Trzecie.
A zaś moja stawi Dama/ Już nie kruszec/ siebie sama. Droższy zakład jej Osoby Niż złoto Węgierskiej proby.
Przyjmie prawo i gałązzki/ Pieknemi zwięzuje wstąszki. Pokrowczyk z skory wierzbowy/ Kładzie by nie wiądł list płowy.
Tak jej miły tak jej wzięty/ Wespół go chowa zdrażnięty. I znim sypia/ i znim chodzi/ Patrzaj drewnu co się godzi?
Gdy już długo na nie schodzę/ I podeść ją we grze godzę. Aż mi się trafiło wcześnie/ Napaść na nią zrana we śnie.
Dobrydzień Panno/ Zielone? Ta trze snem oczy zmorzone. Ze się ledwie zorza bieli/ Maca wszędzie po
Trzećie.
A záś moiá stáwi Dámá/ Iuż nie kruszec/ śiebie sámá. Droższy zakład iey Osoby Niż złoto Węgierskiey proby.
Przyimie práwo y gáłąszki/ Pieknęmi zwięzuie wstąszki. Pokrowczyk z skory wierzbowy/ Kłádźie by nie wiądł list płowy.
Ták iey miły ták iey wźięty/ Wespoł go chowa zdrażnięty. Y znim sypia/ y znim chodźi/ Pátrzay drewnu co się godźi?
Gdy iuż długo ná nie schodzę/ Y podeść ią we grze godzę. Aż mi się tráfiło wcześnie/ Napáść ná nię zráná we śnie.
Dobrydźień Pánno/ Zielone? Tá trze snęm oczy zmorzone. Ze się ledwie zorza bieli/ Máca wszędźie po
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 167
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
; A tę, co ma słaby wzrok i zapadłe oczy, Poratuje cebulka sokiem, który toczy; Która sny ciężkie miewa, przez sen się porywa, Niechaj się liściem miasto pierzynki nakrywa; Której też czas iść za mąż i już każą lata, I wygląda młodzieńców, a nie widać swata, Niech z tym korzeniem sypia, a on sztucznie może I bez czarów małżeńskie zgotować jej łoże; Której zaś mąż odjedzie i nierychło wraca, Że się w łóżku wpółpustym z tęsknicą przewraca, Gdy się tym głąbem pasie, który to ma ziele, Mniejsza będzie tęsknica i miększe pościele; Jeśliś niepłodna ani znasz chętnej Lucyny, Zażyj kwiatków, a
; A tę, co ma słaby wzrok i zapadłe oczy, Poratuje cebulka sokiem, który toczy; Która sny ciężkie miewa, przez sen się porywa, Niechaj się liściem miasto pierzynki nakrywa; Której też czas iść za mąż i już każą lata, I wygląda młodzieńców, a nie widać swata, Niech z tym korzeniem sypia, a on sztucznie może I bez czarów małżeńskie zgotować jej łoże; Której zaś mąż odjedzie i nierychło wraca, Że się w łóżku wpółpustym z tęsknicą przewraca, Gdy się tym głąbem pasie, który to ma ziele, Mniejsza będzie tęsknica i miększe pościele; Jeśliś niepłodna ani znasz chętnej Lucyny, Zażyj kwiatków, a
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 48
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
chcesz-li odmienić urody, Zostaw mię śpiąco, cicho sięgaj wody. NA BIEGŁEGO
Wszytko wiesz wszędzie, co się kędy dzieje, Wiesz wszytkie stare, wiesz i nowe dzieje,
Wiesz, co się w niebie toczy i miesiącu, Wiesz, co kto mówi, chociaż w mil tysiącu; Że-ć z żoną sypia Jędrzej, i dziś będzie, I to wiesz pewnie, bo wszytko wiesz wszędzie. DO WŁADYSŁAWA SZMELINGA
Bracie Władysławie, Po złej w głowie sprawie, Ba, i w żołądku,
Kiedy w puzderku nie stało nam wątku, Ty bez ogródki Przyślij nam wódki;
A jeśli jeszcze dasz i piernika, Napiszę-ć na
chcesz-li odmienić urody, Zostaw mię śpiąco, cicho sięgaj wody. NA BIEGŁEGO
Wszytko wiesz wszędzie, co się kędy dzieje, Wiesz wszytkie stare, wiesz i nowe dzieje,
Wiesz, co się w niebie toczy i miesiącu, Wiesz, co kto mówi, chociaż w mil tysiącu; Że-ć z żoną sypia Jędrzej, i dziś będzie, I to wiesz pewnie, bo wszytko wiesz wszędzie. DO WŁADYSŁAWA SZMELINGA
Bracie Władysławie, Po złej w głowie sprawie, Ba, i w żołądku,
Kiedy w puzderku nie stało nam wątku, Ty bez ogródki Przyślij nam wódki;
A jeśli jeszcze dasz i piernika, Napiszę-ć na
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 117
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
przyjdą, i one Mają przychętki pieszczone: Kieliszek włudzić, w taniec iść gotowa, Bo bez białej płci dobra myśl jałowa.
