Trojej/ Nie leniwo nawrócę ku chałupce mojej. Kędyć bedę wyliczał/ trudy i niespane Nocy/ i dni wsprzykrzonym Szyszaku przetrwane. Podjazdy niebezpieczne/ tęskliwe podsłuchy; Okazje bez żadnej żywota otuchy. Przykry deszcz/ ciężkie zimno/ i nieznośne mrozy/ I co więc trapić zwykło wojenne obozy. Znosić trzeba w pochyłym kurcząc się szałasu: Gdzie od uciążliwego karki trzeszczą wczasu. Ziemia stół/ ziemia ławą/ twarde ziemia łoże/ Uważ co za wygoda i wczas tam być może. Jeśli też spracowane/ sen obłapi ciało/ A głowie na Kulbace wesprzeć się dostało. Ledwo się trochę zdrzymiesz/ aż kazą do koni; I tak niespana w tropy noc
Troiey/ Nie lęniwo náwrocę ku cháłupce moiey. Kędyć bedę wyliczał/ trudy y niespáne Nocy/ y dni wsprzykrzonym Szyszaku przetrwáne. Podiázdy niebeśpieczne/ tęskliwe podsłuchy; Okázye bez żadney żywotá otuchy. Przykry descz/ ćięszkie źimno/ y nieznośne mrozy/ Y co więc trapić zwykło woienne obozy. Znośić trzebá w pochyłym kurcząc się száłásu: Gdźie od vćiążliwego kárki trzeszczą wczásu. Ziemiá stoł/ źiemiá łáwą/ twárde źiemiá łoże/ Vważ co zá wygodá y wczás tám bydź może. Ieśli tesz sprácowáne/ sen obłápi ćiáło/ A głowie ná Kulbáce wesprzeć się dostáło. Ledwo się trochę zdrzymiesz/ áż kazą do koni; Y ták niespána w tropy noc
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 184
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
tak by należało stawać patryjocie — Na dobro prcwincyji, nie w ruin ochocie, Którą tak wyświadczoną często doznawacie: Do was mówię, moi bracia, którzy tam mieszkacie. A cóż z tego, że płaczą i nań narzekają, Sami się deputaci z tego wymawiają. Wyszedłem z puszczy mojej czasu niedawnego Z chruściąnego szałasu. Zoczę znajomego Kmiotka, a on z kiermaszu smutno i z innymi Idzie oraz z różnych wsiów sąsiadami swymi. Blisko tam gdzieś potoczek był krynicznej wody: Pragnących ten posilił. Aż w spoczynku szkody , Poczną swoje wyliczać z płaczem i mianować. Jak wiele z swej obory kto stracił, rachować. Nadstawiam, zbliżywszy się
tak by należało stawać patryjocie — Na dobro prcwincyji, nie w ruin ochocie, Którą tak wyświadczoną często doznawacie: Do was mówię, moi bracia, którzy tam mieszkacie. A cóż z tego, że płaczą i nań narzekają, Sami się deputaci z tego wymawiają. Wyszedłem z puszczy mojej czasu niedawnego Z chruściąnego szałasu. Zoczę znajomego Kmiotka, a on z kiermaszu smutno i z innymi Idzie oraz z różnych wsiów sąsiadami swymi. Blisko tam gdzieś potoczek był krynicznej wody: Pragnących ten posilił. Aż w spoczynku szkody , Poczną swoje wyliczać z płaczem i mianować. Jak wiele z swej obory kto stracił, rachować. Nadstawiam, zbliżywszy się
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 733
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
stał, ip. hetman z wojskiem, ale prędko do sprawy przyszliśmy i z Kamionki chorągwie w sukurs nadeszły: tandem noc zaskoczyła. W niebezpieczeństwie tem nie chcąc być, przeniosłem się do Kamionki; we dworze stałem bardzo wygodnie i wcześnie, gdy inni po piekarniach tułać się, inni na śniegu, pod szałasami mieścić się musieli.
