z tym się wadzi, Tego głaszcze, tego łaje, Temu bierze, temu daje; Wtem gdy się najbardziej sadzi, Zwiodą go precz bez czeladzi I zaciągnąwszy zasłonę, Jak prędko zdejmą koronę, Aż on, co mu czołem bili, Z króla żakiem w małej chwili. Tak wszytkie rzeczy, co ludzi Świat nimi szali i łudzi, Mało w sobie mają wątku, Tak od końca, jak z początku. Tylko nas maszkarka zwodzi, Bo się człowiek nago rodzi, Potem przyjdzie do godności, Nabędzie skarbów i włości; Drugi i wyżej postąpi (Szczęście, kiedy chce, nie skąpi); Aż w jego najlepszej porze Śmierć pana kosą
z tym się wadzi, Tego głaszcze, tego łaje, Temu bierze, temu daje; Wtem gdy się najbardziej sadzi, Zwiodą go precz bez czeladzi I zaciągnąwszy zasłonę, Jak prędko zdejmą koronę, Aż on, co mu czołem bili, Z króla żakiem w małej chwili. Tak wszytkie rzeczy, co ludzi Świat nimi szali i łudzi, Mało w sobie mają wątku, Tak od końca, jak z początku. Tylko nas maszkarka zwodzi, Bo się człowiek nago rodzi, Potem przyjdzie do godności, Nabędzie skarbów i włości; Drugi i wyżej postąpi (Szczęście, kiedy chce, nie skąpi); Aż w jego najlepszej porze Śmierć pana kosą
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 143
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nie litował, A kiedy krzywdę ujrzę, abym tam przodkował''. Także go Lutrowymi rozkazał żyłami Na drajholcu zawiązać, inszych postronkami. Od tych czas się do Polski jęli ariani Wkradać, widząc, iże tu frocht złych niewiar tani. A na ten czas niejakie biczowniki byli Z Polski wygnali, co też ci światem szalili. Sam zaś Philofaster ciągnący do swego, Jako przy dworzech mówią, wierszyka onego: - "Gdy cię krajczym obiorą, umiej tę naukę, Najosobliwszą zawżdy zostaw sobie sztukę", Żołądek wziął Lutrowy i z Niemcy wszytkimi, Zwłaszcza co się szczynami spili Lutrowymi. Bo to o sobie często sam Erazmus mówił, A tym
nie litował, A kiedy krzywdę ujrzę, abym tam przodkował''. Także go Lutrowymi rozkazał żyłami Na drajholcu zawiązać, inszych postronkami. Od tych czas się do Polski jęli aryjani Wkradać, widząc, iże tu frocht złych niewiar tani. A na ten czas niejakie biczowniki byli Z Polski wygnali, co też ci światem szalili. Sam zaś Philofaster ciągnący do swego, Jako przy dworzech mówią, wierszyka onego: - "Gdy cię krajczym obiorą, umiej tę naukę, Najosobliwszą zawżdy zostaw sobie sztukę", Żołądek wziął Lutrowy i z Niemcy wszytkimi, Zwłaszcza co się szczynami spili Lutrowymi. Bo to o sobie często sam Erazmus mówił, A tym
Skrót tekstu: ErZrzenAnKontr
Strona: 367
Tytuł:
Anatomia Martynusa Lutra Erazma z Roterdama
Autor:
Erazm z Rotterdamu
Tłumacz:
Jan Zrzenczycki
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
by się posilić, co go tu czuć w ręku, Gdzie pomacasz, śliziuchno, nie masz nic na sęku. Gdy weń wejrzysz, wszystek cię zaraz znój ominie, A skoro go nachylisz, chłód na cię wypłynie. Więc się zakropić możesz, jeśli słonie pali, Albo się zaraz zakrop, niech tobą nie szali.