Wszak też niedługo tej pracy, Jako będą w brzuchu żacy: Choć nam nie będą grać wychodzonego, Do łóżka tańcem pójdziemy młyńskiego. DO PSÓW
Psi, którzy tego strzeżecie pokoja, Gdzie sypia pani, gdzie zbiega myśl moja, Dla których ani z nią się mogę schodzić, Ani pilności matczynej podchodzić, Ani oszukać uprzykrzonej mamki, Ani zaglądać przez dziurę u klamki, Ani dziewczęta obsyłać wieńcami, Żeby trzymały język za zębami, Uśnijcie na czas, odpocznijcie sobie, Aza mi się co pociechy uskrobie; Wszak też
przyjdą, i one Mają przychętki pieszczone: Kieliszek włudzić, w taniec iść gotowa, Bo bez białej płci dobra myśl jałowa.
Wszak też niedługo tej pracy, Jako będą w brzuchu żacy: Choć nam nie będą grać wychodzonego, Do łóżka tańcem pójdziemy młyńskiego. DO PSÓW
Psi, którzy tego strzeżecie pokoja, Gdzie sypia pani, gdzie zbiega myśl moja, Dla których ani z nią się mogę schodzić, Ani pilności matczynej podchodzić, Ani oszukać uprzykrzonej mamki, Ani zaglądać przez dziurę u klamki, Ani dziewczęta obsyłać wieńcami, Żeby trzymały język za zębami, Uśnijcie na czas, odpocznijcie sobie, Aza mi się co pociechy uskrobie; Wszak też
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 169
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
białość sama/ mały glanc wydaje/ I wodniste znakuje w takich obyczaje.
O Kompleksji Melancholicznej. A gdzie zasię czarnawa króluje Cholera/ Insza jest obyczajów własność/ insza cera. Smutek tam w sercu i złość zasadza stolicę/ Nie wiele słów usłyszysz/ lecz czujną źrzenicę. W księgach/ ba i w czytaniu. Mało sypia taki. O o byczaje niedba/ chłop jest ladajaki. Na co umysł zaweźmie/ zwykł dokazać tego/ Nic nie rozumie w świecie sobie bezpiecznego. K nienawiści sposobne serce zawsze nosi/ Nikomu nic nie rad da/ i o nic nie prosi. Wiele chce/ a grosz ściszka/ pełen w sercu zdrady/
białość sámá/ mały glánc wydáie/ Y wodniste znákuie w tákich obyczáie.
O Komplexiey Melánkoliczney. A gdźie záśię czarnawa kroluie Cholerá/ Insza iest obyczáiow własność/ insza cerá. Smutek tám w sercu y złość zásadza stolicę/ Nie wiele słow vsłyszysz/ lecz czuyną źrzenicę. W kśięgách/ bá y w czytániu. Máło sypia táki. O o byczáie niedba/ chłop iest ládáiáki. Ná co vmysł záweźmie/ zwykł dokázáć tego/ Nic nie rozumie w świećie sobie bezpiecznego. K nienawiśći sposobne serce záwsze nośi/ Nikomu nic nie rad da/ y o nic nie prośi. Wiele chce/ á grosz śćiszka/ pełen w sercu zdrády/
Skrót tekstu: OlszSzkoła
Strona: Ev
Tytuł:
Szkoła Salernitańska
Autor:
Hieronim Olszowski
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
poradniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
się z niem po sklepach i piwnicach kryją. Barzo je trudno naleźć, bo ma z przyrodzenia, Że rado towarzysza i miejsce odmienia; Jednak, że go będziesz mógł naleźć, jedno jeszcze Powiem, jeśli tam przydziesz o północy, miejsce: Pewnie go najdziesz w domu, kędy Sen przebywa, Bo bez niego źle sypia, kiedy odpoczywa”.