Przez cały tydzień w polu in die nobilitas w szyku stała, tymczasem traktaty interea iks. biskupa wileńskiego z obu stron zachodziły. Tego dnia, którego wojsko z ip. hetmanem podeszło, zrabowali mi tatarowie wozy et victualia pobrali; wzięli mi i trębacza, ale go w kilka dni restituerunt. Wrócił
stał, jp. hetman z wojskiem, ale prędko do sprawy przyszliśmy i z Kamionki chorągwie w sukkurs nadeszły: tandem noc zaskoczyła. W niebezpieczeństwie tém nie chcąc być, przeniosłem się do Kamionki; we dworze stałem bardzo wygodnie i wcześnie, gdy inni po piekarniach tułać się, inni na śniegu, pod szałasami mieścić się musieli.
Przez cały tydzień w polu in die nobilitas w szyku stała, tymczasem traktaty interea jks. biskupa wileńskiego z obu stron zachodziły. Tego dnia, którego wojsko z jp. hetmanem podeszło, zrabowali mi tatarowie wozy et victualia pobrali; wzięli mi i trębacza, ale go w kilka dni restituerunt. Wrócił
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 64
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
. Źle, niebogo; czy nie wiesz, kiedy się odważą, Tak ludzie, jak bogowie, i na drzewo łażą. 199. NA BIESZCZAD
Wejźrawszy na podgórskich kątów pozy tury, Gdzie tylko same skały, lasy, strugi, góry, Oziminy nie pytaj, cnoty w tąż; chleb z gruce; Z szałasu trocha bryndze, żyntyca i buce. Kozy, ucieszne kozy, ma trzodo jedyna! Tu, gdzie przez zimny Beskid dochodzą nas wina, Swoje macie koszary, daj was Boże mijać, Bo patrząc, tylko z wami kraść się chce i zbijać.
Tak kędyś niedostępne perły przed gryfami; Zbójcy, bezecni zbójcy, nam
. Źle, niebogo; czy nie wiesz, kiedy się odważą, Tak ludzie, jak bogowie, i na drzewo łażą. 199. NA BIESZCZAD
Wejźrawszy na podgórskich kątów pozy tury, Gdzie tylko same skały, lasy, strugi, góry, Oziminy nie pytaj, cnoty w tąż; chleb z gruce; Z szałasu trocha bryndze, żyntyca i buce. Kozy, ucieszne kozy, ma trzodo jedyna! Tu, gdzie przez zimny Beskid dochodzą nas wina, Swoje macie koszary, daj was Boże mijać, Bo patrząc, tylko z wami kraść się chce i zbijać.
Tak kędyś niedostępne perły przed gryfami; Zbójcy, bezecni zbójcy, nam
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 285
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
swym urodzeniu o dziurze i szczerbie, Niechaj się równo z tymi, którzy o dwu, że są Od nich połową mniejszy, w szlachectwie nie niesą. Ledwie z jaja, ledwie się wywali z skorupy, W skok mu się żenić trzeba; trzech mil od chałupy Dalej nie był; nigdy by nie wylazł z szałasu, Gdyby nie dla jarmarku, odpustu, kiermaszu. Żeby mu się z zastola kędy chłopi w rzędzie Umknęli, kiedy z nimi do gorzałki siędzie. Honoru i inszego szlachectwa dowodu Nie trzeba; dosyć, dosyć, że był w Pilznie z młodu. W Tuchowie na odpuście, na święty Piotr w Bieczu, I psy
swym urodzeniu o dziurze i szczerbie, Niechaj się równo z tymi, którzy o dwu, że są Od nich połową mniejszy, w szlachectwie nie niesą. Ledwie z jaja, ledwie się wywali z skorupy, W skok mu się żenić trzeba; trzech mil od chałupy Dalej nie był; nigdy by nie wylazł z szałasu, Gdyby nie dla jarmarku, odpustu, kiermaszu. Żeby mu się z zastola kędy chłopi w rzędzie Umknęli, kiedy z nimi do gorzałki siędzie. Honoru i inszego szlachectwa dowodu Nie trzeba; dosyć, dosyć, że był w Pilznie z młodu. W Tuchowie na odpuście, na święty Piotr w Bieczu, I psy
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 392
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