Nalewajże go we dzban, ja zaś w gardło wieję, Boć mi już dusza jakoś wyszuszona mdleje. Zwłaszcza gdy dzbana nie masz albo w nim niewiele, Rzuciłbym się do cebra lub do kufy śmiele. Tak to jest smaczny napój wina szlachetnego, Że go też i bogowie do stołu swojego Nosić
by się posilić, co go tu czuć w ręku, Gdzie pomacasz, śliziuchno, nie masz nic na sęku. Gdy weń wejrzysz, wszystek cię zaraz znój ominie, A skoro go nachylisz, chłód na cię wypłynie. Więc się zakropić możesz, jeśli słonie pali, Albo się zaraz zakrop, niech tobą nie szali.
Nalewajże go we dzban, ja zaś w gardło wieję, Boć mi już dusza jakoś wyszuszona mdleje. Zwłaszcza gdy dzbana nie masz albo w nim niewiele, Rzuciłbym się do cebra lub do kufy śmiele. Tak to jest smaczny napój wina szlachetnego, Że go też i bogowie do stołu swojego Nosić
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 257
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
azardzie? Co o niesposobności do czynienia dobrego? Gdzie albo żołądek przeładuje, albo gardło przeleje dziurawa żarłoctwa wątew. Idzie regularnie zegar i za stopniami samego słońca górując się życie zakonnych, czas i akcyje pracowitych ludzi punktualnie dysponuje, póki pomiarkowana perpendiculariter służy mu waga, a niechże ta najmniejszym przeładuje gwintem, i koła się szalono rozbiegają, i wszytka jego szacowna activitas do razu upadnie. Świt na wschodzie, południe nikt nie zgadnie, kiedy znaczyć będzie, młota bez liczby, bez rejestru zażyje, zgoła wszytkie w sobie oszali i powariuje czynienia. Agilitas w człowieku ułożona kształtnie pomiarkowanym krwie i siły posiłkiem utrzymuje się zawsze, zdrowie życiu i czas do
azardzie? Co o niesposobności do czynienia dobrego? Gdzie albo żołądek przeładuje, albo gardło przeleje dziurawa żarłoctwa wątew. Idzie regularnie zegar i za stopniami samego słońca górując się życie zakonnych, czas i akcyje pracowitych ludzi punktualnie dysponuje, póki pomiarkowana perpendiculariter służy mu waga, a niechże ta najmniejszym przeładuje gwintem, i koła się szalono rozbiegają, i wszytka jego szacowna activitas do razu upadnie. Świt na wschodzie, południe nikt nie zgadnie, kiedy znaczyć będzie, młota bez liczby, bez rejestru zażyje, zgoła wszytkie w sobie oszali i powariuje czynienia. Agilitas w człowieku ułożona kształtnie pomiarkowanym krwie i siły posiłkiem utrzymuje się zawsze, zdrowie życiu i czas do
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 184
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
w swą co żywo! Awoli są! Czemuż się mi nie ożywacie? Chociażem was mianował, nic nie odpowiadacie!
KUBA Barzośmy się przelękli, dlatego i twego Nic mogliśmy rozeznać głosu kochanego! Mój Matysku, przebacz nam, bośmy się i bali,
Jeżeli kto w osobie twej nami nie szali. Teraz cię, ot, witamy: witaj, bracie miły!
Omnes dicent
Aleć się tu barz dziwne rzeczy dziś zjawiły!
MATYS Cóż takiego, dlaboga?!
KUBA Straszne barzo rzeczy Widzieliśmy dziś z nieba; toć mamy na pieczy: Mamy pość gdzieś daleko, do Betlejem aże.
MATYS Wiem ci tamtę
w swą co żywo! Awoli są! Czemuż się mi nie ożywacie? Chociażem was mianował, nic nie odpowiadacie!
KUBA Barzośmy się przelękli, dlatego i twego Nic mogliśmy rozeznać głosu kochanego! Mój Matysku, przebacz nam, bośmy się i bali,
Jeżeli kto w osobie twej nami nie szali. Teraz cie, ot, witamy: witaj, bracie miły!
Omnes dicent
Aleć się tu barz dziwne rzeczy dziś zjawiły!
MATYS Cóż takiego, dlaboga?!
KUBA Straszne barzo rzeczy Widzieliśmy dziś z nieba; toć mamy na pieczy: Mamy pość gdzieś daleko, do Betlejem aże.
