdzieś nad prypecią Wołowicza zbiegszy Mało zdradą nie uszedł, kiedyby postrzegszy Gosiewski i Falenzdki z-Chorągwiami swymi Wskok go nie ratowali. I tak gotowymi Wsparli nieprzyjaciela, że nazad cofniony, Trafiwszy w
Záczym poszedł z-Woyskiem Ku Dnieprowi samemu, i tam pod Bobroyskiem Máło co i Mozerem bawiąc się dobytym, Kray tamten uspokoił. Ktory pod przykrytym Zwierzchu niebem utrzymać Woysko mogł strapione. Aż gdy zima minełá, i w-tym rozsrożone. Przeszłe owe rankory, z-dziesiątkiem tysiecy (A miało ich z-za Suły przybydź wnet co wiecy) Znowuz tam wypráwiony (ieźli mu z-tąd cnota Ktora kiedy przystała?) nieiáki Hołota. I ten gdźieś nad prypećią Wołowiczá zbiegszy Máło zdrádą nie uszedł, kiedyby postrzegszy Gosiewski i Falenzdki z-Chorągwiámi swymi Wskok go nie ratowáli. I tak gotowymi Wsparli nieprzyiaćielá, że nazád cofniony, Trafiwszy w
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 100
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
; ryba także w Rzece wspomnianej łowi się głowę, gębę, nos, oczy, ręce ludzkie mająca, jako tameczni Krajopiscy Światu oznajmują: w tejże Krainie, na zimę ludzie zamierają, si credendum.
Mela Auror Lib: 3. cap: 3. twierdzi o ludziach na Północych In- O LUDZIACH INNYCH OSOBLIWYCH.
sułach się znajdujących, którzy tak wielkie uszy mają, ze całe ciało, kiedy tego potrzeba pokrywają; co rozumiem czynią od słoty, wiatrów, tej zażywając od natury sobie pozwolonej oponczy, albo też idąc spać takową się przykrywają kołdrą, będąc zawsze nagiemi. Stąd ich zowią niektórzy Auritanos; Solinus, i Pliniusz nazywają ich
; ryba także w Rzece wspomnianey łowi się głowę, gębę, nos, oczy, ręce ludzkie maiąca, iako tameczni Kraiopiscy Swiatu oznaymuią: w teyże Krainie, na źimę ludzie zamieraią, si credendum.
Mela Auror Lib: 3. cap: 3. twierdzi o ludziach na Pułnocnych In- O LUDZIACH INNYCH OSOBLIWYCH.
sułach się znayduiących, ktorzy tak wielkie uszy maią, ze całe ciało, kiedy tego potrzeba pokrywaią; co rozumiem czynią od słoty, wiatrow, tey zażywaiąc od natury sobie pozwoloney oponczy, albo też idąc spać takową się przykrywaią kołdrą, będąc zawsze nagiemi. Ztąd ich zowią niektorzy Auritanos; Solinus, y Pliniusz nazywaią ich
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 104
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
który będzie warzył w polewce cielęcinnej/ abo z kura/ abo też w śliwowej. Tych tedy lekarstw abo klister będzie używał ten/ który zechce sobie odmiękczyć żywot zatwardziały: więtszych ani potrzeba przy wodzie używać/ i ja też ich wypisywać niechcę. Acz Wojciech Oczko/ szeroko dosyć aż nazbyt/ i znaki kompleksji opi- suje; i lekarstwa różne na różne choroby i członki ciała/ rozmaicie ludziom podaje: ale ani tego ludzie niepojmą/ i zażyć dobrze nie będą umieli: gdyż i u samych Medyków/ nauka używania lekarstw jest natrudniejsza; dla trudności/ i jakoby niepojętności każdego i szczególnego człowicka miary/ jako Galenus powiada. Dosyć tedy te
ktory będźie wárzył w polewce ćielęćinney/ ábo z kurá/ ábo też w śliwowey. Tych tedy lekarstw ábo klister będzie vżywał ten/ ktory zechce sobie odmiękcżyć żywot zátwardziały: więtszych áni potrzebá przy wodźie vżywać/ y ia też ich wypisywáć niechcę. Acż Woyćiech Ocżko/ szeroko dosyć áż názbyt/ y znáki complexiey opi- suie; y lekárstwá rożne ná rożne choroby y cżłonki ćiáłá/ rozmáićie ludźiom podáie: ále áni tego ludźie niepoymą/ y záżyć dobrze nie będą vmieli: gdyż y v samych Medykow/ náuká vżywánia lekarstw iest natrudnieysza; dla trudnośći/ y iakoby niepoiętnosći káżdego y szcżegulnego cżłowická miáry/ iáko Galenus powiáda. Dosyć tedy te
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 157.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
dopiero purpury rozłoży, Rozkosz kwiateczków, tę nielitościwa Ręka panieńska gdy zazdrośnie zrywa. Wszytkie kwiatki za tą W żałobie są stratą. Płakać li cię nam i twej młodej doby, Że nie przyszedłszy do całej ozdoby Z oczu nam gaśniesz? Czyli przy twych Manach Gorzko co dumać o podziemnych panach? Czyli stojąc kołem Głowy suć popiołem?
Ach! Niepomocna i daremna praca, Kto łzy przy grobach z oczu swych utraca! Płacz próżny, byśmy Erydanem lali Łzy i pierś biciem częstym mordowali, Kto w podziemnym grobie, Już spoczywa sobie. Uczciwe życie, postępki wspaniałe W poczet lat długich pójdą, lubo małe Dnie życia liczył, ani zajdą
dopiero purpury rozłoży, Rozkosz kwiateczków, tę nielutościwa Ręka panieńska gdy zazdrośnie zrywa. Wszytkie kwiatki za tą W żałobie są stratą. Płakać li cię nam i twej młodej doby, Że nie przyszedłszy do całej ozdoby Z oczu nam gaśniesz? Czyli przy twych Manach Gorzko co dumać o podziemnych panach? Czyli stojąc kołem Głowy suć popiołem?
Ach! Niepomocna i daremna praca, Kto łzy przy grobach z oczu swych utraca! Płacz próżny, byśmy Erydanem lali Łzy i pierś biciem częstym mordowali, Kto w podziemnym grobie, Już spoczywa sobie. Uczciwe życie, postępki wspaniałe W poczet lat długich pójdą, lubo małe Dnie życia liczył, ani zajdą
Skrót tekstu: GawPieśBar_II
Strona: 139
Tytuł:
Pieśni
Autor:
Jan Gawiński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965