dobywają, W ostatniej ziemi go macają. Tedy ze wszystką swą potęgą, Koronne wojska go oblegą, Wezmą mu ziemie, przejmą pasy, Zasłonią niebo, zatną lasy. A już północne wtem Triony, Hiperborskiemi spadną śrony, Świat zamięszają zawieruchy, Ziemię rozedmą przykre duchy. W burzliwem niebie i niewczasach Zołdat się kurczy po szałasach, Tęsknią i naszy na przestrzeni, Jako daleko oblężeni. Owym otwarte pola, kraje, Ziemia zamkniona tym zostaje. Przybywa blada z piekła jędza, Z tysiącem śmierci głód i nędza. Powiedzcie Muze, wiele było, Co tą zarazą ich zginęło, Jako ciekawie wściekła ona, Siekła ich biczem Tyzyfona. Ani ukażą z
dobywają, W ostatniej ziemi go macają. Tedy ze wszystką swą potęgą, Koronne wojska go oblegą, Wezmą mu ziemie, przejmą pasy, Zasłonią niebo, zatną lasy. A już północne wtem Tryony, Hiperborskiemi spadną śrony, Świat zamięszają zawieruchy, Ziemię rozedmą przykre duchy. W burzliwem niebie i niewczasach Zołdat się kurczy po szałasach, Tesknią i naszy na przestrzeni, Jako daleko oblężeni. Owym otwarte pola, kraje, Ziemia zamkniona tym zostaje. Przybywa blada z piekła jędza, Z tysiącem śmierci głód i nędza. Powiedzcie Muze, wiele było, Co tą zarazą ich zginęło, Jako ciekawie wściekła ona, Siekła ich biczem Tyzyfona. Ani ukażą z
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 21
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
koj mają I złe siostry bezdennej kadzi lać przestają. Mądra oraz waleczna Pallas, gdy w Atenie Alternatę zasiada, świetna tarcz na ścienie Wisi i srogi oszczep w kącie gdzieś wakuje, Wtenczas, gdy młodź w koncepty mądre poleruje. Apollo gdy z muzami śpiewa na Parnasie, Lutnia w ręku, a sajdak leży gdzieś w szałasie. Wtąż myśliwa Diana, gdy w Endymionie Pasie oczy, oparzy gonią gdzieś na stronie Bez myśliwca i szczwacza; jak rożna zabawa Pole i miłość, tak je złączyć trudna sprawa. I żaden z ludzi, z bogów nie dokazał tego, By jedno czyniąc nie miał porzucić drugiego. Lecz sam Mars władobronny tak jest galant
koj mają I złe siostry bezdennej kadzi lać przestają. Mądra oraz waleczna Pallas, gdy w Atenie Alternatę zasiada, świetna tarcz na ścienie Wisi i srogi oszczep w kącie gdzieś wakuje, Wtenczas, gdy młodź w koncepty mądre poleruje. Apollo gdy z muzami śpiewa na Parnasie, Lutnia w ręku, a sajdak leży gdzieś w szałasie. Wtąż myśliwa Dyana, gdy w Endymionie Pasie oczy, oparzy gonią gdzieś na stronie Bez myśliwca i szczwacza; jak rożna zabawa Pole i miłość, tak je złączyć trudna sprawa. I żaden z ludzi, z bogow nie dokazał tego, By jedno czyniąc nie miał porzucić drugiego. Lecz sam Mars władobronny tak jest galant
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 272
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
zrobienia namiotów. W tej mierze szkoda myślić, bo samemu carowi gotuje dziesięć tysięcy bawełnianych namiotów. Ale mam ja w majętności mojej jednego Matahusa, który namioty robi, jakich jeszcze świat nie widział i nie obaczy. Może w jednym stać cała chorągiew z wozami i z końmi, a w pojśrzodku kuchnia i spiżarnia, dokoła szałasy na wyrkach; kiedy deszcze idą, nie znać, tylko dołem woda przechodzi. Dla rotmistrza izdebka skórzana z piecykiem piekarnym, dla pieczenia chleba; a u wierzchu drąga strażnik siedzi w szelce jak w krześle, upatrując nieprzyjaciela. Kto nań z daleka patrzy, rozumie każdy, że to zamek krzemieniecki. Cóż po tym