MATYS Wiem ci tamtę
Skrót tekstu: DialPańOkoń
Strona: 250
Tytuł:
Dialog o Narodzeniu Pańskim
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
jasełka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1661
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Staropolskie pastorałki dramatyczne: antologia
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Okoń
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1989
każe się człekowi owemu grzechów spowiadać: za każdym wyznaniem grzechu, coraz szala z nim podnosi się, za ostatnim wyjawionym grzechem obie szale zrownają się; Soqui nazad kuskale kij ów cofa, człekowi zstąpić z szali na skałę każe, puszcza jak sprawiedliwego. Jeśli by zaś który Penitent nie wyznał grzechów na owej wadze, szalę jego Soqui tak na dół spuszcza że aż zniej w przepaść pod ową skałą wpada, a stamtąd do piekła za złą wiarę swoję. Na tej wadze 7. razy był jeden Japończyk, i zważył że lepiej być Chrześcijaninem. Acosta. AZJA. O Indyj Pomorskiej i Japońskim Państwie.
MONARCHA JAPOŃSKI jest absolut: zwał
każe się człekowi owemu grzechow spowiádać: zá każdym wyznániem grzechu, coráz szalá z nim podnosi się, zá ostatnim wyiáwionym grzechem obie szále zrownáią się; Soqui názad kuskale kiy ow cofa, człekowi zstąpić z száli ná skałę każe, puszcza iak spráwiedliwego. Ieśli by zaś ktory Penitent nie wyznáł grzechow ná owey wádze, szalę iego Soqui tak ná doł spuszcza że aż zniey w przepaść pod ową skałą wpada, á ztamtąd do piekła zá złą wiarę swoię. Ná tey wádze 7. rázy był ieden Iápończyk, y zwáżył że lepiey bydź Chrześcianinem. Acosta. AZYA. O Indyi Pomorskiey y Iapońskim Państwie.
MONARCHA IAPONSKI iest absolut: zwáł
Skrót tekstu: ChmielAteny_II
Strona: 623
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 2
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1746
Data wydania (nie wcześniej niż):
1746
Data wydania (nie później niż):
1746
się ze mną? Patrz, jakoś się oszukał: tu zdybawszy ciebie, Gniew pomstą, a uciechą nakarmię sam siebie. Wiedz pewnie, choćbyś poszedł w piekielne niskości, Lubo wzięty do górnych stąd beł wysokości, Trafiłbym tam za tobą i konia wziął tego, Boś nie godzien, gdyż światem szalisz, tak dobrego.
XCVII.
A jeśli serca nie masz ze mną krwawym bojem Rozeprzeć się i raczej chcesz być za pokojem, Widząc, żeś mi nie rówien, i wolisz swojego Ochronić zdrowia, a zbyć cale uczciwego, Dajże konia, a już żyj, kiedyć żywot miły, A moje zaś tak
się ze mną? Patrz, jakoś się oszukał: tu zdybawszy ciebie, Gniew pomstą, a uciechą nakarmię sam siebie. Wiedz pewnie, choćbyś poszedł w piekielne nizkości, Lubo wzięty do górnych stąd beł wysokości, Trafiłbym tam za tobą i konia wziął tego, Boś nie godzien, gdyż światem szalisz, tak dobrego.
XCVII.
A jeśli serca nie masz ze mną krwawem bojem Rozeprzeć się i raczej chcesz być za pokojem, Widząc, żeś mi nie rówien, i wolisz swojego Ochronić zdrowia, a zbyć cale uczciwego, Dajże konia, a już żyj, kiedyć żywot miły, A moje zaś tak
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 452
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
byleś słyszała o dobrym przyjacielu, żeby był zdrów, o widzenie mniej byś dbała jego, i takąś mnie samemu więc dawała lekcję. Jedne to tylko miejsce du palais enchante tak szczęśliwe, do którego z tak wielką spieszyłaś się Wć moje serce pasją; i wiem, że gdyby na jedną położono go szalę z miłością przeciwko Celadonowi, wiem, że by nieboraka Celadona tysiącem i drugim przeważyła funtów. Że mi tak rozum, eksperiencja, doświadczenie rozumieć każe, nie miej za złe, moja jedyna dobrodziejko, boć to najmniejszej nie wadzi rzeczy, ponieważ ja z tym wszystkim kocham i kochać na wieki będę jedyną duszę moją.