XCI.
Acz Zdrada pospolicie zawżdy jest kłamliwa, Zda się jej ona powieść teraz tak prawdziwa, Że jej Michał uwierzył święty i z klasztoru Poleciał zaraz do Snu spokojnego dworu. Nie kwapi się umyślnie i owszem się waży Na skrzydłach na powietrzu, aby uszedł straży; I na czas właśnie przyszedł
się z niem po sklepach i piwnicach kryją. Barzo je trudno naleść, bo ma z przyrodzenia, Że rado towarzysza i miejsce odmienia; Jednak, że go będziesz mógł naleść, jedno jeszcze Powiem, jeśli tam przydziesz o północy, miejsce: Pewnie go najdziesz w domu, kędy Sen przebywa, Bo bez niego źle sypia, kiedy odpoczywa”.
XCI.
Acz Zdrada pospolicie zawżdy jest kłamliwa, Zda się jej ona powieść teraz tak prawdziwa, Że jej Michał uwierzył święty i z klasztoru Poleciał zaraz do Snu spokojnego dworu. Nie kwapi się umyślnie i owszem się waży Na skrzydłach na powietrzu, aby uszedł straży; I na czas właśnie przyszedł
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 318
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
od ludu gęstego ściśniony. Wszyscy go poważają, wszyscy się dziwują, Wszyscy, jako rycerza wielkiego, szanują.
LXIII.
Nie beł Kair tak wielki za czasu onego, Jako o niem słychamy za wieku naszego, Że w niem ludzie tak gęsto i ciasno mieszkają, Że ośmnaście tysięcy ulic mało mają I że ich wiele sypia po drogach kupami, Choć wszytkie domy mają ze trzema piętrami, I że tam sułtan zamek postawił budowny, Z wielkości i piękności dziwny i cudowny,
LXIV.
Że piętnaście tysięcy zawżdy położonych Żołnierzów, a z chrześcijan wszytkich poturczonych, Na niem zwykł chować z końmi, z dziećmi i z żonami, Wszytkich jednostajnemi nakrytych dachami
od ludu gęstego ściśniony. Wszyscy go poważają, wszyscy się dziwują, Wszyscy, jako rycerza wielkiego, szanują.
LXIII.
Nie beł Kair tak wielki za czasu onego, Jako o niem słychamy za wieku naszego, Że w niem ludzie tak gęsto i ciasno mieszkają, Że ośmnaście tysięcy ulic mało mają I że ich wiele sypia po drogach kupami, Choć wszytkie domy mają ze trzema piętrami, I że tam sułtan zamek postawił budowny, Z wielkości i piękności dziwny i cudowny,
LXIV.
Że piętnaście tysięcy zawżdy położonych Żołnierzów, a z chrześcijan wszytkich poturczonych, Na niem zwykł chować z końmi, z dziećmi i z żonami, Wszytkich jednostajnemi nakrytych dachami
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 346
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
kiedyć się podoba.
Ba, już ci czołem bije, po ziemi się tara, na komplementa wy wnętrza, nogi całuje i liże, z trzewika brud żłopie, na wągiel się pali, sztafiruje, umizga i oblizuje, z godzinami w zawody jak zagorzały kot lata, pod zorze się pławi, w nocy nie sypia, ustawicznie wzdycha, nudzi, melancholizuje i od siebie, jakby konał, odchodzi. Już na upominki ojca kradnie, na fortunę sekretnie zaciąga, trębaczów, muzyki, moczywąsów, darmostojów okrywa, chłopców na kozaki, na błazny i różne cudotwory strzyże, układa i przerabia. Już im od amorów piać, od trenów i
kiedyć się podoba.