zrobienia namiotów. W tej mierze szkoda myslić, bo samemu carowi gotuje dziesięć tysięcy bawełnianych namiotów. Ale mam ja w majętności mojej jednego Matahusa, który namioty robi, jakich jeszcze świat nie widział i nie obaczy. Może w jednym stać cała chorągiew z wozami i z końmi, a w pojśrzodku kuchnia i spiżarnia, dokoła szałasy na wyrkach; kiedy deszcze idą, nie znać, tylko dołem woda przechodzi. Dla rotmistrza izdebka skórzana z piecykiem piekarnym, dla pieczenia chleba; a u wierzchu drąga strażnik siedzi w szelce jak w krześle, upatrując nieprzyjaciela. Kto nań z daleka patrzy, rozumie każdy, że to zamek krzemieniecki. Cóż po tym
Skrót tekstu: NowSakBad
Strona: 327
Tytuł:
Sakwy
Autor:
Cadasylan Nowohracki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
to widząc/ tym śmielej natarli na naszych/ i na głowę ich porazili. Toż i o tych Litew. Tatarach rozumiemy/ iż się czarami i burtami bawią/ acz ich jest siła/ ale miedzy inszymi jako głowa Tatarzyn Asan Alejewicz nad Waką mieszkający. Ten nigdy nic w chałupie swej nie pocznie/ ten z szałasu nigdy nie wyjedzie/ ten pieniędzy których ma wiele/ nikomu nie pozyczy/ aż pierwej burtować musi/ jeśli się mu wrócą: na czym się często omyla. Jakoż i osoba i uroda prawie do burtowania kształtna/ i prawie osoba onego nieboszczyka Kalkasa Augura który Grekom pod Troją wrożył. Tenże Asan nietylko czarownikiem abo
to widząc/ tym śmieley nátarli ná nászych/ y ná głowę ich poráźili. Toż y o tych Litew. Tátárách rozumiemy/ iż się cżárámi y burtámi báwią/ ácż ich iest śiłá/ ále miedzy inszymi iáko głowá Tátárzyn Assan Aleiewicż nád Wáką mieszkáiący. Ten nigdy nic w cháłupie swey nie pocżnie/ ten z száłásu nigdy nie wyiedźie/ ten pieniędzy ktorych ma wiele/ nikomu nie pozycży/ áż pierwey burtowáć muśi/ ieśli się mu wrocą: ná cżym się cżęsto omyla. Iákoż y osobá y vrodá práwie do burtowánia kształtna/ y práwie osobá onego nieboszczyká Kálkasá Augurá ktory Grekom pod Troią wrożył. Tenże Assan nietylko cżárownikiem ábo
Skrót tekstu: CzyżAlf
Strona: 58
Tytuł:
Alfurkan tatarski
Autor:
Piotr Czyżewski
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
egzotyka, historia, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
m sam doznał/ ale i od tych którzy im niekiedy służyli/ słyszał. Naprzód tedy gdy już Uniwersał I. Król. M. abo I. M. Pana Hetmana do wiadomości ich przyjdzie/ aby gotowali się na wojnę/ nie lękliwie go przyjmują/ i owszem radzi temu iż się im droga otwiera do zapomagania szałasów swych. Rachują się ci chudzi na kogo kolej przyjdzie/ bo tym raz w dziesięć abo we dwanoście lat/ ledwie się dostanie z powinności jachać. Ci zaś bogatszy/ którzy ponędzili swoim łakomstwem swychże Tatar/ jako Achmeć Afendejewicz/ choć kilka osiadłości ma we dwóch powieciech/ tylko wyprawuje jednego konia. Asan Alejewicz mado
m sam doznał/ ále y od tych ktorzy im niekiedy służyli/ słyszał. Naprzod tedy gdy iuż Vniwersał I. Krol. M. ábo I. M. Páná Hetmáná do wiádomośći ich prziydźie/ áby gotowáli się ná woynę/ nie lękliwie go prziymuią/ y owszem rádźi temu iż się im drogá otwiera do zápomágánia száłásow swych. Ráchuią się ći chudźi ná kogo koley prziydzie/ bo tym raz w dźieśięć ábo we dwánośćie lat/ ledwie się dostánie z powinnośći iácháć. Ci záś bogátszy/ ktorzy ponędźili swoim łákomstwem swychże Tátar/ iáko Achmeć Affendeiewicż/ choć kilká ośiádłośći ma we dwuch powiećiech/ tylko wypráwuie iednego koniá. Assan Aleiewicż mado
Skrót tekstu: CzyżAlf
Strona: 61
Tytuł:
Alfurkan tatarski
Autor:
Piotr Czyżewski
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
egzotyka, historia, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617