byleś słyszała o dobrym przyjacielu, żeby był zdrów, o widzenie mniej byś dbała jego, i takąś mnie samemu więc dawała lekcję. Jedne to tylko miejsce du palais enchante tak szczęśliwe, do którego z tak wielką spieszyłaś się Wć moje serce pasją; i wiem, że gdyby na jedną położono go szalę z miłością przeciwko Celadonowi, wiem, że by nieboraka Celadona tysiącem i drugim przeważyła funtów. Że mi tak rozum, eksperiencja, doświadczenie rozumieć każe, nie miej za złe, moja jedyna dobrodziejko, boć to najmniejszej nie wadzi rzeczy, ponieważ ja z tym wszystkim kocham i kochać na wieki będę jedyną duszę moją.
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 229
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
na nich tyloż drugie wietrzników skrzypiało. Zaś niżej widzieć indeks i kompas słoneczny, Gdzie jak więzień wydawał glos ogromnowdzięczny Z muru zegar dzień z nocą dzieląc godzinami, Godziny kwadransami, kwadrans minutami. Jeszcze niżej znać było, że rząd ma fortece Sprawiedliwość mająca obosieczny w ręce Miecz, rytą miał na sobie w drugiej ręce szalę A tym się herbem miasto toż szczyciło cale. A przy tej Justicjej obrazie litery — W rynku stojąc — mógł czytać druk ten złotoszczery Po włosku, po francusku tudzież po łacinie, Którego i ten polski wiersz mój nie ominie: Tu czczą, karzą, chowają, lubią, nienawidzą Dobrych, złych, prawa,
na nich tyloż drugie wietrznikow skrzypiało. Zaś niżej widzieć indeks i kompas słoneczny, Gdzie jak więzień wydawał glos ogromnowdzięczny Z muru zegar dzień z nocą dzieląc godzinami, Godziny kwadransami, kwadrans minutami. Jeszcze niżej znać było, że rząd ma fortece Sprawiedliwość mająca obosieczny w ręce Miecz, rytą miał na sobie w drugiej ręce szalę A tym się herbem miasto toż szczyciło cale. A przy tej Justicyej obrazie litery — W rynku stojąc — mogł czytać druk ten złotoszczery Po włosku, po francusku tudzież po łacinie, Ktorego i ten polski wiersz moj nie ominie: Tu czczą, karzą, chowają, lubią, nienawidzą Dobrych, złych, prawa,
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 14
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949
ludzkich ręku, A dopieroż nie dudy, które nic prócz dźwięku Czczego w sobie nie mają; usta tu, nie palce, Słowa, z serca idące, boże czynią chwalcę. Źle formują do swoich ludzie jego uszy; Bodaj miasto wdzięczności tym się nie obruszy, Kiedy go tym, czym sami na świecie się szalą I czym starzy poganie swych bałwanów chwalą,
Czego usty i sercem trzeba się domagać, W jego świętym duchownym kościele chcą błagać. Sami, zawarszy usta, wszytkę myśl obrócą, Jeśli zgodnie na chórze muzykanci nucą. W uszu boskich organy i skrzypce, tak jako Miedź kotlarz, szynę kowal tłucze, brzmią jednako. Nawet
ludzkich ręku, A dopieroż nie dudy, które nic prócz dźwięku Czczego w sobie nie mają; usta tu, nie palce, Słowa, z serca idące, boże czynią chwalcę. Źle formują do swoich ludzie jego uszy; Bodaj miasto wdzięczności tym się nie obruszy, Kiedy go tym, czym sami na świecie się szalą I czym starzy poganie swych bałwanów chwalą,
Czego usty i sercem trzeba się domagać, W jego świętym duchownym kościele chcą błagać. Sami, zawarszy usta, wszytkę myśl obrócą, Jeśli zgodnie na chórze muzykanci nucą. W uszu boskich organy i skrzypce, tak jako Miedź kotlarz, szynę kowal tłucze, brzmią jednako. Nawet
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 506
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987