Ba, już ci czołem bije, po ziemi się tara, na komplementa wy wnętrza, nogi całuje i liże, z trzewika brud żłopie, na wągiel się pali, sztafiruje, umizga i oblizuje, z godzinami w zawody jak zagorzały kot lata, pod zorze się pławi, w nocy nie sypia, ustawicznie wzdycha, nudzi, melancholizuje i od siebie, jakby konał, odchodzi. Już na upominki ojca kradnie, na fortunę sekretnie zaciąga, trębaczów, muzyki, moczywąsów, darmostojów okrywa, chłopców na kozaki, na błazny i różne cudotwory strzyże, układa i przerabia. Już im od amorów piać, od trenów i
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 255
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
potężny/ a skoro się nadół trochę schylisz/ obzczysz wnim samą osobę Naturalną Ojca świętego/ właśnie jak przy Zwierciedle stojącego/ potym gdy już przyjdziesz ku Zwierciadłu blisko/ zginie osoba owa Ojca świętego/ tylko coć będzie twoję własną reprezentowało. Pójdziesz potym dalej do inszych Papieskich Pokojów/ osobliwie do tego wktórym sam sypia/ i zostaje/ Czerwonym/ od złoty szczyro Frandzli i korun/ obitego Akszamitem/ gdzie i ziemia precz nakoło łoża/ takimże Aksamitem pokryta. Tuż zaraz Kaplica/ wktóry się Msza święta osobliwie pod czas/ gdy Ocieć święty zachoruje/ odprawować zwykła. A tak wszytkie obszedszy pokoje/ wróciś się znowu na wielką
potężny/ á skoro się nádoł trochę schylisz/ obzczysz wnim sámą osobę Náturálną Oycá świętego/ włásnie iák przy Zwierćiedle stoiącego/ potym gdy iuż przyidźiesz ku Zwierćiádłu blisko/ zginie osobá owá Oycá świętego/ tylko coć będźie twoię własną reprezentowáło. Poydźiesz potym dáley do inszych Papieskich Pokoiow/ osobliwie do tego wktorym sám sypiá/ y zostáie/ Czerwonym/ od złoty sczyro Frándzli y korun/ obitego Akszámitem/ gdźie y źiemiá precz nákoło łożá/ tákimże Aksámitem pokryta. Tuż záraz Káplicá/ wktory się Mszá święta osobliwie pod czás/ gdy Oćieć święty záchoruie/ odpráwowáć zwykłá. A ták wszytkie obszedszy pokoie/ wroćiś się znowu ná wielką
Skrót tekstu: DelicWłos
Strona: 106
Tytuł:
Delicje ziemie włoskiej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1665
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1665
, a stamtąd do innych krajów Polskich posyłają.
CALIONYMUS, inaczej URANOSCOPUS, albo Hemaerocaeta Niebowid, Astronom, że oko ku Niebu w głowie ma obrócone; któremu dał napis Symbolista: Ad Sydera vultus: Nil praeter Caelum. Galenus Medyk o tej mówi Rybie: URANOSCOPUS piscis vel invitus Caelum semper aspicit. W dzień tylko sypia, a całą noc po morzu buja, żarłoczność swoję kontentując połowem ryb.
CITHARAEDUS, alias Lutnista Ryba, że ma po sobie prąszki i żyły od głowy, do ogona idące, właśnie jak u Lutni strony, stąd Lutnistą nazwana.
BALAENA, albo CETE, Wieloryb Książę i Król Ryb dla wielkości ekstraodrynaryjnej; osobliwie w
, á ztamtąd do innych kraiow Polskich posyłaią.
CALIONYMUS, inaczey URANOSCOPUS, albo Hemaerocaeta Niebowid, Astronom, że oko ku Niebu w głowie ma obrocone; ktoremu dał napis Symbolista: Ad Sydera vultus: Nil praeter Caelum. Galenus Medyk o tey mowi Rybie: URANOSCOPUS piscis vel invitus Caelum semper aspicit. W dzień tylko sypia, á całą noc po morzu buia, żarłoczność swoię kontentuiąc połowem ryb.
CITHARAEDUS, alias Lutnista Ryba, że ma po sobie prąszki y żyły od głowy, do ogona idące, właśnie iak u Lutni strony, ztąd Lutnistą nazwana.
BALAENA, albo CETE, Wieloryb Xiążę y Krol Ryb dla wielkości extraordynaryiney; osobliwie w
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 623
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755